sobota, 31 marca 2018

Modernizm - suma wszystkich herezji

Laudetur Iesus Christus!

Nadeszła wreszcie pora na kluczowy wpis dla tego bloga i ośmielam się stwierdzić, że także dla kondycji współczesnego Kościoła. Mowa oczywiście o modernizmie, który odmieniany jest przez wszystkie przypadki tak przez wyklętego kleryka, jak i inne blogi integralnie katolickie, jednak dotąd nie został przeze mnie jasno określony. Nie zamierzam tutaj wprowadzać jakiegoś specjalnie nowego ujęcia. Jeden z moich wykładowców naśmiewając się ze św. Piusa X stwierdził, że on sam jest twórcą tego całego modernizmu. W pewnym zakresie nie sposób się z tym profesorem nie zgodzić. Faktycznie modernizm jako termin teologiczny został utworzony przez św. Piusa X, jednak samych problemów nie wymyślił on sam, a jedynie wespół z papieżami XIX w je zdiagnozował i zebrał w traktat, który zowie się encyklika Pascendi dominici gregis - czyli encyklika o zasadach modernistów. Jest to jeden z kluczowych tekstów dla współczesnego katolika chcącego wyznawać wiarę katolicką w sposób integralny. Niestety jak sądzę błędy opisane w encyklice zostały zauważone za późno, a wdrożone działania jak widać okazały się nieskuteczne. Niniejszy wpis poprzez streszczenie encykliki przybliży czytelnikom istotę modernizmu, jednak w sumieniu zobowiązuję każdego z was do przeczytania tej encykliki w ramach własnej formacji intelektualnej.

Jako przyczyny modernizmu papież Pius widzi ciekawość świata i uleganie duchowi nowinkarstwa oraz pycha, która powoduje oślepienie duszy i w ten sposób wprowadza w różne błędy. Pycha jest na tyle ważną przyczyną modernizmu, że papież poleca usuwanie z seminariów alumnów przejawiających tą wadę. Inną przyczyną modernizmu jest ignorancja intelektualna, zwłaszcza mieszanie metod i wprowadzanie metodologii filozofii nowożytnej do badań teologicznych. Szczególnym przejawem owej ignorancji jest porzucenie metody scholastycznej, a w wybieraniu źródeł opuszczanie tego co uczyło Pismo Święte, Ojcowie i doktorzy Kościoła oraz Magisterium Kościelne. Od strony kanonicznej moderniści poprzez formalne i materialne uszczuplanie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła wpływają na rozszerzanie się błędów. Jakże cenne są te papieskie uwagi. Każda z przyczyn podana powyżej występuje i dzisiaj - ponad wiek od opublikowania encykliki.

Sam modernizm nie jest pojedynczą herezją, ale jak stwierdza św. Pius X jest sumą wszystkich herezji. Wielkie to słowo, ale łatwo je udowodnić śledząc wywód encykliki, który pokazuje pleromę błędów modernizmu. Modernizm bardziej niż pojedynczą herezją jest systemem, tym bardziej złośliwym, że symptomy jego występowania nie zawsze występują wszystkie na raz. Dlatego też papież przestawia modernizm ukazując postawę modernisty: filozofa, wierzącego, teologa, historyka, krytyka, apologety i reformatora. Pokrótce postaram się wyciągnąć z tych kolejnych rozdziałów encykliki esencję, składając jednak na czytelnika moralny obowiązek przeczytania tejże encykliki.

A zatem pierwszym wymienianym rodzajem modernisty jest filozof. Filozof modernista za podstawę swojej tożsamości intelektualnej ma agnostycyzm. Dokładnie oznacza to, że rzeczy dawno przez łaskę Bożą w Objawieniu publicznym podane poddaje zwątpieniu uciekając się do naturalistycznego intelektualizmu. W praktyce agnostycyzm odziera wiarę modernisty ze wszystkiego co jest nadprzyrodzone  - taka wiara przestaje być wiarą katolicką. Jest niczym spróchniałe drewno. Skoro moderniści porzucają nadprzyrodzoną wiarę łatwo przechodzą do błędu immanentyzmu  życiowego, innymi słowy zaczynają wiarę i jej praktykowanie postrzegać nie jako dar Pana Boga, łaskę, ale jako wewnętrzna potrzeba człowieka. A skąd te teorie znamy, jak nie z religiologii wykładanej z początku na bezbożnych marksistowskich katedrach, a dzisiaj głoszonej nieraz i z katedr o zgrozo biskupich! Skoro wiara nie pochodzi od Pana Boga, ale od człowieka, więc wszelkie doświadczenie religijne opiera się na samowiedzy i ta samowiedza jest ważnym kluczem hermeneutycznym do zrozumienia modernizmu. Bowiem samowiedza nie wymaga udowadniania czegokolwiek. Cytując Hegla: "Jeśli to co mówię nie zgadza się z faktami, to tym gorzej dla faktów". I z tej postawy wychodzi pycha i pogarda dla prawdy. Kiedy więc religia opiera się na samowiedzy, również zmieniona jest recepcja Objawienia. Nawet jeśli modernista uznaje jakieś objawienie, to jest to samobjawienie, ponieważ interpretuje je zgodnie z samowiedzą. Taki stan nazywa papież samouświadomieniem. Konsekwencją takiego samobjawienia jest zniekształcony obraz wydarzeń historiozbawczych. Dla modernisty nie będzie problemem próba wyjaśnienia zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa jako po prostu przebudzenie po letargu. To wszystko ma katastrofalne skutki dla wiary powoduje rozmyślanie bardziej nad własnym nędznym stanem umysłu niźli rzeczywistym przedmiotem wiary katolickiej. Dla modernisty filozofa największym bólem jest jednak dogmat. Przyjęcie dogmatu wiązałoby się z zaprzeczeniem fundamentalnych zasad teoriopoznawczych modernisty. W związku z tym czynią ci heretycy dogmat pojęciem pustym. Poprzez ciągłe zmienianie jego interpretacji dochodzi się w końcu do zmieniania formuł dogmatycznych. Wyciąganie z historii rożnych formuł, które dogmatami nie są, a które przez podobieństwo przypominają tezy stricte dogmatyczne moderniści roją sobie prawo do zmieniania dogmatów także formalnie! Sam byłem tego świadkiem. Reasumując - postawa modernisty filozofa wyzuwa wiarę z nadprzyrodzoności i prowadzi do solipsyzmu fideistycznego.

Tak zwany modernista wierzący to kolejna odsłona modernistycznego dramatu z encykliki Pascendi. Wierzący modernista od filozofa modernisty różni się tym, że pierwszy uznaje obiektywny pierwiastek nadprzyrodzony w wierze i w teologii, drugi natomiast wszystko wywodzi wszystko z różnych samo stanów... . Wydawałoby się, ze pogląd modernisty wierzącego jest katolicki, tymczasem pułapka tkwi w tym, że modernista wierzący owszem przyjmuje istnienie obiektywnej prawdy objawionej przez Pana Boga, jednak pewność co do niej wywodzi z własnego doświadczenia. Wobec tego jeśli doświadczenie wierzącego modernisty sprowadza nań pozytywne uczucie odnośnie do innej religii to uznaje ją za prawdziwą. Taki błąd ma swoją osobną nazwę i jest to indyferentyzm religijny. Jak słusznie zauważa św. Papież moderniści wierzący są w stanie przyjąć, że religia katolicka posiada więcej prawdy niż inne. Taki pogląd niestety został do ogólno katolickiej świadomości przepchnięty podczas Vaticanum II. Specyficznie moderniści wierzący postrzegają Tradycję - uznają ją bowiem w takim zakresie w jakim jest ona nośnikiem doświadczenia religijnego. Innymi słowy wybierają sobie zeń to co uważają za prawdziwe na podstawie osobistych doświadczeń. W relacji nauki i wiary prym wiedzie nauka wg modernistów wierzących. Choć deklaratywnie podkreślają oni rozdział nauki wiary, jakoby wiara była nieracjonalna, bo w rzeczywistej ich praktyce tak się niestety dzieje. Wprowadza się zatem paradoksalne dualizmy np Chrystus wiary i Chrystus historii. Oczywiście w konsekwencji Chrystus wiary uznawany jest za mit, natomiast Chrystus historii za prawdę. Prawdą nie jest jednak ani jedno ani drugie. Chociaż św. Pius X tego tak nie określił, pozwolę sobie podsumować, że modernistę wierzącego przyrównać można do kogoś ogarniętego całkowitym relatywizmem teoriopoznawczym. Dla wierzącego modernisty nie ma problemu w sprzecznościach. Ulega on najpierw paradoksom, a następnie nieuzbrojony we właściwe mechanizmy obronne wpada w absurdy. Doświadczenie wierzącego katolika nie zawsze bowiem jest natchnione Duchem Świętym... .

Modernista teolog walczy z problemem relacji wiary i nauki. Rezultatem jego dociekań jest podporządkowanie wiary nauce. Skoro bowiem filozof modernista stwierdził, że wiara pochodzi z człowieka, to w konsekwencji teolog konstatuje, że Pan Bóg jest w człowieku i zasadniczo tylko w nim. Jest to immanentyzm teologiczny - niesamowita redukcja istoty Bożej i zawoalowany panteizm! Wszelkie wyobrażenia wiary u teologa modernisty sprowadzone są do symboli, stąd mamy tak zwany symbolizm teologiczny. Skutkiem tego jest konsekwentne negowanie dogmatów sakramentologicznych.  Sakramenty zdaniem teologa modernisty są symbolem łaski, której wcale nie oznaczają. Zostają sprowadzone do czynności symbolicznych - swego rodzaju teatru. Niektórzy posuwają się do tego, że to nie sam Chrystus Pan, ale samoświadomość chrześcijańska zrodziła sakramenty. Czyli sakramenty nie mają udzielać łaski, ale są po to by podtrzymywać wiarę. Wobec tego należy uznać, że sakramenty niczego nowego w nasze życie nie wnoszą. Niestety takie tezy są coraz bardziej propagowane, pod pozornie zbożnymi katechizmowymi hasełkami w stylu: "bierzmowanie - sakrament dojrzałości chrześcijańskiej". Umiejętnie w nauczaniu miga się od podawania skutków sakramentów, wszystko po to by łatwiej je można było zniszczyć. Teolog modernista ma w głębokim poważaniu również Pismo Święte, traktując je bardziej jako zbiór mądrościowych dykteryjek właściwych świętym księgom także i innych religii. Bowiem to co się z Pisma Świętego wyniesie zależy nie od obiektywnego osądu Tradycji, lecz od subiektywnego, indywidualistycznego doświadczenia z tekstem, który zgodnie z agnostycyzmem ma autora przede wszystkim ludzkiego. Jak się okaże moderniści tak jak uważają traktat o natchnieniu, tak też traktują w swoich heretyckich egzegezach sam święty tekst. Tak samo jak sakramenty teolodzy modernistyczni traktują Kościół. Nie jest on ich zdaniem jedynym na świecie zrzeszeniem zbawczym. Są też inne, w których można partycypować i z którymi można utrzymywać przyjacielskie stosunki. W końcu doświadczenie religijne każdego człowieka jest boskie, wszak Bóg mieszka w człowieku. I niestety tak samo jak wiara jest podporządkowana nauce, tak Kościół państwu w sprawach doczesnych. Efektem jest permanentny zwłaszcza dzisiaj cezaropapizm. Autorytet kościelny zdaniem teologów modernistycznych ma szukać porozumienia z władzą cywilną. Zapomina się przy tym, że każda władza pochodzi od Chrystusa Pana i Jemu samemu jest przyporządkowana. A kto jeśli nie Kościół ma być wyrazicielem owej władzy Chrystusa Pana na ziemi? Teolog modernista traktując wiarę jako rzeczywistość żywą myli rozwój tej wiary rozumiany jako jej rozkrzewianie z ciągłym dostosowywaniem nauczania, liturgii i ortopraksji do warunków współczesności.

Innym rodzajem modernistów są historycy. Przeceniają oni metodę swojej nauki ponad autorytet Objawienia Bożego. Wiedzą oni lepiej co Chrystus Pan powiedział i co zrobił. Co bowiem nie pasuje do wytworzonego przez nich obrazu świata w historii to trzeba odrzucić z opowiadaniu o Panu naszym Jezusie Chrystusie. To samo jednak czynią i ze Starym Testamentem. Jezus Chrystus objawiony w Piśmie Świętym zostaje naturalistycznie sprowadzony do zwykłego człowieka. Przez te wywody historyków modernistów Pismo Święte staje się zbiorem pobożnych mitów. Tak samo podchodzą oni zresztą do historii Kościoła, hagiografii etc. Wszystkie opowiadania o walce św. Jerzego ze Smokami zostaną odrzucone jako niezgodne z prawdą historyczną. Dla historyka modernisty, popartego nauczaniem filozofa i teologa modernisty nie ma miejsca na nadprzyrodzoność. Właśnie działalność historyków modernistycznych zauważalna jest tak bardzo w okresie wielkanocnym - kiedy co roku wynajdują kolejne rzekome dowody, na to że opowiadanie o zmartwychwstaniu Pana Jezusa jest mitem.

Wreszcie modernista krytyk. Stanowi on niejako połączenie historyka i filozofa. Podobnie jak teolog  przyjmuje iż istnieje Chrystus wiary i historii, jednak wyraźnie Chrystusa historii uznaje za prawdziwego, a Chrystusa wiary za pobożne wyobrażenie. Krytyk jak sama nazwa wskazuje posiada krytyczne podejście do historii. Chociaż św. Pius X tego od razu wprost tego nie nazywa ujawnia się tu coś co nazywamy metodą historyczno-krytyczną. Zgodnie z ta metodą modernista krytyk patrzy na dzieje zbawienia oraz na Pismo Święte. Z danych przez historyka faktów wybiera te które dają się historiozoficznie dopasować do układanki i tworzą spójny w jego mniemaniu obraz dziejów. Oczywiście przesłanki do takiej operacji tworzą się w umyśle samego modernisty krytyka i mam wrażenie że tylko jemu samemu są znane... . W metodzie opisu rzeczywistości przez modernistę krytyka dominuje ewolucjonizm - jest to w zasadzie jedyna zasada do której można odnieść jego wywody. Z faktów historycznych wybiera on zatem zwykle te które dają się pogodzić z postępackim urojeniem. Krytyk ideologizuje zatem rzeczywistość, a tym samym zakłamuje ją. Słuszne pytanie zadaje święty Papież - kto zaś jest autorem owej historii: historyk, czy sam krytyk? Okazuje się że filozof, bo odpowiedzi na pytania zależą od założeń podanych przez filozofa Bardzo istotnym elementem destruktywnego działania krytyka jest zastosowanie krytyki tekstu Pisma Świętego. Przy tej niebywałej profanacji ujawnia się, że modernista - kimkolwiek by nie był - traktuje Pismo Święte zupełnie przedmiotowo. Encyklika Pascendi jest właśnie tą wypowiedzią Magisterium Kościoła, która potępia metodę historyczno-krytyczną jako badawczą wobec Pisma Świętego. Odtrutką dla tego poważnego w skutkach błędu, jest przyjęcie Wulgaty jako katolickiego Pisma Świętego.

Istotnym zadaniem apologety modernistycznego jest wykazywanie że może istnieć sprzeczność. Wiarę katolicką owi apologeci tłumaczą tak, że aż roi się od niej od aporii, paradoksów, czy absurdów. Wszystko jednak potrafią usprawiedliwić, jeśli to nie kłóci się z ich pojęciem prawdy symbolicznej. Oczywiście tak rozumiana prawda nijak się ma z logicznym pojęciem prawdy opartym na zdroworozsądkowej definicji, że prawda jest to zgodność myśli z rzeczywistością. Apologeci wprowadzają immanentyzm religijny bardzo sprytnym wywodem. Otóż uznają, że Chrystus Pan w duszy każdego człowieka ziarno z którego kiełkuje wiara. Tym ziarnem oczywiście nie jest łaska (nawet jeśli tak to nazwą), ale rodzaj samowiedzy i samouświadomienia. Ponieważ doświadczenie religijne jest subiektywne w ten sposób usprawiedliwiają różnice poglądów poszczególnych wiernych i pochwalają je oczywiście do momentu w którym ktoś z wiernych nie zachowuje poglądu integralnie katolickiego. Apologeci modernistyczni prowadzą w świecie anty ewangelizację. Pseudo racjonalnymi dowodami wykazują możliwość istnienia w wierze relatywizmu teoriopoznawczego. 

Ostatnim rodzajem modernistów zdaniem św. Piusa X są reformatorzy. Zgodnie z nazwą ich motorem działania jest zmiana. Niestety zmian nie postulują w sposób organiczny, ale rewolucyjny, zresztą prawie zawsze z pogwałceniem odwiecznych zasad reformowania Kościoła. Nie brak więc reformatorów wśród tych, którzy nie posiadają władzy w Kościele, a jednak mają wpływ na tych, którzy tą władzę posiadają. Udając pokorę potrafią przyjąć stanowiska decyzyjne i z tego powodu są ostatecznym rodzajem szkodnictwa modernistycznego. Co bowiem poprzednie typy modernistów uroiły sobie w głowach, to reformator wciela w życie. Główne postulaty reformatorów nie uległy na przestrzeni wieku zmianom: chcą uproszczenia liturgii - tak by pozbawić jej elementów najpobożniejszych, chcą porzucenia w studiach kościelnych scholastyki - tak aby zniszczyć zaplecze intelektualne, chcą by wszyscy wierni  rządzili Kościołem - tak aby zniszczyć porządek zaprowadzony przez Chrystusa Pana. Takich zresztą pomysłów mają wiele. Czytelnicy sami dośpiewają sobie resztę litanii.

Encyklika zawiera jeszcze środki zaradcze. Jako że odsyłam do lektury, nie będę ich opisywał, szczególnie, że jak czas pokazał niestety okazały się nieskuteczne. Już to z powodu zbyt późnego opublikowania samej encykliki już to z nazbyt optymistycznego założenia św. Piusa X że ma on więcej prawowiernych niźli modernistycznych współpracowników. Dzisiaj modernizm domaga się odrębnych opracowań. Można założyć że mamy do czynienia z neomodernizmem. Encyklika Pascendi pozostaje aktualna, jednak nie odzwierciedla wszystkich problemów z modernizmem związanych.

Obchodzone przez nas święta to także okazja do złożenia życzeń. Tym trudnym tematem kieruję swoje życzenia ku Kościołowi, którego jak mniemam wszyscy czytelnicy bloga są lub chcą być. Niech więc za łaską Bożą Kościół ten zostanie oczyszczony z błędów i wrogów, niech zajaśnieje nowym blaskiem starej Tradycji. Niech zmartwychwstanie  razem Chrystusem Panem. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk



piątek, 23 marca 2018

Laicyzacja Kościoła

Laudetur Iesus Christus!

We współczesnej myśli pastoralnej zwykło się podkreślać coś co nazywane jest przez modernistów teologią laikatu. Sam nawet miałem wykłady z tak nazwanego przedmiotu. Niestety doświadczenie pokazuje, że mamy do czynienia nie tyle z teologią ludzi świeckich ile z teologią światową rozumianą jako najbardziej wulgarny system teologiczny. Pod płaszczykiem doceniania świeckich dokonuje się laicyzacja Kościoła, czyli uświatowienie celów i metod świętej wspólnoty wiary. W praktyce laicyzacja Kościoła prowadzi do sprofanowania życia kościelnego i uczynienie zeń organizacji o charakterze świeckim. To systematyczne pozbawianie pierwiastków nadprzyrodzonych. jest bodaj najbardziej bolącym przejawem kryzysu wiary z jakim mamy obecnie do czynienia.

Jest oczywiste, że świeccy stanowią największy liczebnie stan Kościoła i wobec tego mają na jego życie największy wpływ - choćby poprzez codzienne wybory, które skutkują pomniejszeniem lub powiększeniem duchowych zasobów Kościoła. Jednak Chrystus Pan nie bez powodu zarząd Kościoła powierzył kapłanom, którym pomagają klerycy niżsi godnością i stopniem. Właśnie fakt oderwania od spraw tego świata, który jest właściwy dla stanu duchownego oraz życia konsekrowanego sprawia, że Kościół w świecie może właściwie spełniać swoją misję uświęcającą, nauczycielską i pasterską. Pan nasz Jezus Chrystus postanowił Kościół jako narzędzie zbawienia. Nawet nowa teologia określa Kościół jako duchowy zaczyn, czy sól tej ziemi. Jednak we wszystkich tych górnolotnych stwierdzeniach kryje się jedno zasadnicze pragnienie i cel - podnieść rodzaj ludzki do świętości. Tego celu nie da się osiągnąć paktując z duchem tego świata. Dopóki ludzie Kościoła to rozumieli, dopóty misja Kościoła była prowadzona właściwie. Niestety dziś obserwujemy uświatowienie, czyli laicyzację właśnie życia Kościoła.

Przejawów tego błędu jest wiele, sądzę że tak jak w przypadku innych wpisów tegorocznego wielkiego postu, można by książkę napisać, nie mniej wskażę kilka najbardziej krzyczących przykładów.

Bardzo rozpoznawalnym dziś symptomem laicyzacji Kościoła staje się nad aktywność charytatywna i pseudo duszpasterska. Mnożenie grup, które już tylko z nazwy mają charakter formacyjny czy apostolski, a w rzeczywistości stanowią czasoumilacz dla seniorów czy młodzieży oraz liczne akcje charytatywne pozbawione już często rysu stricte katolickiego to szczególny znak współczesnych czasów. Te wszystkie działania prowadzą do tego, że Kościół sam siebie sprowadza do roli instytucji charytatywnej i kulturotwórczej. Tak Kościół jest postrzegany przez świat i tak o zgrozo wielu funkcjonariuszy kościelnych zwanych dla zmylenia przeciwnika duszpasterzami zaczyna patrzeć na swoją misję w Kościele. Prowadzi to do postawy praktykowanej niewiary. Owszem powstaje wiele inicjatyw, ale takich które równie dobrze mogłyby się ukształtować poza łonem katolickim, a nawet pomimo kontekstu chrystianizmu. Skutki tak rozumianej laicyzacji są widoczne szczególnie w odejściach bardzo zaangażowanych kapłanów. Okazuje się bowiem, że nad aktywność pastoralna nie jest w stanie wypełnić luki ich ateizmu czy agnostycyzmu. W końcu bycie dobrym człowiekiem nie wymaga celibatu, posłuszeństwa, wyrzeczenia się świata... .

Szczególnym przejawem laicyzacji jest kryzys liturgii jak dziś obserwujemy. I chodzi mi o całą pleromę problemów z kultem Bożym związanych. Już sama reforma dokonana przez abp Annibale Bugniniego za cel miała postawienie w centrum akcji liturgicznej człowieka, a nie Pana Boga. Novus Ordo - tak mszalne jak i w zakresie pozostałej liturgii zostało ułożone tak by było przystępne dla wiernego, który staje się widzem spektaklu liturgicznego. Kapłan zwrócony tyłem do Pana Boga i sprowadzony do roli przewodniczącego zgromadzenia liturgicznego to paradoksalnie przejaw skrajnie posuniętej klerykalizacji liturgii, co w "Duchu Liturgii" zauważył Benedykt XVI. Laicyzacja liturgii dotknęła także przestrzeń liturgiczną - przeniesienie Przybytku Pańskiego do bocznej kaplicy i ustawienie w środku sanktuarium stołu oraz miejsca przewodniczenia przybliża kształt świątyni katolickiej bardziej do teatru, sali widowiskowej, sali posiedzeń parlamentu, czy wreszcie komnaty masońskiej aniżeli świątyni sensu stricte. Wreszcie owe celebracje "dla dzieci", "dla homo", "dla seniorów", "dla cudzołożników" itd same w sobie sugerują że kult Boży zamieniono na kult ludzki. Coraz większa kreatywność celebransów sprowadza liturgię do performansu kultury religijnej i z służbą Bożą przestaje mieć cokolwiek wspólnego. 

Bolesnym przejawem laicyzacji jest destrukcja nauczania Kościoła tak w zakresie dogmatycznym jak i moralnym. Ortodoksja i ortopraksja zostaje złożona na ołtarzu mody, poprawności politycznej, integracji ekumenicznej i międzyreligijnej. Tak jak świat zmierza do utraty tożsamości poszczególnych narodów i do wprowadzenia nowego ładu światowego, tak chrystianizm i niestety katolicyzm także rezygnuje z radykalizmu ewangelicznego na rzecz utworzenia religii New Age. Zjawiska pozostające w tym kręgu ulegają ostatnimi czasy przyspieszeniu i pogłębieniu. Rezultatem laicyzacji będzie chrystianizm kadłubowy, o ile ostanie się chociaż taka pamiątka po niegdysiejszej cywilizacji christianitas. Jeśli wymienione zjawiska (a nie są to wszystkie) nie ulegną zahamowaniu i wycofaniu dojdzie do tego, że Kościół katolicki znowu zejdzie w katakumby co niewątpliwie spowoduje śmierć wieczną ogromnych rzesz ludzi. Uświatowienie Kościoła niweczy sens jaki nadał tej wspólnocie sam Chrystus Pan, prowadzi to do sytuacji w której to ogon merda psem. I nie ma w tym porównaniu żadnej przesady. Bo to Kościół winien być znakiem i ciągnikiem dla rzeczywistości światowej do spraw nadprzyrodzonych. Tymczasem dziś Kościół przemawiający głosem fałszywych pasterzy zdaje się być raczej kotwicą pogrążającą prawych wiernych w mrokach tego świata. Cóż za przewrotność godna istoty, której imienia z obrzydzenia wymieniać nie warto. Pozostawić struktury i nazwę, a zniweczyć zupełnie metody i cele. W książce "Dom smagany wiatrem" jako refren powtarza się zdanie: "W dzisiejszym Rzymie nic nie jest takie na jakie wygląda". To zdanie jest niestety prawdziwe.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

wtorek, 13 marca 2018

Współczesne oblicza cezaropapizmu

Laudetur Iesus Christus!

Przyjęło się zarzucać Kościołowi, że wtrąca się zbytnio do życia politycznego. Objawy papocezaryzmu  widać wyraźnie zwłaszcza gdy czyta się lewackie gazety czy słucha neoliberalnych audycji radiowych lub programów telewizyjnych. Tymczasem prawda jest zgoła inna. Poważnym zagrożeniem, o którym chcę dzisiaj napisać jest cezaropapizm czyli wtrącanie się władzy świeckiej w zarząd Kościoła.

Najpierw rozważmy kwestie zarzucanego nam papocezaryzmu. Wojujący ateiści i różnej maści moderniści przytaczają często słynne polecenie mistrza: "Oddajcie więc cezarowi to co należy do cezara, a Bogu to co należy do Boga" (Mt 22,21; Mk 12,17; Łk 20,25). I za ks. prałatem Romanem Kneblewskim zapytuję: "Co nie należy do Boga?". Wszak Apostoł naucza: "Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga." (Rz 13,1) i chciałoby się dopowiedzieć, że skoro zostały ustanowione przez Boga, to Jemu samemu też podlegają! W katolickim porządku rzeczy władzę nad światem sprawuje Pan Bóg. Oczywiście dzieje się tak nie ze względu na sam katolicyzm, ale pomimo niego. Jednak katolicyzm prawowierny uznaje owo panowanie Pana Boga i aktywnie się mu podporządkowuje. Zatem władza w świecie ma swoją hierarchię. Nade wszystko suwerenem świata jest Pan Bóg. Postanowił on jednak istnienie władzy duchownej i świeckiej. Dla wierzącego katolika jasne jest, że władza duchowna jest dalece ważniejsza od świeckiej, a to z tego powodu że pierwsza odnosi się do życia wiecznego, a druga do doczesnego. Wobec tego wierny katolik przez wieki wiedział, że bardziej ma być posłuszny władzy duchownej, bo to jest lepsze dla jego zbawienia, a legitymizacja poczynań władzy świeckiej zależna jest ściśle od zgodności z Bożym prawem.

Niestety dziś powszechnie głosi się rozdział Kościoła od państwa, co jest herezją samą w sobie. Nawet ułomna eklezjologia soborowa odnosi Kościół do społeczności wiernych, a nie tylko samej instytucji. Nie można życia społecznego oddzielić od wiary, prawa ludzkiego od ludzkiej moralności... . Głoszona teza że Kościół powinien być rozdzielony od państwa jest podróbką skądinąd słusznej z punktu widzenia katolickiej nauki społecznej tezy o konieczności rozdziału władzy duchownej i świeckiej. Tak więc pierwszym i bardzo znaczącym choć dyskretnym przejawem cezaropapizmu jest właśnie wmawianie przez media, wypowiedzi polityków, deformację akademicką i szkolną że Kościół i państwo muszą być rozdzielne, że istnieje państwo neutralne światopoglądowo. Wystarczy pomyśleć, a widać to szczególnie w tak niedoskonałym systemie politycznym jakim jest demokracja, że nie można oddzielać jednego od drugiego nie powodując tym samym jakiejś dziwnej schizofrenii przejawiającej się tym że inaczej rządzimy docześnie niźli chcemy żyć wiecznie.

Przez wieki cezaropapizm był łatwo uchwytny. Interwencje cesarzy rzymskich czy niemieckich w przebieg soborów i synodów, niewola awiniońska, reformy józefińskie nakazujące określone zwyczaje liturgiczne, czy wreszcie interwencjonizm władz świeckich w obsadzaniu stanowisk kościelnych to tylko niektóre przejawy tego groźnego zjawiska. Dziś cezaropapizm przybiera formy zakamuflowane. Istota rzeczy pozostaje niezmienna. Wiara stanowi dla władzy świeckiej poważny problem w realizowaniu swych własnych zamierzeń. I zasadniczo władza świecka albo z wiarą próbuje walczyć, co zwykle kończy się fiaskiem, albo ujarzmia ją do własnych celów, co śmiem twierdzić jest jeszcze gorsze od pierwszego. Kiedy bowiem wiara jest składana na ołtarzu świata staje się jak to mówi Ewangelia solą nadającą się jedynie na "wyrzucenie i podeptanie przez ludzi" (Mt 5, 13 b).

Bardzo gorszy ludzi coś co nazywam cezaropapizmem fiskalnym. Wierni w swym zgorszeniu mają rację. Kto bowiem płaci ten stawia warunki. Poważnym rakiem współczesnego Kościoła jest szukanie środków finansowych drogami innymi niż te które przewidział Chrystus Pan. O tym będzie jeszcze mowa, ale sponsoring taki czy inny, granty, dotowanie studiów kościelnych z budżetu państwa, dotacje unijne powodują zapaść Kościoła w wielu jego strategicznych miejscach. Przykład bardzo prosty: w wiejskiej parafii nowobogacki konkubent sponsoruje malowanie świątyni. W zamian otrzymuje pierwsze miejsce w nawie oraz pewność, że proboszcz będzie omijał temat sexto et nono na długi, długi czas. Pomijając samego tego biedaka, który sam na siebie kręci bicz pozostaje sprawa parafian pozbawionych katolickiej nauki w tej jakże ważnej materii. Trzeba jasno powiedzieć, że Kościół musi utrzymywać się jedynie z ofiar, za które to ofiary nie przysługują żadne przywileje. Unia Europejska owszem dołoży się sowicie do remontu zabytkowego kościółka, ale kosztem tego że organy nie będą grały, bo to może spłoszyć nietoperze (dla których dach został zrewitalizowany) oraz że nie będzie się używać kadzidła, bo włączy się alarm przeciwpożarowy. Najlepiej w ogóle nie sprawować w takim kościółku służby Bożej... . Gdy pisałem o studiach kleryckich wspominałem, że ratio studiorum zostało złożone na ołtarzu ekonomicznych związków z państwem. Zatem dotowanie studiów kościelnych z budżetu państwa umożliwiło interwencję państwa w ich program - typowy przypadek cezaropapizmu. Dalej będąc w tym temacie, katecheza której jakość niezmiernie pogorszyła się wraz z przekroczeniem progu szkoły a co za tym idzie opłacaniem nauczycieli religii przez państwo. Oczywiście episkopat ma wpływ na program, ale nie jest to wpływ jedyny i państwo mocno ingeruje w dobór treści na katechezie -  w końcu kto płaci ten wymaga... . Praktycznie każdy sektor duszpasterstwa dotowanego przez państwo jest ułomny. Spójrzmy choćby na kapelanów szpitalnych, którzy jako etatowi pracownicy szpitala nie odważą się wystąpić przeciw często zbrodniczej działalności swojej placówki. Dojmującym i bolesnym przykładem skrajnego cezaropapizmu fiskalnego są Niemcy. Tamtejszy Kościół nie tylko ze względów doktrynalnych przestał być już dawno katolicki, ale także dlatego, że jego funkcjonariusze stali się także urzędnikami państwowymi poprzez wprowadzenie podatku kościelnego. Efekty są chyba widoczne i trzeba ich opisywać... . Niech dobry Pan Bóg broni nas przed wprowadzeniem tego rozwiązania w Polsce.

Zwykle gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jednak znaczącą przyczyną występowania cezaropapizmu jest po prostu brak wiary w to, że Kościół wspiera się na Panu Bogu, a nie na doczesnych układach. Tak więc ci którzy rządzą Kościołem sami często wpadają w ramiona cezara. Za taką "ochronę" i "wsparcie" płaci się często olbrzymią cenę. Duchowieństwo samo siebie utrzymuje w impotencji homiletycznej. Nie wypada bowiem krytykować politykę rządu, który zabezpiecza katechezę w szkołach, budowę świątyni Opatrzności Bożej czy przychylność mediów narodowych. Polit poprawność ujawniła się już na soborze watykańskim II kiedy w imię dobrych stosunków ze Związkiem Radzieckim zaniechano potępienia komunizmu, a później Jan Paweł II nie zdecydował się dokonać koniecznego aktu przebłagania za grzechy Rosji. W zamian za to Związek Radziecki zapewnił wysłanie na sobór swoich prawosławnych obserwatorów, czytaj agentów GRU. Odwołanie kary ekskomuniki latae sententiae za przynależność do masonerii również była przejawem poprawnego politycznie cezaropapizmu. W gruncie rzeczy chodzi bowiem o to żeby dogadać się z kluczowymi graczami na arenie międzynarodowej. Gdy widać było papieża, który udaje się do siedziby ONZ by tam przemawiać, albo wygłaszać humanistyczne dezyderaty z mównic parlamentów nikt nie podnosił rwetesu. Przez całe wieki to rządzący udawali się na audiencje do papieża, dziś role się odwracają. Ktoś powie, że Jan Paweł II głosił tam Chrystusa, ale wystarczy porównać jego przemówienia do tradycyjnej nauki społecznej wyrażonej choćby w Quas primas czy Rerum novarum, żeby zrozumieć jak bardzo to nauczanie skażone było poprawnością polityczną. Czy dzisiejszy Rzym jest jeszcze na tyle silny by obłożyć ekskomuniką jakiegoś polityka lub nawet cały kraj interdyktem?  Urządza im się za to pogrzeby z celebrą pontyfikalną i powszechnie dopuszcza do Komunii Świętej Zadeklarowani działacze LGBT, pro aborcyjni, antykatoliccy zostają przyjmowani z honorami na audiencjach u obecnego biskupa Rzymu.

Nie brakuje także przykładów rażącego cezaropapizmu. Przyczyną jest źle skonstruowany system prawny Kościoła. Danie pierwszeństwa konkordatom pozwala na uchwalanie bilateralnych umów Stolicy Apostolskiej z danym państwem z naruszaniem fundamentalnej suwerenności Kościoła. Przypatrzmy się artykułowi 7 konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską:
"Artykuł 7
1. Urzędy kościelne obsadza kompetentna władza kościelna zgodnie z przepisami prawa kanonicznego.
2. Mianowanie i odwoływanie biskupów należy wyłącznie do Stolicy Apostolskiej.
3. Stolica Apostolska będzie mianować biskupami w Polsce duchownych, którzy są obywatelami polskimi.
4. W odpowiednim czasie poprzedzającym ogłoszenie nominacji biskupa diecezjalnego Stolica Apostolska poda jego nazwisko do poufnej wiadomości Rządu Rzeczypospolitej Polskiej. Dołożone zostaną starania, aby to powiadomienie nastąpiło możliwie wcześnie."
Wszystko wydaje się właściwe. Ale za przeproszeniem dlaczego Stolica Apostolska ma mianować biskupami w Polsce wyłącznie obywateli Polskich? Niewygodnemu kandydatowi można nie dać obywatelstwa, albo je wycofać jeśli ma podwójne.... . Dlaczego przed nominacją biskupa diecezjalnego nazwisko kandydata ma zostać podane do poufnej wiadomości Rządowi Rzeczypospolitej? Czy Stolica Apostolska ma wzgląd poufnie i odpowiedniego wcześniej w kandydatury polityczne, w programy partii? Istotnie Kościół potraktowany jest wyraźnie wasalnie. Jaskrawym i wołającym o pomstę do nieba przypadkiem interwencjonizmu państwa w obsadzanie urzędów kościelnych jest przypadek abp Wielgusa. Za panowania właśnie Prawa i Sprawiedliwości doszło do niesamowitego skandalu. Właśnie fakt informowania wcześniej Rządu RP przez Stolicę Apostolską doprowadził do tego, że wystosowano nieprawdziwą i haniebną nagonkę medialną, która doprowadziła do obsadzenia uzurpatora i antypasterza kardynała Nycza.
Takich bomb zegarowych ukrytych w tym i innych konkordatach jest naprawdę wiele. Analiza tychże przekracza ramy obecnego wpisu. Sygnalizuję problem, który występuje już na poziomie prawnym, a cóż dopiero przechodząc do praktyki.

Wydaje się we wszechobecnym ataku medialnym na Kościół, że dojmującym problemem jest mieszanie się Kościoła do polityki. Śmiem twierdzić że jest raczej odwrotnie to znaczy polityka świecka miesza się w sprawy Kościoła, a Kościół tam gdzie powinien nie przemawia wyraźnym ewangelicznym głosem. Temat wyraźnie przekracza ramy wpisu - książki by można pisać. Inteligentni czytelnicy sami sobie problem pogłębią. Musimy jasno stwierdzić, że najważniejsze są także na tej ziemi sprawy wieczne. Wobec tego władza doczesna co do zasad moralnych powinna być władzy kościelnej ściśle podporządkowana. Zniszczenie instytucji państw katolickich doprowadziło do neocezaropapizmu na skalę jakiej historia Kościoła nie zna. Niech dobry Pan Bóg raczy przywrócić światu stary, dobry i katolicki porządek. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk