wtorek, 30 maja 2017

Szaleństwo pierwszej Komunii Świętej

Laudetur Iesus Christus!

Do napisania niniejszego postu przygotowywałem się dość długo. Temat chodzi za mną od dobrych paru lat, bo to co widzę napawa mnie często po prostu grozą. Z uroczystości o doniosłym znaczeniu duchowym zrobiono zeświecczałą sztampę i niestety w dużej mierze przyczynili się do tego tak zwani pasterze... . 

Trzeba najpierw zwrócić uwagę na wiek. W pierwotnym Kościele było oczywistym że dzień chrztu był jednocześnie dniem bierzmowania i Komunii Świętej. Ta jedność sakramentów wtajemniczenia została jeszcze zachowana w obrządkach wschodnich. W obrządku łacińskim z czasem zaczęto rozdzielać czas udzielania poszczególnych sakramentów aż do XIX w kiedy to często pierwszy raz Pana Jezusa Chrystusa przyjmowano w wieku kilkunastu lat. Wiązało się to niestety z praktyką odkładania pierwszej spowiedzi daleko poza pierwszy czas w którym dziecko może popełnić grzech ciężki. Te nadużycia zostały potępione przez dekret św. Piusa X Quam singulari Christus amore zwany także dekretem o wczesnej Komunii Świętej dzieci. Dokument ten nigdy nie został odwołany, chociaż w praktyce już dawno przestał obowiązywać. Tekst dekretu jest moim zdaniem lekturą obowiązkową przede wszystkim dla biskupów, proboszczów i rodziców. Święty papież wyjaśnia tam w bardzo prostych i krótkich słowach istotę błędów które szerzyły się w Kościele, a teraz znowu powracają. Wiekiem przyjmowania Komunii Świętej przez dziecko jest wiek rozeznania - który św. Pius X określa na około 7 lat. Badania psychologów rozwojowych jak i moje własne doświadczenie pracy z dziećmi przedszkolnymi pokazuje, że właściwą rozumność do spowiedzi czyli zdolność oceniania swojego postępowania w kategoriach dobre/złe dziecko osiąga zwykle w wieku 4-6. Jest to też wiek w którym wiele dzieci jest już zdolnych do przyjęcia Ciała Pańskiego w sposób godny i pobożny. Odkładanie przyjmowania Komunii Świętej do wieku 9 lat jest bardzo poważnym nadużyciem, bowiem w tym wieku dzieci zwykle utraciły swoją pierwotną niewinność. Taka praktyka prowadzi do tego, że dzieci pozbawione są środków zbawienia odpowiednio od 2 do nawet 5 lat! To jest zwykle prawie połowa życia przeżyta w stanie grzechu śmiertelnego. Do tego sakrament pokuty traktowany jest instrumentalnie - to znaczy służy jedynie przygotowaniu do I Komunii Świętej, co nie jest praktyką słuszną, bowiem sakrament ten i sposób korzystania z niego ma fundamentalne znaczenie dla przyszłego zbawienia dzieci. Św. Pius X we wspomnianym już dekrecie orzekł:  "Stanowczo należy potępić zwyczaj niedopuszczania do spowiedzi dzieci, które doszły już do używania rozumu lub spowiadania ich, ale bez rozgrzeszenia. Biskupi winni dołożyć starań, a nawet użyć środków." Chodzi tutaj oczywiście o środki karne wobec opornych kapłanów. Świadomi rodzice obowiązani są doprowadzić swoje dziecko do spowiedzi w momencie w którym ocenią iż ma zdolność do oceny swoich zachowań. Uchylenie się od tego obowiązku, nawet gdy lokalne zwyczaje stanowią inaczej jest grzechem ciężkim - sprzeniewierza się bowiem katolickiemu wychowaniu dzieci przyrzeczonemu najpierw w sakramencie małżeństwa a potem przy chrzcie własnych dzieci. Myśląc zdroworozsądkowo: który rodzic nie zaprowadzi do lekarza śmiertelnie chorego dziecka, a wielu rodziców dopuszcza by ich dzieci znajdowały się w stanie obiektywnego zagrożenia zbawienia! Należy więc znaleźć wierzącego kapłana, który nawet wbrew partykularnym zarządzeniom wyspowiada dziecko świadome swych grzechów, a nawet udzieli potajemnie I komunii świętej. Rodzice duże wsparcie otrzymają w środowiskach tradycji katolickiej, gdzie istnieje możliwość wcześniejszego przygotowania do I Komunii Świętej. Gdy widzę jak sukcesywnie podwyższa się wiek spowiadania i komunikowania dzieci to przekonuję się do słuszności praktyki w obrządkach wschodnich, gdzie komunikuje się już niemowlęta, a spowiada dzieci zaraz po osiągnięciu przez nie moralnego rozeznania. 

Kolejną zmorą jest jak ja to nazywam komunia komunistyczna. Unirawniłowka naprawdę szkodzi samej celebracji uroczystości I Komunii Świętej. Wszystkie dzieci niezależnie od stopnia świadomości przeżywanych misteriów i wykształconej pobożności muszą przygotowywać się w wielkiej grupie, przez co zatraca się indywidualny charakter przygotowania i kierownictwo duchowe, które już na tym etapie ma kluczowe znaczenie. Jak bowiem kapłan ma rozeznać gotowość do przyjęcia I Komunii Świętej dzieci, które często nawet nie są przez niego katechizowane? Dopuszczenie dziecka do Komunii Świętej stało się czymś w rodzaju duszpasterskiej konieczności. Księża boją się nie dopuścić dziecka do Stołu Pańskiego w obawie przed ostracyzmem ze strony parafii i kurii. Tymczasem właśnie starszy wiek dzieci pierwszokuminijnych często powoduje że część z nich nie jest już gotowa do przyjęcia Pana Jezusa, bo najzwyczajniej w świecie się zepsuła. Naprawienie tego zła przekracza możliwości katechezy szkolnej, bo wymaga indywidualnego podejścia  - dziecko zostaje dopuszczone do I komunii świętej i od pierwszego razu komunikuje się w sposób świętokradczy... . Często też bardzo szybko zarzuca praktyki religijne i do bierzmowania już nie podchodzi. Przygotowanie dzieci do Komunii Świętej w wielkiej grupie powoduje dalsze konsekwencje. Chociaż moderniści wskażą na eklezjotwórczy charakter takiego przygotowania, to jednak praktyki odprawiania odrębnych celebracji mszalnych dla tych dzieci oraz wyłączenie ich z Kościoła domowego i parafialnego do pierwszych ławek podczas celebracji I Komunii Świętej prowadzi do zaburzenia poczucia jedności ze wspólnotą Kościoła zwłaszcza w wymiarze rodzinnym. Ta deformacja eklezjologiczna jest notabene pogłębiana w trakcie dalszej katechizacji - osobne msze szkolne oraz Msze infantylne w niedziele i osobne miejsca w świątyni prowadzą do indywidualizacji przeżycia religijnego na poziomie niemal protestanckim... . W końcu dorosły człowiek deklaruje: "moja wiara - moja sprawa, twoja wiara - twoja sprawa". Należy więc przywrócić praktykę rodzinnego przeżywania tak samego przygotowania do I Komunii Świętej jak i celebrowania tej uroczystości w taki sposób aby dzieci sadzać między ich rodzicami. Powinno się też jak najszybciej zerwać z egalitaryzmem panoszącym się w celebracjach pierwszokomunijnych. Kiczowate białe ubranka, często typu uniseks odrywają dzieci od ich środowisk. Oczywistym jest, że należy uwrażliwiać rodziców aby I Komunia Święta nie stała się areną do pysznych kreacji mody, jednak nie wolno sprowadzać i unifikować ubrań dzieci pierwszokomunijnych. Przede wszystkim strój dziecka nie powinien przypominać stroju liturgicznego - I Komunia Święta nie jest celebracją wprowadzającą do służby Bożej; nie jest żadnym święceniem, czy obłóczynami ministranckimi... . Wiadomo, że trochę inaczej ubierze swoje dziecko rodzic biedny, a inaczej bogaty. Stonowane kolory i tradycyjnie eleganckie ubrania zawsze będą na miejscu. Dzieci nie powinno się od małego wychowywać w oderwaniu od rzeczywistości różnić majątkowych ich rodzin - później takie zaniedbanie będzie stanowić żyzną glebę dla wykiełkowania kolejnych ideologii materialistycznych. 

W przygotowywaniu uroczystości I Komunii Świętej dba się o bardzo wiele detali: wystrój świątyni, musztrę liturgiczną dzieci, włączenie ich w "czynne" uczestnictwo we Mszy Świętej... . Niestety w tym wszystkim gubi się Chrystus Pan. Sama istota Mszy Świętej którą stanowi złożenie Najświętszej Ofiary pozostaje w cieniu procesji wejścia, liturgii słowa często dukanej przez same dzieci, szopki homiletycznej, procesji komunijnej i przyśpiewek religijnych wykonywanych przez dzieci i/lub chórek parafialny, co często zaakompaniowane jest gitarami. W takim entourage dziecko gubi istotę wydarzenia w jakim bierze udział. Do tego wszystkiego wyprawiane jest jak to mówią "małe wesele", a dzieci przebijają się ile to tysięcy złotych otrzymały w ramach prezentu i czego to wymyślnego nie otrzymały. Jeszcze za moich czasów w modzie był rower - co przynajmniej przyczyniało się do bardziej higienicznego trybu życia dziatwy. Dziś prezentuje się laptopa, quad lub tablet. Zewnętrzny obserwator nie zrozumie, że w tym dniu dziecko przyjmuje samego Pana Boga do swego serca. Najgorzej mają oczywiście dzieci, które zostały wyznaczone aby coś robić podczas samej Mszy Świętej. Drodzy duszpasterze zrozumcie to w końcu! To jest zbrodnia! Dziecko, które ma przeczytać lekcję w trakcie Mszy na której przyjmuje I Komunię Świętą nie tylko czyni to niegodnie, bo nie jest lektorem, ale także obdarte jest z całego sacrum, ponieważ stresuje się i przeżywa swój występ przed rodziną i parafią bardziej niż przyjęcie Pana Boga... . Również należy zaniechać praktykę czytania wezwań modlitwy wiernych przez dzieci, przynoszenia darów i czego sobie jeszcze nie umyślicie. To skutecznie odwraca uwagę dzieci od przeżywanej Tajemnicy. Liturgia to nie teatrzyk dla uciechy rodziców i parafian! W końcu liturgia uścisków - wszelkie wierszyki i życzenia czytane w trakcie Mszy Świętej są niczym innym jak deformacją liturgiczną. Wy którzy usiłujecie robić z liturgii katechezę, co jest błędem samym w sobie zrozumcie, że czyniąc te obrzędy dla chwały ludzi niszczycie poczucie świętości u dzieci których formujecie! Również dekoracja świątyni powinna być skromna - nie może bowiem ona odwracać uwagi dzieci od najważniejszego, bardziej ubrać można tabernakulum i ołtarz, aby tam skupiła się uwaga dzieci. Mnogość dekoracji, zwłaszcza styropianowych nie przynosi Panu Bogu chwały, ale zasmuca Go bowiem wiele dzieci przez nie doznaje rozproszenia. Przypominam czego uczył św. Pius X: dziecko pierwszokomunijne ma umieć rozróżnić chleb eucharystyczne od zwykłego, umieć stosownie do swoich możliwości pobożnie przyjąć Ciało Pańskie i być w stanie łaski uświęcającej - to są najważniejsze punkty przygotowania dzieci. Tresura liturgiczna powoduje tylko deformację duchową... . Oczywiście należy usilnie zachęcać do zaniechania praktyki procesji komunijnych i korzystania ze sprawdzonych metod, czyli Komunii Świętej na klęcząco i tylko do ust. Tak przygotowane dziecko - nawet jeśli będą to tylko 3 katechezy lepiej i godniej przeżyje ten moment niż po 3 letniej połajance katechetycznej... . 

O problemach związanych z I Komunią Świętą można by jeszcze długo. Przykre jest że ta uroczystość została tak bardzo zeświecczona. Postawa wielu katechetów i duszpasterzy przypomina mi owych faryzeuszy, który sami właściwie przystępowania do Stołu Pańskiego przeżyć nie potrafią lub nie chcą i wzbraniają tego dzieciom. "A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: <<Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego>>. I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je." (Mk 10,14-15)

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 25 maja 2017

Obchody wiary złożone na ołtarzu świata

Laudetur Iesus Christus!

Dziś w Kościele obchodzimy uroczystość wniebowstąpienia Pańskiego. Jeśli jednak pójdziemy na Mszę Świętą do znaczącej większości świątyń katolickich w Polsce i w niektórych krajach za granicą to wypadnie dzisiaj dzień powszedni. Dlaczego tak jest? Otóż konferencje episkopatu mają prawo wnioskować do Stolicy Apostolskiej, aby na obszarze ich krajów zmieniać daty obchodów liturgicznych. W praktyce oznacza to przeniesienie obchodu na najbliższą wolną niedzielę. Oczywiście w związku z tym wypada formularz danej niedzieli - np w Polsce nie ma już 7 niedzieli wielkanocnej. W przypadku wniebowstąpienia Pańskiego zaburzony jest cały cykl okresu wielkanocnego. Tradycyjnie trzy dni przed wniebowstąpieniem obchodzi się tzw dni krzyżowe, a zaraz po wniebowstąpieniu zaczyna się nowenna do Ducha Świętego - w końcu apostołowie 10 dni od wniebowstąpienia czekali na zesłanie Ducha Świętego. Dziś zarówno dni krzyżowe jak i nowenna tracą swój pierwotny sens związany z czasem. Powodem przeniesienia dzisiejszego obchodu jest brak dnia wolnego od pracy i chęć umożliwienia celebracji obchodu wszystkim wiernym. A ja się pytam, od kiedy to państwo decyduje kiedy mamy celebrować tajemnice naszej wiary? Co z ludźmi, którzy właśnie w niedzielę muszą pracować? To może przenieśmy dla nich Mszę Świętą niedzielną na poniedziałek? Każdy tradycyjny katolik czuje absurdalność tego typu rozumowania. Dobrze wiemy, że nawet gdy jest święto nakazane a my pracować musimy, bo zmusza nas do tego tryb pracy albo niekatolickie przepisy państwowe to nie grzeszymy pracując, a nawet nie uczestnicząc we Mszy Świętej, chyba że wybór mamy i wybieramy źle Właściwie rozumiane wyjście na przeciw potrzebom wiernych jest praktykowanie przez duszpasterzy Mszy Świętej bardzo wcześnie rano np.: o 6 i późno wieczorem np.: o 21, tak aby większość wiernych nawet tych pracujących mogła uczestniczyć w Najświętszej Ofierze. Przenoszenie obchodu nic nie zmienia - dalej są osoby, które ze względów zawodowych nie mogą uczestniczyć w świętych obrzędach. Tracimy za to bardzo ważny znak liturgiczny jakim jest czas. Warto wiedzieć, że przenoszenie świąt nakazanych dotyczy także uroczystości Objawienia Pańskiego (Trzech Króli) oraz Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej (Boże Ciało) - co prawda w Polsce obchody te są sprawowane we właściwym czasie, ale nie wszędzie tak jest - gdzieniegdzie konferencje episkopatów uzyskały zgodę na przeniesienie tych obchodów na najbliższą niedzielę. Widać to wyraźnie w nowym brewiarzu, który jest przystosowany do takich przetasowań.

Drugą bardziej negatywną praktyką stosowaną przez episkopaty jest znoszenie nakazywalności poszczególnych uroczystości i tak w Polsce na mocy prośby episkopatu Stolica Apostolska zniosła obowiązek uczestniczenia we Mszy Świętej dla uroczystości św. Józefa (19 marzec), uroczystości świętych apostołów Piotra i Pawła (29 czerwiec) i uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP (8 grudzień). Oczywiście w całym Kościele obchody te są nakazane - sam pamiętam jako młody ministrant czasy gdy w Polsce obowiązywał  ogólnokościelny reżim w tym zakresie. Cóż - można w ten sposób znieść wszystkie święta nakazane - przynajmniej mniej ludzi będzie grzeszyć przeciwko 3 przykazaniu Bożemu. Tak myśląc niektórzy fałszywi pasterze głoszą że antykoncecpcja nie jest zła, a życie pod jednym dachem w okresie narzeczeństwa to wymóg czasu. Tak postępując dochodzimy do moralnej dekonstrukcji naszej wiary. Chrystus Pan naucza: "Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim." (Mt 5,19) Polecam lekturę tego wersetu wszystkim, których powołaniem jest rządzenie Kościołem.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk


wtorek, 16 maja 2017

Diakonat - zmarnowany charyzmat

Laudetur Iesus Christus!

Wiosna to swoisty sezon na święcenia sakramentalne w nowych seminariach. Warto więc przede wszystkim dla czytających mnie kleryków - czy to tych przygotowujących się do kapłaństwa czy też już wyświęconych diakonów i kapłanów przypomnieć kilka fundamentalnych kwestii dotyczących diakonatu katolickiego. Diakonat jest sakramentalnym stopniem święceń, a więc ustanowił go sam Chrystus Pan. I tu pojawia się pierwszy problem teologiczny. Wielu domorosłych teologów, a nawet i tych "poważnych" z tytułami i powszechnymi uznaniami twierdzi iż diakonat ustanowili apostołowie. Trzeba więc rozróżnić dwie rzeczy - podstawę biblijną, która rzeczywiście znajduje się w Dziejach Apostolskich i dogmat, który orzeka iż diakonat jest sakrament,  a każdy sakrament ustanowił sam Chrystus Pan. Poczytajmy co jest napisane o diakonacie w Dziejach Apostolskich: "Wówczas, gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy. Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali stoły – powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. Upatrzcie zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa. Spodobały się te słowa wszystkim zebranym i wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Świętego, Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii. Przedstawili ich Apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce." (Dz 6, 1-6). Oczywiście nie rozstrzygam w jaki sposób Jezus Chrystus ustanowił diakonat - czy poprzez bezpośrednie polecenie dane apostołom, które nie zachowało się w Ewangeliach kanonicznych, czy też poprzez natchnienie Ducha Świętego dane apostołom - nie mniej fakt, że diakonat jest stopniem sakramentalnym oznacza iż Kościół nie ma prawa zmieniać znaczenia ani znosić tego święcenia. 

Materią święceń diakońskich jest jak czytamy w Dziejach Apostolskich włożenie rąk, natomiast formą jest jedno zdanie z modlitwy konsekracyjnej wypowiadanej przez biskupa. Obecnie zdanie to w liturgii rzymskiej brzmi: "Prosimy Cię, Panie, ześlij na nich Ducha Świętego, aby ich umocnił siedmiorakim darem Twojej łaski do wiernego pełnienia dzieła posługi." Zatem diakonat jest święceniem dającym specjalny charyzmat do pełnienia posługi w imieniu Pana Jezusa Chrystusa. Gdyby w Ewangelii szukać miejsca w którym Pan Jezus Chrystus przekazuje uczniom ów charyzmat to sądzę, że byłby to obrzęd umycia nóg. I rzeczywiście w pierwszych wiekach zadaniem diakonów była głównie troska o dzieło miłości Kościoła. Oczywiście diakon służył także przy ołtarzu i miał swoje specjalne zadania podczas Mszy Świętej, polegające głównie na przygotowaniu materii przeistoczenia czyli wlewania wina i wody do kielicha oraz bezpośredniej pomocy w sprawowaniu Mszy Świętej. Diakon jeśli nauczał to czynił to w sposób wyjątkowy, i tylko wtedy kiedy zostało mu to zlecone, nigdy zaś na Mszy Świętej w obecności biskupa, czy kapłana. Ewangeliarz, który otrzymywał i otrzymuje diakon oznacza władzę czytania Ewangelii i przyjęcie charyzmatu miłości, nie zaś specjalne polecenie do nauczania. Jak bowiem czytamy w Dziejach Apostolskich, diakoni zostali ustanowieni po to by apostołowie mogli poświęcić się służbie głoszenia wiary. Sytuacja w której diakon stale zastępuje kapłana w głoszeniu kazania czy innych nauk, a nie wykonuje właściwych sobie zadań służebnych jest pierwszym i najbardziej widocznym wypaczeniem nauki Pisma Świętego o tym stopniu święceń. 

Kolejnym aspektem nadużyć w kwestii diakonatu są kwestie celebracji liturgicznych sprawowanych przez diakona. Dziś normą jest, że gdy diakon jest na parafii to chrzci i asystuje przy małżeństwach oraz odprawia pogrzeby. Oczywiście wszystko to diakon robić może, jednak nie jest to jego głównym zadaniem i gdy jest dostępny kapłan to on sam powinien chrzcić i błogosławić małżeństwa. Diakon bowiem nie ma zastępować prezbitera czy biskupa ale pomagać im głównie prowadząc dzieła, którymi tamci ze względu na ich obowiązki stanu nie są w stanie się poświęcić. 

Bardzo poważnym deliktem kanonicznym jest zlecanie diakonowi dokonywania poświęceń. Jest to bowiem bardziej akt władzy rządzenia, a nie uświęcania. O ile diakon może błogosławić rzeczy i osoby, o tyle nie jest zdolny poświęcić czegokolwiek - wynika to z samej natury tego aktu. Poświęcenie jest aktem władzy rządzenia i polega na przeniesieniu rzeczy lub osoby do służby Bożej. To wymaga charyzmatu kierowania Kościołem który posiadają tylko biskupi i w pewnym stopniu także prezbiterzy. Wszystkie rzeczy poświęcone przez diakona, są zatem poświęcone nieważnie, bowiem diakon wraz ze swoimi święceniami nie otrzymuje żadnej władzy rządzenia w Kościele.

Po co zatem jest diakonat i czy jest potrzebny jako odrębny stan? Kościół wypełniając swoją misję uświęcania i nauczania narodów jest obowiązany także do dawania świadectwa, które w dużej mierze wyraża się poprzez działalność charytatywną - do takich dzieł powinni być delegowani właśnie diakoni. Szczególną rolę owo dzieło charytatywne pełni wśród pogan, gdzie jak wiadomo poza spaleniem chaty szamana, czyli wyplenianiem wiarołomnej religii należy budować studnię, szkołę i szpital - tak aby ewangelizowani wiedzieli, że Królestwo Boże, chociaż nie jest z tego świata, to jednak na ten świat mocno oddziałuje i warto jest się mu poddać tak ze względów wiecznych jak i doczesnych. Tak więc na pewno wielu świeckich misjonarzy płci męskiej mogłoby i powinno przyjąć święcenia diakonatu wyruszając na misje. Kwestie stałego diakonatu w diecezjach niemisyjnych powinni rozważać poszczególni biskupi, w żadnym zaś razie konferencje episkopatów! Należy się tu kierować rzeczywistą potrzebą, a nie modą... . 

Oczywiście diakonat to także etap formacji do święceń kapłańskich. Moment święceń diakonatu i odpowiedniego jego przeżycia zdaje się być moim zdaniem kluczowy dla dalszej posługi kapłańskiej kleryka. Przede wszystkim w nowych seminariach jest to moment ostatecznej decyzji poświęcenia się na wyłączną służbę Bożą - wtedy też przyrzeka się posłuszeństwo biskupowi lub przełożonemu zakonnemu, celibat oraz modlitwę brewiarzową. W powszechnym języku na kleryka po diakonacie mówi się per ksiądz, chociaż jest to niesamowite nadużycie, a niestety w ślad za językiem idzie także rozumienie roli diakonatu przechodniego. Diakon nie jest księdzem - nie ma władzy epikletycznej, czyli nie może skutecznie w sakramentach przywołać Ducha Świętego oraz nie posiada charyzmatu władzy rządzenia, więc nie może sprawować Mszy Świętej, spowiadać, czy namaszczać chorych. Okres diakonatu bywa czasem ostatecznej próby i praktyki pastoralnej. Sądzę iż duszpasterstwa nie powinno się uprawiać na próbę. Sytuacja jest trochę podobna jak w przypadku relacji narzeczeństwa do małżeństwa - ta sama miłość musi być okazywana w różny sposób, aby w obu stanach była prawdziwa. To nie oznacza, że diakon nie ma wcale odprawiać nabożeństw, czy głosić kazań. Ale przyznajcie drodzy księża, że mając diakona jest pokusa aby wykorzystać go do wszystkiego co się da pod płaszczykiem przygotowania go do przyszłych zadań. Tymczasem diakonat powinien być czasem realizowania charyzmatu miłości - jest to ostatni moment na realizację formacji ludzkiej, która oznacza w życiu kapłańskim zdolność poświęcenia siebie w służbie Bogu. Diakon powinien więc wykonywać rozmaite dzieła miłości takie jak nawiedzanie chorych, ubogich, zaangażowanie w dzieła Caritas czy też działalność w ośrodkach wychowawczych. W tym czasie kleryk powinien wykształcić w sobie zdolność do bycia w całości obrazem Chrystusa sługi, a więc nie od do, ale przez cały czas. Jest to dobry moment aby zintegrować działalność charytatywną z życiem duchowym tak aby odpowiednio ustawić przyszłego księdza na realizację dzieł o charakterze społecznym w odpowiedniej proporcji do praktyki życia duchowego - wielu księży upada, bo idzie w działalność prospołeczną zaniedbując praktykę wiary, która w kapłaństwie musi być dużo bardziej intensywna niż w życiu świeckim! Osobiście dziękuję Bogu, że w seminarium spotkałem kilku prawdziwych diakonów - obecnie kapłanów, którzy dobrze pokazali mi jak ten czas realizować i dziś są kapłanami na drodze do świętości. 

Nowe seminaria popełniają także kilka mniejszych grzechów związanych z diakonatem. Pierwszy z nich to trzymanie wyświęconych diakonów w seminarium prawie do samych święceń kapłańskich. Dokumenty jasno mówią, że na diakona powinno się święcić kleryka, który zasadniczy tok studiów ma już ukończony - a więc powinien mieć przynajmniej złożoną, jeśli nie obronioną pracę magisterską. W moim macierzystym seminarium diakoni zamiast oddawać się zadaniom im właściwym pisali po nocach swoje prace dyplomowe, co niweczyło sens udzielania im święceń diakońskich na rok przed kapłańskimi. Miejscem diakona nie jest już seminarium czy uczelnia, ale żywe środowiska Kościoła w których diakon może realizować swoje powołanie. W niektórych seminariach diakoni są traktowani jako drudzy po moderatorach. Oczywiście hierarchicznie jest to prawda, jednak przejście do grona diakonów nie oznacza, że należy im się jakieś szczególne uwielbienie ze strony młodszych kleryków, czy alumnów. Powinni diakoni traktować młodszych kolegów jako pierwszy krąg osób do których są powołani aby realizować posługę miłości, a więc pomagać im w nauce, wdrażaniu się w praktyki ascetyczne czy duszpasterskie. Na szczęście w moim seminarium diakoni nie byli otaczani nimbem doskonałości. Jeśli z jakichś powodów nie da się zmienić toku studiów tak aby diakoni opuścili seminarium to poważnym mankamentem formacyjnym jest oddzielanie diakonów od wspólnoty i zaniechanie wykonywania przez nich zwykłych oficjów - właśnie w nich klerycy ćwiczą się w realizowaniu powołania do bycia Chrystusem sługą. Niestety są seminaria, w których zdarzają się odejścia diakonów. Takie sytuacje należy rozpatrywać na równi z odejściami kapłańskimi. Bezpośrednią odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą przełożeni seminaryjni, którzy po takim incydencie powinni bardzo poważnie przemyśleć program wychowawczy a w przypadku kolejnych takich sytuacji ich przełożony powinien niezwłocznie podjąć decyzję o zmianie kadry w seminarium. Odejście diakona z seminarium to nie tylko rana zadana Kościołowi, ale także wielkie niebezpieczeństwo dla samego diakona, który łamiąc przyrzeczenie dane Bogu znajduje się w stanie grzechu śmiertelnego. Niestety w moim seminarium rokrocznie doświadczaliśmy odejścia diakona - także z mojego roku odszedł jeden brat. Przerażeniem ogarnęła mnie relacja kolegi kursowego, który powiedział iż biskup wobec całego seminarium stwierdził iż diakon ten "inaczej" postanowił realizować swoje powołanie. Taki biskup powinien niezwłocznie zostać usunięty, a seminarium rozwiązane - przede wszystkim dla dobra kleryków, którzy nie są formowani do wieczystego poświęcenia się Bogu, a przyjmują na siebie tak poważne zobowiązanie. Formacja w takim seminarium to wielkie zagrożenie duchowe dla kandydatów do kapłaństwa!

W Kościele rozgorzała dyskusja na temat diakonatu kobiet. Jeśli ów diakonat kobiet miałby być symulacją święceń diakonatu to wyklęty kleryk za świętą Tradycją Kościoła wyraża swoje non possumus. Apostołowie wybrali siedmiu diakonów Kościoła i nie było tam żadnej kobiety. Ceniony przeze mnie portal Polonia Christiana w rzeczonej dyskusji powołuje się na stanowisko Jana Pawła II, który w Liście Apostolskim Ordinatio Sacerdotalis naucza: "Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne." Słowa te odnoszą się jednak do święceń kapłańskich, których ani pierwszym ani jakimkolwiek stopniem nie jest diakonat wbrew temu co się powszechnie mówi. Niestety w dokument jak widać wkradła się nieścisłość skutecznie wykorzystywana przez wrogów Kościoła. Dokument ten jest więc nieprzydatny w walce z poglądem o możliwości udzielania święceń diakonatu kobietom. Podstawą dyskusji powinny być orzeczenia soboru trydenckiego o tym, że episkopat, prezbiterat i diakonat stanowią sakramentalne stopnie święceń, a jeśli jest to sakrament i to ustanowiony przez Chrystusa Pana, to Kościół nie ma nad nim władzy i powinien go udzielać w taki sposób jak to jest określone w Piśmie Świętym, gdzie nie ma wzmianki o święceniach kobiet. 

Podobnie jak w przypadku święceń niższych, diakonat wyciska na duszy święconego charakter  i usposabia oraz zobowiązuje do realizacji szczególnych charyzmatów także wtedy kiedy kleryk przyjmuje kolejne święcenia. Diakonem jest także prezbiter i biskup - niestety wielu z nich o tym zapomina i tym samym łamie przyrzeczenia dane Bogu. Działanie w imieniu Chrystusa głowy nie zwalnia od działania w imieniu Chrystusa sługi. W służbie kapłańskiej oznacza to choćby elementarną ludzką życzliwość, dostępność i łagodność rozumianą bardziej jako powściągliwość wobec rodzących się w sercu odczuć aniżeli pobłażliwość i niemiłosiernie szafowanie sakramentami wobec ludzi niegodnych. Kapłan który dobrze realizuje charyzmat diakoński nie zamknie przed nosem wiernego drzwi kancelarii, odprawi wiernego niegodnego przyjęcia sakramentów w sposób chrześcijański, zawsze okazując mu troskę, choć także stanowczość, udzieli wsparcia materialnego osobom rzeczywiście tego potrzebującym, nie będzie uchylał się od prostych zajęć życia codziennego o ile tylko nie przeszkadzają w wypełnianiu obowiązków stanu. Przyznajmy sami przed sobą, że bufonada spowodowana pychą środowiska kapłańskiego jest przyczyną wielu cichych i głośnych odejść z Kościoła, a każde takie odejście oznacza kolejną duszą bezpośrednio zagrożoną karą piekła ognistego. Również sam Chrystus Pan przestrzega swoich uczniów - czyli przede wszystkim duchowieństwo: "Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza" (Mt 18,6)


Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk