czwartek, 20 stycznia 2022

Niech was ręka Boska broni! - tak zwany synod o synodalności

 Laudetur Iesus Christus!

Niech Was ręka Boska broni! Tymi słowami odpowiadam często pobożnym i prawym ale jednak niemądrym katolikom którzy za pomocą tak zwanego Synodu o synodalności roją sobie iż naprawią Kościół. Bynajmniej! Od strony teologicznej to żaden Synod a zwykła demokratyczna rewolta, synod jest bowiem zgromadzeniem katolickich biskupów, a nie ojców rodzin, niewiast, braci zakonnej, minorzystów czy prezbiterów.

Dzieci drogie... .  Nie ujmuję Wam troski o Kościół Święty, ani zapału ewangelizacyjnego ani dobrych chęci. Jednak jak mogliście pomyśleć, że złym narzędziem sprawicie jakieś dobro? Jedna z podstawowych zasad moralnych to ta że cel nie uświęca środków. W istocie nie jest ważne to co tam na tych kacerskich zlotach powiecie, a to co zostanie zapisane i przekazane dalej. Przede wszystkim jednak istotne będzie to że przychodząc zagłosujecie nad bardzo ważną kwestią - mianowicie tą że można nad kwestiami wiary, moralności i duszpasterstwa dyskutować w gronach osób do tego niepowołanych - nie tylko nie-biskupów ale także jawnych heretyków i ateistów. Uczestnicząc w tej hucpie potwierdzamy możliwość współdecydowania o Kościele przez wrogów tegoż... . 

Synod o synodalności jest jawnym wystąpieniem przeciwko ustrojowi Kościoła, który postanowił nasz Pan Jezus Chrystus. Zarząd nad swoją Owczarnią Chrystus Pan powierzył Dwunastu na czele z Piotrem i to oni oraz ich następcy mają decydować. Bardzo znamienna jest ta abdykacja urzędu apostolskiego w dobie kryzysu którego rozmiary zdają się przewyższać kryzys ariański z IV wieku. 

Łódź Piotrowa rzucana jest w fale coraz większych sztormów. Nie ulega wątpliwości że obietnica Pana naszego Jezusa Chrystusa zostanie dochowana. Pamiętajmy jednak że każda fala zmywa z pokładu Matki naszej Kościoła Świętego rzesze wiernych rzucając ich w odmęty piekielnych bałwanów! Pomagając w utrzymaniu kursu sztormowego przykładamy rękę do złego dzieła i stajemy się współodpowiedzialni za zgubę dusz braci. Miast chodzić na spotkania synodalne upadnijmy na kolana, podejmujmy posty a kto wie może Pan się nad nami zlituje i ześle Pasterzy wg swego serca, a nie ducha tego świata. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:

Wyklęty kleryk

wtorek, 12 stycznia 2021

Babskie posługi - czy to możliwe?

 Laudetur Iesus Christus!

I stało się... . Chociaż można było przewidywać, bo różne źródła zbliżone do Stolicy Apostolskiej to zapowiadały jednak łudziłem się że tego etapu rewolucji nie dożyję. Niestety obawiam tytułowy news podszyty jest czymś znacznie groźniejszym. Kilkakrotnie informowano o komisji w sprawie kobiecego diakonatu - pierwsza komisja podobno wydała Franciszkowi opinię niepochlebną. Ustanowił więc był kolejną i jak sądzę pracę tejże idą pod rękę z duchem wrażego postępu, bo i po co byłoby ustanawiać kobiecy lektorat i akolitat? Część komentatorów wskazuje że to dla legitymizacji ministrantek, ale skoro nie było to potrzebne przez prawie trzy dekady, to dlaczego miało się stać ważne teraz? Odpowiedź nasuwa się dość oczywista i powiązana jest z pracami drugiej komisji, która tym razem będzie już chyba skuteczna. 

Z przykrością zauważamy że poza środowiskami katotradycjonalistycznymi nikogo to nie obeszło, a jeśli już to raczej odzew jest pozytywny. Mało kto zauważa że lektorat i akolitat kobiet to wprowadzenie do diakonis, a tutaj istnieje spore niebezpieczeństwo zadekretowania formalnej herezji. Oczywiście można sobie wyobrazić sytuację w której diakonise będą tylko posługą, a nie święceniem sakramentalnym ale chyba większość czytających się zgodzi że to byłaby gra nie warta świeczki... .

Podstawą dekonstrukcji urzędów o których dzisiaj mowa jest motu proprio Pawła VI Ministeria Quaedam. Kluczowe są te słowa formalnie prowadzące do laicyzacji minorzystów: "Bardziej odpowiada prawdzie i współczesnej umysłowości, aby posługi, o których wyżej, nie były nadal nazywane święceniami niższymi, aby ich powierzanie nie nazywało się "święceniem" lecz "ustanowieniem", aby za duchownych we właściwym znaczeniu uważać tylko tych, którzy przyjęli diakonat." Co prawda jest mowa o pewnej tożsamości niższych święceń i posług jednak zaznacza się już nowa nauka. Znamienne jest że sformułowanie "posługa" przechodzi do coraz wyższych sfer urzędów wynikających ze święceń. Bo kto dziś mówi o wykonywaniu święceń diakonatu? - mówi się o posłudze diakona, jest dekret o życiu i posłudze prezbitera, nawet w święceniach biskupich mowa jest o pasterskim posługiwaniu. Oczywiście w sformułowaniu posługa czy posługiwanie nie ma nic złego, bowiem władza jest służbą jednak zatraca się dzisiaj bardzo ważny wymiar urzędu i naszym zdaniem właśnie w ten sposób będzie się zaprowadzać kapłaństwo kobiet. Najpierw dopuszcza się je do posługi lektora i akolity, później dopuści się je do posługi diakonackiej by w końcu uznać że kapłaństwo to też posługa którą w sumie może wykonywać kobieta. 

Mimo wszystko wydaje się nam że prosta zmiana treści kanonu 230 nowego prawa kanonicznego nie wystarczy aby przeprowadzić skutecznie postulowaną zmianę. Podstawą dla motu proprio Pawła VI były dokumenty soboru trydenckiego który jasno wylicza niższe i wyższe stopnie święceń określając także że mogą być one udzielane wyłącznie mężczyznom. Zarówno istnienie owych niższych święceń jak i ustalenie iż podmiotem święceń może być wyłącznie mężczyzna ochrzczony jest w dokumentach soboru trydenckiego obwarowane klauzulą "niech będzie wyklęty", a więc stanowi dogmat wiary. Nie można uznawać ani tego że nie istnieją święcenia niższe i wyższe, ani że mogą być one udzielane kobietom. Zachodzą zatem dwie możliwości rozwiązania problemu. Pierwszą jest uznanie, że Ministeria Quaedam zniosły niższe święcenia, ale wtedy herezja formalna byłaby zaprowadzona już w 1972 r skoro istnienie święceń niższych i wyższych jest dogmatem. Druga możliwość jest taka że Ministeria Quaedam zmieniły nazwę nie zmieniając istoty. Za tą opcją opowiada się wyklęty kleryk - jest to tym bardziej prawdopodobne że struktura obrzędu jak również wynikające z niej prawa i obowiązki nie uległy poważniejszym zmianom, a w przypadku urzędu akolity uległy nawet rozszerzeniu. W opcji pierwszej nowa regulacja w istocie nic nie zmienia - skoro posługi nie są niższym święceniem można je udzielać komu tylko prawowita władza kościelna zechce, a więc kobietom, zwierzętom, roślinom czy kosmitom (niepotrzebne skreślić). W rozwiązaniu drugim nowa praktyka ma charakter symulacyjny niezależnie od tego jak bardzo zmieni się prawo kanoniczne, bo nawet jeśli uznamy że święcenia niższe są sakramentale to jednak dalej obwarowane są dogmatyczną nauką soboru trydenckiego. 

Nowa normalność wprowadzi nie tylko groźny precedens który z pewnością zostanie wykorzystany do przepchnięcia diakonatu i kapłaństwa kobiet ale już teraz skomplikuje szereg kwestii. Dotąd praktyka ministrantek była przepychana niejako na zasadzie indultu, teraz będzie prawnie usankcjonowana. Wpłynąć to może poważnie na środowiska indultowe. Być może nie od razu i nie w Polsce, ale jesteśmy w stanie sobie wyobrazić że i w klasycznym rycie rzymskim będą nam stręczyć posługę ministrantek. W skrajnej postaci może to doprowadzić do klauzuli wierności polegającej na tym że utrzymany zostanie tylko ten indult który zezwala na ministrantki. Wyobrażamy sobie też rozważania na temat ślepej subdiakonisy - być może jakieś narwane zakonnice będą chciały pochodzić w kolorowych szatach... . Usankcjonowany zostanie zwyczaj kobiecych szafarek Najświętszego Sakramentu - dotąd zjawisko niszowe, teraz możemy się spodziewać że gdzieniegdzie sami księża będą naciskać na ustanawianie zakonnic akolitkami, żeby się nimi wyręczać. Rozsadnikami nowej praktyki zapewne będą żeńskie zgromadzenia. Zrodzi się pytanie czy skoro wyższy przełożony zakonny może ustanawiać akolitów to czy ksieni może ustanawiać akolitki, a może także akolitów? Wreszcie w jakich szatach będą chodziły lektorki i akolitki. Praktyką powszechną jest sutanna i komża lub sutanna i alba z cingulum. Czy zatem lektorki i akolitki będą chodziły w sutannach? Zapewne implementacja tego problemu zostanie scedowana na poszczególne Konferencje Episkopatów i co kraj to będzie inny obyczaj.

Należy się spodziewać że w Polsce przynajmniej na początku pomysł lektorek i akolitek nie spotka się z przychylnym przyjęciem, no chyba że w diecezji łódzkiej, opolskiej, gnieźnieńskiej czy warszawskiej. Dzisiejsi polscy biskupi raczej stwierdzą iż nie ma potrzeby wprowadzania tego rozwiązania, jednak trucizna będzie się sączyć w młode pokolenia alumnów, którzy będą się uczyli już poprawionego prawa kanonicznego, którzy będą wzrastali w świadomości że w Rzymie są lektorki i akolitki i to właśnie ci alumni zostaną kiedyś biskupami i oni wprowadzą w Polsce babskie posługi - wtedy najprawdopodobniej w Rzymie będą już chadzały diakonise. 

Wyklęty kleryk stanowczo sprzeciwia się tego typu praktykom będącym nie tylko zerwaniem z dwudziestoma wiekami Tradycji ale nadto z doktryną o urzędach minorzystów, co jak wskazano powyżej ma walor dogmatyczny z samego soboru trydenckiego. Osobiście uznajemy iż motu proprio Spiritus Domini z natchnieniem Ducha Świętego ma niewiele wspólnego, a to co się dzieje teraz w Rzymie jest po soborze watykańskim drugim najczarniejszą kartą historii współczesnego Kościoła. Jednocześnie zapowiadam iż kiedy postanowiony w Rzymie będzie sakramentalny diakonat kobiet, wtedy wraz z dwoma świadkami udam się do proboszcza miejsca i wyznam iż nie wierzę że tenże rzymski kościół trwa w Kościele Chrystusowym i z takowym Rzymem wyklęty kleryk nie będzie utrzymywał łączności. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:

Wyklęty kleryk

P.S. Ratuj się kto może.

środa, 30 grudnia 2020

Opinia w sprawie szczepień anty-COVID opartych o linie komórkowe z abortowanych płodów

 Laudetur Iesus Christus!

Nie ulega wątpliwości, że kończymy nietypowy rok. Siły zła rozpanoszone w ostatnich latach zdały się przybrać na sile. Tym bardziej należy przypominać podstawowe prawdy i zasady życia jakimi powinien kierować się nie tylko katolik ale także każdy człowiek dobrej woli. Życie doczesne człowieka stanowi w hierarchii wartości poczesne miejsce, myliłby się jednak ten kto by uważał iżby było ono pierwsze. Jako wierzący spodziewamy się dóbr przyszłych (por. List do Żydów 11,1) i nasza perspektywa powinna wykraczać daleko poza to co cielesne. W tejże samej hierarchii postanowione jest także zdrowie jako wartość istotna acz niżej stojąca niż życie cielesne. Wszystkie zaś wartości stoją poniżej tego co nazywamy życiem wiecznym w Królestwie niebieskim i choć jest ono zapowiedziane to jednak w odniesieniu do każdego z nas jest ono wciąż wielce niepewne.  

Rok 2020 poddał nas pewnej próbie wiary. Oto już wiosną, każdy z nas stanął przed pytaniem o to co jest w stanie poświęcić dla praktyki wiary. Wydawało się nam że pod koniec roku sytuacja uległa poprawie - mamieni dobrą koniunkturą zakaźności wrażego wirusa przygotowaliśmy się do świąt Bożego Narodzenia i przeżyliśmy je może w kluczu nowej normalności ale jednak z zachowaniem tego co katolik zachować powinien. Tymczasem dochodzą głosy że doczesne zbawienie od zarazy przychodzi pod płaszczem niesamowitego zła! Oto producenci szczepień przeciwko COVID-19 nie kryją, że w procesie technologicznym wykorzystano linie komórkowe abortowanych płodów.

Chociaż trzeba jasno podkreślić, że Kościół nie określił jasno statusu ontologicznego płodu to jednak zachowuje stare rzymskie prawo, że to co zrodzone z ludzkich rodziców musi być człowiekiem i na tej podstawie nadaje owym płodom status osoby ludzkiej z pełnią przynależących z tego tytułu praw. Wobec tego będąc powolnym prawu Bożemu musimy z całą mocą przypomnieć że przykazanie "nie zabijaj" dotyczy nie tylko osobistego sprawstwa ale także współudziału i to także takiego który nazwalibyśmy współudziałem konsumenckim, a więc korzystaniem z owoców zbrodni.  

Wyklęty kleryk nie ocenia konieczności samego szczepienia. Każdy w wolności ma prawo leczyć się i stosować taką profilaktykę jakie rozum podpowiada za właściwe, jednak należy pamiętać iż cel nie uświęca środków. Wobec tego zauważamy że wbrew opiniom wielu modernistycznych teologów i duchownych brak alternatywy dla szczepionki produkowanej z linii komórkowych abortowanych płodów nie jest dostatecznym powodem do jej zastosowania. Przeciwnie! Opierając się na hierarchii dóbr nie można tu nawet mówić o zastosowaniu zasady podwójnego skutku, bowiem zdrowie ludzkie nie jest ważniejsze od życia cielesnego. Niechaj każdy więc pamięta, że przykładając rękę do tego procederu w sposób dobrowolny popełnia grzech śmiertelny.

Niestety należy zauważyć że dążność władzy świeckiej, a jak się okazuje i duchownej (Stolica Apostolska zadeklarowała, że szczepienia przyjmie) może spowodować że wybory przed którymi zostaniemy postawieni będą od nas wymagały ponadprzeciętnej cnoty. Dopóty jednak można zabrać głos, należy czynić głośny rwetes - praktyka pokazała że władza świecka w Polsce głosu ludu się lęka, ale ten głos musi jasno wybrzmieć. Zatem podpisujmy petycje, piszmy do rządzących, protestujmy,  uświadamiajmy nasze duchowieństwo. Nie możemy oczekiwać iż każdy wierny będzie miał cnoty właściwe męczennikom czy nawet wyznawcom. Brak dobrowolności oczywiście winę pomniejsza, ale czyż to nas usprawiedliwia? Bynajmniej!

Nawet modernistyczny kodeks prawa kanonicznego z 1983 r  podaje najwyższą sankcję za terminowanie nienarodzonych. W kanonie 1398 czytamy: „Kto powoduje przerwanie ciąży, po zaistnieniu skutku, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa". Zapewne wielu kanonistów zauważy, że nie zachodzi tutaj istotna przesłanka w postaci spowodowania owego przerwania. Jest natomiast z pewnością współudział polegający na wywoływaniu popytu na owe "produkty", jest także zgoda na zaistniałe wcześniej zło. Mając na uwadze to wszystko podejmujmy starania i wysiłki nie tylko w tym celu aby utrzymać w sprawiedliwości własne sumienie, ale także bądźmy wrażliwi na naszych braci i siostry którzy dobrowolnie lub niedobrowolnie przystać mogą do cywilizacji śmierci. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:

Wyklęty kleryk



niedziela, 12 kwietnia 2020

COVID-19 czyli o ujawnieniu prawdziwych pasterzy słów kilka

Laudetur Iesus Christus!

Zdaję sobie sprawę że dawno nie pisałem. Stałych czytelników serdecznie przepraszam. Niestety ostatni rok nie był dla wyklętego kleryka dobry. Nie mogę obiecać że będę już odtąd pisał regularnie. Dopadło mnie szereg problemów i być może zbliża się i na mnie sąd Boży... .

Piszę w związku z obecną sytuacją i na prośbę wielu czytelników. "Co wyklęty kleryk sądzi o tym co się dzieje", "Jak powinni zachować się pasterze?". Na wstępie przyznam że nie czuję się odpowiedni do odpowiedzi na powyższe pytania - nie jestem pasterzem tylko ich pomocnikiem, ale skoro podjąłem się misji niejako prorockiej to po modlitwie myślę że mogę przekazać kilka myśli.

W pewnym sensie czas który przeżywamy jest bardzo korzystny. Owszem pandemia nakłada na nas szereg ograniczeń, ale niesamowicie ujawnia wiarę lub niestety częściej bardziej jej brak. Wirusa nie będzie, a wiedza o tym kto jak postępował w czasie zarazy mam nadzieję będzie zapamiętana. Sądzę iż kluczowym dla zrozumienia kto jest prawdziwym pasterzem są następujące słowa Chrystusa Pana: "Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce.  Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza;  dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach." (J 10,11-13). Każdy czytający mnie biskup i kapłan niech sobie zada pytanie co to znaczy oddać życie za swoje owce? Czy znaczy to wiernopoddańcze  przyjęcie ograniczeń nałożonych przez władzę świecką lub duchowną? Bynajmniej! Oto ujawnili się najemnicy, którzy na widok milicji sanitarnej i urojonej faryzejsko troski o dobro wspólne po prostu uciekli. Fakt że i Pan nasz Jezus Chrystus został w czas swego pojmania opuszczony bardzo kolegialnie przez wszystkich apostołów - jednak stan ten miał miejsce przed zesłaniem Ducha Świętego.  Tymczasem czas od Zielonych Świątek mija, a apostołowie zamiast wychodzić do świata chowają się w mrokach wieczernika... . Zamykają oni bramy łaski czyli sakramenty - sami nie wchodzą i nie pozwalają wejść innym.

Wyklętego kleryka nie dziwi fakt tak masowego opuszczenia Kościoła przez najemników którzy skutecznie udawali pasterzy. Dziwi za to, że rzecz ujawnia się w tak błahym kataklizmie jakim jest koronawirus epidemiologicznie nie bardziej szkodliwym niż grypa. Dziwi nas także że tak wielu popada osłupienie - wszak brak wiary u fałszywych pasterzy wyczuć mogliśmy już wcześniej. Wyklęty kleryk co do zasady nie wskazywał palcem, ale wielu innych to czyniło - jak się okazało bardzo trafnie.

Cóż więc należy czynić? Na pewno nie należy kłaniać się dekretom Cezara, ale żyć tak jakby to życie doczesne nie było dla nas większa wartością niż wieczne "Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa" (Łk 9, 24). Bracie i siostro! Niezależnie od tego czy obawiasz się zakażenia czy tez horrendalnej kary administracyjnej pamiętaj że żywot wieczny to cel żywota doczesnego. Jeśliś jest laikiem to postawa strachu jest zrozumiała, ale do Apostołów mówię: czas wyjść  z wieczernika - Zielone Świątki już dawno za nami, Duch Święty dawno wylany, gdzie wasze męstwo?

Dzisiaj mamy taki czas kiedy na deskach teatru świata docieramy do konkluzji i maski opadają - warto dobrze się przyjrzeć, bo w kolejnych aktach aktorzy pewnie znowu je założą - być może i scena się zmieni, ale przecież wszystko inne zostanie takie samo. Teraz jest czas by się zorganizować, by się zreorganizować.  Myli się kto już widzi koniec świata, ale jest to na pewno jakaś próba generalna przed kolejnymi epizodami. Pamięć o tych musi pozostać żywa w świadomości pokoleń. Dziatwa musi pamiętać jak zachował się Kościół i który był prawdziwy.

Z okazji świąt zmartwychwstania pozostaje mi życzyć by sytuacja szybko wróciła do normy jednak realizm nie pozwala  żywić nadziei na to że krajobraz jaki zastaniemy po wyjściu ze zbiorowej kwarantanny będzie taki sam. Mimo wszystko mam nadzieję że za łaską Bożą sprostamy nowej rzeczywistości czego sobie i Wam życzę.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk






piątek, 28 czerwca 2019

Polityka personalna Kościoła

Laudetur Iesus Christus!

Co roku w okresie przed wakacyjnym poszczególne kurie ogłaszają zmiany personalne na terenie swojej diecezji bądź prowincji zakonnej. Te coroczne relokacje kapłańskie bądź jak to niektórzy nazywają swoiste wędrówki ludów są przyczynkiem do wielu spekulacji osądów a nierzadko także grzechu plotki obmowy czy nawet oszczerstwa. Nawet świeckie przedsiębiorstwa prawdy zwane prasą radiem czy telewizją bardzo chętnie komentują decyzje hierarchów.

Warto zatem zastanowić się nad tym czym podyktowane są owe zmiany i dlaczego następują właśnie w tym okresie oraz zrozumieć dlaczego podlegają im kapłani wszystkich stanów niezależnie od tego czy sprawdzali się na swoich obecnych stanowiskach czy też mieli mniej lub bardziej obciążone sumienie nie albo po prostu sobie nie radzili.

Przykro o tym wspinać ale gros zmian jak również ich pora podyktowane są przyczynami świeckimi. Naturalnym i wynikającym z rytmu wiary byłyby relokacje dokonywane na przełomie listopada i grudnia czyli przy okazji zmiany roku liturgicznego. Przeprowadzanie zmian w okresie wakacyjnym suponuje daleko idącą układność wobec ducha tego świata. Oczywiście zmiany dokonane w okresie wakacyjnym są bardziej pragmatyczne nie mniej moja propozycja bardziej podkreśla główne zadanie kapłana jakim jest służba Boża. Sprowadzanie kapłana do jego obowiązków katechetycznych jest niesamowitym redukcjonizmem. Kompletnie niedopuszczalną a niestety częstą praktyką jest ustalanie liczby kapłanów w danej parafii w zależności od ilości godzin katechezy szkolnej. Nie twierdzę że jest to faktor kompletnie nieznaczący ale na pewno nie decydujący. W głównej mierze decydować powinna ilość zamawianych intencji mszalnych oraz potrzeby duszpasterskie parafii czego nie zawsze dobrym miernikiem jest ilość podległych parafii szkół. 

Niestety biskupi zaprzepaszczają ceremonię rozdania dekretów jako moment spotkania i rozmowy ze swoimi kapłanami. Dokumenty soborowe jak również zmiany podziały administracyjnego Kościoła szły w kierunku zmniejszenia diecezji po to aby biskupi byli realnymi arcypasterzami i znali swoich kapłanów. Tymczasem zdarza się że dekretów nie rozdaje nawet sam biskup diecezjalny. Przykre jest także cedowanie obowiązku planowania podziału obowiązków w diecezji wikariuszowi generalnemu - jakkolwiek może i powinien on pomagać to jednak kapłani nie powinni mieć wątpliwości, że to biskup przydziela i zadania. Wielu kapłanów skarży mi się że wobec takiej polityki można by było ograniczyć się w zasadzie do wysłania listu z dekretem zamiast organizowania fasadowej uroczystości w kurii.

Zmiany jakie zachodzą są co roku we wszystkich diecezjach są wyrazem władzy biskupa ordynariusza oraz jego strategii personalnej. Zauważa się niestety kilka niepokojących trendów. Zwłaszcza w diecezjach w których brakuje kapłanów następującą częste zmiany wikariuszy jakby skrócony okres stażu wikarego miał być kompensowany wieloma placówkami i w ten sposób uzupełnić brak doświadczenia. Niestety takie podejście jest ze szkodą zarówno dla kapłana jak i dla wiernych. Optymalny czas posługi wikarego na parafii wynosi 5 lat - może być dłuższy ale nie powinie być krótszy niż 3 lata, wynika to z dynamiki tworzenia więzi, które muszą zaistnieć jeśli relacja duszpasterska ma być owocna. Pewnym przeciwieństwem zdarzającym się już dość rzadko jest utrzymywanie zwłaszcza neoprezbitera wiele lat na tej samej parafii. Zmiany wikarych uczą ich by nie przywiązywali się zbytnio do swoich placówek, by byli otwarci na potrzeby Kościoła. Jednak zmiany nie powinny zachodzić tylko z tego powodu że jakiś kapłan jest już zbyt długo w danym miejscu. Podstawowym dobrem powinno być zbawienie dusz zarówno wiernych jak i kapłana. Niestety działanie w tym paradygmacie wymaga od przełożonego dobrej znajomości swojego prezbiterium. 

Stałość powinna przyświecać wszystkim zmianom w Kościele. Ten oksymoron zasłyszany kiedyś od starszego kapłana powtarzam nauczony już wieloma sytuacjami kiedy pochopna decyzja popsuła więcej niż stan faktyczny. Szczególnym urzędem narażonym negatywnie na zmiany jest proboszcz. Co prawda instytucja proboszczów nieusuwalnych była swoistym rakiem, to jednak dla zmiany proboszcza powinny zaistnieć poważne racje bo zgorszenie jakie przy zmianie może wyniknąć bywa większe niż zło które chce się powstrzymać. Zwłaszcza w atmosferze niedopowiedzeń, zamiatania sprawy pod dywan itp zmiana proboszcza łatwo może wywołać podział w parafii. Niestety wciąż zauważa się brak konsekwencji dyscyplinarnej wobec proboszczów. Łatwą ręką alienuje się tych którzy podpadli ideologicznie, którzy naruszają święty spokój, zostawiają świecznik tym którzy często są skrytymi tyranami jednakże mało medialnymi. Owszem proboszcz ma prawo wymaga posłuchu od wikarych i jest ich przełożonym wbrew romantycznej wizji nakreślonej przez dokumenty soborowe to jednak w sytuacji kiedy każdy kolejny wikary zgodnie prosi po roku posługi o przeniesienie przynajmniej przy trzecim wikarym warto rozważyć zmianę proboszcza - za tymi słowami kryje się szereg tragedii kapłańskich których byłem świadkiem.

Diecezja czy prowincja zakonna to także szereg innych urzędów.  Stanowczo ponad potrzeby zaopatrywane są kadrowo urzędy kurialne. Odciąganie zwłaszcza dobrych kapłanów od duszpasterstwa do pracy urzędniczej ma sens tylko wówczas gdy jest to praca w seminarium. Niestety zauważa się coraz częstszy trend do traktowania funkcji seminaryjnych kadencyjnie podczas gdy zmiany moderatorów zwłaszcza częste wpływają jeszcze bardziej na tak delikatną strukturę jaką jest seminarium niż jak to jest w przypadku parafii. Z wielkim uznaniem patrzę te kilka diecezji które mają stabilną politykę kadrową w seminarium, gdzie rektorzy swoją funkcję pełnią po kilkanaście lat a prefekci co najmniej 10 lat. Oczywiście niesprawdzającego się moderatora trzeba wymienić, jednak pamiętając przy wszelkich wyborach że seminarium to absolutnie najważniejsza komórka każdej diecezji czy prowincji zakonnej. Z żalem obserwuję jak seminarium bywa instrumentalnie taktowane do zdobycia koniecznego życiorysu dla kandydatów do biskupstwa, kiedy kapłan zostaje rektorem na krótki okres czasu tylko po to by zostać biskupem. Takiej polityce kadrowej Pan Bóg na pewno nie pobłogosławi.

Są wreszcie wybór i przeniesienia biskupów. O tych ostatnich wspominałem już osobliwie we wpisie o biskupach. Wspomnę tylko że kryteria doboru jakie realnie się stosuje są tragiczne. Wybierani są kapłani bierni, mierni i wierni. Zwykle są to ludzie bez osobowości, spolegliwi - potem takie też są nauczania biskupów oraz indolencja w podejmowaniu ważnych decyzji. Paradygmat świętego spokoju jaki niewątpliwie przyświeca wielu elekcjom nie służy Kościołowi.

Wreszcie rzecz najbardziej bolesna czyli wciąż utrzymujące się dyscyplinowanie poprzez przeniesienie na karną placówkę. Jak kiedyś już wspominałem takie stawianie kwestii posłania do Kościoła lokalnego jakim jest parafia stanowi klęskę zupełną i osobiście gdybym był w mocy zdjąłbym każdego biskupa który taką metodę stosuje. Nawet jeśli po rozważeniu sprawy przeniesienie jest konieczne to winno się ono odbywać w duchu zatroskania zarówno o wspólnotę z której i do której kapłan będzie posłany jak i jego samego. Owoce takiej polityki mogliśmy niedawno oglądać na ekranie telewizorów gdzie znany film pokazywał że źle przeprowadzone przeniesienie wcale nie rozwiązuje problemu ale rozsiewa go w inne miejsce. 

Moim wpisem nie zamierzam wpływać na decyzje które przełożeni dokonują we własnym sumieniu przed Panem Bogiem, toteż publikuję ten post po sezonie na zmiany. Nie mnie zabierając głos mam nadzieję że rachunek sumienia jaki winien czynić wieczorem każdy katolik zrobią sobie także ci którzy są odpowiedzialni za nieprzemyślaną strategię kadrową. 

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk




piątek, 31 maja 2019

Problem z pedofilią w Kościele

Laudetur Iesus Christus!

Z wielkim zainteresowaniem obejrzałem film Sekielskich oraz zapoznawałem się z całą otaczającą go kampanią reklamową, wyborczą oraz z wypowiedziami hierarchów modernistycznego kościoła. Stwierdziłem że nadszedł czas by zabrać głoś, w tej jakże głośnej sprawie, szczególnie że spotkałem się z kilkoma osobami które doświadczyły nadużyć seksualnych - sam osobiście nie, natomiast jestem sobie w stanie wyobrazić zarówno skalę problemu jak i jego ciężar.

Przede wszystkim pedofilia nastręcza szereg trudności metodologicznych, bo jako termin nie jest jednoznaczna. W polskim prawie za pedofilię uznaje się realizację pociągu seksualnego do nieletnich przed ukończeniem przez nich 15 roku życia. Sam termin pedofilii odnosi obiekt seksualny do dziecka, a dziecko jest nim aż do pełnoletniości czyli do ukończenia 18 lat. Z drugiej strony kryteria rozwojowe jasno rozgraniczają dzieci oraz młodzież - jednak granica ta znowu jest bardzo niespecyficzna i de facto jest ona zmienna osobniczo. Trudno także mówić o pedofilii w stosunku do osób które zgodnie z prawem mogą zawrzeć ważne małżeństwo, a to w Kościele może zawsze 16 letni mężczyzn i 14 letnia kobieta. Pewnym rozwiązaniem jest wprowadzenie terminu efebofilii a więc pociągu seksualnego do dorastającej młodzieży. Specyfika nadużyć co jest bardzo symptomatyczne w Kościele dotyczy właśnie kategorii efebofilii, również częściej ofiarami padają chłopcy. Ma to ważkie znaczenie w refleksji nad przyczynami tego zjawiska. 

Od strony moralnej czyny pedofilne jawią się jako wielkie zło. Sądzę iż nie będzie przesadą włączenie tegoż grzechu wraz z bestialstwem do czynów sodomskich i potraktowanie go jako grzechu wołającego o pomstę do nieba. Sądzę iż uzasadnienie jest bardzo proste - ciężkość winy jak również bezbronny obiekt tego czynu powoduje niesprawiedliwość sięgającą bram nieba, zresztą w katalogu grzechów wołających o pomstę do nieba znajduje się już uciskanie wdów i sierot, a więc specyficzny grzech którego przedmiotem mogą być dzieci w szczególnej sytuacji. Nauczanie Kościoła jest w tej kwestii jasne i spójne - czyny pedofilne stanowią ciężką materię i jako takie są podstawą dla grzechu śmiertelnego. Nie mniej oczywiście słuszne są postulaty włączenia tego typu czynów nie tylko w traktaty moralne ale także kanoniczne. Szczególny ciężar przewinienia domaga się szczególnego potraktowania. Niestety w nowym prawodawstwie dopuszczono wieloletnich zaniedbań tego tematu. Okazuje się że już w XVI w papież Leon X nakazywał sankcje zarówno karne jak i kanoniczne wobec każdego kto dopuszcza się pedofilii. Potem św. Pius V nakazywał wydanie duchownego uprawiającego pedofilię władzy świeckiej po uprzednim uroczystym zdegradowaniu - można się tylko domyślać że kary wykonywanej przez sąd świecki taki osobnik nie przeżywał. Również w okresie tak zwanego oświecenia Kościół nie zapomniał o problemie i duchowieństwo dopuszczające się grzechów przeciwko szóstemu przykazaniu nakazywał zsyłać na tak zwane galery oraz degradować bez prawa przywrócenia. Ostatecznie Kodeks Kanoniczny z 1917 r przewidywał suspensę ferendae sententiae za grzechy przeciw VI przykazaniu, a w ciężkich przypadkach do których niewątpliwie zaliczała się pedofilia nakazywał depozycję czyli wydalenie ze stanu duchownego. Znamienitym jest fakt, że po tym jasnych deklaracjach kanonicznych w KPK z 1983 w zasadzie pozostała penalizowana jedynie solicytacja.... . Dopiero Franciszek upomniał się o wydalanie ze stanu duchownego każdego dopuszczającego się pedofilii i to po serii skandali. Ze smutkiem trzeb przyznać iż przez szereg lat norm praktycznie nie było, stosowano jedynie środki karne w postaci przenosin, czy ograniczenia pracy z dziećmi. Trzeba uczciwie przyznać, że środki te nie muszą być podyktowane li tylko paradygmatem świętego spokoju. Jestem w stanie zrozumieć iż może chodzić także o dobro duszy takiego kapłana, który wydalony ze stanu duchownego już totalnie pofolgowałby swoim zboczeniom. Jednak niestety fakty wskazują na pierwszą przyczynę. Gdyby chodziło o  dobro zarówno Kościoła jak i kapłana to przeniesienie byłoby zawsze albo w kierunku zakonu ścisłej obserwancji albo do prac administracyjno-porządkowych np archiwum, gdzie niestety jak wiadomo przeniesienia odbywały się na równorzędne placówki o charakterze stricte duszpasterskim. Nie bronię zatem biskupów, ale jednocześnie nie uważam iż przeniesienie zawsze jest złym rozwiązaniem.

Należy jednak bardziej pochylić się nad przyczynami i paradoksalnie zgadzam się ze słynnym stwierdzeniem Dody, że to pedofile zostają księżmi. Niestety ruchy w kierunku rozwiązania tego problemu idą w kompletnie złym kierunku. Efektem nagonki są postulaty zwiększenia częstotliwości i dogłębności badań psychologicznych dla przyszłych kapłanów oraz wrażliwość na wyłapywanie tego typu zaburzeń już w seminarium. Proceder ten będzie kolejnym polowaniem na czarownice, które okaże się kompletnie nieskuteczne. Nie ma narzędzi które umożliwiałyby zajrzenie do umysłu czy duszy badanej osoby, jednak jeśli założymy że to rzeczywiście Pan Bóg powołuje to kierując się przesłankami nadprzyrodzonymi można rozeznać brak powołania u kleryka. Nie zrobi to jednak ani psycholog, ani seksuolog, ale wierzący kapłan. Trzeba założyć, że Pan Bóg nie chce dla Kościoła źle i nie powoła do stanu kapłańskiego pedofila, zatem zamiast polować na pedofilów wśród kleryków co jest zadaniem a wykonalnym należy mądrze rozeznać ich powołanie. Musiałbym w tym momencie powtórzyć postulaty z wpisów dotyczących formacji seminaryjnej z wakacji 2017 r. Żeby nie dopuścić pedofila do święceń trzeba skupić się szczególnie na dwóch wymiarach mianowicie moralnym i duchowym. Pedofilia sama w sobie podobnie jak homoseksualizm nie zakłada aktualizacji chorej inklinacji. Stan skłonności można porównać do czynnika mutagennego dla choroby nowotworowej. Każdy wie że palenie papierosów zwiększa prawdopodobieństwo zachorowania na raka płuc, krtani, pęcherza oraz nerki jednak znamy palaczy którzy w dobrym zdrowiu dożyli swoich dni, ponieważ dopiero splot kilku czynników prowadzi do aktywacji choroby. Podobnie jest z zaburzeniami seksualnymi. Osoba cnotliwa może zaburzenia mieć, ale przez wzgląd na dobrze ukształtowany kręgosłup moralny w połączeniu z odpowiednim urobieniem duchowym nie zaktualizuje ich nigdy. Zresztą podobny problem dotyczy nie tylko pedofilii ale także innych form podwójnego życia duchownych i to nie tylko w aspekcie seksualnym ale także np materialnym. Jednak jeśli dziś uczymy młodych kleryków, że Pan Bóg jest nieskończenie miłosierny, a piekło jest puste to nie dziwmy się że pozbawiając ich naturalnego szczepienia jakim jest pamięć o rzeczach ostatecznych dopuszczamy do rozhamowania. I nie pomoże tu żadna tak zwana dojrzałość. Każdego człowieka wprowadzając odpowiednio w błąd można doprowadzić do grzechu, uczy o tym już sama Księga Rodzaju. Należy więc patrzeć na kryteria moralne i duchowe aby ustrzec kleryków przed pedofilią. Oczywiście problem rozciąga się także na dalsze życie kapłańskie. Dobra formacja seminaryjna to pewien zaczyn, ale jeśli ziarno wpadnie na nieurodzajną glebę to obumrze, albo wykiełkuje na karłowatą, rachityczną roślinę. Szczególnie biskup powinien dbać o swoich kapłanów także po święceniach i być prawdziwie ich ojcem oraz duszpasterzem. Formacja stała duchowieństwa jest bardzo fasadowa. Biskupi zamiast przecinać wstęgi i jeść wystawne obiady powinni poświęcać czas swoim kapłanom, dobrze ich poznać zwłaszcza kiedy diecezje są tak małe jak dziś. Niestety to wymaga zmian o charakterze już ponad pokoleniowym bo i biskupów nie mamy dobrze uformowanych. Wielkim problemem są także środowiska z których wywodzą się kapłani. Nierzadko sami oni byli obiektem molestowania. Propaganda seksualizmu od lat najmłodszych sprzyja rozwojowi dewiacji, bo seksualność prawidłowo wzrosnąć może tylko w środowisku pełnym miłości i cnoty rozumianej jako praktyczna zdolność umysłu i woli do czynienia dobra. 

Film który stanowił motor do toczącej się dyskusji pokazał, że nadużyć dokonują źle uformowani kapłani, UB-ecy oraz tak zwana lewica kościelna. Proszę mi pokazać jednego kapłana w Polsce który regularnie odprawia Mszę klasyczną i ma sprawę o pedofilię. Prawda jest taka że przed problemem chroni wiara katolicka w jej ujęciu tradycyjnym. Trzeba uczciwie przyznać iż od strony filmowej dokument jest zrobiony na wysokim poziomie, ale zastanawia dlaczego w całej dyskusji o pedofilii nie podejmuje się tematu pedofilii w innych środowiskach oraz nie pokazuje się że na Dzikim Zachodzie powstają partię (legalnie działające!) których celem jest legalizacja pedofilii pod pozorem rzekomych praw dzieci do miłości oraz dorosłych do realizowania popędu byleby nie przemocowego W wielu krajach środowiska te lobbują na rzecz obniżenia wieku przyzwolenia co tak de facto jest legalizacją pedofilii na raty. Do tego zapomina się zupełnie o prawnie usankcjonowanej pedofilii w islamie, mało tego czyni się wyjątki w prawie nie-szariackim żeby dopuszczać do owych skandalicznych małżeństw, często tak zwanych małżeństw na jedną noc... . To wszystko czytelnicy mogą sobie sprawnie wyszukać. Podczas gdy tylko środowiska katolickie są obciążane za pedofilię - nie mówi się o tejże nawet w innych denominacjach chrześcijańskich oraz sektach. Przecież pastorzy mają żony więc nie molestują nikogo, a wiadomo że za pedofilię odpowiedzialny jest celibat - takie hasła niejednokrotnie można usłyszeć. Wszystko to pokazuje czemu cała ta narracja ma służyć, ostatecznie chodzi do uszczuplenia i tak już wątłego autorytetu machiny modernistycznej Kościoła  oraz pozbawieniu Kościoła zarządu na dobrami doczesnymi. Ciekawe że nikt nie postuluje aby szkoła miała wypłacać odszkodowanie za pedofilię jej pracownika, tak samo nie myśli się o tym wobec lekarza i szpitala. Takich przykładów jest sporo. Należy szczególnie pamiętać i rozważyć pochopne deklaracje biskupów nie wykluczające wypłaty stosownych kontrybucji. A to są nasze pieniądze! One powinny być przeznaczone na kult Boży, na misję Kościoła w świecie.

Wydaje się że środki które próbują wykoncypować zarówno hierarchowie jak i władze świeckie są niewystarczające. W prawie kanonicznym powinna być kara suspensy latae sententiae albo w ogóle tego typu kara ekskomuniki dla każdej osoby dopuszczającej się pedofilii najlepiej z rezerwatem papieskim. Władza świecka do niczego nie dojdzie podwyższając lata odsiadki do 30 czy ilu tam. Pedofile powinni być po prostu kastrowani i tylko w uzasadnionych przypadkach trzymani w więzieniu jeśli mimo wykastrowania zdaniem biegłych zagrażają porządkowi publicznemu. Na pedofilię należy patrzeć jak na chorobę którą należy z przyczyn społecznych leczyć przymusowo podobnie jak to się robi  przypadku niektórych innych chorób.  Do tego zasądzać należy odszkodowania z majątku pedofila lub obciążać go dożywotnim obowiązkiem alimentacyjnym wobec ofiary.  Niestety dzisiaj nie ma możliwości leczenia tej choroby, nawet jeśli pedofil się zgłosi i przez specjalistyczne badania zostanie potwierdzona jego pedofilia to nie ma szans na zabieg kastracji - nie wolno go wykonać nawet odpłatnie. Należy popatrzeć więc także na drugą stronę - poza kastracją chemiczną, która nie zawsze jest skuteczna, pedofil nie ma możliwości by się skutecznie leczyć. 

Ostatecznym przyczynkiem do walki z pedofilią jest oręż wiary. Owo wyśmiewane straszenie piekłem ma tu swoje miejsce i jest środkiem który chronił przed złem wiele pokoleń chrześcijan. Nie chodzi tylko o straszenie ale także a może przede wszystkim o świadomość zła, sądu Bożego i wynikających zeń implikacji soteriologicznych. Obawiam się że problem pedofilii nie zostanie rozwiązanych. Za kilkadziesiąt lat jeśli nie obrzezamy naszych serc na wiarę katolicką pedofilia będzie uznawana jako jedna z kilkudziesięciu orientacji seksualnych i zostanie prawnie zalegalizowana. Grzech ten woła i głośno wołać będzie o pomstę do nieba. Kyrie elejson!


Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 9 maja 2019

Niegodne przyjmowanie sakramentów

Laudetur Iesus Christus!

Dzisiaj chciałbym poruszyć a właściwie uszczegółowić jeden z aspektów drugiego przykazania Bożego. Chodzi o godne przyjmowanie łaski sakramentalnej. Jak dobrze wiemy sakramenty są skutecznymi znakami łaskami które oznaczają łaski których udzielają. Ich moc pochodzi od samego Pana Boga i jest znakiem zawartego przymierza w Jezusie Chrystusie Panu naszym. Wielka to godność móc przyjmować sakramenty Nowego Przymierza. Starotestamentalni patriarchowie czy prorocy mogli tylko pomarzyć o możliwości odpuszczenia grzechów czy posilania się prawdziwym Ciałem Pańskim. Dziś warto sobie zadać pytanie czy szanujemy te sakramenty jako znak Bożej miłości wobec ludzi i czy nie narażamy się na gniew Boży przyjmując te łaski niegodnie?

Istnieje kilka elementów które decydują o tym czy godziwie przyjmujemy sakrament. Oczywiście w przypadku każdego z sakramentów szczegółowe wymagania będą różne, ale dla 5 z 7 sakramentów jest to łaska uświęcająca. Wynika to z klasycznego a już nienauczanego ani na katechezie ani na wydziałach teologicznych podziału który zaproponował św. Tomasz z Akwinu - mianowicie na sakramenty żywych i umarłych. Chodzi oczywiście o życie wieczne - ten kto jest w stanie łaski uświęcającej jest żywy, ten kto chodzi w stanie grzechu jest umarły. Podział może dosadny, ale dobrze obrazuje stan duszy i jest przestrogą dla wiernych którzy o czystość duszy nie dbają. Istnieją dwa sakramenty, które dają łaskę uświęcającą - mianowicie chrzest i pokuta. Tylko te dwa sakramenty przyjmować możemy a nawet powinniśmy obciążeni grzechami. Oczywiście nie muszą być to grzechy ciężkie, nie mniej jednak istotą tych sakramentów nie jest jak to chce współczesna sakramentologia włączenie do Kościoła bądź bliżej nieokreślone pojednanie, ale przywrócenie duszy życia Bożego. Dramatyzm sensu i istotności tych sakramentów właśnie w tym się zasadza że albo dają one życie (chrzest) albo je przywracają (pokuta). Wszystkie inne sakramenty z wyjątkiem ostatniego namaszczenia i to tylko w sytuacji niemożności wyspowiadania się co do godziwości wymagają łaski uświęcającej. Niestety dziś się już tego nie naucza, że sakramenty żywych przyjęte w stanie grzechu powodują wstrzymanie większości łask udzielonych przez sakrament. Do tego fakt przyjęcia sakramentu żywych w grzechu dodaje jeszcze grzechu jakim jest świętokradztwo. Jest to prawdziwe wezwanie imienia Bożego nadaremno bo nie dość że łaska udzielona przez sakrament nie może być odpowiednio spożytkowana to jeszcze Pan Bóg zostaje obrażony. Szczególne znaczenie ma to w przypadku sakramentu święceń oraz małżeństwa. Dzieje się tak dlatego że w tych sakramentach konsumpcja łaski następuje szybko  w przypadku małżeństwa zwykle w kilka godzin po zawarciu tego sakramentu w przypadku święceń zwykle jeszcze podczas Mszy w której udzielane są święcenia - z wyjątkiem może niższych których wykonywanie związane jest głównie z Mszą katechumenów oraz czynnościami pozaliturgicznymi. Każde dalsze akty udzielane pod wpływem niegodziwie przyjętego sakramentu powodują kolejne grzechy.... . Niech nikt się nie łudzi że pożycie małżeńskie dokonywane po świętokradczym zawarciu małżeństwa będzie obdarzone Bożym błogosławieństwem, albo że kapłan uzyska specjalne łaski do pełnienia swej służby. Przyjęcie małżeństwa lub święceń pod wpływem grzechu to tak jak pozostawienie dziecka ze zwichniętym biodrem podczas porodu i nie przejmowanie się skutkami jakie to może powodować dla jego dalszego życia. Szczególnie delikatna jest oczywiście materia niegodziwości w przypadku Komunii Świętej - tu wprost obrażamy Pana Boga w największym znaku i uobecnieniu miłości jakie nam zesłał i choć sakrament ten jest łatwo powtarzalny, bo przecież Mszy Świętej jest wiele to jednak wielkość ofiary Pana Boga aby ten cud mógł się powtarzać tyle razy na tylu ofiarach jest tak wielki że szkoda wynikająca z takiej niegodziwości jest nieskończona... . 

Kolejną niegodziwością jest brak odpowiedniego przygotowania. Każdy sakrament wymaga pewnej minimalnej dyspozycji co do ważności - np dla święceń należy być ochrzczonym mężczyzną. Ale każdy dobrze wie, że nie wszyscy którzy są ochrzczonymi mężczyznami nadają się do święceń. W przypadku każdego sakramentu konieczne jest odpowiednie przygotowanie intelektualne i duchowe. Jego wielkość zależy od tego jaki to jest sakrament oraz od przyjmującego - inne wymagania będą od bierzmowanego dorosłego a inne od bierzmowanego upośledzonego dziecka na przykład.  Obowiązek spoczywa tutaj nie tylko na katechetach i duszpasterzach. To obowiązek także samych przyjmujących. Kiedy idziemy na rozmowę o pracę, albo na egzamin przygotowujmy się - zbieramy informacje, zasięgamy rady tych którzy już mają to za sobą, a dzień wcześniej kładziemy się spać wcześniej żeby być wyspanym. Czemu więc nie czynimy podobnych starań kiedy spotykamy się z nieskończoną łaską Pana Boga? Dlaczego tak łatwo przychodzi nam nieprzygotowana spowiedź dokonana na zasadzie okazji która się wydarzyła - bo świeciło się światełko w konfesjonale, albo pierwsza Komunia Święta czy ślub w których przygotowujemy niemal wszystko skrupulatnie poza własnym sercem? Nieocenioną rolę będą tu pełnić oczywiście chrzestni, świadkowie bierzmowania czy ślubu - ale ostatecznie przygotowanie zależy od intencji i starania przyjmującego. 

Niegodziwość sakramentu często leży dzisiaj także po stronie szafarzy. Brak właściwie przygotowanej liturgii, niechlujność w jej odprawianiu, czy tak zwana radosna twórczość to tylko niektóre elementy tego wielkiego problemu. Jednak i w tym przypadku cała odpowiedzialność nie spoczywa tylko na szafarzach. Jako przyjmujący mamy obowiązek troszczyć się o godziwość przyjmowanych przez nas sakramentów tak jak troszczymy się o własne ciało i nie pozwolilibyśmy na interwencję chirurgiczną widząc że ów ma nieumyte ręce... . Czasem lepiej jest więc wstrzymać się przed przyjęciem sakramentu jeśli wiemy że jest on udzielany niegodziwie. Co możemy zrobić? Bardzo wiele. Począwszy od Komunii Świętej - omijać tak zwanych nadzwyczajnych szafarzy, zawsze przyjmować na klęcząco i do ust, domagać się używania pateny komunijnej, przywrócenia lub wprowadzenia balasek w swojej parafii, hojności wobec darów na zakup godziwych paramentów liturgicznych. W przypadku innych sakramentów zwykle będzie to prośba o udzielenie ich w klasycznym rycie rzymskim - chroni on bowiem skutecznie przed niegodziwym szafowaniem. Warto też zadbać o to by celebracja sakramentu odbywała się w prawdziwej świątyni oraz przed pobożnym i wierzącym po katolicku kapłanem. 

Pamiętajmy też o specyficznych wymaganiach każdego z sakramentów. Chrzest domaga się aby go udzielać niemowlętom nie dalej niż do ukończenia pierwszego miesiąca życia. Należy się postarać (o ile to możliwe) o chrzest udzielony ze źródła chrzcielnego poświęconego w Wielką Noc. Ceremonii należy w miarę możliwości dokonywać w świątyni, szafarzem powinien być kapłan a nie diakon jak to się dziś często czyni (jest on szafarzem nadzwyczajnym zgodnie z klasyczną nauką kościelną).  W przypadku bierzmowania będzie to troska o to by szafarzem był katolicki i wierzący biskup oraz o dobrego świadka i właściwą katechezę przed bierzmowaniem. Dla Eucharystii wymagań jest wiele- ale najważniejsze to godziwość szafarza i uczestników, piękno i szlachetność zarówno materii przeistoczenia użytej do sakramentu jak i przedmiotów z nią się stykających, także szat i paramentów dalszych. Właściwe przygotowanie duchowe przed przyjęciem i dziękczynienie po przyjęciu Komunii Świętej. W przypadku sakramentu pokuty będzie to sprawowanie sakramentu w konfesjonale a nie na pielgrzymce podczas wędrowania czy w domu kapłana, wyraźnie oddzielenie rozmowy duchownej od spowiedzi. Właściwy ubiór szafarza przez co rozumie się sutannę, komże lub albę i stułę koloru fioletowego. Przyjmujący musi spełnić wszystkie warunki dobrej spowiedzi i uczynić wszystko by spowiedź była integralna. Szafarz ma się starać o to by liturgia tego sakramentu przebiegła zgodnie z przepisem Kościoła, szczególnie zwracać ma uwagę by nie zmieniać formuły rozgrzeszenia co grozi nieważną spowiedzią! Przy ostatnim namaszczeniu należy unikać formy wspólnotowej celebracji tego sakramentu i najzwyczajniej w świecie nawet jeśli ma się odpowiednią chorobę ignorować takie celebry. Nie przystępować do tego sakramentu z błahymi dolegliwościami, lub dolegliwościami natury stricte duchowej. Od strony służby zdrowia i domowników zadbać o to by chory przyjąć ten sakrament będąc jeszcze przytomnym, odpowiednio przygotować pomieszczenie w którym przebywa chory. Święcenia należy przyjmować tylko po wyraźnej aprobacie spowiednika jeśli się było z nim zupełnie szczerym. Skrupulatnie badać się pod kątem kryteriów przepisanych przez Kościół. W miarę możliwości poszukać sobie wierzącego biskupa nawet jeśli oznaczałoby to zmianę seminarium. Warto postarać się także o jednoznacznie katolicki obrzęd święceń. Przed owymi odbyć sumiennie wszystkie przepisane skrutynia, zapowiedzi i ćwiczenia duchowe, dobrze przeżyć okres przygotowania nie prosić o dyspensę od czasu interstycji czy wieku przyjęcia święcenia jak tylko dla poważnej okoliczności wysuniętej przez przełożonego. Przed przyjęciem święceń nie wykonywać w sposób nadzwyczajny wynikających z nich prerogatyw jak tylko z najpoważniejszych przyczyn związanych ze zbawieniem dusz.  W przypadku małżeństwa dochować czystości we wszystkich aspektach życia. Spędzić w narzeczeństwie przynajmniej pół roku i wykorzystać go do rozwoju wiary i czystej relacji z przyszłym małżonkiem.  Odbyć sumiennie przepisane przez Kościół ćwiczenia duchowne, postarać się o to by były jak najlepsze. Nie przedkładać wesela nad celebrację sakramentu.

Powyższe uwagi należy potraktować jako zasygnalizowanie tematu, o którym można byłoby książkę sporych rozmiarów popełnić. Myślę że wrażliwość moich czytelników jest na tyle spora iż zrozumieją nie tylko te wywody ale szybko dostrzegą także inne palące problemy w życiu sakramentalnym. Będąc wdzięcznym z niezasłużonego obdarowania tak wielkimi łaskami starajmy się o owocne, czyli godziwe ich przyjmowanie. Nie stawiajmy tamy dobru, troszczmy się o jakość naszych spotkań z nieskończoną miłością Pana Boga. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

sobota, 20 kwietnia 2019

Przykazanie 1: "Nie będziesz miał Bogów cudzych przede Mną"

Laudetur Iesus Christus!

Jest to przykazanie największe i najważniejsze ze wszystkich. Niestety dobroludzizm wielu sprawia że sporo wierzących uznaje trzy pierwsze przykazania jako swoisty dodatek do dekalogu. Tymczasem każdy przykazanie dekalogu wynika z rozporządzenia Bożego, nawet te które wydaje nam się iż pochodzą z prawa naturalne, ponieważ prawo naturalne jako takie jest także prawem Bożym tyle że inaczej ustanowionym. Kiedy więc ateista lub muzułmanin powiedzą że nie wolno kraść, to choć często powołają się na fałszywe przesłanki, wyrażać będą wolę samego Pana Boga. W istocie każdy grzech jest złamaniem przykazania pierwszego, ponieważ każdy grzech jest oddaniem czci szatanowi. W przykazaniu pierwszym jednak nie powtarzamy oskarżenia z poprzednich grzechów ale wyznajemy te które wprost godzą w uznawanie Pana Boga w taki sposób jak On się nam objawił. 

Wiele osób w tym niestety duchownych mylnie dołącza do tego przykazania brak czasu na modlitwę czy inne praktyki religijne szukają bożków w popularnych pożeraczach czasów. Jest to mylenie przyczyny ze skutkiem, bowiem to nie internet, telewizja, czy inne rozrywki uzależniają, ale uzależniają złe duchy. Z tego winniśmy się bardziej spowiadać w trzecim przykazaniu które traktuje o kulcie Bożym. 

Czytelnicy mojego bloga mogą zatem wyrazić zdziwienie przeplatane radością iż nie grzeszą w tym przykazaniu. W końcu chyba nikt kto czyta tego bloga regularnie nie jest muzułmaninem, buddystą czy protestantem, a jeśli tak i robi to z ciekawości to zapraszam do przyjrzenia się Prawdzie w sposób bliższych i porzucenia własnych błędów. Również moi czytelnicy raczej nie odprawiają magii, wróżb itp rzeczy. Aczkolwiek mogą hołdować zabobonom tak bardzo rozpowszechnionym w naszej kulturze np stukanie w niemalowane drewno, nie witanie się przez próg etc. Wszystkie te obyczaje które nie mają wydźwięku katolickiego i zakładają magiczne spełnianie się pewnych rzeczy należą do zbioru pogańskiego. Musicie w końcu zrozumieć, że te obyczaje nie biorą się z próżni, jak i z niczego nie wzięła się nasza katolicka religia. 

Przede wszystkim pierwsze przykazanie dotycz wiary. I także katolik tradycyjny ma się tu z czego spowiadać. Pytanie co robimy żeby pogłębić naszą wiarę, czy posyłamy nasze dzieci na dobrą katechezę lub sami je katechizujemy. Czy słuchamy dobrych kazań, rekolekcji, czytamy książki zawierające pewną katolicką naukę, najlepiej zgodnie z postulatem ks. Jacka Bałemby czyli z tak zwanej biblioteki 58.  Wiary katolickiej należy bronić przed herezjami. Kto rozpowszechnia książki i materiały zawierające błędy grzeszy i to ciężko. Katolik takie rzeczy obowiązany jest niszczyć chyba że służą one udokumentowaniu herezji i badaniom naukowym. 

Niestety rozpowszechnionym grzechem przeciw wierze jest indyferentyzm. Trzeba jasno powiedzieć że popieranie ekumenizmu jest grzechem ciężkim. Już encyklika Mortalium Animos zabrania popierania tego protestanckiego ruchu, a także uczestniczenia w niekatolickich obrzędach. Jest to także zgodne z wieloma przesłankami z Pisma Świętego, gdzie naród niegdyś wybrany był srogo karany za swoje niewierności w kulcie Bożym. 

Śmiem stwierdzić, że czytelnicy mojego bloga najbardziej przeciw pierwszemu przykazaniu mogą grzeszyć zaniedbaniem. Świadomość tego jaka jest prawda i nie podejmowanie jej obrony lub  opieszałość w tym, brak zaangażowania sprawia że gdy są oni bierzmowani grzeszą i to ciężko. Sakrament ten nakłada na nas obowiązek obrony wiary. To oznacza że tam gdzie ta wiara jest szkalowana, wypaczana, deptana należy podjąć jej obrony nawet kosztem uznania za szura, dewotę, fanatyka etc. 

Stróżami wiary są oczywiście kapłani: prezbiterzy i biskupi oraz papież. W szczególności rzecz jasna ten ostatni. Kapłan dużo grzeszy przeciw pierwszemu przykazaniu kiedy źle przygotowuje się do kazań, homilii, katechez, czy innych wystąpię w których głosi on wiarę. Biskupi którzy nie dbają o wydawane w ich diecezjach książki, nie troszczą się o to by urząd cenzora był sprawowany przez kompetentne osoby, nie zajmują się katechizacją na obszarze sobie powierzonym, dopuszczają do tego by kapłani głosili herezje lub sami rękę do tego przykładają.

Pierwsze przykazanie należy rozumieć szeroko jako troska o wiarę w jedynego i prawdziwego Pana Boga. To z tej wiary i z wierności Pismu Świętemu i Tradycji wychodzą inne przykazania. Jest o największe i najważniejsze przykazanie. Grzechy przeciw niemu są zawsze w ciężkiej materii, choć niestety nie zawsze uświadomione. Dbajmy przeto o dobrą katechezę w tym względzie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 18 kwietnia 2019

Przykazanie 2: "Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno"

Laudetur Iesus Christus!

Z drugim przykazaniem problem jest podobny co z dziewiątym, chociaż sadzę że większy. O ile przy dziewiątym przykazaniu wierni grzechy wyznają przy okazji szóstego, to te które należą do drugiego pozostają w błogim  nieuświadomieniu. Niestety ta nieświadomość jest zdecydowanie zawiniona, najpierw za sprawą złego nauczania katechizmu,  potem przez brak zainteresowania sprawami wiary. Jakby nie spojrzeć jest to takie przykazanie którego świadomość jest naprawdę niewielka. Wyznanie przy nim tylko wypowiadania świętych imion bez szacunkżtu to zdecydowanie za mało. Z resztą wezwanie świętego imienia w sytuacji zagrożenia grzechem nie jest, nawet jeśli brzmi to jak przecinek. Nie twierdzę że wymawianie imion świętych poza kontekstem modlitwy i nienabożnie jest w porządku, ale jeśli ktoś widzi tylko ten problem to jest w sporym błędzie... . 

Podobnie jest z wulgaryzmami, otóż żadnym przeklinaniem to nie jest. Przekleństwo czyli złorzeczenie to nie jest nawet grzech przeciw drugiemu przykazaniu tylko ósmemu. Wyjątek stanowi oczywiście wezwanie do tego imienia Bożego. Klasycznym grzechem języka przeciw drugiemu przykazaniu jest za to krzywoprzysięstwo, czyli wezwanie Pana Boga na świadka do obietnicy której nie zamierza się spełnić lub wie się o niej że jest nie do spełnienia. Również używanie imienia Pana Boga w błahej sprawie jest grzechem. Waga grzechów tego typu wynika z nieskończoności majestatu Pana Boga, dlatego zawsze należy zakładać ciężka materię. Okolicznościami łagodzącymi może być mimowolność lub nieświadomość. 

Dużo poważniejsze grzechy dotyczą niewłaściwego przekazywania łaski Bożej. Zasadniczo są tutaj dwie kategorie przewinień mianowicie te związanie z nieważnością sakramentu lub sakramentale oraz niegodziwym szafowaniem lub przyjmowaniem tychże. Dzisiaj na starej liturgii czytany był pełen wykład św. Pawła o Mszy Świętej włącznie z przestrogą o niegodnym spożywaniu Ciała i Krwi Pańskiej - na nowej liturgii tego fragmentu nie słyszy się wcale. Również coraz mniejsza jest świadomość tego co to znaczy godnie przystępować do Komunii Świętej. Wypowiedzi prominentnych działaczy partii bergoliańskiej nasuwają u wiernych nadzieję że może nie trzeba być wolnym od grzechu ciężkiego, albo można ów grzech przedefiniować. Teza to co najmniej ryzykowna żadnymi przesłankami nie poparta. Niegodziwe przyjmowane są wszystkie sakramenty żywych nie poprzedzone absolucją z grzechów, tylko do chrztu i sakramentu pokuty przystępuje się z grzechami ciężkimi. Niegodziwość może też wynikać ze złego przygotowania, problemem jest tu zarówno skracanie wymaganego przygotowanie jak i niska jego jakość.

Coraz poważniejszym problemem stają się nieważne sakramenty i sakramentalia. Przyczyny tego stanu rzeczy są podobne jak grzechów duchowieństwa przy trzecim przykazaniu - zresztą są to swego rodzaju naczynia połączone. Problem staje się coraz bardziej palący. Zmiany formy sakramentu pokuty niejednokrotnie sprowadzają nieważność, problem dotyczy także bierzmowań a nawet święceń, bo jaką intencję może mieć biskup udzielający sakry kapłanowi aby był apostołem jak Mahomet czy Mahatma Gandhi? Często zdarzają się symulacje małżeństwa.  Co jeszcze bardziej bolesne dokonuje się zamachów na ważnie zawarte małżeństwa - to także grzech przeciw drugiemu przykazaniu.

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, ze obietnice składane Panu Bogu obowiązują pod rygorem grzechu. Oczywiście ze ślubu prywatnego można dość łatwo zwolnić, ale nie należy ich podejmować pochopnie. Ciężko grzeszą rozwodnicy, choćby nie żyli w drugich związkach, jeśli są winni rozpadowi ich małżeństwa, również duchowni i osoby życia konsekrowanego porzucające swoje powołania. Nigdy nie wiemy na ile dyspensa usprawiedliwi nas przed Panem Bogiem... . 

Przeciw drugiemu przykazaniu można zgrzeszyć również świętokradztwem. Oczywiście powyższe przykłady w pewnym sensie dotykały tego zagadnienia nie mniej należy pamiętać że użycie rzeczy i miejsc poświęconych Panu Bogu do świeckich celów jest grzechem ciężkim. Jak często szaty liturgiczne, poświęcone paramenty liturgiczne służą choćby do szkolnych przedstawień... Ile razy używa się świątyni jako sali koncertowej? Świętokradztwo można popełnić również wobec osób. Jeśli ktoś nakłania do grzechu zwłaszcza przeciw szóstemu przykazaniu osobę Panu Bogu poświęconą grzeszy przeciwko drugiemu przykazaniu. Rzecz podobna jest jeśli sama taka osoba podejmuje się zajęć niezgodnych z jej powołaniem lub trwoni czas przeznaczony na Służbę Bożą w świeckich celach, sama profanuje w sobie godność duchownego czy zakonnicy. 

Jak widać przykazanie drugie to wiele okazji do grzechów. Należy  bardzo dokładnie badać sumienie bo przewinienia te często umykają, a obrażamy wprost samego Pana Boga. Reasumując drugie przykazanie Boże chroni nie tylko najświętszych imion, ale także wszystkiego tego co jest Panu Bogu specjalnie poświęcone oraz co Pan Bóg nam daje czyli swojej łaski.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 17 kwietnia 2019

Przykazanie 3: "Pamiętaj abyś dzień święty święcił"

Laudetur Iesus Christus!

Omawiane dziś przykazanie jest przykładem jak bardzo można zredukować daną część prawa moralnego i zzuć z siebie gros ciężaru winy. W żadnym bowiem przykazaniu duchowieństwo tak mocno nie oskarża laikatu a samo nie bije się w piersi. Owszem w trzecim przykazaniu są zawarte grzechy przeciw przykazaniom kościelnym ale nie tylko. Przede wszystkim jest to przykazanie o praktykowaniu naszej wiary poprzez kult Boży. Chodzi w nim właśnie o to by był on sprawowany godziwie a nie tylko z odpowiednią częstotliwością. Oczywiście jako Kościół umówiliśmy się że będziemy się spotykać na publicznej służbie Bożej raz w tygodniu w Dzień Pański. Wierzymy także że owa częstotliwość oraz dokładnie wyznaczony dzień to natchnienie Ducha Świętego. Zatem potwierdzam że dobrowolne opuszczanie Mszy Świętej niedzielnej czy w nakazane dni, codziennej modlitwy porannej i wieczornej, dorocznej spowiedzi oraz Komunii wielkanocnej to grzechy ciężkie. Jednak te przykazania wyznaczają pewien limes praktyki życia katolickiego - w żadnym razie mogą one stać się wyznacznikiem normy. To tak jakby powiedzieć o mężu który nie bije swojej żony i przynosi jej w rocznicę ślubu kwiaty, że jest dobrym mężem.

Tymczasem w tym przykazaniu należy się upomnieć o jakość czasu przeznaczonemu Panu Bogu. Ograniczanie niedzieli tylko do Mszy Świętej to zdecydowanie za mało. Gdyby tak miało być niekonieczny byłby spoczynek niedzielny wszak na Mszę Świętą można pójść przed lub po pracy. Dzień Pański powinien być wypełniony rzeczami miłymi Panu Bogu. Niezależnie od stanu życia należy w tym dniu zadbać o dodatkowy czas na modlitwę oraz lekturę duchową. Dobrze jest pójść na dodatkowe nabożeństwo czy spotkanie stowarzyszenia katolickiego. Miłymi Panu Bogu jest także wartościowy czas poświęcony bliskim - rodzinie, przyjaciołom lub samemu sobie, byleby rozrywka była godziwa. Za czas poświęcony Panu Bogu należy uznać także modlitwę. I tutaj należy się postarać o to by wyłączyć wszelkie rozpraszacze. Modlitwa musi mieć odpowiedni czas w życiu. Należy w niej przeznaczyć miejsce zarówno na powtarzanie wyuczonych modlitw, które kształtują naszą pobożność zgodnie z tym co Duch Święty podpowiada Kościołowi jak również spontaniczne przebywanie z Panem Bogiem, przede wszystkim wsłuchiwanie się w Jego głos. Do świętych czasów należą także okresy postne. Za takowe należy uznać nie tylko wszystkie piątki w roku w czasie których winniśmy się umartwiać przynajmniej zachowując wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych ale także hucznych zabaw. Chociaż Kościół już tego od nas nie wymaga należy przestrzegać także adwentu, wielkiego postu, przedpościa, dni suchych oraz wigilii największych katolickich świąt które tradycyjna liturgia okrywa kolorem fioletowym. Należy zachowywać tradycyjne przepisy pokutne a jeśli to niemożliwe to wyznaczyć sobie coś dodatkowego. Wielki post ograniczony do środy popielcowej i wielkiego piątku jest farsą! Oczywiście wezwania kierowane do dzieci o skupienie w czasie liturgii dotykają nie mniej dorosłych. Dzieci jednak łatwiej nakryć na roztargnieniu i naprostować podczas gdy dorośli odpływają często w bardzo grzeczny sposób. Nie bez znaczenia jest także strój który powinien być godny, a przynajmniej niegorszący innych... . 

Taki rachunek sumienia z trzeciego przykazania zwykłemu laikowi wystarczy. Jeśli jednak katolik posługuje w czasie liturgii jako ministrant albo jest duchownym choćby tylko minorzystą lub co bardziej odpowiedzialne klerykiem święceń sakramentalnych to spoczywa nań odpowiednio większa odpowiedzialność. Posługujący muszą się tutaj rachować z jakości swojej służby, z tego czy chętnie uczyli się o wykonywanych przez się funkcjach bądź urzędach jeśli są minorzystami, czy pogłębiali duchowość i dbali o to by służyć z czystym sercem. Także czy dbali o czystość wdziewanych szat oraz o dokładność wykonywanej przez siebie służby.

Dużo większa odpowiedzialność spoczywa na duchownych posiadających stopień sakramentalny. Chociaż też odpowiedzialność ta jest różna bo i stopnie te są różne. Jednak większość przyjmujących sakrament święceń jest już jednak celebransami, a więc to oni są odpowiedzialni za to jak liturgia wygląda. Kapłan powinien się zastanowić o to ile czasu spędza na przygotowaniu do liturgii i dziękczynieniu po niej, czy rozwija swoją duchowość liturgiczną oraz wiedzę. Nie bez znaczenia jest także wybieranie  tekstów które lepiej wyrażają wiarę katolicką np Kanon Rzymski jeśli musi sprawować nową liturgię. Jeśli kapłan jest proboszczem to kieruje służbą Bożą w całej parafii, decyduje jak będą wyglądały szaty oraz Przybytek Pański - biada proboszczowi który najpierw zabezpiecza dach pod którym mieszka czyli plebanię a Dom Boży pozostawia w ruinie! Niechby lepiej sprzedał samochód lub nie pojechał na drogie wakacje ale zadbał o to by naczynia liturgiczne były godne. To co się dzisiaj dokonuje jest skandalem - jakieś drewniane kubki i talerzyki! Ołtarze z metaloplastyki, lub plastiku zamiast z kamienia. Obrusy z poliestru i takie same szaty. Sztuczne świece z wkładami olejowymi zamiast naturalnych woskowych świec. Tego można wymieniać i wymieniać. Nie stoją za tym żadne racje natury duszpasterskiej. Dbałość o godność służby Bożej to inwestycja w parafię której Pan Bóg z pewnością pobłogosławi w każdym wymiarze także ekonomicznym. Nawiązując do niedawnych wydarzeń w Paryżu - tak wyklęty kleryk dołącza do chóru wieszczów którzy widzą w tym znak czasu, oto Pan zniszczył co niegodne a wskazał na to co właściwe. Często drodzy kapłani sprawujecie Msze Świętą na stołach które nawet nie imitują ołtarza, które w swej wymowie są właśnie stołami a nie ołtarzami i nie zostały nawet namaszczone olejami oraz nie mają relikwii, podczas gdy za sobą macie prawdziwe ołtarze. Tak to wymaga odwagi, ale jeśli zawiążecie koalicję to biskup przecież nie suspenduje połowy prezbiterium diecezji... .

Dużo poważniejszymi winami obarczają się ci którzy świadomie i dobrowolnie dokonują zmian w liturgii. Często jest to powodowane pychą ale czasem zwykłym skrzywieniem wynikającym z deformacji liturgicznej w seminarium. Liturgia jest kultem publicznym, oficjalnym Kościoła to nie jest własny folwark kapłana czy biskupa. Jesteś sługami tej służby a nie panami! Tymczasem obserwuje się dowolne zmienianie nigryk czyli tekstów oraz rubryk, dostosowywania duszpasterskie które nawet jeśli mieszczą się w NOM-owym prawodawstwie są mocno naciągane. Bywa że przez swoje improwizacje narażacie na sprawowany przez was kult Boży na nieważność co już podpada pod drugie przykazanie! Wierni mają obowiązek zwracać uwagę na przestępstwa liturgiczne, nagłaśniać je i publicznie piętnować, Wy zaś wzajemnie się upominajcie. Nie chodzi o donoszenie i podkopywanie braterstwa kapłańskiego ale o chronienie się wzajemnie przed grzechem tak że opornych trzeba zgłaszać biskupowi lub przełożonemu zakonnemu. Te grzechy dotykają bezpośrednio urzędu jaki sprawujecie, to tak jakby matka szkodziła własnemu dziecku, albo lekarz celowo zalecał szkodliwą terapię swemu pacjentowi. 

Co zaś się tyczy biskupów... . Jesteście odpowiedzialni za wszystko to co się dzieje na podległym wam terenie. Jeśli nie upominacie, nie karcicie podległych sobie duchownych zaciągacie grzechy cudze i jesteście współwinni ich grzechom. Biada Wam jeśli prześladujecie doskonały kult katolicki który wyraża Msza Święta Wszechczasów kanonizowana przez św. Piusa V! Nie zrzucajcie winy na konferencje episkopatów które nie mają prawa wchodzić  butami w waszą diecezję. To Wy zdacie sprawę każdy osobno ze swojego zarządu. Wreszcie będąc już w tych tragicznych ciałach kolegialnych zabierajcie głos i bójcie się bardziej Pana Boga który sądzić Was będzie szybciej niż się spodziewacie niż Waszych kolegów którzy żadnej realnej szkody Wam nie uczynią. Wzywam każdego biskupa który mnie czyta do opamiętania. Od jakości kultu Bożego zależy Boże błogosławieństwo. To nie jest tak że to nie ma znaczenia. Gdyby tak nie było nie odprawialibyśmy służby Bożej. Gdyby Pan Bóg miał gdzieś ofiary starego testamentu i ich niedoskonałość nie uczyniłby Ofiary Nowego Przymierza! Pomyślcie tylko że Wy i Wasi synowie kapłani macie moc łączenia nieba z ziemią. Jeśli coś tutaj nie styka to konsekwencje mogą być i są bardzo poważne. Dobra liturgia to rękojmia nie tylko dobrej relacji z Panem Bogiem w wymiarze społecznym ale także właściwe kształtowanie dusz wiernych. 

Być może trochę zbyt ostry ten rachunek sumienia, ale wchodzimy w przykazania które dotyczą bezpośrednio samego Pana Boga. Sądzę że nie ma bardziej kapłańskiego przykazania Bożego jak to właśnie. Oczywiście każdy wg stanu może mieć swojego grzechy, nie mniej zanim drogi kapłanie srogo potraktujesz penitenta wobec jego nie zawsze zawinionej absencji w ilościach przepisanych przez Kościół praktyk zastanów się jaka jest ich jakość i jaka jest jakoś Twojej Mszy Świętej, brewiarza i sprawowanych przez Ciebie sakramentów. Nobis quoque peccatoribus... .

Z katolicki pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

wtorek, 16 kwietnia 2019

Przykazanie 4: "Czcij ojca swego i matkę swoją"

Laudetur Iesus Christus!

Na szczęście powoli zmienia świadomość w odniesieniu do omawianego przykazania, ale wciąż można się spotkać z tezą że to przykazanie dla dzieci. Oczywiście jak to wspomniałem we wstępie do niniejszej serii tytuł przykazania nie wyczerpuje w całości jego treści. Czwarte przykazanie nie dotyczy tylko odniesienia dzieci do rodziców ani nawet tylko relacji wewnątrzrodzinnych. To przykazanie porządkuje wszystkie relacje społeczne człowieka.

Kluczowym pojęciem dla omawiania tej sfery zobowiązań moralnych jest tak zwany porządek kochania (ordo caritatis). Oznacza on ni mniej ni więcej to że mamy obowiązki nasze obowiązki w społeczeństwie wynikają ze stopnia przyporządkowania. I tak najbliższy stopień stanowi małżeństwo. Sposób odnoszenia się do siebie w relacji małżeńskiej, dbania o więź i dobro współmałżonka powinien być obiektem rachunku sumienia w pierwszej kolejności. Wynika to stąd że małżeństwo jako sakrament jest jedyną taką relacją uświęconą przez samego Pana Boga domaga się więc największej troski i ochrony. Co prawda pewne kwestie wchodzą w zakres przykazania szóstego nie mniej większość dotyczy właśnie czwartego przykazania.

Kolejnym kręgiem są własne dzieci. Szczególnie w dzisiejszych czasach zauważalna jest abdykacja z rodzicielstwa. Posyłanie dzieci do przedszkola czy do szkoły pomimo tego że posiada się czas i środki pozwalające na edukację w domu. Realizowanie kariery zawodowej kosztem powołania rodzicielskiego. W wielu przypadkach niestety także brak poszanowania autonomii dziecka i jego prawowitych wyborów co do wyboru żony czy męża oraz szkoły i zawodu. Traktowanie dziecka jako swojej własności i wizytówki do chwalenia się w gronie rodziny i znajomych. Niesprawiedliwe karcenie wynikające z własnych negatywnych odczuć niż z obiektywnego stanu rzeczy ale także pobłażliwość i brak wymagań. Ciężar grzechu zależny jest od stopnia świadomości nie mniej należy zwrócić na ignorancję zawinioną czyli po prostu brak zainteresowania tematyką wychowania. Wielu rodziców kompletnie porzuca kwestie wychowania religijnego dziatwy zdając się na Kościół, który siłą rzeczy pełni tylko funkcję pomocniczą, a nie zasadniczą jak rodzina.

Oczywiście także dzieci mają względem rodziców obowiązki i nie jest to tylko posłuszeństwo, a nawet ono z biegiem czasu powinno a nawet musi ulegać zmianie. Przede wszystkim niezależnie od poziomu sprawowania powołania rodzicielskiego przez zstępnych należy okazywać im szacunek i pomoc gdy tracą siły. Coraz powszechniejsze staje się notoryczne porzucanie rodziców w starości. Często nie wymagają oni rzeczywistej fizycznej pomocy co raczej pamięci i czułości - owego pietyzmu. 

Relacje rodzinne dotyczą także rodzeństwa. Inne są obowiązki gdy jest się rodzeństwem starszym a inne gdy jest się rodzeństwem młodszym. Bardzo zmienia się to także w czasie. Wieloletnie kłótnie o spadek, żywienie zawiści to bardzo ciężkie grzechy. W dzieciństwie częsta zazdrość, oczernianie i budowanie niezgody w domu. W przypadku rodzeństwa dorosłego często jest to brak zainteresowania sytuacją rodzinną, zawodową i ogólnie życiową rodzeństwa. Często widzi się, że rodzeństwo nie stosuje braterskiego upomnienia wobec nagannej postawy brata czy siostry w zakresie moralnym czy religijnym. 

Poza rodziną mamy szereg zależności między ludźmi z których jako szczególne należy wymienić przyjaźnie. Pismo Święte wiele razy wspomina o wartości przyjaźni. Częstym problemem jest brak odwzajemniania uczucia przyjaźni lub relacja polegająca na byciu jedynie odbiorcą korzyści płynących z przyjaźni. Szczególnie w zabieganiu życia ludzie nie podejmują refleksji i przeglądu swoich znajomych, często nie zauważają kto z nich jest przyjacielem. Często nawet gdy ta świadomość przychodzi nie dba się o tej relacje we właściwy sposób. Z drugiej strony zauważa się tworzenie relacji toksycznych, chęć posiadania drugiej osoby tylko dla siebie co jest problemem także w małżeństwie. 

Także przy tym przykazaniu należy się przyjrzeć swoim zobowiązaniom kościelnym. Zapominamy że Kościół tworzą ludzie. Nasze zobowiązania z przyjęcia urzędu chrzestnego, świadka bierzmowania czy małżeństwa nie wygasają. Osoby podejmujące się tych zadań mają być stróżami zobowiązań płynących z tych sakramentów. Notoryczne uchylanie się od tego jest grzechem ciężkim. W wymiarze eklezjalnym nie angażowanie się w dobro wspólnoty Kościoła w wymiarze własnej parafii czy duszpasterstwa do którego się należy. Nie podejmowanie zadań wynikających ze specyficznego powołania do służby Bożej czy to w charakterze posługującego czy też powołania kapłańskiego lub zakonnego. Duchowieństwo i zakonnicy muszą pamiętać że w czwartym przykazaniu Pan Bóg stawia przed nimi ich małą wspólnotę - parafię lub klasztor gdzie mają rozwijać się w miłości tak jak osoby świeckie w rodzinie. 

W życiu zwykle jesteśmy przyporządkowani do jakiejś hierarchii, czy to w pracy czy w innych zadaniach które wykonujemy. Winniśmy posłuszeństwo wobec naszych przełożonych oczywiście tylko w dobrych sprawach. W pracy należy być sumiennym, budować dobre relacje ze współpracownikami, gdy jest się samemu przełożonym nie poniżać podwładnych i traktować ich sprawiedliwie. Porządek ten zachowany jest także w wymiarze władzy politycznej i zawsze działa w dwie strony. Także niepodejmowanie się zadań wynikających z powołania do rządzenia z powodu lenistwa jest objawem braku miłości wobec wspólnoty której ma się służyć.

Wreszcie jesteśmy częścią narodu jako największej grupy społecznej, z którą winniśmy się identyfikować i ją wspierać propagując patriotyzm oraz nacjonalizm w poszanowaniu do innych jednak dbając godziwie o interesy swojego narodu. Tak samo powinniśmy troszczyć się o Kościół jako całość i identyfikując się z każdym kto wiernie strzeże wiary katolickiej i apostolskiej, a wobec tych którzy zbłądzili z miłością podejmować posługę przywracania ich do Chrystusowej owczarni. 

Czwarte przykazanie nakłada na nas wiele zobowiązań. Tak naprawdę nie ma relacji społecznych których bo ono nie dotykało. Ku uciesze kosmopolitów możemy stwierdzić iż jesteśmy także częścią całej ludzkości. Jednak kluczowe w tym przykazaniu jest zrozumienie tego w jakim miejscu i czasie stawia nas Pan Bóg i wobec jakich ludzie kieruje nasze powołanie abyśmy wzrastali w miłości.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

Przykazanie 5: "Nie zabijaj"

Laudetur Iesus Christus!

Wielu katolikom wydaje się że przykazanie piąte jest oczywiste. Okazuje się jednak że aspektów tegoż jest wiele, a sama wartość życia jest nie do końca właściwie rozumiana. Sądzę iż mamy zasadniczo problem dwojakiej natury. Z jednej strony zapominamy iż w dekalogu piąte przykazanie jest dopiero w połowie, są więc wartości większe od życia, a z drugiej strony faryzejsko twierdząc iż życie jest najważniejsze pomijamy je w różnych aspektach naszego funkcjonowania. Piąte przykazanie należy rozumieć w bardzo szerokim kontekście - nie tylko jako obrona wartości ludzkiego życia ale także wszelkich zależności jakie to życie w świecie niesie.

Modna stała się tak zwana teoekologia. Jakkolwiek postulaty tejże daleko wykraczają poza tradycyjną naukę o stworzeniu i jej implikacje natury moralnej, należy zauważyć że bardzo często nie spostrzegamy owego ekologicznego aspektu tego przykazania. I nie chodzi tutaj o segregowanie śmieci czy ochronę Doliny Rospudy, ale o egzystencję która nie podcina gałęzi na której ludzkość w aspekcie biologicznym siedzi. Do grzechów rzeczywiście ekologicznych zaliczyć należy raczej planowane postarzanie produktów, niepohamowana chęć bycia online kosztem skażenia elektromagnetycznego czy brak realnego rozwoju w  wykorzystywaniu odnawialnych źródeł energii ze względu na ochronę partykularnych interesów. Tymczasem za problemy uznaje się dzisiaj przeludnienie, które w praktyce nie występuje oraz ochrona bioróżnorodności która jeśli jest zagrożona to tylko ze względu na rozwój biotechnologii organizmów modyfikowanych genetycznie oraz globalne problemy związane z wydobyciem surowców energetycznych. Słowem większość problemów o których się dziś głośno mówi w rzeczywistości przyćmiewają realne zagrożenia, które wprost można określić jako sposoby depopulacji. Są to grzechy całych społeczeństw a przede wszystkim rządzących która ulegając swoim panom godzi się na zatruwanie swoich obywateli w imię urojonego postępu.  

W warstwie także społecznej mamy oczywiście ciągle problem rozszerzającej się kultury śmierci. Wszystkie czynniki związane z propagowaniem aborcji czy eutanazji nie są ukierunkowane no dobro żadnej z jednostek. Mają tylko za zadanie uchronić społeczeństwo przed kosztami życia niewartego życia że się posłużę owym nazistowskim zwrotem. W rzeczywistości eliminacja słabych jednostek uderza prędzej czy później we wszystkich bowiem każdy kiedyś był i będzie słaby. Również projekty ulepszania życia prowadzą do eugenicznego holocaustu odbywającego się co prawda na szkiełku i w probówce nie mniej jednak tak samo a może i bardziej zbrodniczego niż tego który znamy z kart historii. W tych wszystkich eksperymentach nad ulepszaniem ludzkiej biologii zapominamy iż życie jest darem Pana Boga. i tylko On ma prawo je dać oraz zabrać także w jego ręku jest ewentualne jego ulepszenie. Jako podmioty stworzenia mamy obowiązek wyrażać raczej wdzięczność i uznawać kompletność stworzenia niż próbować je ulepszać. Czytelnicy może dziwią się czemu o tym piszę, ale ilu z was ludzi oświeconych propaguje zbrodniczą bioinżynierię publikując różnego rodzaju ciekawostki i ekscytując się o ile to jeszcze można nasze życie przedłużyć. W ten sposób propagujemy cywilizację śmierci. Nie ma nic złego w tym żebyśmy poprawiali jego jakość, jednak próba ingerencji w tym co zostało stworzone to pycha która musi się skończyć gniewem Bożym, zresztą wiele razy mieliśmy już tego przykład.

W wymiarze indywidualnym należy się uderzyć w pierś rozważając wybory codziennego życia. Mało kto spowiada się z tego jak dba o własną cielesność na co dzień - chodzi o to ile czasu poświęcamy na zdrowe odżywianie, kulturę fizyczną, spoczynek nocny oraz rekreację. Na przeciwległym biegunie jest oczywiście próżność. Nie mniej pamiętając o tym że nasze ciało służy celowi nadprzyrodzonemu nie należy go zaniedbywać. Czasem jesteśmy w stanie wiele środków przeznaczyć dla urody dlatego by być podziwianym za to nie wiele poświęcamy aby zachować zdrowie by móc służyć zgodnie z własnym powołaniem tyle ile Pan Bóg nam postanowił. To jest materia do poważnego rachunku sumienia. Także wystawianie się na niebezpieczeństwa przez nieprzestrzeganie prawa o ruchu drogowym, przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy oraz ryzykowne hobby o ile jest uprawiane niezgodnie ze sztuką np wspinaczka przy niewłaściwej asekuracji. Żyjemy nie dla samych siebie ale dlatego że posłał nas tutaj Pan Bóg. Celem ludzkiego życia jest życie wieczne!

Dużo grzechów w warstwie piątego przykazania popełnia się w sferze myśli. Gniew jest jednym z grzechów głównych. Oczywiście istnieje gniew święty, jednak w praktyce ludzie rzadko go praktykują. Zwykle motywy gniewu są osobiste, często bardzo małostkowe. Brak przebaczenia i  zawiść powodują że zabijamy naszego bliźniego mentalnie. Oczywiście nie mamy wpływu na nasze emocje. Jednak przebaczenie dokonuje się już wtedy kiedy aktem woli i rozumu życzymy bliźniemu dobra, nawet wtedy kiedy po ludzku go nie lubimy. Nikt nie wymaga od nas abyśmy mieli serdeczne kontakty ze wszystkimi, nie mniej zwłaszcza życzliwość w zakresie zbawienia jest imperatywem chrześcijańskiego przebaczenia. 

Wielu katolikom wydaje się że jeśli nie dokonali zabójstwa, okaleczenia lub innej formy bezpośredniego zamachu na życie swoje i bliźnich to nie mają grzechów przeciw temu przykazaniu. Jak widać są oni w błędzie. Waga grzechów zależy tu mocno od świadomości i dobrowolności. Wielu grzeszników nie ma świadomości wielu kwestii które tutaj poruszam. Niestety jest to wiedza często zawiniona. Tak wiele czasu poświęcamy na dokształcanie się w dziedzinach wiedzy potrzebnych naszym życiu zawodowym. Zadajmy sobie pytanie ile rachunków sumienia przerobiliśmy w ciągu ostatniego roku, aby zadbać o rozwój duchowy? Przeto oskarżajmy się z własnych grzechów często  i dokładnie aby osiągnąć żywot wieczny.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

niedziela, 14 kwietnia 2019

Przykazanie 6: "Nie cudzołóż"

Laudetur Iesus Christus!

Nie ma chyba takiego przykazania które wzbudzałoby tyle kontrowersji. W końcu każde z przykazań grupy przeciw bliźniemu czyli od 4 do 10 da się jakoś logicznie uzasadnić. Tymczasem wielu katolików twierdzi że szóste przykazanie Pan Bóg dał ludziom na złość. Nic bardziej mylnego. Właśnie oddzielanie kwestii seksualnych od ich przeznaczenia prowadzi do szeregu problemów i to niezależnie od tego czy obie strony takie działania się na to godzą czy też nie. Płciowość została dana człowiekowi po to by się rozmnażał i choć brzmi to jak truizm to jednak wielu katolików myli przyczynę ze skutkiem. To prawda że współżycie i aktywność seksualna są przyjemne niemniej są one takie dla określonego celu a nie same dla siebie - tym celem jest oczywiście zrodzenie potomstwa. Obwarowanie tej ważnej strefy życia człowieka przykazaniem i koniecznością realizowania swego popędu w małżeństwie zabezpiecza właśnie ów cel. Z jednej strony chroni ludzkość przed konsekwencjami niżu demograficznego który odbija się w wielu sferach życia społecznego, z drugiej strony przed nieodpowiedzialnym rodzicielstwem. Właśnie instytucja małżeństwa zabezpiecza godny początek każdego życia ludzkiego. Oczywiście powyższa argumentacja jest stricte naturalistyczna, ostatecznie przestrzegamy prawa Bożego dlatego że objawił je nam sam Pan Bóg.

Nikt nie ma raczej wątpliwości że łamanie tego przykazania to kontakty seksualne pozamałżeńskie, dla pewności acz niezgodnie z podziałem logicznym dodam że także przed małżeńskie. Powszechna jest także świadomość szkodliwości prostytucji, używania we współżyciu seksualnym przemocy czy też oglądania pornografii. Jednak uważam iż nawet ten poziom wiedzy jest znacząco niewystarczający.

Otóż niezależnie od tego w jakim stanie życia jesteśmy Pan Bóg powołuje nas do czystości jako celibatariusza lub małżonka. Dziś stanowczo brakuje świadomości czystości małżeńskiej. Powszechną praktyką jest zawieranie małżeństw jako legalizacja istniejącego już konkubinatu. Stwierdzam jasno iż takie sytuacje narażają małżonków na nieważność zawieranego przymierza sakramentalnego. Z pewnością nie jest ono godziwe, natomiast powodem zawierania małżeństwa nie może być tylko usankcjonowanie grzechu. W praktyce życia takich ludzi nie zmienia się tak naprawdę nic. Chociaż zawierają małżeństwo to tylko łudzą się iż nie popełniają grzechu. Nawet jeśli stosują metody antykoncepcji naturalnej to celowe i trwałe ubezpładnianie swoich stosunków bez wyraźnej przyczyny jest nadużyciem małżeństwa.  Tego się dziś na kursach małżeńskich nie mówi, ale pierwszym i podstawowym celem małżeństwa jest zrodzenie potomstwa, a metody powstrzymywania się posiadania dzieci są godziwe tylko w ściśle określonych sytuacjach. Nie mogą one stać się normą. Jeśli ktoś zawiera małżeństwo wykluczając posiadanie potomstwa to zawiera je nieważnie!

Kolejnym zagadnieniem które mam wrażenie jest źle wytłumaczone wiernym w aspekcie szóstego przykazania to tak zwany grzech sodomski. Jest to jeden z grzechów wołających o pomstę do nieba. Niesprawiedliwość tego grzechu w wersji prostej oznaczała wymuszenie współżycia homoseksualnego. Jednak z definicji grzech sodomski to współżycie sprzeczne z naturą. Oczywiście kryterium takie spełnia akt homoseksualny ale nie tylko. Niektórzy mylą grzech sodomski z bestialstwem czyli obcowaniem ze zwierzętami oczywiście choć jest to coś jeszcze gorszego wypełnia znamiona sodomii. Współżyciem sodomskim to jest przeciwnym naturze jest także każdy stosunek niewaginalny. Oczywiście formy pieszczot mogą być różne ale co do zasady muszą one prowadzić do stosunku który jest współżyciem niewykluczającym zrodzenie potomstwa.

Dość częste jest także negowanie grzeszności ipsacji czyli onanizmu jeśli chodzi o mężczyzn i masturbacji jeśli chodzi o kobiety. W przypadku mężczyzn onanizm może mieć charakter terapeutyczny i z pewnych przyczyn natury fizjologicznej nie jest dobrze aby mężczyzna długo powstrzymywał się od ejakulacji. Nie mniej onanizowanie się dla przyjemności, fantazjowani, czy pewnej alternatywy dla współżycia małżeńskiego nie jest godziwe. Jest to znowu użycie seksualności przeciw na naturze. 

Również niewielką świadomość grzechów przeciw szóstemu przykazaniu mają wierni w zakresie języka. Jakkolwiek samo wulgarne odezwanie się nie jest grzechem śmiertelnym to opisywanie tej sfery życia wulgarnie, obrażanie innych celowanymi wyzwiskami o ewidentnie erotycznym charakterze już tak. Bardziej poważne grzechy języka to flirtowanie jeśli nie ma się odpowiedzialnych zamiarów oraz dwuznaczne żarty, powiedzenia itp. Skłaniają one do nieczystych myśli oraz podtrzymują je. Bardzo często wchodzą w tę sferę grzechy zgorszenia zwane w katechizmach grzechami cudzymi. 

Wydaje się że największym problemem jest sam sposób wyrażania tych grzechów na spowiedzi. Należy używać raczej fachowego i konkretnego słownictwa, a nie opisywać daną czynność. I tak wiadomo że:
a) bestialstwo oznacza współżycie ze zwierzętami
b) sodomia to grzech homoseksualny oraz niewaginalne stosunki heteroseksualne
c) zgwałcenie to pozbawienie dziewictwa poza małżeństwem także współżycie wymuszone
c) cudzołóstwo to współżycie pozamałżeńskie gdzie przynajmniej jedna ze stron jest w związku małżeńskim
d) nierząd to współżycie pozamałżeńskie osób stanu wolnego
e) solicytacja to usiłowanie rozgrzeszenia wspólnika przeciw szóstemu przykazaniu
f) onanizm - autoerotyzm męski
g) masturbacja - autoerotyzm żeński
Właściwie wystarczy powiedzieć wprost któryś z tych grzechów jeśli się go popełniło oraz wyznać ilość. Jedyną okolicznością którą należy wyznać to ewentualny kontekst w postaci kontaktu seksualnego z dzieckiem lub osobą poświęconą Pan Bogu, ponieważ akty te nie figurują w specjalnym nazewnictwie a są okolicznością której wyznanie jest konieczne dla integralności spowiedzi. Wszelkie opisywanie grzechów przeciwko szóstemu przykazanie, epatowanie się nimi etc raczej mnoży winę. Nie należy spowiednika obarczać większym ciężarem niż jest to konieczne. Zwłaszcza tutaj należy powiedzieć tylko to co trzeba i aż to co trzeba. 

Źródłem grzechów przeciw szóstemu przykazaniu jest niepowściągliwość. Bardzo często przewinienia przeciw czystości występują z ogólną rozwiązłością a więc idą w parze z obżarstwem i pijaństwem. Zatwierdzone przez Kościół objawienia uczą że grzechy przeciw czystości są tymi które jako jedne z najczęstszych prowadzą człowieka do wiecznego potępienia. Wydaje się że dobrym lekarstwem będzie tutaj post i pracowite życie. Podręczniki do ascetyki wymieniają także modlitwę odpowiednio dla mężczyzn do św. Józefa a dla kobiet do NMP Maryi Panny oraz stałe kierownictwo duchowe. Bez niego trudno jest mówić o jakichkolwiek postępach w pracy nad sobą.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk



sobota, 13 kwietnia 2019

Przykazanie 7: "Nie kradnij"

Laudetur Iesus Christus!

Wydawałoby się że kwestia siódmego przykazania jest w praktyce moralnej prosta - każdy kto nie żyje w socjalizmie powinien wiedzieć czym jest własność. Od dziecka mamy wysokie poczucie tejże, jednak uważam że problem jest spory i to nie tyle z samym pojęciem własności co świadomością możliwości jej naruszania.

Typowymi przykładami grzechów są tu oczywiście kradzież, zniszczenie czyjejś rzeczy czy nieoddanie pożyczonej. Kluczowym jednak rozróżnieniem jest oddzielenie materii ciężkiej od lekkiej w tym grzechu. Uznana opinia moralistów mówi że materię ciężką stanowi zabór mienia równowartości tygodniowego utrzymania danej osoby. Rzecz jasna dla każdej osoby będzie to wartość inna wiele zależy od tego czy taka osoba żyje samotnie czy ma kogoś na utrzymaniu. W kwestiach własności wspólnej należałoby wziąć przeciętną wartość takiego utrzymania w kolektywie posiadającym. Czy to oznacza że wolno zabierać różne drobne rzeczy? Bynajmniej! Cała złośliwość polega tutaj na tym że własność taka się kumuluje i w praktyce gorszy grzech ma ten kto regularnie wynosi z zakładu pracy długopisy ale robi to regularnie i przez długi okres czasu niż ktoś kto ukradnie komuś książkę niskiej wartości bo akurat takiej nie ma a bardzo chce ją posiadać. Należy się w każdym przypadku trzymać zasady: "póki wziątek nie zwrócony póty grzech nie odpuszczony" - jest to złota reguła restytucji w tym przykazaniu. Oczywiście w przypadku materii ciężkiej restytucja obowiązuje bezwzględnie, jednak należy i warto wyrównywać także i mniejsze przewinienia. Należy pamiętać o tym że dobra zmieniają swoją wartość w czasie także pozbawienie kogoś możliwości użytkowania przez określony czas ze swojej własności wymaga wynagrodzenia. W praktyce restytucja prawie zawsze powinna być odpowiednio większa niż sama wartość bezprawnego zaboru. Uwaga! Kapłan nie ma obowiązku z urzędu ustalać wysokości tej restytucji i nałożyć w tej kwestii stosownej pokuty, aczkolwiek jest to wielce pożyteczne i po tym można poznać dobrego spowiednika że drąży w takiej kwestii. Również wierny ma prawo pytać o to i otrzymać odpowiedź. Od tego jest spowiednik by ocenić wielkość szkody na podstawie samooskarżenia penitenta i nałożyć odpowiednią restytucję. Nie jest ona pokutą w ścisłym tego słowa znaczeniu aczkolwiek jest to zadośćuczynienie konieczne, to znaczy bez tego sakrament pokuty jest nieważny. Restytucja nie musi być jawna, jeśli niemożliwy jest odpowiedni zwrot bo na przykład firma którą okradaliśmy rozwiązała się albo osoba okradziona zmarła lub straciliśmy z nią kontakt można dokonać restytucji zastępczej i zwrócić równowartość a najlepiej trochę więcej na jakiś zbożny cel. 

Wydaje się że największe grzechy przeciwko własności popełniane są w układzie zobowiązań pracowniczych. Katalog grzechów wołających o pomstę do nieba wymienia wstrzymanie zapłaty pracownikom. Należy jasno podkreślić iż jest kilka wariantów tego grzechu. Nie chodzi tylko o zwykłe niewypłacenie wynagrodzenia. Uważam że także niesprawiedliwe nakładanie kar finansowych na pracowników, zmuszanie do zawierania umów na czarno lub pół-czarno  gdzie czasem nawet większa wypłaty przekazywana jest pod stołem to praktyki sprowadzające się do powyższego. Jest to nic innego jak okradanie pracownika z należnych mu składek ubezpieczeniowych. Niezależnie od poglądów na temat systemu emerytalnego czy rentowego nie można stawiać pracownika w sytuacji kiedy on musi się godzić na takie warunki. Jeszcze ciekawszym a dużo powszechniejszym sposobem popełniania tego grzechu przez pracodawcę jest zmuszanie do bezpłatnych nadgodzin. Problem jest powszechny i ta niesprawiedliwość rzeczywiście sięga bram nieba. Należy pamiętać iż pracownik w stosunku do pracodawcy zawsze stoi na pozycji niższej  stąd też do przewinienia pracodawcy są sprowadzone do grzechu wołającego o pomstę do nieba a nie na odwrót. Jednak nie rzadsze jest uchybianie się od umówionej pracy, chodzenie na lewe zwolnienia, pracowanie tylko wtedy gdy jest nadzór. Te przewinienia pracowników bardzo szybko mogą doprowadzić ich do grzechu w ciężkiej materii a więc zagrożenia życia wiecznego!

Kolejną grupą zapomnianych grzechów są uchybienia wobec własności publicznej. Wspomniałem o tym że zmuszanie pracowników do pracy na czarno czy pół-czarno jest grzechem wołającym o pomstę do nieba. Niestety jednak sami pracownicy często to robią aby uchylać się od płacenia podatków lub co gorsza alimentów. Temat wymagałby w zasadzie osobnego opracowania, ponieważ w obecnej sytuacji podatki są niesprawiedliwie wysokie. W czasach gdy ludzie bardziej wierzyli w Pana Boga oddawano dwie dziesięciny - na króla i na Kościół. W praktyce płacono podatek 20% i tylko od dochodów. Dzisiaj obciążenia osiągają zawrotne progi 80%! - wynika to z tego że często te same pieniądze kilka razy opodatkowywane. Zatem kwestia uchylania się od podatków nie jest jednoznaczna moralnie w obecnej sytuacji. Wina spoczywa na niegospodarności rządzących. Ciągłe zadłużanie państw oraz organizowanie budżetu licząc się tylko z dobrem własnego ugrupowania politycznego a nie z rzeczywistym dobrem wspólnym to poważne grzechy śmiertelne polityków. Dotyczy to ich wszystkich także na szczeblu samorządowym. Zanim ktoś podejmie decyzję o tym aby wydać pieniądze musi się poważnie zastanowić czy wydatek jest rzeczywiście potrzebny. Nie wolno składać dobra wspólnego na ołtarzu politycznych korzyści! W pierś musi się tutaj także niestety uderzyć duchowieństwo. Specyfika posługiwania i tytuł z którego wielu z was nabywa środki materialne powoduje że powinniście się specjalnie zatroszczyć o to by dobrze właściwe wydatkowanie owych środków. O tym będzie jeszcze mowa przy trzecim przykazaniu jednak już tutaj sygnalizuję tę kwestię bo jak pisze prorok Aggeusz: "Czy to jest czas stosowny dla was, by spoczywać w domach wyłożonych płytami, podczas gdy ten dom (Boży) leży w gruzach?" (Ag 1,4) Rzecz jasna należy podkreślić także jednostkową odpowiedzialność za dobro wspólne  - jednak tutaj chyba czytelnicy rozumieją w czym rzecz się zasadza. Niestety w społeczeństwie panuje ciągle mentalność socjalistyczna i jej konsekwencje a obecna sytuacja społeczno-gospodarcza zdaje się ten problem raczej pogłębiać... .

Poważnym problemem współczesnych czasów są grzechy powodowane nadmierną troską o dobrostan materialny. W zasadzie można by je wymienić także pod 10 przykazaniem. Chodzi o postawę niepohamowanego konsumpcjonizmu i materializmu. W dzisiejszych czasach marnuje się mnóstwo zasobów i nie dba się o to by marnowane były godziwie dysponowane wobec biedniejszych. Nie chodzi o politykę socjalistyczną tymi dobrami ale solidarnościową. Wiele wartości cenniejszych niż posiadanie jest składanych na ołtarzu własności. Chodzi mi także o pracoholizm który psuje życie rodzinne, ale nie tylko bo także inne relacje nawet wewnątrz pracownicze w korporacjach. Szczególnie bogaci powinni się zastanowić do jakiego momentu pomnażanie majątku rzeczywiście podwyższa komfort ich życia a od jakiego poziomu staje się tylko rozwijaniem w sobie próżności. Oczywiście każdy ma prawo poprawić swój byt doczesny jeśli uczciwie do posiadania dochodzi. Zadaję jednak pytanie czy posiadanie wielu domów, samochodów, jachtów, samolotów etc rzeczywiście poprawia jakoś życia - jeśli nie to jest to przyczyna poważna do uczynienia rachunku sumienia. Również nabywanie środków materialnych metodami niegodziwymi typu lichwa jest grzechem. Nie wolno wykorzystywać złej sytuacji bliźniego do tego by samemu się bogacić nawet jeśli on sam przymuszony lub mniej inteligentny godzi się na niekorzystne dla niego warunki. 

Jako przyczyny grzechów przeciw siódmemu przykazania wymienia się przewinienia przeciw dziesiątemu przykazaniu. Jednak oba te przykazania należy umieć rozróżniać. Teologia moralna poza chciwością i zazdrością wymienia jako przyczynę grzechów przeciw siódmemu przykazaniu lenistwo. Ten grzech główny o ile nie robimy oddzielnego wyliczenia tychże należy wymienić właśnie tutaj. Bardzo często nie posiadamy tyle ile potrzebujemy właśnie dlatego że byliśmy lub jesteśmy leniwi. Nie należy lenistwa traktować jako czystej niechęci do pracy. Bardzo często ma ono bardziej zawoalowaną postać na przykład notorycznej prokrastynacji lub innych form złego gospodarowania czasem także w formie uzależnień od środków komunikacji medialnej i samych mediów.

Jak widać problem tego przykazania jest złożony. O grzechach wyznawanych tutaj pisano całe traktaty. Pragnąłem zasygnalizować pewne często pojawiające się w życiu a pomijane w rachunkach sumienia problemy. Świat się zmienia i również formy własności ulegają w naturalny sposób ewolucji. Należałoby wspomnieć o własności intelektualnej czy wirtualnej ale sądzę iż moi czytelnicy ze świadomością tychże nie mają problemów. Być może kiedyś wątek zostanie rozwinięty. Na razie tylko przypominam o dokładnym rachowaniu sumienia. Zapomnienie wielkości grzechu wskutek zawinionego zaniedbania nie znosi odpowiedzialności za niego. Wydaje się tutaj zasadna postawa celnika Zacheusza. Być może przykład ten wydaje się radykalny ale osobiście uważam że wiele nawet czytających mnie osób musi postąpić w podobny sposób aby uratować swoją duszę.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk