piątek, 28 czerwca 2019

Polityka personalna Kościoła

Laudetur Iesus Christus!

Co roku w okresie przed wakacyjnym poszczególne kurie ogłaszają zmiany personalne na terenie swojej diecezji bądź prowincji zakonnej. Te coroczne relokacje kapłańskie bądź jak to niektórzy nazywają swoiste wędrówki ludów są przyczynkiem do wielu spekulacji osądów a nierzadko także grzechu plotki obmowy czy nawet oszczerstwa. Nawet świeckie przedsiębiorstwa prawdy zwane prasą radiem czy telewizją bardzo chętnie komentują decyzje hierarchów.

Warto zatem zastanowić się nad tym czym podyktowane są owe zmiany i dlaczego następują właśnie w tym okresie oraz zrozumieć dlaczego podlegają im kapłani wszystkich stanów niezależnie od tego czy sprawdzali się na swoich obecnych stanowiskach czy też mieli mniej lub bardziej obciążone sumienie nie albo po prostu sobie nie radzili.

Przykro o tym wspinać ale gros zmian jak również ich pora podyktowane są przyczynami świeckimi. Naturalnym i wynikającym z rytmu wiary byłyby relokacje dokonywane na przełomie listopada i grudnia czyli przy okazji zmiany roku liturgicznego. Przeprowadzanie zmian w okresie wakacyjnym suponuje daleko idącą układność wobec ducha tego świata. Oczywiście zmiany dokonane w okresie wakacyjnym są bardziej pragmatyczne nie mniej moja propozycja bardziej podkreśla główne zadanie kapłana jakim jest służba Boża. Sprowadzanie kapłana do jego obowiązków katechetycznych jest niesamowitym redukcjonizmem. Kompletnie niedopuszczalną a niestety częstą praktyką jest ustalanie liczby kapłanów w danej parafii w zależności od ilości godzin katechezy szkolnej. Nie twierdzę że jest to faktor kompletnie nieznaczący ale na pewno nie decydujący. W głównej mierze decydować powinna ilość zamawianych intencji mszalnych oraz potrzeby duszpasterskie parafii czego nie zawsze dobrym miernikiem jest ilość podległych parafii szkół. 

Niestety biskupi zaprzepaszczają ceremonię rozdania dekretów jako moment spotkania i rozmowy ze swoimi kapłanami. Dokumenty soborowe jak również zmiany podziały administracyjnego Kościoła szły w kierunku zmniejszenia diecezji po to aby biskupi byli realnymi arcypasterzami i znali swoich kapłanów. Tymczasem zdarza się że dekretów nie rozdaje nawet sam biskup diecezjalny. Przykre jest także cedowanie obowiązku planowania podziału obowiązków w diecezji wikariuszowi generalnemu - jakkolwiek może i powinien on pomagać to jednak kapłani nie powinni mieć wątpliwości, że to biskup przydziela i zadania. Wielu kapłanów skarży mi się że wobec takiej polityki można by było ograniczyć się w zasadzie do wysłania listu z dekretem zamiast organizowania fasadowej uroczystości w kurii.

Zmiany jakie zachodzą są co roku we wszystkich diecezjach są wyrazem władzy biskupa ordynariusza oraz jego strategii personalnej. Zauważa się niestety kilka niepokojących trendów. Zwłaszcza w diecezjach w których brakuje kapłanów następującą częste zmiany wikariuszy jakby skrócony okres stażu wikarego miał być kompensowany wieloma placówkami i w ten sposób uzupełnić brak doświadczenia. Niestety takie podejście jest ze szkodą zarówno dla kapłana jak i dla wiernych. Optymalny czas posługi wikarego na parafii wynosi 5 lat - może być dłuższy ale nie powinie być krótszy niż 3 lata, wynika to z dynamiki tworzenia więzi, które muszą zaistnieć jeśli relacja duszpasterska ma być owocna. Pewnym przeciwieństwem zdarzającym się już dość rzadko jest utrzymywanie zwłaszcza neoprezbitera wiele lat na tej samej parafii. Zmiany wikarych uczą ich by nie przywiązywali się zbytnio do swoich placówek, by byli otwarci na potrzeby Kościoła. Jednak zmiany nie powinny zachodzić tylko z tego powodu że jakiś kapłan jest już zbyt długo w danym miejscu. Podstawowym dobrem powinno być zbawienie dusz zarówno wiernych jak i kapłana. Niestety działanie w tym paradygmacie wymaga od przełożonego dobrej znajomości swojego prezbiterium. 

Stałość powinna przyświecać wszystkim zmianom w Kościele. Ten oksymoron zasłyszany kiedyś od starszego kapłana powtarzam nauczony już wieloma sytuacjami kiedy pochopna decyzja popsuła więcej niż stan faktyczny. Szczególnym urzędem narażonym negatywnie na zmiany jest proboszcz. Co prawda instytucja proboszczów nieusuwalnych była swoistym rakiem, to jednak dla zmiany proboszcza powinny zaistnieć poważne racje bo zgorszenie jakie przy zmianie może wyniknąć bywa większe niż zło które chce się powstrzymać. Zwłaszcza w atmosferze niedopowiedzeń, zamiatania sprawy pod dywan itp zmiana proboszcza łatwo może wywołać podział w parafii. Niestety wciąż zauważa się brak konsekwencji dyscyplinarnej wobec proboszczów. Łatwą ręką alienuje się tych którzy podpadli ideologicznie, którzy naruszają święty spokój, zostawiają świecznik tym którzy często są skrytymi tyranami jednakże mało medialnymi. Owszem proboszcz ma prawo wymaga posłuchu od wikarych i jest ich przełożonym wbrew romantycznej wizji nakreślonej przez dokumenty soborowe to jednak w sytuacji kiedy każdy kolejny wikary zgodnie prosi po roku posługi o przeniesienie przynajmniej przy trzecim wikarym warto rozważyć zmianę proboszcza - za tymi słowami kryje się szereg tragedii kapłańskich których byłem świadkiem.

Diecezja czy prowincja zakonna to także szereg innych urzędów.  Stanowczo ponad potrzeby zaopatrywane są kadrowo urzędy kurialne. Odciąganie zwłaszcza dobrych kapłanów od duszpasterstwa do pracy urzędniczej ma sens tylko wówczas gdy jest to praca w seminarium. Niestety zauważa się coraz częstszy trend do traktowania funkcji seminaryjnych kadencyjnie podczas gdy zmiany moderatorów zwłaszcza częste wpływają jeszcze bardziej na tak delikatną strukturę jaką jest seminarium niż jak to jest w przypadku parafii. Z wielkim uznaniem patrzę te kilka diecezji które mają stabilną politykę kadrową w seminarium, gdzie rektorzy swoją funkcję pełnią po kilkanaście lat a prefekci co najmniej 10 lat. Oczywiście niesprawdzającego się moderatora trzeba wymienić, jednak pamiętając przy wszelkich wyborach że seminarium to absolutnie najważniejsza komórka każdej diecezji czy prowincji zakonnej. Z żalem obserwuję jak seminarium bywa instrumentalnie taktowane do zdobycia koniecznego życiorysu dla kandydatów do biskupstwa, kiedy kapłan zostaje rektorem na krótki okres czasu tylko po to by zostać biskupem. Takiej polityce kadrowej Pan Bóg na pewno nie pobłogosławi.

Są wreszcie wybór i przeniesienia biskupów. O tych ostatnich wspominałem już osobliwie we wpisie o biskupach. Wspomnę tylko że kryteria doboru jakie realnie się stosuje są tragiczne. Wybierani są kapłani bierni, mierni i wierni. Zwykle są to ludzie bez osobowości, spolegliwi - potem takie też są nauczania biskupów oraz indolencja w podejmowaniu ważnych decyzji. Paradygmat świętego spokoju jaki niewątpliwie przyświeca wielu elekcjom nie służy Kościołowi.

Wreszcie rzecz najbardziej bolesna czyli wciąż utrzymujące się dyscyplinowanie poprzez przeniesienie na karną placówkę. Jak kiedyś już wspominałem takie stawianie kwestii posłania do Kościoła lokalnego jakim jest parafia stanowi klęskę zupełną i osobiście gdybym był w mocy zdjąłbym każdego biskupa który taką metodę stosuje. Nawet jeśli po rozważeniu sprawy przeniesienie jest konieczne to winno się ono odbywać w duchu zatroskania zarówno o wspólnotę z której i do której kapłan będzie posłany jak i jego samego. Owoce takiej polityki mogliśmy niedawno oglądać na ekranie telewizorów gdzie znany film pokazywał że źle przeprowadzone przeniesienie wcale nie rozwiązuje problemu ale rozsiewa go w inne miejsce. 

Moim wpisem nie zamierzam wpływać na decyzje które przełożeni dokonują we własnym sumieniu przed Panem Bogiem, toteż publikuję ten post po sezonie na zmiany. Nie mnie zabierając głos mam nadzieję że rachunek sumienia jaki winien czynić wieczorem każdy katolik zrobią sobie także ci którzy są odpowiedzialni za nieprzemyślaną strategię kadrową. 

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk