czwartek, 28 lutego 2019

Antykultura postu

Laudetur Iesus Christus!

Dziś tłusty czwartek - jakże hucznie obchodzony... . Nawet w mojej świeckiej pracy były pączki, podłej nota bene jakości ale jednak, a przed jedną cukiernią widziałem kolejkę kilkudziesięciu osób. Ciekaw jestem ile z tych osób które jadło dziś pączki pójdzie za tydzień w środę na Mszę, a ile z tych osób, które podda się tradycyjnemu popiołkowaniu podejmie rzeczywisty post.

Jednym ze znaczących acz nie zauważalnych elementów deformy liturgicznej było zniesienie przedpościa - czyli okresu przygotowania do wielkiego postu trwającego przez trzy niedziele i kończącego się się tradycyjnym nabożeństwem 40-godzinnym. W tym czasie post jeszcze nie obowiązywał - w okresie zapustnym stopniowo przechodzono w rytm pokuty. Był to dobry czas na głoszenie kazań przygotowujących do postu. Jest to tylko jeden z etapów rugowania postu jako takiego. 

Dużo poważniejsze jest zniesienie dyscypliny postnej jako takiej. Dawniej wielki post to rzeczywiście było wyrzeczenie. Post ilościowy obowiązywał prze wszystkie dni tego okresu poza niedzielami - wolno był spożywać jeden posiłek do syta i maksymalnie trzy dziennie. W piątki i soboty dodatkowo obowiązywał post jakościowy czyli od potraw mięsnych. Zgromadzenia zakonne, seminaria itp celebrowały post surowiej niż nakazywało prawo ogólne. Również wigilie ważnych uroczystości obchodzono post jakościowy i ilościowy.

Dla przeciwwagi dziś post obowiązuje tylko w środę popielcową i wielki piątek. Wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych będąca dziś naprawdę symbolicznym wyrzeczeniem obowiązuje co prawda w każdy piątek jeśli nie przypada uroczystość lub oktawa wielkanocna, jednak w wielu krajach istnieje indult a świadomość konieczności zachowania tej praktyki praktycznie zanikła. 

Żyjemy w kulturze, która jest antykulturą postu. To co wyewoluowało z postu - mianowicie karnawał, tłusty czwartek, ostatki są skrupulatnie zachowane, zaś sama przyczyna tych obyczajów została poniechana.  I żeby było jasne nie ma nic złego w zjedzeniu pączka, zabawie karnawałowej czy śledziku w ostatki, ale nie powinniśmy porzucać przyczyny dla której te obyczaje powstały.

Post czyli dobrowolne wyrzeczenie się rzeczy dobrej jest potrzebny nie Panu Bogu ale nam. Zwłaszcza dziś kiedy kultura zmusza nas niejako do niepohamowanej konsumpcji chciejmy pościć. Co prawda Kościół z Jego modernistycznymi pasterzami przestali nas już do postu zmuszać nie mniej idźmy za praktyką wieków, która uświęcała rzesze wiernych i szlifowała cnoty armii świętych. Podejmijmy post - chociaż taki jaki wynikał ze starych przepisów. Pamiętajmy jednakowoż iż postem nie jest rezygnacja z grzechu - to jest przykazanie moralne i konieczność. Nie pości ten kto porzuca palenie, obżarstwo czy pijaństwo. Owszem wielki post jest dobrym punktem wyjścia do walki z tymi grzechami, ale samej tej walki nie można nazwać postem. Post nie jest również dietą - wbrew temu co niektórzy sądzą nie można jednocześnie się odchudzać i pościć, albo robimy jedno albo drugie, post służy duszy, a odchudzanie ciału.

Pan nasz Jezus Chrystus dał nam przykład postu, przestrzegał także uczniów, że pewne rodzaje złych duchów można wypędzić tylko modlitwą i postem. Chciejmy zatem pójść za tą radą naszego Zbawiciela i podejmijmy post który wielki będzie nie tylko z nazwy. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

poniedziałek, 11 lutego 2019

Ostatnie namaszczenie vs sakrament chorych

Laudetur Iesus Christus!

Jednym z najmniej rozumianych sakramentów Kościoła jest właśnie ów piąty w kolejności sakrament. Istnieje wiele różnych poglądów na temat nazewnictwa także tego kiedy i jak go przyjmować. Niestety w ostatnich dziesięcioleciach doszło do mnóstwa wypaczeń związanych z tą ceremonią. 

Reforma liturgii, jak zapewne dobrze wiedzą czytelnicy bloga, polegała nie tylko na zmianie obrzędów mszalnych, ale także innych sakramentów. W przypadku piątego sakramentu doszło do zmiany zarówno nazwy, dyspozycji przyjmującego, formy oraz materii. Przez to wielu tradycjonalistów zadaje sobie pytanie czy jest to ten sam sakrament który ustanowił Chrystus Pan. Pobieżne spojrzenie na nowy ryt i słowa listu św. Jakuba, które stanowią podstawę biblijną sakramentu wydają się potwierdzać słuszność zmian. Niestety głębsze spojrzenie pokazuje jak bardzo zdemolowano ten sakrament pozostawiając jednak pewne pozory dobra.

Pierwszą kwestią jest nazwa. Określenie ostatnie namaszczenie rzeczywiście jest niezbyt fortunne. Jakkolwiek oczywiście zwykle bywa iż jest to ostatnie namaszczenie jakie przyjmuje katolik, to nie zawsze jest to prawdziwe. Sam autor bloga przyjął ten sakrament w takim wieku iż mógł jeszcze potem przyjąć namaszczenie związane z sakramentem święceń. Również w przypadku dzieci możliwe jest przyjęcie tego sakramentu przed bierzmowaniem, jednak dobra praktyka nakazuje najpierw wybierzmować a potem udzielić ostatniego namaszczenia. Oczywiście dotyczy to tylko sytuacji gdy powodem namaszczania jest prawdziwe zagrożenie życia związane z przeżywaną chorobą. Nowa nazwa "sakrament chorych" wydaje się lepiej odzwierciedlać istotę tego sakramentu. Tak więc tej kwestii nie ma specjalnie nic do zarzucenia, chociaż warto odnotować iż pojęcie choroby jest szerokie co dewastatorzy tego sakramentu skutecznie wykorzystali, ale mowa o tym będzie poniżej. Za nazwą ostatniego namaszczenia przemawia właśnie owa specjalna okoliczność którą jest zagrożenie życia.

Dawniej sakramentu ostatniego namaszczenia udzielano wtedy gdy choroba sprowadzała zagrożenie śmierci. Niewątpliwie wadą tego było częste zaniedbanie tego sakramentu i płynących zeń łask, należy jednak pamiętać że sakrament ten do zbawienia konieczny nie jest co zauważa sam św. Tomasz z Akwinu. Dzisiaj wystarczy że choroba lub niedołęstwo przybliża śmierć. Zresztą praktyka szafowania sakramentem chorych w praktyce dopuszcza każdą chorobę - nie wyłączając tych które zgonem nigdy się nie kończą. Bo jak inaczej uzasadnić praktykę odprawiania specjalnych Mszy Świętych lub nabożeństw ze zbiorowym udzielaniem tego sakramentu? Sam podczas takiej celebracji byłem zachęcany do przyjęcia tego sakramentu - rzecz jasna odmówiłem, bo nie znajdowałem się w stanie w którym ten sakrament byłby zasadnie udzielony. Powracając do kwestii pastoralnych - często podkreślana na blogu zasada salus animarum w odniesieniu do ostatniego namaszczenia określała iż skutkiem tego sakramentu jest walka z grzechem, odpuszczenie kary doczesnej za grzechy, a uwolnienie od cierpienia i wyzdrowienie tylko wówczas gdy byłoby to dobre dla duszy. Z pewnością są to także skutki tego sakramentu jednak nie są one najważniejsze i nie można wymagać by one zachodziły. Ostatnie namaszczenie przyjmuje się po to aby dobrze przygotować się na śmierć, a nie po to by ją zażegnać. Stąd też w modlitwach znajduje się modlitwa "duszo chrześcijańska wynijdź z tego świata" której kapłani często obawiają się odmawiać.  Z pewnością też nie należy ulegać mitom jakoby przyjęcie tego sakramentu było nieuchronnie związane ze śmiercią, wszak także w starym nauczaniu podkreślano iż można ten sakrament powtarzać. Jednak z pewnością zbiorowe celebracje jak również udzielanie tego sakramentu tylko z powodu starości bądź błahej choroby jest nadużyciem.

Poważniejszą kwestią jest zmiana formy tego sakramentu. Wypływa ona zresztą z błędnej nauki o skutkach tego sakramentu. Nowa forma brzmi tak: "Przez to święte namaszczenie niech Pan w swoim nieskończonym miłosierdziu wspomoże ciebie łaską Ducha Świętego. Pan, który odpuszcza ci grzechy niech cię wybawi i łaskawie podźwignie. Amen." Wydaje się że powyższe słowa lepiej oddają istotę sakramentu niż stare: "Przez to święte namaszczenie i przez najdobrotliwsze miłosierdzie Swoje nich ci odpuści Pan, cokolwiek przewiniłeś wzrokiem... słuchem... powonieniem... smakiem... mówieniem... dotykaniem... i chodzeniem." Zaznaczają się różnice w pojmowaniu skutków tego sakramentu - w nowej formule akcentuje się uzdrowienie fizyczne i ulgę w fizycznym cierpieniu, w starej zaś formule zaznacza odpuszczenie grzechów. Warto popatrzyć tutaj na katolicką soteriologię, która uczy nas że cierpienie i śmierć i przyszły na świat właśnie przez śmierć. Sam Chrystus Pan uzdrawiając chorych zawsze podkreślał konieczność uzdrowienia duchowego i zawsze mówił o odpuszczeniu grzechów. Stara formuła sakramentalna jest zatem lepsza ponieważ określa łaski które muszą zostać wylane jeśli uzdrowienie fizyczne ma nastąpić. Niestety duchowieństwo mało interesuje się kwestią uzdrowień. Trzeba jasno podkreślać że uzdrowienia fizyczne niepołączone z uleczeniem duszy nie pochodzą od Pana Boga... . 

Wreszcie sama materia sakramentu. W starym rycie namaszczenia dokonuje się olejem który zawsze musi być poświęcony i egzorcyzmowany przez biskupa oraz sporządzony z oliwy z oliwek. Materią bliższą jest namaszczenie zmysłów o których mowa w formie sakramentalnej. Obrzędy poświęcenia oleju chorych odwoływały się do wszystkich skutków tego sakramentu. Również egzorcyzmowanie wzmacniało moc materii sakramentalnej. W nowym obrzędzie wystarczy olej roślinny, może być pobłogosławiony (sic!) przez kapłana celebrującego namaszczenie i to tylko na czas sprawowania obrzędu. Namaszcza się czoło i dłonie chorego, chociaż zgodnie z obyczajem miejscowym można namaścić inne części ciała. Widać więc zasadnicze różnice... . Olej chorych po staremu jest egzorcyzmowany i poświęconych przez biskupa co ma wyrażać łączność z urzędem apostolskim. W nowy zaś sposób olej chorych jest zaledwie błogosławiony. Czym się oba akty różnią tłumaczyłem już w innych wpisach, ale w skrócie rzecz poświęconą oddaje się na wyłączną służbę Bożą, a błogosławieństwo to uproszenie łask dla spraw doczesnych. Pobłogosławiony olej można z powodzeniem użyć do smażenia frytek, podczas gdy w przypadku oleju poświęconego jest to już nadużycie i grzech przeciw drugiemu przykazaniu Bożemu. Wydaje się że materia sakramentalna winna być jednak poświęcona (konsekrowana), ale może jako wyklęty kleryk bez stopni i tytułów naukowych znam się na tych sprawach mniej niż uczeni doktorzy modernizmu. Znamiennym jest także fakt iż olej pobłogosławiony przez kapłana jest "ważny" tylko na czas sprawowania sakramentu - zatrąca to moim zdaniem mocno protestanckim sposobem myślenia. Per analogiam - skoro Eucharystia jest ważna także po jej sprawowaniu to jest tak również z właściwie poświęconym olejem. Warto zwrócić uwagę że zmiana dotyczy także substancji oleju. Wiemy że wszystkie sakramenty ustanowił Chrystus Pan  - jest mocno wątpliwe, że w przypadku ostatniego namaszczenia twierdził o byle jakim roślinnym oleju, skoro tak wyraźnie w świętej Ewangelii mamy naukę o materii chrztu i Eucharystii, gdzie nie chodzi o byle jaką ciecz ale jasno określoną... . Już św. Tomasz zauważa, że w niektórych krajach oliwki nie rosną, poleca jednak by się o taki olej postarać, a w przypadku jego braku sakramentu po prostu nie udzielać. Dzisiaj kiedy w każdym niemal sklepie spożywczym można kupić oliwę z oliwek argument niedostępności po prostu upada. Również dostępność biskupów i rozmiary diecezji są takie, że nieposiadanie przez parafię oleju poświęconego przez biskupa to po prostu zwykłe zaniedbanie.

Pomimo tego iż powierzchownie zmiany w sposobie pojmowania piątego sakramentu Kościoła wydają się zasadne, bardziej zbliżają przyjmujących do świadomego przyjęcia tego sakramentu oraz lepiej wyrażają słowa listu św. Jakuba o tym obrzędzie to jednak jako wyklęty kleryk opowiadam się za ostatnim namaszczeniem. Nie twierdzę że nowe namaszczenie jest nieważne aczkolwiek przynajmniej w pewnych wypadkach można mieć co do tego wątpliwości. Najbardziej destrukcyjną zmianą jest moim zdaniem właśnie owe przeniesienie akcentu z uzdrowienia duchowego na fizyczne. Jest to niestety zgodne z ogólną zmianą paradygmatu w duszpasterstwie. Paradoksalnie właśnie takie rozłożenie akcentów może niweczyć skutek uzdrowienia fizycznego zgodnie z argumentacją jaką podałem powyżej. Wobec tego wszystkiego zachęcam wiernych do wybierania ostatniego namaszczenia zwłaszcza w sytuacji w której jest już naprawdę źle i śmierć zbliża się nieubłaganie.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

sobota, 2 lutego 2019

Wywód wartość czy upokorzenie?

Laudetur Iesus Christus!

Dziś obchodzimy święto oczyszczenia NMP czyli w nowej nomenklaturze Ofiarowanie Pańskie. Zgodnie z Tradycją 40 dni po narodzenia naszego Pana Jezusa Chrystusa Maryja i Józef zanieśli go do Świątyni aby złożyć ofiarę za narodzone dziecko jak nakazywać żydowski zwyczaj. Ceremonia ta miała podwójny wymiar, z jednej strony stanowiła podziękowanie za dar macierzyństwa i ojcostwa, z drugiej strony odwoływała się do prawdy iż dziecko nie jest własnością rodziców ale Pana Boga. Katolicka mądrość liturgiczna przejęła ów zwyczaj, który w rycie rzymskim zowie się wywodem. 

Obrzęd wywodu sprawowany być może albo wraz ze chrztem dziecka, albo oddzielnie. W dawniejszych czasach kiedy ludzie zachowywali więcej wiary i chrztu nie odkładano na dalekie miesiące po narodzenia lub nawet ponad rok - dziecko przynoszono do chrztu zaraz w dniu urodzin lub nazajutrz. Zwykle matka w chrzcinach nie uczestniczyła z powodu słabości związanej z połogiem. Dopiero gdy odzyskiwała siły przychodziła do świątyni wraz z dzieckiem aby poddać się wywodowi. Sam wywód to specjalne błogosławieństwo jakie matka otrzymuje po urodzeniu dziecka. Obrzęd jest krótki choć składa się z wielu elementów. Najpierw kapłan prowadzi matkę z dzieckiem od kruchty do wielkiego ołtarza odmawiając antyfonę maryjną "sub Tuum presidium". Następnie przy wielkim ołtarzu kropi matkę i dziecko wodą święconą oraz odmawia hymn Magnificat. Potem wszyscy odmawiają Modlitwę Pańską, następują krótkie suplikacje i dwie modlitwy - jedna w intencji matki, a druga w intencji dziecka. Na koniec kapłan błogosławi matkę. Obrzęd odprawia się w dwóch wersjach - po urodzeniu dziecka żywego i po urodzeniu dziecka martwego. Oddaje to realizm z jakim Kościół podchodzi do kwestii związanej z macierzyństwem.

Niestety w czasie deformy liturgii po ostatnim soborze obrzęd ów poddano wielkiej krytyce i doszło do tego iż dziś nie sprawuje się go wcale, choć zawsze można go było w pełni odprawiać w języku narodowym. Jako główną przyczynę podawano rzekome upokorzenie kobiety, która po porodzie wymaga oczyszczenia aby móc znowu uczestniczyć w liturgii. Przede wszystkim wywód nigdy nie był obligatoryjny, aczkolwiek zwykle przestrzegano tej ceremonii. Po drugie obrzęd ten jest wspomnieniem czynności Najświętszej Maryi Panny która przyszła do Świątyni chociaż jako niepokalana oczyszczenia nie potrzebowała. I dzisiaj nie potrzeba oczyszczenia w takim rozumieniu jak to praktykowali żydzi. Owszem oczyszczamy swe dusze przed przyjmowaniem sakramentów żywych przez chrzest oraz pokutę sakramentalną, jednak nie potrzebujemy symbolicznych oczyszczeń ciała. W rzeczywistości wywód jest podziękowaniem Kościoła dla matki za trudy macierzyństwa, za to że zdecydowała się na macierzyństwo. Wywód wypełnia także formę deklaracji matki że chce wychować dziecko po katolicku zwłaszcza jeśli chrzest odbył się o czasie tzn bezpośrednio po chrzcie i matka nie mogła w nim uczestniczyć. W końcu wywód jest ofiarowaniem samego dziecka Panu Bogu, uznaniem że matka nie jest właścicielką dziecka, ale że otrzymała je jako dar od Pana Boga, jednak dziecko jest własnością samego Boga. Ten obrzęd ma przypomnieć o tym że dziecko jako osoba ma własną autonomię. Wreszcie wywód daje Matce i dziecku określone łaski które wyrażają modlitwy wypowiadane przez kapłana w czasie wywodu.

Historia wywodu uczy że nie warto ulegać chwilowym modom oraz niepotwierdzonym opiniom teologicznym. Raczej lepiej jest zaufać wielowiekowej mądrości Kościoła, a gdy się czegoś nie rozumie dobrze jest zgłębić temat w dobrych źródłach. Z pewnością żadna kobieta poddając się wywodowi nie straci swojej godności, tak jak nie straciła Matka Boża, a na pewno wiele może zyskać. Przeto chrzcząc dzieci w rycie katolickim starajmy się także o ceremonię wywodu. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk