czwartek, 31 maja 2018

Nadzwyczajny szafarzat, czyli o protezie która przynosi więcej szkody niż pożytku

Laudetur Iesus Christus!

Chrystus Pan zakładając Kościół zechciał, wyposażyć go w specjalne łaski potrzebne ludziom do zbawienia. Jak dobrze wiemy łask tych udzielają sakramenty, których jest siedem. Każdy sakrament, aby był ważny musi spełnić kilka warunków: musi zaistnieć znak sakramentalny, czyli właściwa forma i materia, musi być także odpowiedni szafarz, wreszcie przyjmujący musi posiadać odpowiednią dyspozycję. Dziś kilka słów o szafarzach, czyli tych którzy przekazują łaskę sakramentalną. 

Ponieważ sakrament oznacza i udziela niewidzialnej łaski na sposób widzialnego znaku to również przekaziciel musi być widzialny. Zadanie przekazywania łaski, czyli uświęcania Pan nasz Jezus Chrystus powierzył apostołom oraz klerykom bezpośrednio przezeń ustanowionym, a więc prezbiterom oraz diakonom. Przy czym tych ostatnich Pan Jezus nie postanowił dla uświęcania jeno dla posługi, dlatego zadanie uświęcania wykonują oni tylko w wyjątkowych sytuacjach. 

Wobec tego logiczna była praktyka Kościoła, zwanego przez modernistów przedsoborowym, która  diakonów właśnie ustanawiała nadzwyczajnymi szafarzami dla sakramentu chrztu oraz udzielania Komunii Świętej. Oczywiście diakon nie był jedynym szafarzem nadzwyczajnym, ponieważ w czasie prześladowań, albo w innej sytuacji zagrożenia życia Kościół dopuszczał szafowania powyższymi przez minorystów, a nawet zupełnie świeckie osoby. Stąd też wzięła się tradycja związana ze św. Tarsycjuszem, wg której jako akolita miał nieść Najświętszy Sakrament osadzonym w więzieniu chrześcijanom. Trzeba jednak pamiętać iż nie była to praktyka powszechna, a już tym bardziej przypisana stricte do akolitatu. W sytuacji nadzwyczajnej chrztu oraz szafowania Komunią Świętą powierza się najwyższemu stopniem klerykowi tak, że diakon ma pierwszeństwo nad subdiakonem, subdiakon nad akolitą, akolita nad egzorcystą, egzorcysta nad lektorem, lektor nad ostiariuszem, postrzyżony nad niepostrzyżonym, mężczyzna nad niewiastą, chyba że ta ostatnia lepiej zna obrzęd chrztu niż mężczyzna. 

Przypadki chrztu i rozdawania Ciała Pańskiego przez szafarzy nadzwyczajnych zastrzega się zatem dla sytuacji zagrożenia życia oraz wyraźnego zlecenia kompetentnej władzy kościelnej na szczeblu co najmniej diecezjalnym. W żadnym razie nie powinno to stanowić normy - niestety rozdawnictwo Komunii Świętej przez nie-kapłanów jest dziś powszechne, również chrzty dokonywane przez tak zwanych katechistów już nie tylko w krajach stricte misyjnych... .

Owszem szafowanie Ciałem Chrystusa w ścisłym sensie nie jest udzielaniem sakramentu, jednak słusznie jest ono zarezerwowane dla kapłanów. Jeden z księży użył nawet pięknego porównania, że kapłan rozdający Ciało Pańskie wchodzi w intymną relację z Chrystusem Panem podobnie jak mąż ze swoją żoną w czasie aktu małżeńskiego. Z jakiej racji kapłani mają sami siebie pozbawiać tej bliskości? Niektórzy wysuwają argument przedłużającej się celebracji... Jakoś kiedyś komunikujących się wiernych było więcej, szafarzy zwyczajnych zwykle dwóch, w porywach trzech, a Msza Święta trwała i tak krócej niż przy asyście kilku nadzwyczajnych szafarzy. Również dziś kiedy akcentuje się wymiar uczty we Mszy Świętej, co jest oczywistym błędem protestanckim, w rzeczywistości neguje się ten wymiar rezygnując z balasek przykrytych białym obrusem oraz czasowo ograniczając ową "ucztę" wprowadzając nadzwyczajny szafarzat. 

Problem nadzwyczajnych szafarzy Komunii Świętej przybrał dziś charakter zinstytucjonalizowany. Są bowiem całe duszpasterstwa i szkoły tychże. Do tego wprowadza się także szkółki dla minorystów. Nie byłoby to jeszcze może niczym złym, gdyby nie uczono ich tam rozdawania Ciała Pańskiego do której to czynności w obecnej sytuacji zwykle owi akolici nie mają żadnego prawa. Nawet przepisy modernistów zaznaczają iż taka posługa jest możliwa w sytuacji gdyby zwyczajny szafarz zaniemógł zdrowotnie, miał przeszkodę duszpasterską przez co rozumie się konieczność sprawowania sakramentów, a nie rozmów duchowych, pielgrzymek, katechez itp rzeczy i wreszcie gdyby celebracja nadmiernie się przedłużała. Z pewnością godzinna Msza Święta w niedzielę oraz półgodzinna w dzień powszedni nie jest taką okolicznością. A może wystarczy po prostu trochę mniej gadać, a bardziej celebrować i nagle okaże się, że liturgia łacińska wcale nie jest taka długa jak wielu modernistom się wydaje. 

Nadzwyczajny szafarzat pojawia się także w aspekcie bierzmowania. Należy podkreślać iż zwyczajnym szafarzem tego sakramentu w łacińskiej tradycji liturgicznej jest biskup. W epoce niesłusznie minionej Kościół zezwalał na bierzmowanie kapłanowi tylko wtedy gdy posiadał specjalną władzę od Stolicy Apostolskiej lub w przypadku zagrożenia życia. Z pewnością biskupi powinni sobie dziś uczynić rachunek sumienia. Otóż zadaniem biskupa jest "chrzcić, nauczać, rządzić, karcić, bierzmować, święcić i konsekrować". Niekoniecznie biskup musi "poświęcać" budynki i dzieła użyteczności świeckiej. Nie powinien zaniedbywać za to święceń swoich podwładnych, bierzmowania swoich diecezjan i sprawowania sakramentaliów jemu zastrzeżonych: poświęcenia świątyni, czy naczyń liturgicznych. Bierzmowanie wcale nie musi oznaczać odprawionej Mszy Świętej oraz sutego obiadu... . Można ograniczyć się do krótkiego kazania i odprawienia bierzmowania poza Mszą Świętą. Można także bierzmować na siedząco. W ostateczności zwłaszcza w czasach niżu demograficznego można zebrać młodzież całego dekanatu w jednej świątyni i w tedy biskup zamiast setki bierzmowań ma zaledwie kilka. Wystarczy odrobina rozumu i dobrej woli... . 

Nadzwyczajny szafarzat dotyka także sakramentaliów, choć póki co jest to problem marginalny. Trzeba stwierdzić iż nadzwyczajne szafowanie sakramentaliami ma tylko miejsce na zasadzie: kapłan  bywa nadzwyczajnym szafarzem poświęceń biskupich. Nigdy rzecz ta nie odnosi się do diakonów, którym z natury rzeczy poświęcać niczego nie wolno, gdyż nie mają władzy rządzenia w Kościele. Również uprawnienie diakona do asystowaniu przy zawieraniu małżeństwa i błogosławieństwa tegoż należy uznać za nadzwyczajne. Jest praktyką godną potępienia gdy parafia posiada diakona i ten obarczany jest wszystkimi chrztami, ślubami i pogrzebami. Nie w tym zasadza się służba diakońska.... . 

Reasumując - istnienie zinstytucjonalizowanego nadzwyczajnego szafarzatu jest oznaką kryzysu Kościoła. Kryzys ten to nie tylko brak duchowieństwa właściwego do określonych zadań, ale także zwyczajne lenistwo i patologiczna promocja laikatu, a właściwie wyręczanie się nim. Podczas gdy wiele funkcji w kuriach związanych z rzeczami świeckimi  sprawuje duchowieństwo  to laikat przejmuje od duchownych funkcje im należne. Tak być nie może! Niezależnie od liczby kapłanów nie możemy godzić się na zinstytucjonalizowanie nadzwyczajnego szafarzatu w jakiejkolwiek formie. Unikajmy zatem jak tylko się da nadzwyczajnych szafarzy kimkolwiek by oni nie byli. Bojkot w tej sprawie spowoduje naturalne wycofanie się tego zjawiska z Kościoła. Wszystkich nadzwyczajnych szafarzy - zwłaszcza Komunii Świętej usilnie proszę o porzucenie funkcji. Gdy przyjdą prześladowania wasza posługa może okazać się konieczna, ale tu i teraz, w warunkach polskich wspieracie pospolite nadużycie liturgiczne i przyczyniacie się do desakralizacji kultu Bożego. Z kolei kapłanów wyznaczonych do bierzmowań w normalnych warunkach również zachęcam do obstrukcji. Niech was nie zwodzi przewrotne mniemanie o waszej wyjątkowości. Biskupi po prostu się wami wyręczają. Dla dobra ich samych, którzy porzucają swoje obowiązki, wy zarzućcie nadzwyczajne szafarstwo bierzmowania. Sobór watykański II z którym przyszedł zły duch neomodernizmu zalecał: "W liturgii każdy powinien czynić to i tylko to co wynika z natury jego posługi". Bądźcie więc zgodni z tymże chociaż zdaniem waszego ukochanego soboru. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklętyk kleryk

poniedziałek, 21 maja 2018

Fałszywy charyzmatyzm

Laudetur Iesus Christus!

Uczono mnie podczas mojej deformacji intelektualnej iż Stary Testamentem był czasem Boga Ojca, Nowy Testament Syna Bożego, zaś w dobie tak zwanej odnowy charyzmatycznej następuje czas Ducha Świętego. Abstrahując od nadawania soborowi watykańskiemu II decydowanie nadmiernej roli w historii zbawienia trzeba stwierdzić iż takie pojmowanie planu zbawienia zatrąca mocno modalizmem - starym błędem związanym z ujmowaniem Trójcy Świętej wg sposobów działania poszczególnych osób. Dzisiejszy błąd mógłby nazywać się temporaryzm. Jest wbrew pozorom dość rozpowszechniony. Oczywiście deformuje obraz Trójcy Świętej która jest jednością, ma tą samą naturą i zawsze działa razem. 

Tak więc Duch Święty jest dzisiaj niezwykle modny. Odnoszę jednak wrażenie, że duch który odnosi się nad dzisiejszymi charyzmatykami z trzecią osobą Bożą ma niewiele wspólnego. Na egzaminie z charytologii i pneumatologii zostałem poproszony o określenie czym jest charyzmat. Być może definicja tradycyjna iż jest to darmo dany człowiekowi dar służący zbudowaniu Kościoła jest zbyt banalna, nie mniej wykładowca nie potrafił mi dostatecznie przekonująco objaśnić charyzmatu w ujęciu współczesnym. Trudno mi się więc nawet do tego odnosić. Wiem jednak, że przez wieki Kościół posiadając i nauczając owej prostej definicji nigdy nie błądził, a nawet wspaniale się rozwijał. Życie charyzmatyczne jak widzę zaczęło zamierać paradoksalnie po soborze watykańskim II.

Być może czytelnicy podniosą teraz rwetes, ale teza z poprzedniego akapitu jest dość łatwa do udowodnienia. Charyzmaty można podzielić na nadzwyczajne i urzędowe. Dziś zwykle goni się za tymi pierwszymi. Istnieją wspólnoty które zajmują się "rozeznawaniem" owych charyzmatów. Oczywiście najczęściej rozpoznawalnymi charyzmatami są dar języków, prorokowanie, czy modlitwa wstawiennicza. Dziwnym jest że wśród innych podawanych przez św. Pawła charyzmatów nie ujawnia się charyzmat uzdrawiania, czy sprawiania cudów. Chociaż pojawiają się grupy nawiedzonych którzy usiłują kogoś uzdrawiać czyniąc to przez internet czy telewizję... . Może więc i pojawią się jacyś ludzie rozeznający takie charyzmaty.  Mamy więc charyzmaty nadzwyczajne, które jak sama nazwa wskazuje nie ujawniają się u każdego i zwykle są rzadkie. Mamy też charyzmaty urzędowe związane z wykonywaniem obowiązków stanu - te są powszechne. Często mówimy że ktoś jest nauczycielem z charyzmą, albo utalentowanym aktorem. Jeśli nasze zdolności zawodowe przynoszą korzyści duchowe pozostałym członkom Kościoła można nazwać je charyzmatami. Takie dary jak najbardziej podlegają rozeznaniu przez Kościół choćby poprzez rozeznawanie powołania i to nie tylko w aspekcie wyboru stanu życia, ale także zawodu. Charyzmaty urzędowe najbardziej strategiczne wiążą się oczywiście z posługą duchowną. Można powiedzieć, że każde święcenie stanowi swego rodzaju charyzmat urzędowy. Jest charyzmat pasterski i nauczycielski właściwy biskupom, kapłański, diakoński. Nawet ostiariusz posiada swego rodzaju charyzmat urzędowy, choć niewątpliwie jest on mniejszej rangi od tych wymienionych na początku. W tym aspekcie nie trudno udowodnić że po soborze watykańskim II kiedy liczba kleryków wyraźnie spadła istnieje raczej charyzmatyczny kryzys niż odnowa. Podobny kryzys dotyczy charyzmatu macierzyństwa, a zwłaszcza ojcostwa, o czym prawią już nawet psychologowie... . Także charyzmaty urzędowe związane z życiem zawodowym członków Kościoła podlegają kryzysowi. Ludzie nie mogą, nie potrafią lub nie chcą odkryć prawdziwego powołania. Po wielokroć męczą się w swojej pracy nie wykorzystując danych sobie charyzmatów przez co nie przyczyniają się w dostatecznym stopniu do budowania Kościoła. A charyzmaty nadzwyczajne? Gdzie są uzdrowienia znane z Pisma Świętego, czasów patrystycznych lub opowiadań hagiograficznych? W końcu Chrystus Pan obiecał, że wierzącym będą towarzyszyć znaki. Tymczasem znaków nie ma, lub jest ich mało bo mało jest wiary!

Zatem zanim zaczniemy wyszukiwać w każdym człowieku charyzmatów i na siłę wtłaczać w każdego zdolności których on nie posiada zadajmy sobie pytanie o ortodoksję i ortopraksję naszego życia. Charyzmaty nie są bowiem dane przez ludzi, ale przez Pana Boga. Tylko On je daje w sposób w jaki uważa za najlepszy dla dobra Jego Owczarni.  Prowadźmy przeto pokorne życie nie goniąc za efektownymi zjawiskami. Prawdziwe charyzmaty ujawniają się w sposób najbardziej nieoczekiwany. Wspólnoty które roszczą sobie prawo do rozeznawania charyzmatów, często poza urzędem kapłańskim i biskupim po prostu błądzą. Wiele razy widziałem bełkotanie ludzi mniemających iż mają dar języków - gdzież byli ci którzy potrafili wyjaśniać? Pytanie czy rzeczywiście Kościół potrzebuje tyle osób mających dar języków? A modlitwy wstawiennicze odprawiane na sposób kapłański, z wkładanie rąk przez osoby do tego nie uprawnione. Czy zaciemnianie różnicy pomiędzy laikatem a duchowieństwem, uzurpacja władzy której się nie posiada jest czymś co buduje Kościół? Można by takie wyliczenia podawać jeszcze długo. Fałszywy charyzmatyzm w najgłębszym sensie tego wyrażania nie buduje bowiem Kościoła, ale buduje pychę tych którzy temu zjawisku ulegli.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 16 maja 2018

Modernistyczna antymaryjność

Laudetur Iesus Christus!

Powodem napisania dzisiejszego artykułu są skargi wielu wiernych jakie do mnie dochodzą oraz prywatne spostrzeżenia. Przyznam szczerze, że nigdy nie pałałem wielkim nabożeństwem do Matki Bożej. Pomimo tego, że wychowałem się w mariackiej parafii, to jednak wiele elementów kultu maryjnego odebrał mi sam proboszcz tejże parafii. Tak więc zostałem wychowany niejako bez duchowej Matki, którą dla każdego katolika, a zwłaszcza duchownego powinna być Maryja. 

Najświętszą Maryję Pannę odkrywałem dopiero pod koniec deformacji seminaryjnej w dalszym toku moich studiów modernistycznych. Odkryłem Ją jako owoc zakazany, podążałem za szlabanami postawionymi mi przez deformację jakiej podlegałem. Gdy spostrzegłem, że to czemu jestem poddawany jest anty procesem doszedłem do wniosku, że większość tego co jest ukrywana, i przemilczana lub wprost negowana stanowi istotną wartość. Tak właśnie było z Maryją.

Seminarium duchowne w którym byłem nie stanowiło jakiejś pustyni duchowości maryjnej - fasada istniała i to właśnie ona większości klerykom zasłaniała i nadal zasłania istotę duchowości maryjnej. Mieliśmy więc grupę maryjną, na której modlitwach czasami się zjawiałem. Niestety grupa ta nie miała jasnego charyzmatu, nie formowała do niczego, była powieleniem różnych form pobożnościowych wyniesionych z parafii. To wszystko sprawiało że działania tej grupy były bardziej sentymentalną wędrówką po praktykach ludowych niż rzeczywistą formacją maryjną. Nie twierdzę, że nie należy hołdować ludowym nabożeństwo maryjnym, jednak duchowieństwo powinno być dobrze uformowane, aby pobożność maryjna nie była powierzchownym odklepywaniem pobożnych pieśni i modlitw.  Tak więc duchowość Maryjna w seminarium powinna przybierać konkretne kształty np Rycerstwo Niepokalanej czy Legion Maryi.

Myślę, że nie zdziwię moich czytelników zachętą do przeczytania Traktatu o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny autorstwa św. Ludwika Marii Grignon de Monfort. Zasadniczo prawdziwe nabożeństwo opiera się na naśladowaniu Matki Bożej, jej cnót, sposobu życia oraz przedstawianiu jej swoich trosk. Ktoś kto lubi ze względów artystycznych czy też sentymentalnych odśpiewać godzinki lub też majowe nie jest jeszcze we właściwym tego słowa znaczeniu czcicielem Maryi. 

Problem pobożności maryjnej moim zdaniem jest dwupłaszczyznowy. Z jednej strony mamy wielość różnych form modlitewnych, w większości nawet zgodnych z duchem katolickim, jednak pozbawionych esencji czyli owego osobowego przylgnięcia do Najświętszej Dziewicy, z drugiej strony zaznacza się coraz bardziej widoczny zanik także tych zewnętrznych przejawów kultu maryjnego. Jak sądzę brak zewnętrznych form bezpośrednio wynika z przesłanki pierwszej, a mianowicie okresu w którym kult był ale jednak niedoskonały, bo pozbawiony treści.

U korzenia modernistycznej antymaryjności nie zasadza się jakaś złośliwa zawiść, czy też rzeczywista chęć szkodzenia, ale po prostu ignorancja. Jak w wielu dziedzinach życia przyczyną złej praktyki jest zła teoria. O tą drugą zadbali destruktorzy formacji intelektualnej i duchowej w seminariach. Właśnie wyrugowanie katolickich podręczników i zastąpienie ich wolną dumką poszczególnych wykładowców oraz paktowaniem z teologią heretycką spowodowały zanik świadomości maryjnej u co najmniej dwóch pokoleń duchowieństwa katolickiego. Oczywiście wiemy, że zmiany w studiach kościelnych i praktyczne wyrugowanie mariologii ze studiów kościelnych spowodowane było ruchem ekumenicznym. Pamiętam konspekt mojego przygotowania do I Komunii Świętej - były tylko dwa tematy maryjne i to przesunięte na sam koniec roku katechetycznego już po przyjęciu Pana Jezusa. Oczywiście owe tematy nie zostały już z braku czasu zrealizowane. Podobnie było na studiach. Aby nikt się nie przyczepił mariologię mieliśmy doczepioną do traktatu o Kościele. I był czas na to by wychwalać pod niebiosy ks. Marcina Lutra  i jego chęci uzdrowienia Kościoła - nie było jednak czasu na choć jeden wykład o Maryi. Z 32 tez do przygotowania o Maryi były dwie  - oczywiście nikt się ich nie uczył, bo wiadomo było że na egzaminie pytanie to nie padnie... . Do dziś nie wiem czemu mariologię doczepili do eklezjologii - czemu nie do chrystologii, albo charytologii? Każde doczepienie dałoby się uzasadnić. Swoją drogą ciekaw jestem, a może nawet czytelnicy przeprowadzą stosowne badania, jak wielu spośród czcigodnych potrafi wymienić jedyne 4 dogmaty maryjne podane przez Kościół do wierzenia. Jeśli któryś kapłan będzie potrafił wskazać jeszcze kiedy i w jakich okolicznościach owe dogmaty ogłoszono to już moim zdaniem zasługuje na naprawdę dobrą czekoladę... . A tak poważnie obawiam się, że niewielu się takich znajdzie, zresztą przekonajcie się sami... . 

Przyczyną złej praktyki jest zła teoria. Nie wińcie swoich duszpasterzy, że ich maryjność kuleje. Oczywiście znajdą się tacy, którzy uważają, że duchowni powinni to sobie nadrobić. Mam inne zdanie. Deformacja intelektualna działa także poprzez rozkład akcentów. Jeśli całą mariologię sprowadzono do tego, że Maryja jest Matką Kościoła i że trzeba z ludźmi w październiku odmawiać różaniec, to nie ma się czemu dziwić. Formacja seminaryjna naprawdę wymaga wiele wysiłku, może nawet nie tyle intelektualnego co psychicznego. Trudno wymagać że nie do końca ukształtowany chłopiec w porę zorientuję się w rzeczywistości w jakiej się znalazł i będzie w stanie odkryć wszystkie skarby które skrzętnie ukryje przed nim seminarium modernistyczne. Tak więc brak rzetelnej wiedzy w dziedzinie mariologii tworzy potem potworki katechetyczne i homiletyczne. Kaznodzieje i  katecheci zauważają że wypada coś o Maryi powiedzieć. A materiałów w Internatach jest bardzo dużo... . Niestety jednak głównie sprotestantyzowanych. Jeśli ktoś nie zna kluczowych haseł natrafi najpierw na nie i mamy potem gorszące wypowiedzi księży na temat Najświętszej Maryi Panny. Tymczasem o to co należy o Maryi wiedzieć streszcza się w zasadzie do tego jednego traktatu, który jeśliby sobie wielebni przyswoili to uczyniliby milowy krok we właściwym umaryjnieniu powierzonych sobie wiernych.

Mamy więc przepowiadanie o Matce Bożej, które jeśli się już pojawia jest zwykle takie, że lepiej, żeby go w ogóle nie było. Ale problemem są też nabożeństwa, a coraz częściej wolne improwizacje na ich temat i w konsekwencji ich zanik. Może zostanę uznany za dewotę maryjnego, ale uważam że w każdej parafii zestawem obowiązkowym jest: nabożeństwo różańcowe przynajmniej w październiku, majowe z litanią loretańską, różaniec wynagradzający w pierwszą sobotę miesiąca i godzinki o Niepokalanym Poczęciu przynajmniej w każdą pozostałą sobotę miesiąca oraz Nowenna do Matki Bożej nieustającej Pomocy. To jest zestaw minimum, bez którego nie można mówić o normalnym kulcie Maryjnym. Nie wyobrażam sobie parafii bez Żywego Różańca. Dobra parafia posiada także inne grupy maryjne na przykład Legion Maryi albo Rycerstwo Niepokalanej, czy różnego rodzaju bractwa szkaplerzne.

Posoborowa demolka liturgiczna dotknęła oczywiście także kultu maryjnego. Figury i obrazy Jej poświęcone usuwane są z ołtarzy. Nawet w mojej parafii mariackiej budowanej wg nowego stylu Maryja została od razu umieszczona w jakiejś wnęce ściany bocznej, tak że wchodzący nie są wstanie poznać wezwania świątyni z samego jej urządzenia. Nagminna jest także tendencja do odprawiania nabożeństw maryjnych bez wystawienia Najświętszego Sakramentu. Wielebni moderniści bronią tej paradoksalnej zasady jak największej świętości. Nie zauważają przy tym, że każda zdrowa pobożność Maryjna wypływa z kultu Pana Jezusa Chrystusa i do Niego prowadzi. Maryja bowiem jest pełna łaski ze względu na zasługi Chrystusa Pana. Matka Boża tytuł ten nosi ze względu na Pana Jezusa. Z jednej strony stosując zasadę niewystawiania Najświętszego Sakramentu bronią przed rzekomym pomieszaniem porządków, z drugiej strony nie rozumieją że odmawianie różańca jest głęboko biblijnym przeżywaniem w głównej mierze wydarzeń historiozbawczych z życia samego Zbawiciela. Właśnie wprowadzanie tajemnic światła zaburzyło koncepcję różańca bo wprowadziło wydarzenia w których Najświętsza Maryja udziału nie brała. Ot cała logika modernistów....

Reasumując - tam gdzie zanika pobożność maryjna tam zwija się Kościół. Absurdem jest, że w wieku w którym ogłoszono, że Maryja jest Matką Kościoła i ustalono nawet specjalne święto dla uczczenia tego faktu nie zrobiono nic dla obrony dobrego imienia Maryi na soborze watykańskim II oraz później. Ciągle czeka na ogłoszenie dogmat o tym, że Maryja jest współodkupicielką. Objawienia maryjne są ignorowane, zaś fałszywym się hołduje. Maryja jest praktycznie codziennie obrażana przez niedouczone duchowieństwo i sprowadzana do zwykłej kobiety. Pamiętajmy, że dogmatyka maryjna nie jest sprawą drugorzędną, ale logiczną konsekwencją dogmatów chrystologicznych. Kto nie wyznaje dogmatów maryjnych jak trzeba temu chwieje się cała chrystologia. Owszem, można się zbawić nie odmówiwszy w życiu ani jednego pozdrowienia anielskiego, tak samo można zostać wychowanym bez matki. Pytanie jakie to będzie życie... . Atakowanie Najświętszej Dziewicy i umniejszanie jej kultu jest jak zabieranie sobie matki. Kiedy ktoś to robi prywatnie czyni szkodę tylko sobie, gorzej jeśli jeśli posiada charyzmat kierowania Kościołem i jako kapłan pozbawia tego macierzyństwa wiernym do których jest posłany. Przeto budźmy w sobie właściwy i katolicki kult maryjny. Dbajmy o jego stronę wewnętrzną i zewnętrzną. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk