wtorek, 16 maja 2017

Diakonat - zmarnowany charyzmat

Laudetur Iesus Christus!

Wiosna to swoisty sezon na święcenia sakramentalne w nowych seminariach. Warto więc przede wszystkim dla czytających mnie kleryków - czy to tych przygotowujących się do kapłaństwa czy też już wyświęconych diakonów i kapłanów przypomnieć kilka fundamentalnych kwestii dotyczących diakonatu katolickiego. Diakonat jest sakramentalnym stopniem święceń, a więc ustanowił go sam Chrystus Pan. I tu pojawia się pierwszy problem teologiczny. Wielu domorosłych teologów, a nawet i tych "poważnych" z tytułami i powszechnymi uznaniami twierdzi iż diakonat ustanowili apostołowie. Trzeba więc rozróżnić dwie rzeczy - podstawę biblijną, która rzeczywiście znajduje się w Dziejach Apostolskich i dogmat, który orzeka iż diakonat jest sakrament,  a każdy sakrament ustanowił sam Chrystus Pan. Poczytajmy co jest napisane o diakonacie w Dziejach Apostolskich: "Wówczas, gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy. Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali stoły – powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. Upatrzcie zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości. Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa. Spodobały się te słowa wszystkim zebranym i wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Świętego, Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii. Przedstawili ich Apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce." (Dz 6, 1-6). Oczywiście nie rozstrzygam w jaki sposób Jezus Chrystus ustanowił diakonat - czy poprzez bezpośrednie polecenie dane apostołom, które nie zachowało się w Ewangeliach kanonicznych, czy też poprzez natchnienie Ducha Świętego dane apostołom - nie mniej fakt, że diakonat jest stopniem sakramentalnym oznacza iż Kościół nie ma prawa zmieniać znaczenia ani znosić tego święcenia. 

Materią święceń diakońskich jest jak czytamy w Dziejach Apostolskich włożenie rąk, natomiast formą jest jedno zdanie z modlitwy konsekracyjnej wypowiadanej przez biskupa. Obecnie zdanie to w liturgii rzymskiej brzmi: "Prosimy Cię, Panie, ześlij na nich Ducha Świętego, aby ich umocnił siedmiorakim darem Twojej łaski do wiernego pełnienia dzieła posługi." Zatem diakonat jest święceniem dającym specjalny charyzmat do pełnienia posługi w imieniu Pana Jezusa Chrystusa. Gdyby w Ewangelii szukać miejsca w którym Pan Jezus Chrystus przekazuje uczniom ów charyzmat to sądzę, że byłby to obrzęd umycia nóg. I rzeczywiście w pierwszych wiekach zadaniem diakonów była głównie troska o dzieło miłości Kościoła. Oczywiście diakon służył także przy ołtarzu i miał swoje specjalne zadania podczas Mszy Świętej, polegające głównie na przygotowaniu materii przeistoczenia czyli wlewania wina i wody do kielicha oraz bezpośredniej pomocy w sprawowaniu Mszy Świętej. Diakon jeśli nauczał to czynił to w sposób wyjątkowy, i tylko wtedy kiedy zostało mu to zlecone, nigdy zaś na Mszy Świętej w obecności biskupa, czy kapłana. Ewangeliarz, który otrzymywał i otrzymuje diakon oznacza władzę czytania Ewangelii i przyjęcie charyzmatu miłości, nie zaś specjalne polecenie do nauczania. Jak bowiem czytamy w Dziejach Apostolskich, diakoni zostali ustanowieni po to by apostołowie mogli poświęcić się służbie głoszenia wiary. Sytuacja w której diakon stale zastępuje kapłana w głoszeniu kazania czy innych nauk, a nie wykonuje właściwych sobie zadań służebnych jest pierwszym i najbardziej widocznym wypaczeniem nauki Pisma Świętego o tym stopniu święceń. 

Kolejnym aspektem nadużyć w kwestii diakonatu są kwestie celebracji liturgicznych sprawowanych przez diakona. Dziś normą jest, że gdy diakon jest na parafii to chrzci i asystuje przy małżeństwach oraz odprawia pogrzeby. Oczywiście wszystko to diakon robić może, jednak nie jest to jego głównym zadaniem i gdy jest dostępny kapłan to on sam powinien chrzcić i błogosławić małżeństwa. Diakon bowiem nie ma zastępować prezbitera czy biskupa ale pomagać im głównie prowadząc dzieła, którymi tamci ze względu na ich obowiązki stanu nie są w stanie się poświęcić. 

Bardzo poważnym deliktem kanonicznym jest zlecanie diakonowi dokonywania poświęceń. Jest to bowiem bardziej akt władzy rządzenia, a nie uświęcania. O ile diakon może błogosławić rzeczy i osoby, o tyle nie jest zdolny poświęcić czegokolwiek - wynika to z samej natury tego aktu. Poświęcenie jest aktem władzy rządzenia i polega na przeniesieniu rzeczy lub osoby do służby Bożej. To wymaga charyzmatu kierowania Kościołem który posiadają tylko biskupi i w pewnym stopniu także prezbiterzy. Wszystkie rzeczy poświęcone przez diakona, są zatem poświęcone nieważnie, bowiem diakon wraz ze swoimi święceniami nie otrzymuje żadnej władzy rządzenia w Kościele.

Po co zatem jest diakonat i czy jest potrzebny jako odrębny stan? Kościół wypełniając swoją misję uświęcania i nauczania narodów jest obowiązany także do dawania świadectwa, które w dużej mierze wyraża się poprzez działalność charytatywną - do takich dzieł powinni być delegowani właśnie diakoni. Szczególną rolę owo dzieło charytatywne pełni wśród pogan, gdzie jak wiadomo poza spaleniem chaty szamana, czyli wyplenianiem wiarołomnej religii należy budować studnię, szkołę i szpital - tak aby ewangelizowani wiedzieli, że Królestwo Boże, chociaż nie jest z tego świata, to jednak na ten świat mocno oddziałuje i warto jest się mu poddać tak ze względów wiecznych jak i doczesnych. Tak więc na pewno wielu świeckich misjonarzy płci męskiej mogłoby i powinno przyjąć święcenia diakonatu wyruszając na misje. Kwestie stałego diakonatu w diecezjach niemisyjnych powinni rozważać poszczególni biskupi, w żadnym zaś razie konferencje episkopatów! Należy się tu kierować rzeczywistą potrzebą, a nie modą... . 

Oczywiście diakonat to także etap formacji do święceń kapłańskich. Moment święceń diakonatu i odpowiedniego jego przeżycia zdaje się być moim zdaniem kluczowy dla dalszej posługi kapłańskiej kleryka. Przede wszystkim w nowych seminariach jest to moment ostatecznej decyzji poświęcenia się na wyłączną służbę Bożą - wtedy też przyrzeka się posłuszeństwo biskupowi lub przełożonemu zakonnemu, celibat oraz modlitwę brewiarzową. W powszechnym języku na kleryka po diakonacie mówi się per ksiądz, chociaż jest to niesamowite nadużycie, a niestety w ślad za językiem idzie także rozumienie roli diakonatu przechodniego. Diakon nie jest księdzem - nie ma władzy epikletycznej, czyli nie może skutecznie w sakramentach przywołać Ducha Świętego oraz nie posiada charyzmatu władzy rządzenia, więc nie może sprawować Mszy Świętej, spowiadać, czy namaszczać chorych. Okres diakonatu bywa czasem ostatecznej próby i praktyki pastoralnej. Sądzę iż duszpasterstwa nie powinno się uprawiać na próbę. Sytuacja jest trochę podobna jak w przypadku relacji narzeczeństwa do małżeństwa - ta sama miłość musi być okazywana w różny sposób, aby w obu stanach była prawdziwa. To nie oznacza, że diakon nie ma wcale odprawiać nabożeństw, czy głosić kazań. Ale przyznajcie drodzy księża, że mając diakona jest pokusa aby wykorzystać go do wszystkiego co się da pod płaszczykiem przygotowania go do przyszłych zadań. Tymczasem diakonat powinien być czasem realizowania charyzmatu miłości - jest to ostatni moment na realizację formacji ludzkiej, która oznacza w życiu kapłańskim zdolność poświęcenia siebie w służbie Bogu. Diakon powinien więc wykonywać rozmaite dzieła miłości takie jak nawiedzanie chorych, ubogich, zaangażowanie w dzieła Caritas czy też działalność w ośrodkach wychowawczych. W tym czasie kleryk powinien wykształcić w sobie zdolność do bycia w całości obrazem Chrystusa sługi, a więc nie od do, ale przez cały czas. Jest to dobry moment aby zintegrować działalność charytatywną z życiem duchowym tak aby odpowiednio ustawić przyszłego księdza na realizację dzieł o charakterze społecznym w odpowiedniej proporcji do praktyki życia duchowego - wielu księży upada, bo idzie w działalność prospołeczną zaniedbując praktykę wiary, która w kapłaństwie musi być dużo bardziej intensywna niż w życiu świeckim! Osobiście dziękuję Bogu, że w seminarium spotkałem kilku prawdziwych diakonów - obecnie kapłanów, którzy dobrze pokazali mi jak ten czas realizować i dziś są kapłanami na drodze do świętości. 

Nowe seminaria popełniają także kilka mniejszych grzechów związanych z diakonatem. Pierwszy z nich to trzymanie wyświęconych diakonów w seminarium prawie do samych święceń kapłańskich. Dokumenty jasno mówią, że na diakona powinno się święcić kleryka, który zasadniczy tok studiów ma już ukończony - a więc powinien mieć przynajmniej złożoną, jeśli nie obronioną pracę magisterską. W moim macierzystym seminarium diakoni zamiast oddawać się zadaniom im właściwym pisali po nocach swoje prace dyplomowe, co niweczyło sens udzielania im święceń diakońskich na rok przed kapłańskimi. Miejscem diakona nie jest już seminarium czy uczelnia, ale żywe środowiska Kościoła w których diakon może realizować swoje powołanie. W niektórych seminariach diakoni są traktowani jako drudzy po moderatorach. Oczywiście hierarchicznie jest to prawda, jednak przejście do grona diakonów nie oznacza, że należy im się jakieś szczególne uwielbienie ze strony młodszych kleryków, czy alumnów. Powinni diakoni traktować młodszych kolegów jako pierwszy krąg osób do których są powołani aby realizować posługę miłości, a więc pomagać im w nauce, wdrażaniu się w praktyki ascetyczne czy duszpasterskie. Na szczęście w moim seminarium diakoni nie byli otaczani nimbem doskonałości. Jeśli z jakichś powodów nie da się zmienić toku studiów tak aby diakoni opuścili seminarium to poważnym mankamentem formacyjnym jest oddzielanie diakonów od wspólnoty i zaniechanie wykonywania przez nich zwykłych oficjów - właśnie w nich klerycy ćwiczą się w realizowaniu powołania do bycia Chrystusem sługą. Niestety są seminaria, w których zdarzają się odejścia diakonów. Takie sytuacje należy rozpatrywać na równi z odejściami kapłańskimi. Bezpośrednią odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponoszą przełożeni seminaryjni, którzy po takim incydencie powinni bardzo poważnie przemyśleć program wychowawczy a w przypadku kolejnych takich sytuacji ich przełożony powinien niezwłocznie podjąć decyzję o zmianie kadry w seminarium. Odejście diakona z seminarium to nie tylko rana zadana Kościołowi, ale także wielkie niebezpieczeństwo dla samego diakona, który łamiąc przyrzeczenie dane Bogu znajduje się w stanie grzechu śmiertelnego. Niestety w moim seminarium rokrocznie doświadczaliśmy odejścia diakona - także z mojego roku odszedł jeden brat. Przerażeniem ogarnęła mnie relacja kolegi kursowego, który powiedział iż biskup wobec całego seminarium stwierdził iż diakon ten "inaczej" postanowił realizować swoje powołanie. Taki biskup powinien niezwłocznie zostać usunięty, a seminarium rozwiązane - przede wszystkim dla dobra kleryków, którzy nie są formowani do wieczystego poświęcenia się Bogu, a przyjmują na siebie tak poważne zobowiązanie. Formacja w takim seminarium to wielkie zagrożenie duchowe dla kandydatów do kapłaństwa!

W Kościele rozgorzała dyskusja na temat diakonatu kobiet. Jeśli ów diakonat kobiet miałby być symulacją święceń diakonatu to wyklęty kleryk za świętą Tradycją Kościoła wyraża swoje non possumus. Apostołowie wybrali siedmiu diakonów Kościoła i nie było tam żadnej kobiety. Ceniony przeze mnie portal Polonia Christiana w rzeczonej dyskusji powołuje się na stanowisko Jana Pawła II, który w Liście Apostolskim Ordinatio Sacerdotalis naucza: "Aby zatem usunąć wszelką wątpliwość w sprawie tak wielkiej wagi, która dotyczy samego Boskiego ustanowienia Kościoła, mocą mojego urzędu utwierdzania braci (por. Łk 22,32) oświadczam, że Kościół nie ma żadnej władzy udzielania święceń kapłańskich kobietom oraz że orzeczenie to powinno być przez wszystkich wiernych Kościoła uznane za ostateczne." Słowa te odnoszą się jednak do święceń kapłańskich, których ani pierwszym ani jakimkolwiek stopniem nie jest diakonat wbrew temu co się powszechnie mówi. Niestety w dokument jak widać wkradła się nieścisłość skutecznie wykorzystywana przez wrogów Kościoła. Dokument ten jest więc nieprzydatny w walce z poglądem o możliwości udzielania święceń diakonatu kobietom. Podstawą dyskusji powinny być orzeczenia soboru trydenckiego o tym, że episkopat, prezbiterat i diakonat stanowią sakramentalne stopnie święceń, a jeśli jest to sakrament i to ustanowiony przez Chrystusa Pana, to Kościół nie ma nad nim władzy i powinien go udzielać w taki sposób jak to jest określone w Piśmie Świętym, gdzie nie ma wzmianki o święceniach kobiet. 

Podobnie jak w przypadku święceń niższych, diakonat wyciska na duszy święconego charakter  i usposabia oraz zobowiązuje do realizacji szczególnych charyzmatów także wtedy kiedy kleryk przyjmuje kolejne święcenia. Diakonem jest także prezbiter i biskup - niestety wielu z nich o tym zapomina i tym samym łamie przyrzeczenia dane Bogu. Działanie w imieniu Chrystusa głowy nie zwalnia od działania w imieniu Chrystusa sługi. W służbie kapłańskiej oznacza to choćby elementarną ludzką życzliwość, dostępność i łagodność rozumianą bardziej jako powściągliwość wobec rodzących się w sercu odczuć aniżeli pobłażliwość i niemiłosiernie szafowanie sakramentami wobec ludzi niegodnych. Kapłan który dobrze realizuje charyzmat diakoński nie zamknie przed nosem wiernego drzwi kancelarii, odprawi wiernego niegodnego przyjęcia sakramentów w sposób chrześcijański, zawsze okazując mu troskę, choć także stanowczość, udzieli wsparcia materialnego osobom rzeczywiście tego potrzebującym, nie będzie uchylał się od prostych zajęć życia codziennego o ile tylko nie przeszkadzają w wypełnianiu obowiązków stanu. Przyznajmy sami przed sobą, że bufonada spowodowana pychą środowiska kapłańskiego jest przyczyną wielu cichych i głośnych odejść z Kościoła, a każde takie odejście oznacza kolejną duszą bezpośrednio zagrożoną karą piekła ognistego. Również sam Chrystus Pan przestrzega swoich uczniów - czyli przede wszystkim duchowieństwo: "Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza" (Mt 18,6)


Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

1 komentarz:

  1. Nu takie sobie Gadu-Gadu.... Moje zdanie, ją uważam... Raczej skrzywdzony kleryk

    OdpowiedzUsuń