niedziela, 30 kwietnia 2017

Czy i dlaczego trwam w Kościele?

Laudetur Iesus Christus!

W czasach powszechnego zamętu pytanie tytułowe dla wielu współczesnych katolików staje się pytaniem zasadniczym. Także dla mnie, posiadającego wiele przykrych doświadczeń z Kościołem w sferze instytucjonalnej to pytanie nie jest obce. Ktoś kiedyś mi zasugerował, że po doświadczeniu Możajska, odrzuceniu przez Kościół, wstąpieniu do seminarium i otrzymania z niejasnych powodów wilczego biletu przekreślającego możliwość realizacji swojego powołania mam pełne prawo usunięcia się w cień i realizacji życia tylko i wyłącznie dla zbawienia samego siebie. Jak widać przynajmniej na razie odrzuciłem taką możliwość. Poznać Ewangelię i zachować ją dla siebie byłoby dla mnie wyrokiem potępienia. Otrzymany urząd, nawet jeśli nie jest wypełniany z mandatem Kościoła zachodnio-katolickiego zobowiązuje mnie do aktywnego głoszenia wiary.

Czym Kościół jest? Kościół jest to mistyczne Ciało Chrystusa - wspólnota ochrzczonych, a nie ekskomunikowanych osób złączonych węzłem wyznawania tej samej wiary, przyjmowania tych samych sakramentów i będących pod pieczą prawowitej władzy kościelnej. Ta definicja w moim rodzimym seminarium, przez biskupa wykładającego eklezjologię była uznawana za nieprawidłową i zawężającą obraz Kościoła - chociaż przez wieki była uznawana za prawdziwa w Kościele. Jeśli zdaniem współczesnych pasterzy Kościół może trwać także we wspólnotach heretyckich i schizmatyckich to ja wszem i wobec oświadczam iż z takim kościołem nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego. Chrystus Pan założył jeden Kościół, oparł Go na fundamencie Piotra i apostołów, nadał Mu jedną wiarę i jedyne 7 skutecznych znaków zbawienia jakimi są sakramenty. Taki Kościół jest Kościołem Chrystusowym, reszta są to kościoły wiarołomne i pochodzące od szatana. Czy więc należę do Kościoła? Zdaniem rzeczonego biskupa-heretyka pewnie sam się z niego wyłączam. Jednak za Kościołem do którego należę stoi cała rzesza świętych i świadectwo 19,5 wieku kontynuacji pracy apostolskiej. Jestem głęboko przekonany, że nie błądzę chociaż przykro mi, że tak mało duchownych chce trwać w prawdziwej komunii świętych obcowania i ze względów wizerunkowych oraz finansowych partycypuje w niszczeniu Winnicy Pańskiej poprzez głoszenie fałszywych nauk, a czasem i okradania wiernych z łask sakramentalnych przez szafowanie nimi w sposób nieważny. W praktyce moje uczestnictwo we wspólnocie modernistów ogranicza się do korzystania ze środków zbawienia, które przezeń nie zostały jeszcze zniszczone, natomiast nie wyznaję ich wiary i nie głoszę ich nauk. Taką formę uczestnictwa w komunii kościelnej wymuszają na mnie i innych strzegących wiary katolickiej i apostolskiej rozproszenie jakiemu jesteśmy poddani. 

Dlaczego w ogóle należę do Kościoła? Przede wszystkim mam świadomość, że jest to jedyna droga do zbawienia. Być może gdyby Pan Jezus dał inną podążył bym nią, ale ponieważ innej nie objawił to trwam z wdzięcznością w tym co mi dał. Krocząc drogami wiary wiem, że stąpam po polu minowym. Dziś aby otrzymać łaskę sakramentalną i nie dać się zwieść przez wilki przebrane w owcze skóry trzeba naprawdę dużo wiedzy i doświadczenia. Dlatego warto sięgać do tego co jak mówił św. Wincenty z Lerynu: "od zawsze i wszędzie było uznawane za katolickie". Trzeba szukać tych czystych źródeł wiary. Dlatego też postaram się wyjść temu problemowi na przeciw i podać w przyszłości sposoby odróżniania pszenicy od kąkolu oraz wskazać nieskażone spichlerze Bożej nauki. Słowo Boże wiernie przekazywane w prawdziwym Kościele jest ważnym powodem, dla którego warto w Kościele trwać, ale drugim może nawet istotniejszym jest możliwość uzyskania łaski Bożej, szczególnie tej uświęcającej. Dlatego tak ważnym jest szukanie prawdziwego Kościoła dającego prawdziwe sakramenty. Szczególnie krytycznymi sakramentami są chrzest, bo daje on pierwotną łaskę uświęcającą, sakrament pokuty, bo pozwala na odnowienie łaski uświęcającej oraz święcenia kapłańskie, ponieważ dają one władzę do odpuszczania grzechów, a więc są konieczne dla zaistnienia sakramentu pokuty. Oczywiście nie neguję wartości świętej Eucharystii, bierzmowania, sakramentu chorych czy małżeństwa, ale dla zabezpieczenia życia wiecznego każdego wiernego konieczne są te trzy sakramenty: chrzest, pokuta i święcenia. Dlatego też trzeba bić na alarm szczególnie gdy rozwijają się poglądy godzące w te sakramenty. Kiedy chrzest zostaje sprowadzony do ceremonii inicjacyjnej zagrożone jest jego istnienie - bowiem szafarz, który udziela chrztu nie jako odrodzenia z wody i z Ducha Świętego, ale jako jedynie wprowadzenie do Kościoła to może nie zachować istotnej dla ważności sakramentu intencji. Kiedy sakrament pokuty sprawowany jest w Kościele zachodnio-katolickim grupowo i bez indywidualnej spowiedzi to jest on sprawowany nieważnie! Wreszcie kiedy podczas święceń w umysłach szafujących nimi biskupów rodzi się pomysł, aby święconych czynić apostołami na wzór Mahatmy Ghandiego czy Mahometa to wątpliwa staje się właściwa intencja a więc i udzielane święcenie. Również tendencje do wprowadzania ordynacji kobiet mają za zdanie zniszczyć kapłaństwo a więc możliwość otrzymania odpuszczenia grzechów przez sakrament pokuty. 

W rzeczywistości więc odpowiedź na pytanie dlaczego trwam w Kościele jest prosta - ponieważ odnajduję tam życie wieczne. Traktuję więc Kościół zupełnie użytkowo, bo to On jest dla mnie, a nie ja dla Niego. I jakkolwiek taka deklaracja dla eklezjologa modernisty posiadającego ową "pogłębioną refleksję o Kościele" wydawałaby się przerażająca, to jednak prawda jest taka, że sam Chrystus Pan porównując Kościół do winnicy czy owczarni sam ukazywał ten utylitarny sens. Bo ostatecznie nie jesteśmy na ziemi dla własnej przyjemności i nie tworzymy Kościoła po to by się dobrze bawić. Prawda jest taka, że jesteśmy tu wskutek grzechu pierworodnego, a Kościół jest po to by pomóc nam z tej sytuacji wyjść ku życiu prawdziwemu - ku życiu z Bogiem. Dlatego też będąc w Kościele i podejmując zań odpowiedzialność nigdy nie wolno nam zapomnieć o naczelnej zasadzie jaką jest salus animarum, czyli zbawienie dusz!

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

niedziela, 23 kwietnia 2017

Zakłamane miłosierdzie

Laudetur Iesus Christus!

Druga niedziela wielkanocna, zwana tradycyjnie niedzielą białą lub przewodnią jest obchodzona w Kościele katolickim jako niedziela miłosierdzia Bożego. Czym zatem miłosierdzie jest? I jaki jest właściwy kult Bożego miłosierdzia?

Otóż miłosierdzie Boże to jeden z przymiotów Boga, który sprawia że Pan Bóg lituje się na stworzeniem które uczynił. Miłosierdzie Boże ujawnia się poprzez opatrzność, czyli nieustanne czuwanie nad światem i sprawianiem, że świat istnieje. W sposób szczególny miłosierdzie dotyka rodzaj ludzki, który popadł w grzechy. Poprzez historię zbawienia Bóg spotyka się z każdym człowiekiem i oferuje mu zbawienie. W tych tezach sądzę, że większość teologów jest zgodna. Problem zaczyna się przy określeniu czym miłosierdzie Boże jest w odniesieniu do Boga samego - jego wspólnoty Trzech Osób oraz czasu.

Niestety pojawiają się teologowie uznający miłosierdzie Boże za przymiot należący do samej istoty Boga i wypływający z jego trynitarnej struktury. Według takiej teologii lansowanej obecnie głównie przez kardynała Waltera Kaspera Bóg Ojciec okazuje miłosierdzie swojemu Synowi. Taka koncepcja czy to wprowadzająca Ducha Świętego czy też nie jest głęboko heretycka. Bóg Ojciec i Syn Boży są sobie współistotni - jest to jeden z fundamentalnych dogmatów katolickiej wiary. Jeśli tak jest, to relacja miłosierdzia wewnątrz Trójcy Świętej jest niemożliwa, zakładałaby bowiem wyższość Boga Ojca nad Synem Bożym. Taka semiariańska wizja Trójcy Świętej widoczna jest także w interpretacjach przypowieści o Synu Marnotrawnym, w którym widzi się Jezusa Chrystusa. Bóg Ojciec miałby pozwolić Synowi Bożemu pójść na świat i roztrwonić jego miłość uprawiając nierząd z rodzajem ludzkim. Śmierć i zmartwychwstanie miałyby być typem powrotu Syna Bożego do Ojca i potwierdzeniem jego świętokradztwa. Widać tu wyraźnie wpleciony mit prometejski - oto półbóg Jezus Chrystus wykradł ogień (miłosierdzie Boże) i podarował go ludziom. Mam nadzieję, że ta diaboliczna interpretacja wywodząca się z tezy o miłosierdziu jako przymiocie należącym do istoty Boga pokazuje dobitnie jak wielka jest to herezja. 

Skoro herezja kasperiańska widzi miłosierdzie Boże jako fundament istoty Boga, to miłosierdzie Boże jest nieskończone. W pewnym sensie teza o nieskończoności miłosierdzia Bożego jest prawdziwa, bo Bóg jest gotów przebaczyć wszystko, ale nie zawsze... . Już w Starym Testamencie czytamy w pieśni o Słudze Pańskim: 
"Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. 
Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, 
by opatrywać rany serc złamanych, 
by zapowiadać wyzwolenie jeńcom 
i więźniom swobodę; 
aby obwieszczać rok łaski Pańskiej
i dzień pomsty naszego Boga" (Iz 61, 1-2)


Pieśni o Słudze Pańskim są zapowiedzią misji mesjańskiej Jezusa Chrystusa. Ów rok łaski Pańskiej oznacza, że miłosierdzie Boże ma swój czas i jest ograniczone. Tym ograniczeniem jest przestrzeń czasu, a konkretnie historia zbawienia, w perspektywie pojedynczej osoby zaś jej życie ziemskie. Zwróćcie uwagę, że dziś mówi się o tym, że miłosierdzie Boże przekracza śmierć - nie jest to prawdą! Apostoł Paweł w Liście do Żydów napomina: "Postanowiono bowiem ludziom raz umrzeć a potem sąd" (Hbr 9,27) Kasperianie posuwają się do tego, że głoszą determinizm zbawczy, to jest pogląd według którego każdy zostanie zbawiony. Nie rozróżniają oni fundamentalnych dla charytologii katolickiej (nauki o usprawiedliwieniu) pojęć odkupienia i zbawienia. To pierwsze dane jest wszystkim ludziom na podstawie zasług Jezusa Chrystus, to drugie trzeba przyjąć! Prawdą jest, że jesteśmy monopredestynacjonistami to znaczy wierzymy, że Pan Bóg chce zbawienia każdego człowieka, jednak wiemy też, że nie wszyscy bywają zbawieni... . Synod w Quierzy z 853 r naucza: "Wszechmocny Bóg „pragnie, aby wszyscy ludzie bez wyjątku zostali zbawieni (por. 1 Tm 2,4), chociaż nie wszyscy zostają zbawieni. To, że niektórzy się zbawiają, jest darem od Tego, który zbawia; to, że niektórzy idą na zatracenie, jest zapłatą tych, którzy wiodą na zatracenie." 
Tak, zaprawdę miłosierdzie Boże ma swoje ograniczenie - jest nim Boża sprawiedliwość ujawniająca się w momencie śmierci każdego człowieka i sąd Boży jaki czeka każda dusza. Kto się dobrowolnie poddał Bożemu miłosierdziu za życia z tym sprawiedliwość Boża obejdzie się łaskawie, bowiem miłosierdzie Boże gotowe jest zgładzić każdy grzech. Dlatego też miłosierdzie Boże należy głosić zawsze komplementarnie i w łączności z przymiotem Boga jakim jest sprawiedliwość. Ten przymiot należy do istoty Boga, bowiem Pan Bóg oddaje każdemu co mu się słusznie należy - poszczególne Osoby Boże spaja miłość, to się im bowiem z natury rzeczy słusznie należy przez największą doskonałość jaką posiadają. Tak więc Bóg Ojciec miłuje Syna Bożego, a Syn Boży miłuje Ojca - z tej relacji pochodzi Duch Święty. Jednak ani Bóg Ojciec, ani Syn Boży, ani Duch Święty nie potrzebują i nie okazują sobie wzajemnie miłosierdzia. 

Współcześni heretycy miłosierdzia głoszą więc miłosierdzie bez sprawiedliwości, czego skutkiem jest odrzucenie piekła, jeśli nie wprost to przez poglądy sugerujące jakoby piekło było puste lub mogło takim być. Szczególne zasługi w rozkrzewianiu tego błędu ma polski teolog i wiarołomny herezjarcha o. Wacław Hryniewicz. Otóż piekło ani puste nie jest ani nie będzie. Boże miłosierdzie jest jak powiedziałem komplementarne z Bożą sprawiedliwością. W piekle są wszelkie upadłe anioły, które ze względu na swoją naturę usprawiedliwienia dostąpić nie mogą. Choćby z tego powodu nie można sobie rościć nawet nadziei na to że piekło będzie pustym. Wreszcie przypowieść o Łazarzu i bogaczu oraz liczne prywatne objawienia pokazują iż takie nadzieje są zwykłym zuchwalstwem wobec Bożego miłosierdzia, a więc grzechem przeciwko Duchowi Świętemu.

Aby uporządkować wywód wymienię po kolei tezy heretyckie odnoszące się do Bożego miłosierdzia:
a) miłosierdzie należy do istoty Boga - Osoby Boskie okazują sobie miłosierdzie
b) miłosierdzie Boże jest nieskończone i trwa wieczność
c) miłosierdzie Boże powoduje że wszyscy ludzie się zbawią
d) miłosierdzie Boże sprawia że piekło jest puste - usprawiedliwienia dostąpią nawet szatani

Jak zatem objawiło się miłosierdzie Boże w historii zbawienia? W skrócie odpowiedź na to pytanie daje prosty wykład kerygmatu. Bóg stworzył ludzi dobrymi, ale oni przez odrzucenie Boga swoją wolną wolą przekreślili swoje pierwotne przeznaczenie, czyli życie na wieki z Bogiem. Ponieważ karą za grzech jest śmierć, Pan Bóg wygnał ludzi z Raju czyli wspólnoty ze sobą. W swojej miłości zlitował się jednak nad człowiekiem, czyli okazał mu miłosierdzie. Zapowiedział przyjście Mesjasza, który zadośćuczyni winę człowieka. Przez kolejne przymierza Bóg konsekwentnie uczył ludzi, że "nie chce śmierci grzesznika lecz żeby się nawrócił i żył (Ez 33,11). Ludzie jednostronnie zerwali wszystkie przymierza z Bogiem - w końcu Bóg  "posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna." (Mk 12,6). Syn przyjmując na siebie odrzucenie przez ludzi i śmierć, która nie była karą za Jego grzechy odkupił grzeszną ludzkość i każdemu człowiekowi dał szansę na przyjęcie zbawienia wynikającego z zasług przelanej Krwi. Oto prawdziwa Ewangelia, czyli dobra nowina o zbawieniu. Jezus Chrystus, który dokonał odkupienia sam nauczał o konieczności schylenia się po ofiarowaną przez Niego łaskę. 

Jaki jest więc prawdziwy kult miłosierdzia Bożego? Jest to ni mniej ni więcej jak korzystanie z owoców zbawczego czynu Chrystusa w postaci świętych sakramentów, zwłaszcza chrztu, pokuty i Eucharystii. Fałszywym kultem będzie wielbienie miłosierdzia Bożego czczymi i pełnymi grzechów wargami bez wysiłku schylenia się po łaskę Bożą. Nie łudźmy się Koronka do Miłosierdzia Bożego, Godzina Łaski, nowenna czy oglądania świętego obrazka albo chodzenie na kolanach dookoła sanktuarium w Łagiewnikach nie przywróci nam godności Dzieci Bożych. To dokonać się może tylko poprzez chrzest z wody i Ducha Świętego oraz prawdziwą pokutę. Pozostałe praktyki mogą być pomocne tylko o tyle o ile przypominają nam i wspomagają nas w wytrwaniu w łasce uświęcającej. Sam Dzienniczek Siostry Faustyny aż w 24 miejscach wspomina o Bożej sprawiedliwości. W kontemplacji miłosierdzia Bożego nigdy nie wolno o tym komplementarnym przymiocie Bożym zapominać.

I na końcu apel - miejcie zawsze i wszędzie odwagę demaskowania błędów o miłosierdziu Bożym. Trzeba szczególnie dziś komplementarnego głoszenia prawdy o tym przymiocie Boga. Nie bójcie się wstać z ławek i krzyknąć, że głosi się herezje. Błędy te bowiem wtrącają wiele dusz w bramy piekła. Oto dziś wielu fałszywych pasterzy głosi zatrważające tezy ściągające nań przekleństwo Boże. Stańmy w obronie jedynej naszej ucieczki i nadziei, w obronie prawdziwego miłosierdzia Bożego! 

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

niedziela, 16 kwietnia 2017

Bierzmowanie - sakrament pożegnania z Kościołem

Laudetur Iesus Christus!

Dokładnie 10 lat temu przyjąłem sakrament bierzmowania, z tej okazji pragnę podzielić się z Wami moimi przemyśleniami natury doktrynalnej i pastoralnej odnoszące się właśnie do tego sakramentu. Starsi czytelnicy pewnie nie mają zbyt wielu wspomnień z tego wydarzenia. Przez wiele lat sakrament bierzmowania udzielany był niejako przy okazji wizytacji kanonicznej biskupa, a młodzież informowana była o konieczności przyjęcia tego sakramentu najwyżej kilka tygodni przed samą celebracją. Do tego dochodziła szczątkowa katechizacja przed i po sakramentalna. Jednak wierni bierzmowani do początku lat 70-tych zwykle potrafią powiedzieć, że sakrament ten wyciska na duszy znamię i daje łaskę do mężnego wyznawania wiary katolickiej.

Od kilkunastu lat sakrament bierzmowania urasta do wielkiego wydarzenia, a czas przygotowania do niego według oficjalnych dokumentów jest najdłuższy spośród innych sakramentów, no może poza święceniami... . Mówi się o sakramencie bierzmowania jako sakramencie Ducha Świętego, albo dojrzałości, czasem z dodaniem epitetu "chrześcijańskiej". O duchowej walce do której sakrament ten przysposabia nie mówi się już nic, albo bardzo niewiele. Czasem odnoszę wrażenie, że szafarze bierzmowania sami zatracili sens tego sakramentu. Osobiście mam pewne wątpliwości czy tacy szafarze, którzy na kazaniu mówią o wartościach humanistycznych, pomocy do dobrego życia i innych tego typu farmazonach ważnie udzielają tego sakramentu. Intencja szafarza jest niezmiernie istotna - należy bowiem do struktury sakramentu. Oczywiście daleko mi w tym stwierdzeniu do donatystów, którzy od łaski uświęcającej szafarza uzależniali ważność sakramentu, nie mniej jest katolicką nauką, że błędna intencja szafarza znosi zaistnienie sakramentu, a więc i łaskę z nim związaną. 

Pamiętam dobrze swoje bierzmowanie - przyjąłem imię św. Teofila antiocheńskiego, który był biskupem, apologetą i męczennikiem. W pewnym sensie moje życie przynajmniej w części złączyło się z jego życiem. Pamiętam dobrze starego kapłana, który w zastępstwie biskupa namaścił mnie olejem krzyżma i włożył na mnie ręce. Po kilku latach podczas spotkania z tym księdzem wyznał mi iż bierzmuje w ten sposób by mieć pewność, że sakramentu udziela ważnie. Nie zamierzam się tu rozwodzić nad zmianą formy i częściowo materii tego sakramentu jaka zaszła w nowej liturgii. Co ciekawsi czytelnicy zadadzą sobie trud i sami dotrą do tego jak zmieniono bierzmowanie. Wewnętrzne doświadczenie i wiedza teologiczna którą zdobyłem dają mi moralną pewność, że bierzmowany jestem. Oczywiście wszystkich najusilniej zachęcam do tego by bierzmowanie przyjmować w miarę możności wg starych przepisów liturgicznych. Nie mniej łaska jak sądzę działa w obu obrzędach - niedawno byłem świadkiem na nowym bierzmowania pewnego ministranta, którego usposobienie i rozum wskazuje iż w pełni korzysta z łask tego sakramentu.

Różne definicje bierzmowania nieuwzględniające głównego celu tego sakramentu okradają kolejne pokolenia z właściwego korzystania z darów i charyzmatów, jakie ten sakrament udziela. Przygotowanie, które z zasady trwa trzy lata ogranicza się w zasadzie do zaliczania kolejnych wpisów w indeksach. W niektórych parafiach ewidencji podlegają wszystkie praktyki religijne kandydata włącznie ze spowiedzią, co naturalnie grozi świętokradczym przystępowaniem do tego sakramentu. Bierzmowańcy biorą udział w katechizacji która bardzo często prowadzona jest przez źle przygotowanych animatorów nie posiadających właściwych kwalifikacji intelektualnych i duchowych. Często są to osoby ze wspólnot charyzmatycznych, co pogłębia skrzywienie formacyjne bierzmowańca, który nie dość, że często wiary nie otrzymał w rodzinie, to jeszcze teraz otrzymuje ją w sprotestantyzowanej formie. Doszły mnie słuchy, że dochodzi do prowadzenia przez rzeczonych animatorów tzw rekolekcji, które odbywają się bez udziału duchowieństwa, gdzie młodzież poddawana jest podejrzanym praktykom jak wkładanie rąk, para egzorcyzmy, składanie przyrzeczeń itd. Rodziców i odpowiedzialnych kapłanów przestrzegam: nie pozwalajcie na to by wasi podopieczni jeździli na takie "rekolekcje". W ogóle przygotowanie do bierzmowania może prowadzić tylko duchowny oraz licencjonowany katecheta. W żadnym wypadku nie można doprowadzać do tego, że przypadkowe osoby będą prowadziły formację. Jedyne co można dopuścić to świadectwo życia osoby już po bierzmowaniu, jednak z zastrzeżeniem obecności duchownego lub katechety, który ograniczy możliwość wyprowadzania błędnych wniosków. Niestety inną częstą praktyką jest rezygnacja biskupów z bierzmowania swoich diecezjan - jak się okazało jest to obecne nie tylko w mojej diecezji. Jest oczywistym, że każdy kapłan może ważnie bierzmować, jednak słuszna tradycja naszego łacińskiego obrządku jako zwyczajnego szafarza uznaje biskupa. Jeśli ten nie jest w stanie bierzmować choćby na siedząco i poza Mszą Świętą to powinien rozważyć rezygnację z urzędu - bo albo jest tak chory, że nie może już nawet dokonywać prostych czynności, albo nie wie jakie są najważniejsze obowiązki biskupa i wtedy tym bardziej powinien się ich zrzec. Bierzmowanie przez kapłana można dopuścić tylko w razie nagłej niemożności dotarcia biskupa (np w dniu bierzmowania) oraz choroby bierzmowańca, która jest na tyle niebezpieczna że zagraża zejściu z tego świata bez łaski bierzmowania. 

Niebezpieczną praktyką jest wiązanie celebracji tego sakramentu z określonym wiekiem, zwykle związanym z końcem jakiegoś etapu edukacji. Ze zgrozą w nowych wytycznych Konferencji Episkopatu Polski wyczytałem że bierzmowanie "stanowi ważne dopełnienie edukacji na etapie szkoły podstawowej" i w związku z tym udzielać się go będzie w klasie VIII. Takie sformułowanie to niewyobrażalny redukcjonizm i świadectwo kompletnego braku zrozumienia przez nasz episkopat czym bierzmowanie jest i jakie spełnia zadanie! Otóż tak jak w przypadku I komunii czy spowiedzi, tak i bierzmowania powinno się udzielać wg roztropnego osądu katechety odnośnie do rozwoju duchowego kandydata. Urawniłowka w tym względzie jest niesamowicie szkodliwa i prowadzi do tego, że bierzmowanie trzeba zaliczyć, tak jak rzeczoną podstawówkę. Mam nadzieję, że powyższe refleksje skłonią czytających mnie duszpasterzy do krytycznego przejrzenia podawanych im zaleceń i głębszego namysłu nad katechizacją przed i po bierzmowaniu. Naprawdę nie warto nikogo zmuszać do przyjmowania jakiegokolwiek sakramentu. W imię wolności religijnej tak szumnie wykładanej Wam w seminariach odstąpcie od masowego udzielania bierzmowania i zindywidualizujcie charakter przygotowania do niego, a może to sprawi, że bierzmowanie nie będzie jak to się powszechnie mówi sakramentem pożegnania z Kościołem przy aprobacie biskupa miejsca...

Przy okazji pragnę również czytelnikom złożyć najlepsze życzenia wielkanocne. Niech Chrystus Pan który zmartwychwstał oświeca mroki naszych serc i umysłów. Niech użyczy Kościołowi chwały, a nam da oglądać powrót wspaniałości tej Łodzi Piotrowej na widok której wielu ręce załamuje i gorzkie łzy wylewa. "Kościół nie zginie, Bóg jest w jego wnętrzu"! Daj nam Panie Boże doznać majestatu chwały Twego dziedzictwa w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

piątek, 14 kwietnia 2017

Ofiara czy uczta?

Laudetur Iesus Christus!

"Pan wieczernik przygotował, swój zaprasza lud, dla nas wszystkich dom otworzył i zastawił stół" - słowa tej pieśni usłyszeliśmy wczoraj w niejednym kościele. Wypada więc zapytać czym jest ów stół który zastawia dla nas Pan? Sobór Watykański II w Konstytucji o Liturgii Świętej w punkcie 48 tak naucza: "Kościół zatem bardzo się troszczy o to, aby chrześcijanie w tym misterium wiary nie uczestniczyli jak obcy lub milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy misterium to dobrze rozumieli, w świętej czynności brali udział świadomie, pobożnie i czynnie, byli kształtowani przez słowo Boże, posilali się przy stole Ciała Pańskiego i składali Bogu dziękczynienie". Jest zatem ołtarz nazwany stołem Ciała Pańskiego, tymczasem z definicji ołtarz jest miejscem do składania ofiar. Chyba nie ma religii w której ołtarz służyłby do spożywania. Zwróćmy uwagę, że wbrew określeniu "przystępować do Stołu Pańskiego" wierni nie przyjmują Komunii Świętej przy ołtarzu - jedynie kapłan komunikuje się w tym miejscu. Jednak Komunia Święta kapłana ma charakter dopełnienia Ofiary - jako będący in persona Christi, kapłan musi przyjąć Ciało i Krew Pana Jezusa Chrystusa.

Teraz trochę nauki Soboru Trydenckiego odnośnie do Mszy Świętej:

I/B. Kanony o Najświętszej ofierze mszy świętej

1. Gdyby ktoś mówił, że we mszy nie składa się Bogu prawdziwej i właściwej ofiary; albo że składanie ofiary nie jest niczym innym niż dawaniem nam Chrystusa do spożycia - niech będzie wyklęty.
2. Gdyby ktoś mówił, że słowami: „To czyńcie na moją pamiątkę” Chrystus nie ustanowił apostołów kapłanami lub nie polecił, by oni oraz inni kapłani składali w ofierze Jego ciało i krew - niech będzie wyklęty.
3. Gdyby ktoś mówił, że msza jest tylko ofiarą pochwalną i dziękczynną lub jedynie pamiątką ofiary złożonej na krzyżu, a nie przebłagalną; albo że pomaga wyłącznie przyjmującemu [Komunię] i nie powinna być składana za żywych i umarłych, za grzechy, kary, zadośćuczynienia ani w innych potrzebach - niech będzie wyklęty.
4. Gdyby ktoś mówił, że ofiara mszy jest bluźnierstwem przeciw najświętszej ofierze Chrystusa złożonej na krzyżu, albo że ją umniejsza - niech będzie wyklęty.
5. Gdyby ktoś mówił, że oszustwem jest odprawiać msze ku czci świętych, i dla uzyskania ich wstawiennictwa u Boga, jak czyni Kościół – niech będzie wyklęty.
6. Gdyby ktoś mówił, że kanon mszy zawiera błędy i dlatego należy go znieść - niech będzie wyklęty.
7. Gdyby ktoś mówił, że obrzędy, szaty i znaki zewnętrzne, których używa przy sprawowaniu mszy Kościół katolicki, są bardziej podnietą do bezbożności niż pełnieniem pobożności - niech będzie wyklęty.
8. Gdyby ktoś mówił, że msze, podczas których tylko kapłan przyjmuje Komunię sakramentalnie, są niedozwolone i dlatego należy je znieść - niech będzie wyklęty.
9. Gdyby ktoś mówił, że obrządek Kościoła rzymskiego, w którym część kanonu i słowa konsekracji wymawia się po cichu, należy potępić; albo że mszę należy odprawiać wyłącznie w języku rodzimym; albo że nie należy dodawać wody do wina w ofiarowaniu kielicha, ponieważ jest to przeciwne ustanowieniu Chrystusa - niech będzie wyklęty.
Jasno więc widać iż jest nauką katolicką traktowanie Mszy Świętej jako ofiary. W tradycyjnym nauczaniu wymiar uczty albo jest tylko wzmiankowany, albo pominięty, ponieważ nie stanowi istoty Mszy Świętej. Jeśli jednak chcemy szukać gdzieś owej Uczty Pańskiej to będą to obrzędy Komunii Świętej i każdy uczciwy liturgista przyzna, że stary obrządek mszalny bardziej akcentował ową ucztę. Pierwszym elementem, który był, a którego zwykle dziś nie ma są balaski nakryte białym obrusem. Nowa teologia każe przyjmować Ciało Pańskie w tak zwanej procesji, będącej jednak właściwie kolejką. W praktyce przyjęcie Komunii Świętej odbywa się w locie - nie ma niczego co by w sposób zewnętrzny oznaczało, że mamy do czynienia z ucztą. Dalej w wielu miejscach ministranci nie posługują już z pateną, a więc i ten element uczty jakim jest spożywanie nad talerzem został wyeliminowany. Wreszcie skrócono wydatnie czas uczty przez dopuszczenie do szafowania Ciałem Pańskim praktycznie każdego wiernego... . Nawet puryfikacja naczyń - czyli przekładając na współczesny język zmywanie naczyń jest wykonywana zgodnie z uproszczonymi zasadami i niestety często niechlujnie... . Dla tradycyjnego katolika kwestie które poruszam godzą w istotę pobożności eucharystyczej, ale i dla modernisty powinny być jasnym znakiem jak bardzo wyznawane przezeń zasady różnią się od praktyki. Czasem o zgrozo wiarołomne spotkania opłatkowe heretyków są odprawiane z większą nabożnością niż rzekomo katolickie "uczty".

Czy Pan Bóg wprowadził do kultu elementy uczty? Być może traktując rzecz bardzo aspektowo można by stwierdzić że w pewnej dalekiej metaforze tak, bo istotnie Ciało Chrystusa jest Pokarmem na żywot wieczny. Jednak bliższa jest perspektywa Ofiary, z reszty której posilają się wierni będąc w tym i tylko tym sensie królewskim kapłaństwem, bo kapłanom w Starym Zakonie przysługiwał posiłek właśnie z owej reszty pozostałej z ofiar. O tak zwanym kapłaństwie wspólnym będę jeszcze pisał. Dziś chciałbym tylko podkreślić, że Msza Święta jest Ofiarą, a ucztą tylko w pewnym i nigdy dosłownym sensie. Jeśli powiemy, że Msza Święta to Najświętsza Ofiara wyrazimy w pełni katolicką naukę, jeśli jednak określimy ją jako uczta to staniemy się wiarołomnymi protestantami. Również określenia typu: ofiarna uczta nie są prawidłowe. Uczta ofiarna być nie może, bo albo robimy jedno albo drugie, poza tym wymiar ofiary sprowadza się w takim wyrażeniu li tylko do epitetu. Bliższe prawdzie byłoby stwierdzenie: "Ofiara i uczta" - jednak i tutaj dokonuje się pewna redukcja, ukryte zrównanie wymiaru ofiarniczego Mszy Świętej ze znaczeniem Komunii Świętej, która choć jest ważna to jednak nie należy do istoty Mszy Świętej, a najlepszy jest dowód, że może być Ciało Pańskie rozdawane poza Mszą Świętą. Życzę więc wszystkim czytelnikom pochylenia się nad tajemnicą Ofiary i owocnej walki z wszelkimi przejawami redukcjonizmu eucharystycznego. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego! Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk


czwartek, 13 kwietnia 2017

Czym jest Msza Święta?

Laudetur Iesus Christus!

Tradycyjny katolik nie ma wątpliwości, że Msza Święta to Najświętsza Ofiara składana Bogu Ojcu w sposób bezkrawawy przez uobecnianie męki i śmierci Pana naszego Jezusa Chrystusa. Aby właściwie wyobrazić sobie co dokładnie odbywa się podczas Mszy Świętej polecam medytację filmową:
Notabene warto zwrócić uwagę na to że film Pasja jest zrobiony przez heretyka... .

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 12 kwietnia 2017

Subdiakonat - krok którego już nie ma

Laudetur Iesus Christus!

Istnieje w Kościele święcenie, które nie jest już święceniem niższym, ale nie należy także do sakramentu święceń. Tym święceniem wyższym jest subdiakonat. Pierwsza wzmianka na temat tego urzędu pojawia się w przytaczanym już spisie duchowieństwa rzymskiego z 252 r. W Rzymie było wówczas 7 subdiakonów również św. Cyprian z Kartaginy wspomina w swych listach o subdiakonach. Początkowo subdiakonat był święceniem niższym, ostatecznie za święcenie wyższe uznano je dopiero w XII w. Obecnie subdiakonat udzielany jest jedynie w tradycyjnych seminariach duchownych. W nowych seminariach funkcje subdiakona zostały rozdzielone pomiędzy lektora i akolitę, a obrzęd został zastąpiony "kandydaturą do święceń diakonatu i prezbiteratu".

Święcenia subdiakonatu posiadają dużo bogatszą oprawę niż świecenia niższe. W skrócie obrzęd święceń subdiakońskich wygląda tak, że po czwartym graduale, lub śpiewie alleluja (święcenia odbywają się podczas soboty Suchych Dni, kiedy jest więcej czytań) następuje prezentacja i wybór kandydatów.  Wybór kandydatów związany jest z inkardynacją, czyli przyłączeniem do określonej diecezji lub jednostki administracyjnej Kościoła ewentualnie zgromadzenia zakonnego. W nowych seminariach inkardynacja następuje wraz ze święceniami diakonatu. Po tych czynnościach biskup wygłasza krótką zachętę, w której wyjaśnia istotę subdiakonatu. Przemówienie to jest krótkie i na tyle treściwe, że warto je przytoczyć w całości: "Ukochani synowie, przyjmując święcenie subdiakonatu, ciągle i ustawicznie rozważać powinniście, jakie brzemię . dzisiaj z własnej woli podejmujecie. Bo do tego czasu jesteście wolni, i według własnego uznania przejść jeszcze możecie do świeckich zawodów. Gdy jednak przyjmiecie to święcenie, już wam nie będzie wolno cofnąć się od powziętego postanowienia, i trzeba wam będzie na zawsze oddać się Bogu, któremu służyć znaczy królować, i zachować czystość za Bożą pomocą, i posługą w kościele na zawsze być zajętymi. Dlatego, dopóki jeszcze czas, rozważcie, a jeśli w świętym pragniecie wytrwać postanowieniu, przystąpcie tu w imię Boże." Subdiakon był obowiązany do poświęcenia się na wyłączną służbę Bogu co liturgicznie wyrażał krok, który czynił po zachęcie biskupa. W ten sposób decydował się zachować dozgonny celibat, odmawianie brewiarza i posłuszeństwo własnemu ordynariuszowi. Materią święcenia jest podanie kandydatowi pusty kielich z pateną, natomiast formą są słowa: Patrz, jaki urząd tobie się powierza; dlatego cię napominam, abyś się tak sprawował, byś się Bogu mógł podobać." Potem biskup ubiera nowych subdiakonów w ich własne szaty. Subdiakon nosi już albę, cingulum, humerał, manipularz i tunikę, podczas gdy klerykom niższych święceń przysługuje sutanna z komżą. Dziś albę zakładają już nie tylko klerycy, ale o strojach liturgicznych  i ich desakralizacji jeszcze kiedyś napiszę. Po wdzianiu szat biskup wręczał każdemu subdiakonowi lekcjonarz i przekazywał władzę czytania lekcji z Apostoła czyli epistoły (lektor mógł czytać tylko Stary Testament).

Zadaniem subdiakona było przygotowywanie naczyń liturgicznych oraz ołtarza do Mszy Świętej. Z tego powodu dbał on o obrusy ołtarzowe i bieliznę kielichową, którą mógł prać. Podczas przygotowania darów ofiarnych wlewał wody do kielicha. W czasie liturgii słowa wykonywał czytanie z Nowego Testamentu. Zadaniem subdiakona było także dokonywanie puryfikacji naczyń liturgicznych. W trakcie uroczystej liturgii niósł ewangeliarz oraz krzyż.

Najważniejszy był jednak wymiar duchowy święceń subdiakonatu, a mianowicie wieczyste i wyłączne poświęcenie na służbę Bogu w Kościele. Dziś obrzęd święceń subdiakonatu jest zastąpiony przez tzw admissio czyli kandydaturę do święceń diakonatu i prezbiteratu. W tym obrzędzie Kościół ma potwierdzić wolę kandydatów do przyjęcia święceń sakramentalnych, a klerycy publicznie tą wolę wyznają. Obrzęd ten jednak niczego w duszy kleryka nie zmienia, również jego stan kanoniczny właściwie nie ulega żadnej zmianie. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że na moim roku już po obrzędzie admissio wyrzucono kilku kleryków. Nie oceniając słuszności tego postępowania muszę stwierdzić że podważa to sens całej tej ceremonii i przygotowanie moich byłych już na szczęście przełożonych do prowadzenia formacji i weryfikacji powołań kapłańskich. Z tego co wiem, także w innych seminariach takie sytuacje nie należą do rzadkości. Praktycznie co roku zdarzało się że wyświęceni diakoni rezygnowali i porzucali przyrzeczony Bogu i Kościołowi diakonat. Należy więc na nowo przemyśleć kwestię formacji kapłańskiej. Tożsamość kapłańska budowana jest bowiem w owym stopniowym wprowadzaniu w święte czynności i w próbach jakie przechodzi kleryk przez wykonywane kolejnych święceń. Sugeruję więc przywrócenie święceń subdiakonatu  jako ważnego elementu formacji do kapłaństwa. Czy potrzebny byłby on jako docelowy i odrębny stopień hierarchiczny tego nie rozsądzam. Już wyświęceni kapłani ze studium święceń subdiakonatu skorzystają rozmyślając nad swym wieczystym i wyłącznym poświęceniem w służbie Bogu. Charyzmatem subdiakona jest dbałość o naczynia liturgiczne, bieliznę kielichową i puryfikację. Niech więc czcigodni księża zechcą sobie zrobić rachunek sumienia z tego jak traktują paramenty liturgiczne i czy dbają o to aby nie uronić choćby najmniejszej cząstki Ciała lub Krwi Pańskiej.

W ten sposób kończę cykl rozważań o święceniach. O diakonacie, prezbiteracie i episkopacie napiszę w czasie kiedy te święcenia zwykle są udzielane. Mam nadzieję, że owe myśli które tu podałem skłonią niektórych kleryków znających obce języki do podjęcia studiów w tradycyjnych seminariach, gdzie mają szansę na prawdziwą formację i skorzystanie ze wszystkich środków jakie oferuje Kościół aby przygotować się godnie do święceń kapłańskich. Ci którzy rozważają wstąpienie do seminarium też niech zechcą przemyśleć wstąpienie do tradycyjnych seminariów. Na temat formacji seminaryjnej będę jeszcze nie raz pisał, ale zachętę kieruję już teraz. Tymczasem życzę wszystkimi klerykom od ostiariuszy po biskupów włącznie wszystkiego dobrego z okazji ich jutrzejszego święta. Każdy bowiem stopień hierarchicznego posługiwania daje jakąś mniejszą lub większą cząstkę w kapłaństwie Chrystusa Pana. Sakrament święceń został uroczyście ustanowiony właśnie w wielki czwartek. Wszystkim czytelnikom życzę wszystkiego co dobre i katolickie z okazji nadchodzących świąt wielkanocnych. Niech wraz z obchodem zmartwychwstaniem Pana naszego Jezusa Chrystusa przyjdzie i zmartwychwstanie Kościoła.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Akolitat - święcenie które pomimo nazwy zniknęło

Laudetur Iesus Christus!

W toku prowadzenia w 1967 r przez Papieską Komisję ds Rewizji Kodeksu Prawa Kanonicznego dyskusji na temat "reformy" (a właściwie) rewolucji niższych święceń pojawiały się projekty zniesienia wszystkich święceń niższych i pozostawienia subdiakonatu, lub "jakiegoś innego święcenia" którego celem byłoby "związanie bliżej alumna ze swoim lokalnym Kościołem" . Ostatecznie jak powszechnie wiadomo zdecydowano się znieść subdiakonat, a cześć jego prerogatyw obdarzyć lektora i akolitę. O istocie subdiakonatu napiszę w kolejnym wpisie, jednak tutaj istotny jest ten zarys historyczny aby zrozumieć dlaczego akolitat faktycznie zniknął, chociaż pozostała jego nazwa. 

Słowo akolita jest pochodzenia greckiego i oznacza osobę która towarzyszy, idzie za kimś. Pierwsza znana wzmianka o akolita pojawia się we wspominanym w poprzednich wpisach dokumencie diecezji rzymskiej, którym jest spis duchowieństwa rzymskiego wydany za czasów papieża Korneliusza w 251 r. Wielu badaczy twierdzi jednak, że akolitat istniał już w II w, a kleryków posiadających ten stopień określano mianem sequentes. Podstawowym zadaniem akolitów było przygotowywanie ołtarza do sprawowania Najświętszej Ofiary, zapalanie świec i noszenie ich w procesji oraz przygotowanie i przyniesienie darów ofiarnych. W diecezji rzymskiej akolici roznosili także tzw fermentum czyli cząstkę Ciała Pańskiego z Mszy papieskiej do okolicznych świątyń oraz zanosili Pana Jezusa do uwięzionych chrześcijan. Przy tej ostatniej posłudze zginął śmiercią męczeńską chyba najsławniejszy akolita - św. Tarsycjusz. Gdy czas prześladowań minął akolici pozostali przy właściwych sobie funkcjach i przestali zajmować się roznoszeniem Ciała Pańskiego. Można powiedzieć, że okres prześladowań był po prostu czasem nazdzywczajnym, stąd i Kościół do roznoszenia Eucharystii wyznaczył w nadzwyczajny sposób akolitów. Tymczasem akolici od początku byli przeznaczeni do pełnienia służbie równej dzisiejszym ministrantom. Stąd też przy udzielaniu święceń akolitatu szafarz święceń wręczał im pustą ampułkę do wina mszalnego (materia święcenia) i wypowiadał słowa: "Weźmij ampułkę ku podawaniu wina do Eucharystii Krwi Chrystusowej, w imię Pańskie." (forma święceń akolitatu).

Reforma niższych święceń wyrażona w motu proprio Ministeria Quaedam zachowała urząd akolity, jednak charakter tej, jak to się dziś nazywa, posługi jest już zupełnie zmieniony. Najpierw zmianie uległa materia i forma akolitatu. Szafarz ustanowienia podaje kandydatom naczynie z chlebem lub kielich z winem i wypowiada słowa: "Przyjmij naczynie z chlebem do sprawowania Eucharystii i tak postępuj, abyś mógł godnie służyć Kościołowi przy stole Pańskim." Przede wszystkim zmiana materii i formy powoduje że mamy do czynienia z dwoma różnymi rzeczywistościami. Obrzęd przekazania pateny z chlebem znajdziemy w ceremoniale święceń prezbiteratu, natomiast słowa formy ustanowienia w posłudze akolity używają bliżej niejasnego określenia: "stół Pański". Kiedyś o tym jeszcze napiszę, ale sformułowanie "stół Pański" i "ołtarz" nie są w żadnym razie synonimami. Mamy więc obecnie sługę Kościoła, który nie wiadomo właściwe do czego został ustanowiony. Więcej na temat charakteru posługi akolitatu mówią uprawnienia akolitów. Otóż mogą oni: przygotowywać i przynosić dary ofiarne, nosić świece, kadzidło, krzyż (uprawnienie subdiakona), puryfikować naczynia liturgiczne (uprawnienie subdiakona), nadzwyczajnie dokonywać repozycji Najświętszego Sakramentu (dotychczasowe nadzwyczajne uprawnienie diakona) i nadzwyczajnie rozdawać Komunię Świętą (dotychczasowe nadzwyczajne uprawnienie diakona). Jest więc współczesny akolita kimś pomiędzy subdiakonem i diakonem. Praktyka jednak pokazała, że akolitat zaczęto definiować przez pryzmat owych nadzwyczajnych funkcji, które dzisiaj już wcale takie nadzwyczajne nie są... . W seminarium mówili o posłudze do "rozdawania Komunii Świętej" a i w mojej parafii oczywistym było że akolita otrzymywał puszkę do rozdawania Ciała Pańskiego i to niezależnie od ilości wiernych do wykomunikowania. Do tego warto wspomnieć, że w myśl obecnej dyscypliny prawnej akolita pozostaje osobą świecką.

Rozszerzenie, a właściwie faktyczna zmiana istoty akolitatu utorowała technikom liturgicznym drogę do najstrszaliwszych desakralizacji doby posoborowia. Mówię oczywiście o wprowadzeniu nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej. Już nawet nie akolici, ale zwykli mężczyźni, a nawet i kobiety są wyznaczane do rozdawania największej świętości Kościoła - Ciała Pańskiego. Cała istota konsekracji człowieka do pełnienia świętych czynności została w jednym momencie zrujnowana. Zbiegło się to dziwnym trafem z zalegalizowaniem praktyki przyjmowania Komunii Świętej do ręki. Chociaż przepisy z instrukcji Immense Caritatis z 1973 r zostały potwierdzone przez 910 i 230 kanon współczesnego Kodeksu Prawa Kanonicznego, to jednak w praktyce nadzwyczajni szafarze i akolici są zwyczajnymi szafarzami Komunii Świętej. Przypomnę, że funkcję nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej instrukcja papieska ogranicza do rozdawania Komunii Świętej w wypadku: choroby lub podeszłego wieku zwyczajnego szafarza, ważniejszych obowiązków duszpasterskich zwyczajnego szafarza (rozumieć tu należy na przykład spowiedź, odprawianie Mszy Świętej), zbyt wielką rzeszę wiernych do wykomunikowania i związane z tym nadmierne przedłużenie celebracji. W praktyce bardzo często spotykałem się z tym, że akolici rozdawali Komunię Świętą podczas gdy zdrowi księża siedzieli sobie w stallach (często odbywało się to nawet na samej Mszy z udzielaniem posługi w seminarium). Inną nagminną patologią jest użycie nadzwyczajnych szafarzy w sytuacji, gdy szafarze zwyczajni jedzą śniadanie (obiad) lub po prostu wylegują się na plebanii. Wreszcie powszechną praktyką jest przekazywanie puszki z Panem Jezusem nadzwyczajnym szafarzom gdy tylko ci służą przy ołtarzu, nawet jeśli jest to Msza Święta w tygodniu. Te sytuacje są nie tylko brakiem posłuszeństwa wobec Stolicy Apostolskiej, ale także jawnym i publicznym świętokradztwem - wzgardą wobec Pana Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie. Trzeba pamiętać że rozdzielanie Ciała Pańskiego  - ów fizyczny kontakt kapłana ze Świętymi Postaciami jest jednym z najbardziej intymnych momentów przeżywania własnego kapłaństwa, który porównać można chyba tylko do obcowania fizycznego w małżeństwie. Kapłani którzy sami tego kontaktu się pozbawiają niszczą swą kapłańską duchowość i obrażają Boga. Po to kapłan ma namaszczane w czasie święceń dłonie, by mógł nimi trzymać samego Boga!

Jak zatem tej desakralizacji stawić czoła? Przede wszystkim należy unikać nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej. Należy to czynić stanowczo, ale grzecznie. Wielu z tych mężczyzn to naprawdę pobożni i święci ludzie. Trzeba im wyjaśnić że nie istnieje coś takiego jak szafarzat Komunii Świętej. Samych zaś szafarzy zachęcam albo do porzucenia tej funkcji, albo przynajmniej do egzekwowania stosownych przepisów. Zwróćcie uwagę, że kapłani często po prostu z lenistwa i braku wiary w realną obecność Pana Jezusa wyręczają się Wami. I można to ubrać w piękne słowa, ale nic nie usprawiedliwia takiego działania. Oczywiście zdarzają się takie parafie, gdzie kapłana brak, a jest potrzeba wykomunikowania chorego umierającego, ale takie rzeczy zdarzają się właściwie tylko na misjach. W Polsce przy odpowiednim zorganizowaniu duszpasterstwa - odciągnięciu księży od zajęć świeckich, naprawdę dałoby się przywrócić normalność. Nie może być tak, że w sobotę do chorych idzie nadzwyczajny szafarz Komunii Świętej, bo wikary jedzie z ministrantami na wycieczkę! Wreszcie należy przywrócić akolitatowi jego właściwe miejsce. O ile można dyskutować na temat powierzenia akolitom funkcji dawniej przeznaczonych subidiakonom, o tyle należy znieść lub przynajmniej w praktyce znacznie ograniczyć funkcje przenoszenia i rozdawania Ciała Pańskiego. Akolitat rozumiany jako święcenie ministranckie może i powinien być dostępny dla mężczyzn pragnących służby przy ołtarzu, a nie zmierzających do wyższych święceń. Byłoby to naturalne następstwo służby ministranckiej oraz utwierdzenie charyzmatu i powołania dorosłego ministranta. Żywię więc nadzieję i modlę się o to aby akolitat został przywrócony nie tylko w nazwie, ale także w istocie. A wszystkich kapłanów zaklinam i proszę najusilniej, by nie wyręczali się świeckimi w rozdawaniu Ciała Pańskiego - to nie jest promocja laikatu, tylko lenistwo i ciężkie świętokradztwo!

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 6 kwietnia 2017

Egzorcystat - wyklęte święcenie

Laudetur Iesus Christus!

Jest jedno niższe święcenie, które zwykle umyka znawcom tematu, nawet jeśli są tradycjonalistami. Otóż władza egzorcyzmowania też jest w Kościele przekazywana na drodze charyzmatu urzędowego. Istotą święceń egzorcystatu jest podanie klerykowi księgi z egzorcyzmami lub pontyfikału (materia) oraz wypowiedzenia przez szafarza święceń słów: "Bierz i zapisuj sobie w pamięci i miej władzę wkładania rąk na opętanych, czyli są ochrzczeni, czy też dopiero do chrztu się przygotowują". Po tym obrzędzie duchowny otrzymuje władzę nad złymi duchami. Jest to oczywiście władza związana - nie wolno bowiem uroczystego egzorcyzmu odprawiać bez pozwolenia ordynariusza miejsca, jednak święcenia egzorcystatu są właśnie tą pieczęcią łaski, która daje władzę nad złymi duchami. 

Korzeni święceń egzorcystatu należy szukać już w Ewangelii: "Wtedy zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych." (Łk 9,1-2). Egzorcystat jest zatem święceniem ustanowionym przez Pana Jezusa Chrystusa dla otrzymywania przez sługi Kościoła charyzmatu wypędzania złych duchów i uzdrawiania. Pierwsze wzmianki na temat święceń egzorcystatu pochodzą z katakumb, gdzie w nagrobnych epitafiach wspominano kleryków, którzy byli egzorcystami. Co ciekawe w Kanonie Rzymskim wspomina się Piotra - egzorcystę, jest to jedyny święty z Kanonu Rzymskiego, który był minorystą, czyli klerykiem posiadającym niższe święcenia. Pierwszą wzmianką w dokumentach kościelnych był spis duchowieństwa rzymskiego z 252 r w którym wymieniani są egzorcyści. Ich podstawowym obowiązkiem było przygotowywanie katechumenów głównie poprzez egzorcyzmy, ale także nauczanie (często byli katechetami). Z czasem powierzono im dbanie o wodę święconą i sól egzorcyzmowaną. Gdy katechumenat instytucjonalny stracił rację bytu egzorcyści zajmowali się już tylko wodą święconą, jednak pozostał ważny wymiar duchowy ceremonii święceń egzorcystatu - mianowicie szczególna łaska i uzdolnienie do walki z szatanem, co dla dalszego rozwoju moralnego kleryka ma fundamentalne znaczenie. Ów wymiar duchowy biskup kandydatom do tego święcenia wyjaśniał w trakcie kazania obrzędowego tymi słowami: "Starajcie się tedy, abyście tak jak wypędzacie z ciał innych szatana,tak i z umysłu i ciała waszego usunęli wszelką nieczystości nieprawość, byście sami nie ulegli tym, których wypędzacie mocą urzędu waszego z innych. Uczcie się przez urząd wasz panowania nad nałogami, aby w usposobieniu waszym nieprzyjaciel niczego nie znalazł, coby jemu podlegało. Bo tylko wtedy rozkazywać będziecie skutecznie szatanom u innych, gdy pierwej w sobie zwalczycie ich różnorodną złośliwość." Święcenia egzorcystatu były więc także okazją formacyjną, aby kleryków nie tylko wyposażyć we władzę nad szatanem, ale dać także stosowne pouczenia i uformować z nich mężne wojsko Kościoła. 

Niestety dokumentem Ministeria Quaedam Paweł VI zniósł to święcenie i udziela się je wyłącznie we wspólnotach Tradycji katolickiej. Rodzi się zatem pytanie, po co usunięto to święcenie, zwłaszcza, że jak wspomniałem na początku, ma ono silne korzenie biblijne? Odpowiedź wydaje się jedna - jest to jeden z etapów rugowania świadomości istnienia szatana w świadomości wiernych. Historia debat na temat reformy niższych święceń przebiegała burzliwie i było wiele propozycji, wszystkie jednak postulowały zniesienie właśnie egzorcystatu, dlatego też w tytule określiłem to święcenie jako wyklęte. Ten atak jak sądzę mści się dzisiaj na Kościele, który posiada kapłanów ułomnych właśnie o brak tego święcenia. Co prawda nie widzę sensu udzielania tego święcenia mężczyznom chcącym osiągnąć na przykład stopień akolity, jednak osobiście jestem przekonany, że obrzęd święceń egzorcystatu powinien być zachowany dla kleryków zmierzających do święceń wyższych, głównie z powodów duchowych o który pisałem powyżej.

Warto rozważyć przy okazji pokrótce kwestie egzorcyzmów istniejących do reformy liturgii w latach 60-tych i 70-tych XX wieku. Zmysł wiary Kościoła był taki, że każdą osobę lub rzecz przeznaczoną na poświęcenie Panu Bogu poddawano wcześniej egzorcyzmowi, w myśl zasady, że aby mógł gdzieś zamieszkać Duch Święty, trzeba wcześniej wypędzić złego ducha. Ta intuicja sprawiała że egzorcyzmom poddawano katechumenów oraz rzeczy przeznaczone do służby Bożej. Wreszcie w pewnym sensie egzorcyzmowano kleryków przed kolejnymi święceniami, bowiem święceń jakiegokolwiek stopnia udzielano w soboty tak zwanych Suchych Dni (dziś zwanych czasami Dniami Kwartalnymi). Każde święcenia poprzedzał więc post i modlitwa odprawiana przez cały Kościół, również konsekracja świątyni była poprzedzona surowym postem i modlitwą biskupa dokonującego konsekracji. Praktyka ścisłego postu i modlitwy przed tymi czynnościami opiera się na upomnieniu Pana Jezusa, które dał apostołom po nieskutecznym egzorcyzmie przez nich dokonanym: "Ten zaś rodzaj złych duchów wyrzuca się tylko modlitwą i postem" (Mt 17,21).

Wypada żywić nadzieję, że egzorcystat wróci jeszcze kiedyś do porządku święceń. Kapłani niechaj pamiętają, że ich posługa dotyka także tego trudnego obszaru. Charyzmat egzorcysty ujawnia się zawsze wtedy gdy kapłan egzorcyzmuje wodę święconą lub poświęca sól. Jeśli wybiera obrzędy poświęceń wg starego rytuału często będzie egzorcyzmował. Wreszcie niech kapłani przejmą się obrzędami chrztu i zechcą udzielać tego sakramentu wg starych ksiąg, co jest zgodne z przepisami. Tam zachowane są jeszcze egzorcyzmy będące potężną obroną dla dziecka przyjmującego chrzest. O tych kwestiach będę jeszcze pisał, dziś tylko pragnę zaznaczyć, że każdy kapłan jest w pewnym sensie egzorcystą i jego obowiązkiem jest rozwijania duchowości egzorcysty.

Wreszcie każdy wierny katolik ma obowiązek toczyć walkę ze wszelkimi duchami złymi, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą. Częsta spowiedź, posty, modlitwy z pewnością przyczynią się do świata bardziej wolnego od sideł szatańskich.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

wtorek, 4 kwietnia 2017

Wulgarne święcenie, czyli lektorat

Laudetur Iesus Christus!

Dekonstrukcja święceń chyba najbardziej dotknęła lektoratu. Z moich obserwacji wynika, że jest to najbardziej wypaczona w praktyce służba kościelna. Dlaczego nazywam lektorat święceniem wulgarnym? Ponieważ do liturgicznych funkcji lektora dopuszcza się dziś wszystkich - zarówno mężczyzn jak i kobiety, dzieci, heretyków jak również ateistów. Łacińskie słowo vulgaris oznacza właśnie pospolity, zwyczajny.
Lektorat jest to niższe święcenie, które udziela klerykowi potrójnej władzy:
a) czytania lekcji z Pisma Świętego podczas liturgii Słowa 
b) błogosławienia tego co służy do jedzenia
c) wspomagania wyższych rangą kleryków w głoszeniu wiary zwłaszcza wobec niewierzących oraz przygotowania wiernych do godnego i owocnego przyjęcia sakramentów.

Zatem służba lektora nie ogranicza się tylko do ortofonicznego wykonania czytania mszalnego. Kleryk posiadający te święcenia/posługę ma obowiązek prowadzić czynną ewangelizację i nauczać.
Materią święceń lektorskich jest wręczenie kandydatowi lekcjonarza (księgi z której czyta się Słowo Boże na liturgii) lub Pisma Świętego, a formą słowa: "Przyjmij księgę Pisma świętego i wiernie przekazuj Słowo Boże, aby coraz mocniej działało w sercach ludzkich." Lektorat jest udzielany przynajmniej od II w, bowiem już około 200 r spotykane są epitafia nagrobne lektorów, którzy przez swoją służbę zwykle jako męczennicy albo wyznawcy osiągnęli świętość. Przez pierwsze wieki był samodzielnym święceniem i stanem wśród duchownych - powstawały nawet specjalne szkoły lektorskie. Z tych szkół wywodzi się prawo lektora do błogosławienia pożywienia, bowiem przełożeni tych szkół dokonywali tych sakramentaliów podczas posiłków. Z początku lektor wykonywał wszystkie czytania, w końcu jego liturgiczna rola ograniczyła się do czytania lekcji ze Starego Testamentu i błogosławieństwa pokarmów. Dziś lektor na liturgii czyta lekcje mszalne, podaje intencji modlitwy wiernych błogosławi pokarmy oraz co ciekawe może przewodniczyć ceremonii pogrzebu (stacja w domu i nad grobem). Ostatnie uprawnienie trudno wytłumaczyć z Tradycji Kościoła. Wydaje się jednak że jest to pogrzeb prosty lub na cmentarzu, ponieważ klerykom be święceń kapłańskich nie wolno niczego poświęcać, a poświęcenie grobu przynależy do obrzędów pogrzebowych.

Opierając się na wielowiekowej Tradycji Kościoła w dopuszczaniu laików do służby Bożej w charakterze zastępców akolitów, czyli ministrantów ołtarza od okresu ostatniego soboru błogosławi się także ministrantów do wykonywania funkcji lektora na Mszy Świętej - jest to wprowadzenie w służbę ministranta Słowa Bożego. 10 punkt Instrukcji Episkopatu Polski w sprawie udzielania posługi lektora i akolity świeckim mężczyznom z 2007 r. wyraźnie odróżnia status ministrantów i lektorów: „Należy odróżnić praktykę błogosławienia młodych chłopców do czytania Słowa Bożego od posługi lektora. Nie otrzymują oni posługi lektoratu, lecz błogosławieństwo do spełnienia funkcji czytania Słowa Bożego w podczas liturgii."  Jest też poważnym nadużyciem określenie tych ministrantów lektorami i wprowadza to wiele zamieszania. Niestety częstą praktyką jest posługiwanie się rytem wziętym z pontyfikału włącznie z użyciem materii i formy właściwej dla święceń lektorskich. Jeśli intencja szafarza (a przy święceniach niższych może nim być także prezbiter) jest aby ci chłopcy nad którymi się modli zostali lektorami, to w istocie zachodzą święcenia lektorskie, a ci młodzi ludzie są obowiązani do wykonywania zadań co do których nie zostali ani właściwie pouczeni, ani często z powodu wieku nie są do nich zdolni. Pytam się więc, kto weźmie za nich i ich powołanie odpowiedzialność? Takie ustanowienie choć ważne jest jednak niegodziwe. Jeśli jednak szafarz nie posłuży się rytem z pontyfikału, albo zmieni intencje to wprowadzi młodych chłopców do służby ministrantów Słowa Bożego. Współczesna struktura grup ministranckich zmienia miejsce hierarchiczne lektora. Zwykle ministranci najpierw pełnią służbę przy ołtarzu, a potem przechodzą awans stając się "lektorami". Takie odwrócenie prowadzi często do wypaczeń - uznaje się służbę lektora za ważniejszą niż służbę akolity, tymczasem wyższą służbą jest posługa akolity, ponieważ służy on przy ołtarzu, który jest ważniejszy od ambony. Owszem, służba lektora wymaga więcej umiejętności, ale zawsze była, jest i będzie niższą wobec posług akolity. O tym w formacji ministranckiej nie należy zapominać, w przeciwnym przypadku wychowamy młodych protestantów, którzy liturgię Słowa będą stawiać ponad liturgię Ofiary i ambonę ponad ołtarz... . Warto również zwrócić uwagę na brak należytej formacji do przyjęcia posługi lektoratu w nowych seminariach. Notorycznie zdarza się, że młodzi alumni nie są informowani o swoich nowych obowiązkach w należyty i całościowy sposób. Do tego nie wiedzą iż przyjmują zobowiązania na całe życie a sakramentale lektoratu wyciska na ich duszy znamię.
 
Bolesne jest także dopuszczanie do służby lektorskiej dziewcząt i kobiet - wszak mówi Apostoł: "Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem lecz [chcę, by] trwała w cichości. Albowiem Adam został pierwszy ukształtowany, potem - Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo." (1 Tm 2,11-14) Nie istnieją zatem żadne lektorki - jest to wymysł modernistów chcących tylnymi drzwiami wprowadzić święcenia kobiet. Takie obrzędy są świętokradcze i nieważne. Wszystkie kobiety wykonujące funkcję lektorskie upominam i zachęcam do porzucenia takich praktyk, jako niezgodnych z Pismem Świętym. Kobieta w Kościele powinna dobrze wychować dzieci, albo oddać się życiu mniszemu. Na liturgii może wykonywać funkcje śpiewacze jednak zawsze w chórze. Nigdy nie powinna wdziewać szat liturgicznych, chyba, że habit zakonny.
Inną praktyką jest dopuszczanie do służby lektorskiej małych dzieci - to również wielkie nadużycie, właściwą praktyką jest dopuszczanie chłopców po przyjęciu sakramentu bierzmowania jeśli roztropny osąd wskazuje, że rozumieją przynajmniej sens dosłowny odczytywanych perykop. Niedopuszczalne jest wykonywanie funkcji lektorskich (i jakichkolwiek innych funkcji kleryckich) przez heretyków (nawet z okazji tygodnia modlitw o jedność chrześcijan) oraz ateistów. Niestety ma to często miejsce. Mówi się wiele o Słowie Bożym od czasu Soboru Watykańskiego II, używa się określeń stół Słowa i stół Ofiary, co nomen omen jest nieporozumieniem, podczas gdy poprzez dopuszczanie nieodpowiednich osób, często odzianych w sposób nieliturgiczny deprecjonuje się ważkość Słowa Bożego w liturgii. 

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk