czwartek, 29 czerwca 2017

Urząd strategiczny, czyli mowa o biskupach...

Laudetur Iesus Christus!

Z okazji przypadającej dziś uroczystości Świętych Apostołów Piotra i Pawła chcę zakończyć cykl wpisów dotyczących poszczególnych święceń. Dzisiejszy obchód jest jest szczególnym świętem patronalnym biskupów, toteż im zamierzam poświęcić dzisiejsze rozważania. 

Ponieważ biskup jest w Kościele najwyższym urzędem, należy szczególnie dobrze zrozumieć istotę i cel jego posługiwania. Prawdą jest, że biskupi są następcami apostołów. Wszystko więc co Chrystus Pan mówił do apostołów i władzę jaką im udzielił odnosi się także do nich. Sukcesja apostolska biskupów ma jednak charakter inny niż ta piotrowa. Otóż gdy papież jest kolejnym następcą św. Piotra, to poszczególny biskup jest następcą nie konkretnego z apostołów, ale całego kolegium. Z tego też powodu biskupi tworzą szczególną wspólnotę zwaną episkopatem. Dziś niestety wspólnota biskupów rozumiana jest bardzo koncyliarnie, ale o tym za moment. 

W historii teologii spierano się o istotę obrzędu konsekracji biskupiej. Niemało teologów uważało, że biskupstwo nie jest oddzielnym święceniem, a jedynie błogosławieństwem do sprawowania jurysdykcji. Przeciwko takiemu poglądowi wyraźnie wystąpił sobór trydencki orzekając o trzech sakramentalnych stopniach święceń oraz Konstytucja Apostolska Sacramentum Ordninis wydana przez papieża Piusa XII. Niestety współcześnie bardzo wielu teologów głosi jawną herezję o tym, że biskupstwo nie jest stopniem sakramentalnym i władzę biskupa w całości posiada już prezbiter. Spotkałem się z tym poglądem podczas moich studiów seminaryjnych - głównymi propagatorami byli prawnicy, aczkolwiek i dogmatycy podnosili kilka razy tą herezję jako akademicki pogląd godny dyskusji... . 

Jaki jest cel urzędu biskupiego? Stary pontyfikał wyrażał to jasno: "Obowiązkiem biskupa jest: sądzić, tłumaczyć, konsekrować, święcić, ofiarować, chrzcić i bierzmować." Władza sądzenia, czyli rządzenia jeśli chodzi o biskupów nie jest jedynie sprowadzona do kierowania powierzoną sobie diecezją lub inną jednostką administracyjną Kościoła. W podstawowym wymiarze odnosi się ona do odpuszczania grzechów i wyrzucania złych duchów. Biskup powinien więc w szczególny sposób zadbać o dyscyplinę pokutną we własnej diecezji, a więc czuwać nad wszystkimi spowiednikami, zarządzać przeprowadzanie specjalnego egzaminu dla przyszłych spowiedników, kontrolować ich oraz wydawać wewnętrzne zalecenia dotyczące praktyki słuchania spowiedzi. Szczególną rola dotyczy tutaj tak zwanych rezerwatów biskupich, czyli grzechów szczególnie ciężkich zastrzeżonych do odpuszczenia samemu biskupowi. Jeśli inne obowiązki nie przeszkadzają biskup powinien osobiście wysłuchiwać taki spowiedzi. Również biskup jest pierwszym egzorcystą i nie powinien się w zupełności uchylać od tego zadania. Oczywiście roztropnym jest wyznaczenie kapłana wyposażonego w tą władzę, ale to biskup jest pierwszym i najważniejszym egzorcysta diecezji. Wreszcie rządzenie oznacza, że biskup jest w pełni odpowiedzialny za wszystkie podległe mu urzędy i sprawuje faktyczną władzę, to znaczy jego polecenia są wykonywane, a występki karane. Niestety w wielu diecezjach - w tym także w mojej sytuacja wygląda odmiennie i czasem mam wrażenie, że to ogon merda psem... . Nie może być tak, że biskup diecezjalny jest zakładnikiem swojej kurii. Powinien on przeprowadzać w dykasteriach kurialnych, jak również w parafiach rzeczywiste i niezapowiedziane kontrole. Nie chodzi tutaj o to aby biskup przerodził się w śledczego, ale system sprawowania kontroli jaki panuje w wielu diecezjach często prowadzi do tego, że biskup jest permanentnie oszukiwany, przez co traci roztropny osąd rzeczywistości. Należy oczywiście pamiętać, że władza biskupa ograniczona jest przez akty wyższego rzędu, to jest pochodzące od Stolicy Apostolskiej. Wszystkie przeciwne im zarządzenia biskupie powinny spowodować naturalny opór i sprzeciw wiernych jak również duchowieństwa. Legitymizacją władzy biskupa jest bowiem jedność ze Stolicą Apostolską. Przykładów wypaczeń w tej kwestii jest wiele - napiszę o tym oddzielny wpis odnoszący się do posłuszeństwa w Kościele. Groźnym przejawem ograniczania władzy biskupa jest instancja konferencji episkopatów, w których zmusza się wszystkich biskupów do przyjęcia aktów prawnych - takie działania jeśli nie ma woli zainteresowanego biskupa są nieważne o czym pisałem omawiając herezję koncyliaryzmu. 

Tłumaczeniem stary pontyfikał określa władzę nauczania, jaką biskup spośród wszystkich kleryków posiada w najwyższym stopniu. O ile lektor swoje nauczanie kieruje głównie do niewierzących, diakon naucza w zastępstwie kapłanów, prezbiter głosi wiarę wobec parafii do której jest posłany o tyle biskup naucza w sposób uroczysty i obejmuje swoją nauką całą diecezję, a w szczególnych wypadkach także Kościół powszechny. W odniesieniu do własnej diecezji podstawowym zadaniem władzy nauczania biskupa jest czuwanie, aby wszyscy klerycy głosili na jego terenie czystą wiarę katolicką. W tym celu powołuje on specjalne urzędy w kurii, specjalnie zaś urząd cenzora, który jako specjalnie wykształcony w dziedzinie doktryny sprawdza wszystko co w diecezji wychodzi drukiem. Biskup ma obowiązek przestrzegać powierzoną mu owczarnię przed błędami, toteż jego nauczanie szczególnie tego powinno dotyczyć. Niestety biskupi zwykle przepowiadają w sposób ogólnikowy, a treść ich nauczania nie dotyka żadnych palących problemów. Tacy biskupi sprzeniewierzają się istotnie swojemu pasterskiemu urzędowi. W odniesieniu do całego Kościoła nauczanie poszczególnego biskupa może mieć charakter obowiązujący tylko jeśli jest aprobowane przez legalny synod czy sobór. W szczególny sposób władzę nauczania posiadają prefekci poszczególnych dykasterii Kurii Rzymskiej, którzy w imieniu samego papieża wydają dokumenty obowiązujące cały Kościół. Niestety wielu biskupów uważa swoje nauczanie za część depozytu wiary, a siebie samych za Urząd Nauczycielski Kościoła. Taki pogląd jest mylny. Tylko w jedności z innymi biskupami i ze Stolicą Świętą biskup stanowi ów Urząd Nauczycielski. Niestety zauważam, że większość biskupów stawiających taką tezę to nie tylko pyszałkowaci książeta, ale także heretyckie wilki ubrane w purpurę i bisior... . Takim biskupom żaden posłuch się nie należy, tylko wzgarda wobec tego co uczynili ze swego urzędu. Należy także przestrzec przed biskupami profesorami, przede wszystkim ich samych. Stan biskupi w moim mniemaniu wyklucza dotychczasowy wkład profesora teologii w rozwój swojej dyscypliny. Oczywiście biskup może prowadzić jakieś wykłady, zwłaszcza dla alumnów, ale nie powinien zaniedbywać swych obowiązków stanu poprzez wyjazdy na sympozja, konferencje naukowe, czy pisanie traktatów teologicznych. Jeśli jest w stanie robić to w czasie wolnym  to oczywiście jest to bardzo pożyteczne, ale ja sam i moi koledzy byliśmy głęboko zgorszeni tym, że nasz biskup bardziej zajmuje się  nauką niż swoją własną diecezją. 

Dalej biskup winien jako najwyższy pasterz dokonywać niektórych poświęceń, których ze względu na uroczysty charakter nazywa się konsekracjami.  Do tych szczególnych aktów zalicza się konsekracja olejów świętych, ołtarza, świątyni, ale także poświęcenia kaplic, naczyń i szat liturgicznych, dzwonów, cmentarzy itd. Oczywiście w niektórych przypadkach obecność biskupa nie jest konieczna - w zasadzie tylko poświęcenie oleju krzyżma, świątyni i ołtarza należy bezwzględnie do biskupa. Nie powinno być jednak tak, że biskup poświęca różne świeckie rzeczy - które z natury rzeczy powinny być jedynie pobłogosławione - na przykład szkoły, więzienia itp a zaniedbuje może mniej spektakularnych, ale ważniejszych poświęceń, bo odnoszących się bezpośrednio do służby Bożej. 

Niezastąpioną rolę pełni biskup w święceniu duchownych. Jest jedynym szafarzem wyższych święceń i to wbrew wszelkim heretyckim opniom o których pisałem wcześniej. Prezbiter nigdy nie przekaże nikomu swojej władzy... . Pomimo tego, że w udzielaniu mniejszych święceń może biskupa zastąpić inny kapłan, to powinien ich osobiście udzielać i to nawet w zgromadzeniach zakonnych. W szczególności we własnym seminarium duchownym biskup ordynariusz powinien święcić na wszystkie stopnie swoich kleryków. Jeśli tylko nie przeszkadza temu stan zdrowia powinien to robić osobiście. Bardzo przykre dla nas było, gdy biskup wyręczał się w tym biskupem pomocniczym, albo co gorsza jechał wyświęcić na drugi koniec kraju swojego pociotka, a święcenia kapłańskie swoich przyszłych współpracowników pozostawiał innemu biskupowi. To zadanie święcenia duchowieństwa ściśle związane jest z zaślubinami biskupa z diecezją w której posługuje. Oczywiście biskup nie powinien towarzyszenia swoim klerykom w drodze do kapłaństwa ograniczać wyłącznie do obecności na święceniach i konferencjach dopuszczeniowych. Dobrą praktyką jest kiedy biskup prowadzi jakieś wykłady dla swoich seminarzystów, odwiedza ich często, poznaje i głosi im Słowo Boże. Myślę, że warto byłoby rozważyć, żeby biskup jeśli seminarium jest w mieście katedralnym po prostu mieszkał w seminarium. Oczywiście to co piszę odnoszę do dobrego i prawego biskupa - ortodoksyjnego, a nie modernisty... . 

Biskup na terenie swojej diecezji w naturalny sposób jest najwyższym ofiarnikiem. Msza Święta sprawowana przez biskupa diecezjalnego ukazuje jedność nie tylko samej diecezji, ale także Kościoła w ogóle. Dlatego też biskup powinien często sprawować publicznie Mszę Świętą - nie tylko z okazji wielkich świąt, ale przynajmniej w każdą niedzielę odprawić sumę katedrze lub innej świątyni na terenie diecezji. Ze względu na swój urząd biskup powinien czuwać nad dyscypliną eucharystyczną. Jak napisałem wyżej osobiście powinien wizytować podległych mu księży i obserwować jak sprawują Najświętszą Ofiarę. Dotyczy to nie tylko posłuszeństwa względem norm Kościoła odnoszących się do samej celebracji, ale także godności szat, paramentów i muzyki liturgicznej towarzyszącej świętym obrzędom. 

Wreszcie biskup ma chrzcić i bierzmować. Dziś szczególnie należy podkreślić polecenie odnoszące się do bierzmowania. O ile katechumenów biskupi stosunkowo chętnie odradzają z wody i z Ducha Świętego, o tyle w przypadku bierzmowania wielu biskupów w sposób zupełnie nieuzasadniony się dyspensuje. Trzeba tym biskupom jasno przypomnieć że są zwyczajnymi szafarzami bierzmowania. Sprawowanie tego sakramentu jest ich największym liturgicznym obowiązkiem zaraz po udzielaniu święceń oraz konsekrowaniu olejów, ołtarzy i świątyń. 

Wielka jest odpowiedzialność biskupa. Nie jest to urząd, którym można jedynie przyozdobić więdnące starością ciało... . Władza w Kościele jest służbą. Niestety ów strategiczny urząd Kościoła gnębi wiele patologii, których będę na tym blogu jeszcze nie raz pisał. Wszystkim biskupom dedykuję surowe upomnienie Chrystusa Pana:  "Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą" Łk 12,48.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Forma ma znaczenie - nieważne rozgrzeszenia...

Laudetur Iesus Christus!

Tego posta nie planowałem, ale kolejny raz doszły mnie słuchy, że są księża, którzy udzielają nieważnych rozgrzeszeń. Jak to możliwe? Otóż okazuje się, że niejednokrotnie spowiednicy zmieniają formułę rozgrzeszenia. Jeśli zmiana ma charakter przypadłościowy - to znaczy nie zmienia istotnego znaczenia to mamy  do czynienia z niegodziwością ze strony szafarza. Jeśli jednak kapłan dokonuje istotnej zmiany formuły z powodu fałszywej teologii to nadaje formule nowe znaczenie, które skutecznie niszczy sakrament.

Nie dawno znajoma mi osoba zadzwoniła do mnie i prosiła o opinię na temat ważności formuły która mniej więcej brzmiała tak: "Ja w imieniu wspólnoty Kościoła udzielam tobie rozgrzeszenia, idź w pokoju". Przypomnijmy słowa istotne z formuły rozgrzeszenia: "Ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen". Formuła zastosowana przez szafarza sakramentu pokuty określała co prawda czynność, czyli rozgrzeszenie, ale nie zawierała formuły trynitarnej. Ani Kościół, ani kapłan nie mają sami z siebie władzy odpuszczania grzechów. Zastosowana fałszywa formuła wyraźnie wskazuje na błąd eklezjologiczny, bo to kapłan Kościoła jest narzędziem, zaś Bóg jest tym który udziela łaski uświęcającej. Udzielone w przykładzie rozgrzeszenie jest symulacją sakramentu pokuty. Nie jest ono ważne. Znajomy wiedziony charyzmatem rozumienia wiary postanowił pójść do innego spowiednika i w swojej uczciwości wyjaśnił mu całą sytuację. Spowiednik zaś zamiast pochwalić roztropnego penitenta, zganić poprzedniego spowiednika i normalnie udzielić absolucji rozpoczął wykład na temat spowiedzi pragnienia i twierdził że "sama intencja wystarczy". Otóż gdyby tak było moglibyśmy przyjąć protestancki i starokatolicki punkt widzenia, w którym cały akt pokutny odbywa się w sercu poprzez wzbudzenie właściwej intencji. Taki pogląd jest z gruntu heretycki i wywraca całą katolicką naukę o sakramentach. Jeśli przyjmiemy za soborem trydenckim definicję sakramentu, że jest to skuteczny znak łaski, to znak domaga się komponentu widzialnego. W przypadku sakramentu pokuty są to grzechy stanowiące materię dalszą, akty penitenta stanowiące materię bliższą i rozgrzeszenie będące formą sakramentalną. Bez znaku nie zostaje udzielona łaska. Oczywiście Pan Bóg ma prawo sobie wiadomymi sposobami odpuścić takiej osobie grzechy, ale Kościół nie może dać na to żadnej gwarancji. Tylko chrzest i pokuta sakramentalna dają pewność moralną co do odpuszczenia grzechów! Ostatecznie wspomniana w przykładzie osoba znalazła wierzącego księdza, który odpuścił jej grzechy, ale w ilu przypadkach do rozgrzeszenia nie dochodzi? Aż boję się pomyśleć... . 

Drodzy księża! Delikt o którym tutaj mówię jest nikczemnością najwyższej kategorii i domaga się potępienia sięgającego bram nieba. Nie może być tak, że wasze postrzeganie teologii, skażone często herezjami modernizmu i protestantyzmu powoduje, że wierni pozbawieni są dostępu do najważniejszej z łask, do łaski uświęcającej. Jeśli nie boicie się Kościoła i biskupa to zlęknijcie się przed Bogiem wobec którego zdacie sprawę ze swego urzędu. Postawa księdza, który zmienił samowolnie formułę spowiedzi, jak również tego który go bronił to typowe zachowania fałszywych pasterzy. Do nich Chrystus Pan kieruje słowa: "Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, obłudnicy, bo zamykacie królestwo niebieskie przed ludźmi. Wy sami nie wchodzicie i nie pozwalacie wejść tym, którzy do niego idą" (Mt 23,13).

Drodzy czytelnicy! Powyższy przykład jasno i dobitnie pokazuje jak ważna jest samoświadomość katolika. Obowiązek stałego studium katechizmu nie jest tylko pobożnym wymysłem, ale koniecznością związaną z czasami w jakich przyszło nam żyć. Oto brak wiedzy w dziedzinie wiary, może nam przynieść nawet śmierć wieczną. Pomni na to starajcie się zdobyć przynajmniej podstawowe informację o sakramentach - o tym co należy do ich ważności i pilnujcie waszych pasterzy czy ważnie ich udzielają. Dzisiaj jak nigdy przedtem należy zachować szczególną czujność. Jeśli napotkacie kapłana który niszczy sakrament to go upomnijcie, jeśli idzie w zaparte donieście biskupowi, jeśli biskup nie zareaguje donieście Stolicy Apostolskiej i przestrzegajcie siebie wzajemnie przed wilkami w owczej skórze, bo tu chodzi o wasze zbawienie!

Wreszcie zwracam się do biskupów i przełożonych zakonnych. Nie bagatelizujcie skarg wiernych w tym zakresie i nie bójcie się wyciągać stanowczych konsekwencji. Zamiatanie takich spraw pod dywan obciąża wasze sumienie i czyni was współwinnymi dokonanej na ludzie wam powierzonym zbrodni. Jeśli tli się w was chociaż iskra wiary to zrozumiecie powagę i grozę tego co tu napisałem.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 15 czerwca 2017

"Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało Pańskie, wyrok sobie spożywa i pije."

Laudetur Iesus Christus!

Dziś Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej, czyli tak zwane Boże Ciało. Dawniej cytat wzięty z pierwszego Listu do Koryntian (1 Kor 11,29) a będący tytułem wpisu byłby Wam drodzy czytelnicy odczytany. Jest on jednak niepoprawny politycznie i nowy lekcjonarz proponuje inne czytania. A tymczasem ta lekcja którą się dziś pomija aż nazbyt głośno przemawia do dzieci obecnego czasu... .

Będąc słuchaczem kazań w różnych świątyniach spotkałem się kilka razy z uwagą księży na temat częstotliwości przyjmowania Komunii Świętej. Wielu kapłanów ubolewa nad tym, że mają małą liczbę tak zwanych comunicantes, czyli przyjmujących Ciało Pańskie. Rozwodzą przy tym często, że wielu mogłoby przystępować, ale nie robi tego, a z resztą grzech ciężki popełnić jest trudno... . Jeśli tak jest rzeczywiście to należy odtrąbić powszechną radość i zadać sobie pytanie o sens istnienia Kościoła, o sens sakramentu bierzmowania przysposabiającego do walki o wiarę także w wymiarze moralnym, wreszcie o czyn zbawczy Chrystusa - który w świetle takich nauk wydaje się nazbyt krwawy wobec rodzaju winy jaką trzeba było odkupić.

Dziś aktualność lekcji przypisanej jeszcze w średniowieczu do Bożego Ciała jest wręcz prorocza. Bo oto przy malejącej liczbie dominicantes, czyli przychodzących w niedzielę, statystyki odnotowują rosnącą liczbę comunicantes. Kwestia niedzielnego uczestnictwa we Mszy Świętej wbrew obiegowym opiniom stanowi pewien miernik wiary i gdy spada należy raczej oczekiwać spadku także przyjmujących Komunię Świętą. Tymczasem narracja obowiązująca jest taka, że mamy co prawda coraz mniej wiernych, ale są oni coraz bardziej świadomi. Proponuję głosicielom tych poglądów rozpoczęcie badań nad statystykami dotyczącymi penitentes, czyli spowiadających się. Oczywiście nie jest konieczne aby dla każdej Komunii Świętej spowiadać się, ale aby móc się komunikować zawsze potrzeba spowiadać się zwykle co dwa tygodnie. Jeśli duszpasterze zrobiliby przez jeden miesiąc takie badania relacji comunicantes do penitentes, to mogę postawić zakład, że wyniki wykażą iż jest grupa, która przystępuje do Komunii Świętej bez regularnej spowiedzi lub nie spowiada się wcale.

Trzeba jasno powiedzieć iż przypadki takie są ewidentnymi grzechami świętokradztwa. Niestety w dużej mierze winni są nauczyciele wiary, którzy poza przygotowaniem do I Komunii Świętej zwykle już nie powtarzają co to jest łaska uświęcająca i że jest ona wymagana do godnego przyjęcia Pana Jezusa. Na praktykę zaniechania spowiedzi ma wpływ przede wszystkim negacja prawdy o szatanie i piekle, liberalizacja prawa moralnego oraz desakralizacja Mszy Świętej.

Niegodne przyjmowanie Ciała Pańskiego przyjmuje też formy zewnętrzne. Jedną z nich jest praktyka Komunii Świętej do ręki. Oczywiście miało to miejsce w starożytności - ale w tamtych czasach nie znano jeszcze teologii w takim stopniu jak dzisiaj. Argument ze starożytności jest skażony błędem archeologizmu. Jeśli tak postępuje się w teologii, czemu zatem i inne nauki nie podążą tym tropem? Dlaczego nie należałoby uznawać że ziemia jest płaska opierając się na metodach i spostrzeżeniach dostępnych starożytnym? Co dzieje się z Panem Jezusem w trakcie praktyki przyjmowania do ręki prezentuje materiał filmowy. Refleksje powinni też podjąć szafarze Komunii Świętej, którzy poprzez nonszalanckie obyczaje  - brak łączenia palców i właściwej puryfikacji przyczyniają się do tego że Pan Jezus upada na ziemię i jest deptany. Pomyślcie - Msza Święta, która ma być największą radością dla Boga, jest kolejnym biczowaniem i cierniem ukoronowaniem... . Powie ktoś że to skrupulanctwo taki kult cząsteczek, ale czy ktoś kto kocha powie, że fragmenty ciała ukochanej osoby to tylko kult cząsteczek? Czyż matka nie zmartwi się gdy dziecko choćby w drobny sposób się skaleczy? A wielu z Was szafarzy Ciała Pańskiego wydaje najświętsze członki Zbawiciela na podeptanie. Do zewnętrznych form należy również postawa przyjmującego. Wyrażenie czci przez przyklęknięcie, lub lepiej przez przyjęcie Komunii Świętej na klęcząco powoduje odpowiednie usposobienie duszy. Wierzącego kapłana poznać można po tym, jak odprawia Mszę Świętą. Nawet gdy jest schorowany stara się przyklęknąć. Sam byłem świadkiem i pomagałem takiemu schorowanemu kapłanowi przyklęknąć. Człowiek to ciało i dusza - gdy przyklęka ciało to za pozwoleniem i rozkazaniem duszy. Gdy ciało nie klęka duszy trudniej jest wzbudzić pokorę i właściwą cześć. Do niegodnego przyjmowania Ciała Pańskiego dochodzi też, gdy świadomie i dobrowolnie wybieramy szafarza Komunii Świętej, który nim nie jest, albo nie zachodzi przesłanka do nadzwyczajnego rozdawania przez osobę bez święceń sakramentalnych. Oczywiście są to winy mniejszej wagi, ale też powinny poruszać sumienie, bowiem dla tak Wielkiego Sakramentu nie ma rzeczy nieważnych.

Wypada mi tylko żywić nadzieję, że owa "wiosna Kościoła" którą wieszczą tu i tam, a której wciąż nie widać przyniesie odwilż w zakresie poniewierania Najświętszym Sakramentem. Za świętym Paweł wzywam: "Udzielając tych pouczeń nie pochwalam was i za to, że schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu." (1 Kor 11,17).

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 8 czerwca 2017

Święcenia prezbiteratu - niebezpieczne przestawianie akcentów

Laudetur Iesus Christus!

Dziś z okazji święta Jezusa Chrystusa najwyższego i wiecznego kapłana publikuję post na temat kapłaństwa. Prezbiterat, czyli kapłaństwo drugiego stopnia to święcenie tak bogate w treść, że niemożliwe jest choćby pobieżnie przedstawić go w jednym wpisie. Dlatego dziś skupię się na samej istocie kapłaństwa i zagrożeniach wypływających ze zmian w definiowania kapłana jakie się współcześnie objawiają. 

Najpierw trzeba sobie zadać pytanie kim jest kapłan? We wszystkich religiach o rozbudowanym kulcie prędzej czy później pojawiała się potrzeba, aby delegować specjalnie przygotowanych ludzi, którzy będą pośrednikami pomiędzy bóstwem, a wierzącymi. W sytuacji, gdy składano bożkowi ofiary, kapłan przyjmował także rolę ofiarnika, który w imieniu wiernych przedstawiał złożone ofiary. Te dwie funkcje: bycie pośrednikiem i ofiarnikiem są kwintesencją kapłaństwa rozumianego także w religii prawdziwej - w religii katolickiej. Wszystkie inne funkcje takie jak nauczanie, przewodzenie ludowi, leczenie chorych, czy rozsądzanie sporów choć były ważne to jednak schodziły na dalszy plan i nie były obecne w większości religii pogańskich. 

Czym  różni się kapłan katolicki, czy wcześniej mozaistyczny, od kapłana pogańskiego? Kapłan religii prawdziwej jest wybrany przez Boga - to Pan Bóg wybrał sobie ród Aarona i Lewiego aby ich działem była służba w przybytku Pańskim. Także kapłana katolickiego wybiera sobie Bóg i osobiście powołuje do świętej służby. Oczywiście wybór dokonuje się w Kościele, ale niemożliwym z teologicznego punktu widzenia jest wyświęcenie na kapłana kogoś, kto nie zostałby przez Boga przynajmniej tolerowany jako kapłan. Inaczej rzecz ma się w religiach wiarołomnych na przykład w religiach animistycznych, czy nawet w protestantyzmie, gdzie to wspólnota wybiera sobie przedstawiciela względem absolutu. Kapłan jest jak naucza autor List do Żydów: "z ludzi brany, dla ludzi bywa ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy." (Hbr 5,1)

Wołającym dość głośno sprzeniewierzeniem się wobec katolickiego kapłaństwa są zeświecczone kryteria rozeznawania powołania powszechnie stosowane w seminariach. Niestety z tego zaobserwowałem sposoby rozeznawania nie opierają się o zasady nadprzyrodzone, ale bardzo często ludzkie. O ile można próbować wywodzić nie zdatności do kapłaństwa osób upośledzonych fizycznie czy psychicznie od urodzenia na podstawie Starego Testamentu, o tyle trudno jest wytłumaczyć dlaczego zaczęto powszechnie stosować badania psychologiczne, a za kryterium powołania stawiać bliżej nieokreśloną wspólnotowość. Apostołowie i uczniowie Chrystusa Pana stanowili co prawdę wspólnotę, ale dobrze wiemy, że była ona dość niejednorodna - zdarzały się w niej często waśnie, a różnice w wykształceniu i charakterze poszczególnych osób wybranych przez Pana Jezusa były znaczne. Testy psychologiczne jak zauważyłem są niestety często narzędziem eliminacji wielu naprawdę powołanych do służby Bożej. Co prawda ja nie doświadczyłem od tej strony szykanowania, ale osobiście znam dwóch byłych kleryków, którym wyperswadowano powołanie właśnie poprzez takie badania. A trzeba mieć świadomość, że psychologia jest często paranauką - więcej w niej pewnych szkół filozoficznych i światopoglądu niż rzeczywistej metody naukowej. Rozeznawanie na podstawie tak kruchych podstaw z pewnością nie jest zgodne z wolą Bożą. Dalej za kryterium powołania uznaje się dziś wspólnotowość. Rozumie się ją niestety zupełnie po świecku. Wspólnotowy kleryk to taki który podąża owczym pędem razem z innymi i wykazuje zachowania konformistyczne, rodzące nadzieje, że będzie spolegliwy i nie będzie z nim problemów. Przyznajcie moderatorzy seminaryjni którzy mnie czytacie, czy nie zdarzyło się wam wydalić kogoś z seminarium tylko dlatego, że miał odwagę walczyć o Prawdę i nadepnął komuś na odcisk? Obawiacie się co z takim "niepokornym" klerykiem w przyszłości będzie miał zrobić biskup lub przełożony zakonny. Tymczasem Chrystus Pan chce naprawiać Kościół powołując właśnie takich ludzi, którzy nie obawiają się ducha tego świata. Tych świeckich kryteriów rozeznania jest więcej na przykład: poziom wykształcenia rozumiany nie jako rozumienie prawd katechizmowych ale zawiłości teologii dialektycznej, która przez zdrowo ukształtowany rozum jest nie do ogarnięcia. Innym fałszywym weryfikatorem jest zdolność do podejmowania świeckich zadań takich jak zarządzanie majątkiem, organizacja imprez masowych, albo prowadzenie duszpasterstwa bardzo specjalistycznego wymagającego specjalnych charyzmatów, czemu służą tak zwane praktyki duszpasterskie. Warunki jakie się stwarza na takich praktykach są sztuczne i nie pokazują rzeczywistych potrzeb duszpasterskich oraz sytuacji z jakimi zetknie się przyszły kapłan. Te wszystkie umiejętności kapłanowi naprawdę nie są konieczne do sprawowania posługi, a fakt, że używacie tychże kryteriów świadczy o tym, że nie rozumiecie czym jest kapłaństwo... . Ostatecznie prowadzona weryfikacja kandydatów do kapłaństwa sprawia często wrażenie, że zamiast wsłuchiwać się w głos Boga formatorzy wsłuchują się w głos świata i zamiast wybierać kandydatów według serca Jezusowego wybierają ludzi światowych. Ta wizja chociaż zawiera pozory katolickości jest w rzeczywistości bardzo protestancka. O wyświęceniu kogoś na kapłana często decyduje bowiem jedna czy dwie opinie, co rodzi wątpliwości czy wyboru dokonał bardziej Bóg, czy bardziej człowiek.

Kapłan jest pośrednikiem między Bogiem, a światem. Z tego wynika, że do głównych jego zadań należy sprawowanie sakramentów, które stanowią widzialny i skuteczny znak łaski Bożej oraz głoszenie wiary. Jednak takie określenie kapłaństwa jest niekompletne! Swoje pośrednictwo kapłan wypełnia poprzez sam fakt bycia nim i wypełniania swoich obowiązków wynikających ze swojego stanu duchownego. Przede wszystkim mam tutaj na myśli rzetelne odprawianie Liturgii Godzin w intencji całego świata. Nie można rozumieć pośrednictwa kapłana jedynie jako łączenia ludzi z Bogiem. Taka wizja kapłaństwa prowadzi nieuchronnie do poglądu, że kapłaństwo ma sens tylko w relacji do Kościoła obecnego w sposób fizyczny, a więc w odniesieniu do konkretnej i widzialnej wspólnoty ludzi jaką jest na przykład parafia. Trochę czasu mi zajęło zanim zrozumiałem sens udzielania święceń kapłańskich pustelnikom czy przyszłym doktorom Kościoła. Owo pośrednictwo może mieć inny charakter niż ten który sobie wyobrażamy. W przypadku mnichów ma charakter duchowy, w przypadku święty doktorów wyraża się poprzez pracę intelektualną i przekazaną wiedzę w zakresie prawd wiary i moralności. Wreszcie są kapłani którzy czasowo lub stale są pozbawieni możliwości pasterzowania chociaż zostali wyświęceni ze względów duszpasterskich. Piszę tutaj o kapłanach prześladowanych przez władze różnych państw, czy nawet wewnętrznie w Kościele. Sam znalazłem się kiedyś w trudnej sytuacji i poznałem księży, którzy byli z pewnych względów pozbawieni łączności z Kościołami partykularnymi dla których byli przeznaczeni. Dali mi oni przepiękne świadectwo wiary dzięki któremu rozumiem, że bycie kapłanem ma sens sam w sobie - w odniesieniu do Pana Boga i w służbie Jemu samemu. Rozumienie służby Bożej tylko w kontekście duszpasterstwa jest wielkim nieporozumieniem i w Kościele zachodnio-katolickim prowadzi do tego, że wielu księży rezygnuje z codziennego odprawiania Mszy Świętej. Również w Polsce w wielu parafiach ze względu na niską frekwencję ludu przestaje się odprawiać usankcjonowane tradycją nabożeństwa. A uroczyste celebrowanie nieszporów niedzielnych, czy adoracji ku czci Najświętszego Serca Pana Jezusa naprawdę ma sens nawet w pustej świątyni... . Kapłani którzy tego nie rozumieją niestety dawno zatracili zmysł wiary i prawdziwy sens swojego kapłaństwa. 

Wreszcie kapłan jest ofiarnikiem. Jego główną misją jest składanie Bogu Najświętszej Ofiary. W ten sposób kapłan w najpełniejszy sposób jest pośrednikiem - łączy bowiem dosłownie niebo z ziemią poprzez przeistoczenie jakiego dokonuje. Absolutnie najważniejszą czynnością kapłana w czasie dnia jest celebracja Mszy Świętej. Prezbiterzy nie są do tego przez prawo zmuszeni, choćby dlatego, że nie zawsze są warunki, aby dokonać tego najświętszego obrzędu, jednak kapłan który dobrowolnie uchyla się od sprawowania Mszy Świętej powinien się z tego spowiadać. Jak napisałem wyżej nie do pomyślenia jest, żeby ksiądz zaniechał odprawienia Mszy Święte tylko dlatego że nie ma ludu. Oczywiście zawsze powinien postarać się o ministranta, ale nie jest to wymóg bezwzględnie konieczny. Pogląd, że Msza Święta sprawowana bez ludu jest mniej godna lub ma mniejsze znaczenie jest tezą stricte protestancką. Przykrością ogarnia mnie fakt, że coraz mnie kandydatów do kapłaństwa, jak również samych seminariów za główną motywację do święceń kapłańskich nie podaje właśnie sprawowania Mszy Świętej. 

Niestety również tak modne wychylenie dziś koncepcji kapłaństwa ku człowiekowi nie jest pozbawione błędów. Bo nawet jeśli uznalibyśmy za modernistami, że kapłan jest dla człowieka, a nie dla Boga to dominuje dziś błędna koncepcja duszpasterska. W skrócie można by rzec, że jest to ideologia humanistyczna i psychologiczna. Coraz częściej nie ukrywa się nawet, że od przyszłych kapłanów oczekuje się pogłębionej wiedzy psychologicznej, aby zgodnie z paradygmatem tej nauki mogli pomagać człowiekowi. Rezultatem takiej wizji duszpasterstwa jest laksyzm i libertynizm, a w konsekwencji prowadzenie człowieka podług jego zmysłowości i pożądań. Ta droga prowadzi zarówno "pasterza" jak i owce w otchłań. Jedyną prawdziwą zasadą duszpasterską jest zbawienie duszy, a nie dobre samopoczucie i święty spokój.

Dobrze jeżeli w wizji kapłaństwa pojawiają się przynajmniej niektóre główne elementy takie jak nauczanie, duszpasterzowanie, czy nawracanie grzeszników. Niestety wiele seminariów podaje już zupełnie świecką wizję kapłaństwa. Dla przykładu posłużę się tekstem wziętym ze stron Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Łódzkiej. W zakładce "Seminarium" i dalej "Nasza misja" czytamy: "Naszą misją jest kształtowanie przyszłych duchownych: ewangelizatorów, pedagogów, przewodników wspólnot, liderów. Potrzebują więc odpowiedniego czasu, umiejętnie wyznaczonych celów, starannie przygotowanego programu dydaktycznego i wiedzy o kondycji ludzi do których będą posłani." A więc rola kapłaństwa katolickiego jest całkowicie zdeformowana - nie pojawia się ani jeden fundamentalny aspekt Chrystusowego kapłaństwa. Niestety przeglądając strony internetowe różnych seminariów - zwłaszcza za zachodnią granicą możemy się natknąć na podobne sformułowania. Nie jest celem tego bloga wytykanie błędów konkretnym osobom, ale dla przykładu - który jest niemal podręcznikowy pozwoliłem zaserwować czytelnikom konkret. Oczywiście tak zarysowana wizja kapłaństwa powinna skutecznie odstraszyć każdego katolika odczuwającego powołanie od bram tego seminarium - na pewno nie otrzyma on w takim miejscu prawdziwej formacji.

Podsumowując - kapłan katolicki jest powoływany i wybierany przez Pana Boga. Celem kapłana katolickiego jest sprawowanie pośrednictwa pomiędzy Bogiem a światem poprzez modlitwę, a zwłaszcza przez sprawowanie Najświętsze Ofiary. Swoją posługę wobec ludzi kapłan sprawuje w oparciu o paradygmat zbawienia duszy, który jest naczelną zasadą całego oddziaływania duszpasterskiego. Niektórzy kapłani poprzez specjalne powołanie do życia mniszego lub badania wiary i moralności nie oddają się czynnemu duszpasterstwu. Kapłan który z różnych powodów został odsunięty od wspólnoty do której był posłany nie traci swego posłannictwa jeśli zachowuje więź z Bogiem i jest wierny swoim przyrzeczeniom w takim stopniu na jaki pozwalają okoliczności. Módlmy się przeto o prawy i pobożnych kapłanów. Módlmy się za seminaria w Polsce i na świecie o powrót do dawnych sposobów formacji i kryteriów rozeznawania powołania. Niech wspomaga nas Chrystus najwyższy i wieczny kapłan!

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk



środa, 7 czerwca 2017

Czy należy udzielać Komunii Świętej chorym umysłowo?

Laudetur Iesus Christus!

Uznałem, że odpowiedź na komentarz ks. Piotra z poprzedniego posta uczynię nowym wpisem. Kwestia która została poruszona rzeczywiście jest pewnym problemem w Kościele. Oto komentarz na który odpowiadam:


"Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Chciałbym zapytać Czcigodnego Kleryka, co sądzi o udzielaniu Komunii św. osobom z zespołem downa, autyzmem lub innymi chorobami, które sprawiają, że osoba przystępująca do Komunii św. po pierwsze nie ma dobrego rozeznania moralnego swoich czynów, a po drugie nie ma rozeznania między opłatkiem, a Chlebem Eucharystycznym. I drugi przypadek podobny, ale dotyczący osób starszych albo takich, które zapadły na chorobę, która powoduje, że nie mają świadomości, że przyjmują Ciało Pańskie (albo przynajmniej nie jesteśmy tego w stanie zweryfikować). Czy jeśli nawet wcześniej ktoś przyjmował Komunię św., ale w pewnym momencie poważnie zachorował, tak iż nie wie, że przyjmuje Komunię św., to czy jej udzielanie ma sens? Czy ta Komunia św. pomoże w czymś temu człowiekowi skoro jest przyjmowana jako zwykły pokarm (tak zewnętrznie przynajmniej to wygląda)? Prawo kanoniczne wyraźnie mówi o tym, że przyjmujący Komunię św. musi umieć rozróżnić zwykły chleb od eucharystycznego. A jeśli tego nie potrafi już z urodzenia albo w wyniku choroby, wypadku, starości ją utracił, to czy godziwe jest udzielanie Komunii św. takiej osobie? Z tego co widzę jest to powszechna praktyka w Kościele, ale ja mam mieszane uczucia co do niej...

Z Chrystusowym pozdrowieniem
Ks. Piotr"


Może na początek - nie jestem żaden czcigodny - tytuł ten wbrew obiegowemu użyciu przysługuje dopiero od godności prałata. Z kwestią nieuzasadnionej tytulatury i nowomowy kościelnej będę się jednak rozprawiał kiedy indziej.

Zacznę może od środka - otóż powołuje się Ksiądz na kanon 913 paragraf 2 KPK z 1983 r - wydaje mi się że kluczowym jest tam sformułowanie, które w powyższym poście nie zostało uwzględnione, a mianowicie: "i mogą z szacunkiem przyjąć Komunię Świętą". A więc intencją prawodawcy było, aby zapobiec choćby nieświadomym aktom profanacji. Eucharystia należy do tej grupy sakramentów, których przyjmowanie wymaga ściśle określonej dyspozycji przyjmującego. Kanon o którym mowa określa minimalne warunki dopuszczenia do przyjmowania Najświętszego Sakramentu. Jeśli chodzi o dzieci upośledzone to wszystko zależy od jego stopnia - słusznie prawodawca ceduje na dopuszczającego obowiązek właściwego rozeznania sytuacji.

Co do dzieci z zespołem Downa to osobiście uważam, że dzieci te można i trzeba dopuszczać do Komunii Świętej  - nie znam wśród tych osób upośledzonych w stopniu uniemożliwiającym podstawowe zrozumienie tajemnicy Eucharystii. Takie dzieci właśnie ze względu na specyfikę swojego schorzenia mają bardziej otwarte serca i potrafią być może lepiej niż niejeden zdrowy człowiek przylgnąć do istoty Komunii Świętej, czyli samego Pana Jezusa. Jeśli chodzi o autyzm - tak się składa że mam kontakt z tymi dziećmi ze względów zawodowych to już sytuacja jest bardziej skomplikowana - jedne dzieci będą do tego zdolne inne nie. Jeśli chodzi o pozostałe choroby to kwestia zasadnicza odnosi się do możliwości poznawczych chorych dzieci. To że dziecko nie odróżnia chleba zwykłego od chleba eucharystycznego na poziomie sensorycznym nie może być moim zdaniem przeszkodą, jeśli tylko poinformowane o tym, że ma do czynienia z Ciałem Pańskim potrafi przyjąć odpowiednią postawę zewnętrzną i wewnętrzną stosowną do swojego stanu zdrowia. Na pewno jestem zwolennikiem dania szansy i jeżeli jest zachowany jakikolwiek kontakt z dzieckiem to sądzę że należy podejmować próby katechizacji - jednak trzeba mieć wzgląd, że nie zawsze będą one udane. W tym miejscu pragnę podkreślić iż jeśli taka katechizacja jest udana i dziecko może przyjąć Komunię Świętą to zasadniczo nie powinno się tego robić na osobnej Mszy Świętej. Niedopuszczalna jest sytuacja kiedy kapłan dopuszcza do dyskryminacji takiego dziecka w dniu I Komunii Świętej na przykład poprzez pouczenie fotografa aby tak wykonywał ujęcia by chore dziecko nie było widoczne albo przez udzielanie Komunii Świętej takiemu dziecku w bocznej nawie. Często domagają się tego rodzice innych dzieci - taka sytuacja bardziej niż w chore dziecko godzi w rozwój moralny pozostałych dzieci i rodziców. Z takimi przypadkami, niestety jak słyszę powszechnymi należy stanowczo walczyć nawet przy użyciu środków kanonicznych. 

W sytuacji kiedy dziecko nie jest w stanie w jakikolwiek sposób pokazać, że rozumie iż przyjmie pokarm, który jest Bogiem samym to należy powstrzymać się od udzielania Komunii Świętej. Moim zdaniem argument jest prosty - istnieje ryzyko profanacji - nawet jeśli będzie ona nieświadoma narażamy naszego wiernego na grzech lekki, a świadków zdarzenia na  zgorszenie. Sądzę iż to miał na myśli prawodawca pisząc o szacunku podczas przyjmowania Pana Jezusa Chrystusa.

Co do moralnego rozeznania swych czynów nie byłbym aż tak restrykcyjny - jeśli dziecko nie rozumie co jest dobre, a co złe to znaczy że nie może popełnić grzechu ciężkiego, a więc na mocy samego chrztu posiada łaskę uświęcającą w stopniu umożliwiającym godne przyjęcie Ciała Pańskiego. Musi jednak sobie zdawać sprawę z tego że chodzi o przyjęcie żywego Boga.

Drugi przypadek to logiczna ekstrapolacja pierwszego. Co prawda prawodawca nie pisze nic o tym, ale można mniemać iż należy stosować te same normy co w przypadku dzieci. W tej kwestii polecam sformułowanie i wysłanie do Kongregacji Nauki Wiary, lub Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentu pytanie alternatywne tej lub podobnej treści: "Czy normy zawarte w 913 kanonie KPK wobec braku odnośnego prawa w stosunku do osób starszych mają zastosowanie w przypadku dorosłych nie używających rozumu z powodu starości lub choroby?" Sądzę, że odpowiedź Stolicy Apostolskiej uspokoiłaby Księdza sumienie. 

Rozeznanie drugiego przypadku w praktyce bywa proste - jeśli chory jest nieprzytomny to nie udzielamy Wiatyku. Słyszałem o jakichś szarlatańskich pomysłach wprowadzania Krwi Pańskiej do kroplówki itp niedorzeczności. Cóż pomysłodawców tychże polecam opiece psychiatry, a przełożonym pilne przestudiowanie opinii lekarza, czy w ogóle ich podwładni są zdolni do wykonywania władzy święceń... . Może się także zdarzyć, że chory ma świadomość, jednak nie kontaktuje się dostatecznie z otoczeniem, jeśli w żaden sposób nie jest w stanie przekazać szafarzowi, że rozumie co się dzieje to od udzielania Komunii Świętej lepiej odstąpić. Istnieje w końcu ryzyko, że Pan Jezus zostanie wypluty lub w inny sposób sponiewierany.

Natomiast w kwestii tego czy Komunia coś daje człowiekowi nieużywającemu rozumu byłbym bardzo, ale to bardzo powściągliwy. W końcu sakrament działa ex opere operato. Jeśli jako księża rozgrzeszacie osoby nieprzytomne i udzielacie im namaszczenia chorych to takie pytanie wydaje się nielogiczne. Są takie poglądy, że nie należy na przykład dzieciom udzielać sakramentu namaszczenia - osobiście sądzę, że nawet niemowlę może ten sakrament przyjąć jeśli tylko zajdzie odpowiednia przesłanka czyli choroba zagrażająca życiu. Z Komunią Świętą jest ten problem, że przyjęcie tego sakramentu wymaga także somatycznej współpracy wiernego - nie da się Komunii Świętej udzielić sub conditione... . Dlatego też jeśli wykluczona jest ta współpraca to nie należy robić cyrków z wkładaniem Najświętszego Ciała do ust, wymuszaniu odruchu przełykania, zakraplaniem języka Krwią Pańską itd. Praktyka w Kościele jest różna - rzeczywiście sądzę tak jak Ksiądz, że wypaczenia idą raczej w kierunku nieroztropnego rozdawnictwa Ciała Pańskiego bez względu na szacunek Osoby której się udziela, a która często traktowana jest jako rzecz... . Wierzący szafarz spojrzy na akt Komunii Świętej jako rzeczywisty kontakt dwóch osób i będzie miał wzgląd nie tylko na wiernego, ale przede wszystkim na samego Pana Boga, którego jest sługą.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk