czwartek, 23 marca 2017

Ostiariat, czyli zapomniane święcenie kościelnego

Laudetur Iesus Christus!

Pierwszym niższym święceniem, które udzielane było nowo przyjętemu w czasie tonsury duchowieństwu był ostiariat. Ta zagadkowa nazwa wywodzi się od łacińskiego rzeczownika ostium, ostii - drzwi i oznacza święcenie tego, który był odpowiedzialny za otwieranie i zamykanie świątyni, przygotowanie ksiąg liturgicznych oraz wpuszczanie wiernych do kościoła. Należy pamiętać, że w pierwszych wiekach w liturgii mogli uczestniczyć jedynie wierni oraz katechumeni (przygotowujący się do chrztu). Ściśle pilnowano tego prawa tajemnicy (disciplina arcani) głównie z obawy przed prześladowaniami i ośmieszeniem wiary. Warto też nadmienić, że wykluczano tych którzy przez trzy kolejne niedziele nie pojawiali się bez uzasadnionej przyczyny na niedzielnej Mszy Świętej.

Ostiariat pierwszy raz wspominany jest w III w, ale zapewne istniał dużo wcześniej. Święceń tych powszechnie udzielano aż do nieszczęsnej deformy święceń z 1972 r i chociaż dokument Ministeria Quaedam dopuszcza możliwość udzielania ostiariatu, to jednak nie słyszałem by gdzieś poza tradycyjnymi wspólnotami udzielano tego święcenia (posługi), nie zostały też wydane odnowione obrzędy do wprowadzania na ten urząd. Eliminacja ostiariatu z porządku święceń jest dla mnie zaskakująca - praktycznie w każdej parafii mamy zakrystianina, czy kościelnego, który i tak wykonuję tą służbę. Czy czynności, które sprawuje kościelny nie domagałyby się specjalnego święcenia? Czemu zrezygnowano z ostiariatu? Jeśli przyjrzymy się obecnym ostiariuszom, czyli kościelnym, to zauważymy, że zakres ich służby się rozszerzył, zwykle pełnią oni także niektóre funkcje akolitów (na przykład przygotowując naczynia liturgiczne, czego w pierwszych wiekach ostiariusz nie czynił), a czasem nawet wypełniają w pełni urząd akolity, służąc do Mszy Świętej jako ministranci. Pytam się więc dlaczego odmawiać łaski specjalnego święcenia tym wielu mężczyznom, którzy na przyjętym ostiariacie mogliby zyskać specjalne łaski do wypełniania swojej funkcji, która wtedy stałaby się wtedy ich własnym urzędem? Wystarczy pomyśleć jak wielka odpowiedzialność spoczywa na potencjalnym ostiaruszu. W końcu służba kościelnego nie ogranicza się tylko do punktualnego otwierania i zamykania świątyni, dzwonienia, utrzymywania czystości itd. Często zakrystianin jest pierwszym przedstawicielem Kościoła z jakim styka się wierny chcąc porozmawiać z kapłanem. Od tego kontaktu bardzo wiele zależy - tym bardziej więc ludzie piastujący tak ważną funkcję powinni zostać umocnieni specjalnym charyzmatem urzędowym, przez przyjęcie stosownych do swej służby świeceń.

Czytający mnie kapłani w większości nie przyjęli święceń ostiariatu, jednak przyjmując diakonat, przyjęli także przywileje i obowiązki niższych stopni hierarchii. Będąc kapłanami niech nie zapominają o obowiązkach ostiariuszy, aby byli punktualni i zatroskani o świątynię także w wymiarze materialnym. Wreszcie materia tego święcenia - czyli wręczenie kluczy kościoła i forma, którą są słowa: "Tak czyń, byś przed Bogiem zdać mógł rachunek z tych rzeczy, które tymi kluczami się otwierają" poucza o dalej idącym zobowiązaniu... . W wymiarze duszpasterskim owa niższa władzy kluczy jest bardzo istotna. Często kapłan jest tym, który musi się upominać o godność obrzędów i dopuszczanie do sakramentów, czy do służby Bożej odpowiednich osób. Niech więc każdy prezbiter pamięta to upomnienie jakie otrzymywał ostiariusz, bo z tego nie tylko ostiariusz ale i każdy kapłan będzie sądzony. Czasem dla dobra konkretnej osoby i całego Kościoła należy stanowczo acz z miłością odmówić dostępu do sakramentu czy posługiwania w charakterze na przykład ministranta. Ten wymóg duszpasterskiej miłości jest z pewnością trudny i wymaga odpowiedniego rozeznania, jednak nie może być tak że za kryterium osądzania tych spraw brana jest malejąca liczba ludzi w Kościele, obawa o to, że nieodpowiednia osoba po prostu odejdzie czy wreszcie co najgorsze wzgląd ekonomiczny... . Fałszywe miłosierdzie okazywane w rzeczywistości Kościoła zachodnio-katolickiego jest diabelskim przekleństwem, bo zamiast przekazywać człowiekowi prawdę o stanie jego duszy zatraca ją w kłamstwie i niweczy możliwość zadziałania łaski uczynkowej. Ile dusz przez nieroztropne udzielanie sakramentów osobom niegodnym lub nieprzygotowanym idzie na wieczne potępienie? Ile kapłanów źle wykonujących niższą władzę kluczy sama siebie potępia, przez działanie sprzeczne z podstawową zasadą duszpasterską: najważniejsze jest zbawienie duszy?

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 22 marca 2017

Tonsura czy obłóczyny?

Laudetur Iesus Christus!

Będąc w temacie święceń nie sposób pominąć tak widowiskowego kroku, jakim jest przyjęcie stroju duchownego. W powszechnym mniemaniu jest to obok święceń kapłańskich najpoważniejszy krok w drodze do realizacji życiowego powołania. Niestety obrzęd przyjęcia stroju duchownego i jego znaczenie uległy daleko idącej zmianie w toku reformy liturgii po ostatnim soborze.

Pierwotnie stroje duchowieństwa nie różniły się od strojów osób świeckich. Dopiero wraz z uzyskaniem przez Kościół wolności w publicznym wyznawaniu wiary na mocy Reskryptu Mediolańskiego z 313 r sposób odziewania świętych szafarzy i laikatu zaczął się odróżniać. Początkowo dotyczyło to tylko szat przeznaczonych do służby Bożej, czyli do liturgii. Z czasem duchowieństwo zaczęło nosić także odrębny strój poza czynnościami liturgicznymi. W 572 r pierwszy raz duchowni zostali zobowiązani do noszenia specjalnego stroju na mocy Synodu w Bradze. Obrzęd tonsury jest już wspomniany pół wieku później w kanonach Synodu w Toledo z 633 r.

Po co Kościół nakazał swym sługom nosić strój duchowny? Przede wszystkim odmienny sposób ubierania się ma przypominać duchownym, że przez swój stan są poświęceni Bogu, czyli oddzieleni od tego świata. Strój także wskazuje na poszczególny stopień kleryka i wreszcie daje więcej możliwość do dawania świadectwo swojego przywiązania do Chrystusa i chociaż to nie szata zdobi człowieka, to jednak stanowi wyraźny znak sprzeciwu względem ducha tego świata.

Starą tradycją Kościoła jest przywdziewanie stroju duchownego przed przyjęciem pierwszych niższych święceń. Obrzędem, który wprowadzał w stan klerycki była właśnie tonsura, a więc uroczystość postrzyżyn i obłóczyn jednocześnie. W trakcie tej ceremonii mężczyzna przechodził ze stanu świeckiego w stan duchowny, chociaż klerykiem stawał się w ścisłym tego słowa znaczenia po przyjęciu pierwszych święceń. Tonsura w swojej obrzędowości nawiązuje do poświęcenia się Bogu, a postrzyżyny i wdzianie sutanny lub habitu są tego widomym znakiem.

Niestety w 1972 r Paweł VI zniósł tonsurę i odtąd w powszechnej praktyce są jedynie obłóczyny. Ta pauperyzacja liturgiczna obrzędu zewnętrznej zmiany doczekała się także degradacji kanonicznej. Nowy Kodeks Prawa Kanonicznego promulgowany przez Jana Pawła II w 1983 r inaczej niż dotąd definiuje stan duchowny. Zgodnie z obecnym prawodawstwem kościelnym duchownymi są jedynie biskupi, prezbiterzy i diakonii. Chociaż definicja legalna stanu duchownego się zmieniła, to jednak w istocie nic się nie zmieniło -  w umyśle wiernych znak przywdziania sutanny jawi się jako moment w którym alumn staje się osobą duchowną i tak też jest traktowany.

Z niepokojem obserwuję nowe trendy kolejnej degradacji obłóczyn. W Kościele zachodnio-katolickim w wielu seminariach przesuwa się moment przywdziania stroju duchownego na późne lata - czwarty, a nawet piąty rok studiów. Idzie to w parze z zaleceniem rezygnacji noszenia pełnego stroju duchownego jakim jest sutanna lub habit, na rzecz strojów świeckich. Takie zabiegi utrudniają klerykom i juniorystom integrację swojej nowej tożsamości. Często zdarza się też, że pierwsze święcenia, zwane dziś posługami klerycy przyjmują chodząc jeszcze w stroju świeckim. Trzeba w tym miejscu wyraźnie potępić takie praktyki przede wszystkim dlatego że są wyrazem nieposłuszeństwa Stolicy Apostolskiej, która w stosownych dokumentach  wydała zasady zgodnie z którymi strój duchowny alumni mają otrzymać na początku trzeciego roku studiów przed lektoratem. Po drugie sutanna czy habit pozostają znakiem zewnętrznym, podczas gdy prawdziwa zmiana zachodzi w duszy podczas przyjmowania każdych kolejnych święceń. Seminarzysta, który nie jest gotów przyjąć znaku zewnętrznego tym bardziej nie jest gotowy na przyjęcie święceń niższych/posług. Z tego co się orientuję w Polsce jedynie kołobrzeskie i opolskie seminarium odkłada obłóczyny na czas po lektoracie. Między innymi z tego powodu osobiście radzę omijać te seminaria szerokim łukiem - jaki sens ma formacja w seminarium, w którym w tak widoczny sposób łamie się dyscyplinę kościelną? Jeśli czytelnicy znają nadużycia w tej kwestii w innych miejscach to proszę o stosowny komentarz.

Rezygnacja z obrzędu tonsury i postępująca degradacja obłóczyn powodują opłakane skutki. Coraz mniej osób duchownych ceni i szanuje strój duchowny. Dziś łatwiej spotkać księdza w dżinsach niż w sutannie z pasem i w kapeluszu. Kryzys zewnętrznego wymiaru tożsamości kleryckiej pociąga ze sobą osłabienie tożsamości wewnętrznej. Oczywiście jest to bardziej przejaw niż skutek, ale warto sobie zadać pytanie o ile mniej byłoby gorszących sytuacji i bolesnych upadków księży i osób życia konsekrowanego, gdyby z zasady chodzili oni w przeznaczonym dla siebie stroju? A co my możemy zrobić? Jeszcze będąc w seminarium zwracałem uwagę moim starszym kolego, obecnie czynię to wobec moich kolegów kursowych. Upominajmy się zatem o sutannę i habit, nie bójmy się zawstydzić nawet naszego wikarego, czy proboszcza. W końcu sutanna to nie tylko świadectwo, ale także ochrona świętości życia kleryckiego.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 8 marca 2017

Czy Kościół zniósł niższe święcenia?

Laudetur Iesus Christus!

Pisząc o różnych stopniach święceń nie sposób nie dotknąć tematu istnienia poszczególnych stopni. W toku mojej (de)formacji seminaryjnej dowiedziałem się, że Sobór Watykański II zniósł niższe święcenia. Jest to oczywiście jeden z wielu mitów dotyczących tego soboru, ale o tym napiszę innym razem. Faktem jest, że 7 lat po zakończeniu ostatniego soboru Paweł VI wydał dokument "zmieniający dyscyplinę w odniesieniu do tonsury, niższych święceń i subdiakonatu". Ten bardzo krótki dokument nazywa się Ministeria Qaedam i gorąco polecam go przeczytać szczególnie wszystkim alumnom wchodzącym w stan klerycki, wyświęconym już klerykom, ale także zainteresowanym osobom świeckim. Dowiadujemy się z tego dokumentu, że: "Święcenia, które dotychczas nazywały się niższymi, mają być odtąd nazywane posługami." Nie ma zatem mowy o znoszeniu święceń niższych jako takich, ale o zmianie nazwy - nie zmienia się zatem istota rzeczy. To co dokument faktycznie znosi to tonsurę i święcenia egzorcystatu. Dla całego Kościoła poleca zachować lektorat i akolitat. List papieski zauważa także pewną wartość i możliwość utrzymania święceń ostiariatu oraz przesuwa uprawnienia subdiakona na akolitę i lektora znosząc ten stopień. Szczegółowo kwestię uprawnień poszczególnych stopni omówię w kolejnych wpisach. Dziś istotna jest kwestia będąca tytułem wpisu.
Czy Kościół może znieść niższe święcenia? Święty Sobór Trydencki  zwany potocznie Trydentem i niesłusznie przypisywany jako epitet gatunkowy wszelkiej maści tradycjonalistów katolickich (którzy w większości nie znają jego postanowień) podał jako dogmat następujące zdanie: "Gdyby ktoś mówił, że oprócz kapłaństwa w Kościele katolickim nie ma innych święceń, wyższych i niższych, którymi jakby stopniami zdąża się do kapłaństwa - niech będzie wyklęty." Z tego wyraźnie wynika, że istnienie święceń niekapłańskich jest prawdą, której wyznawanie należy do depozytu wiary. Również w tej samej sesji 23 soboru znaleźć możemy także taką tezę dogmatyczną: "Gdyby ktoś mówił, że w Kościele katolickim nie ma hierarchii, ustanowionej z Bożego rozporządzenia, która obejmuje biskupów, prezbiterów oraz [innych] szafarzy - niech będzie wyklęty." Co należy rozumieć przez innych szafarzy? Chodzi o stopnie nie kapłańskie, a więc: diakonat, subdiakonat, akolitat, egzorcystat, lektorat i ostiariat. Oczywiście znajdą się "teolodzy", którzy podważą te i inne wypowiedzi Magisterium Ecclesiae, choćby nie wiem jak uroczyste formuły w tekstach były zastosowane - są to ci sami heretycy, którzy swoich uczniów nie zaznajamiają z hierarchią wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego, a sami arbitralnie osądzają co należy do depozytu wiary, a co nie. Tych też przestrzegam, bo czeka ich za te wszeteczeństwa bardzo surowy sąd Boży. Truć młodzież klerycką własnymi błędnymi poglądami i podawać je za objawione to szczyt przewrotności i nadużycia powierzonego sobie urzędu.
Sobór Trydencki również w innych miejscach mówi o święceniach niższych i żąda przywrócenia ich właściwego znaczenia - niestety postanowienia te nie weszły w życie. Również "odnowa święceń" Pawła VI nie uzyskała powszechnej aprobaty - poza redukcją święceń nie uzyskano niczego. Funkcje lektora i akolity pełnią dziś ludzie kompletnie do tego nieprzygotowani, tworzone są jakieś protezy urzędów: nadzwyczajni szafarze Komunii Świętej, lektorzy - dzieci, ministrantki, asystenci i referenci pastoralni. Posług lektora i akolity dalej udziela się właściwie tylko w drodze do święceń sakramentalnych, a klerycy posiadający te stopnie nie mają elementarnej wiedzy na temat swoich nowych zadań, uprawnień i stanu. W rzeczywistości praktyka po dokumencie Ministeria Quaedam zupełni znosi znaczenie niższych święceń - jest jeszcze gorzej niż było od czasów średniowiecza, kiedy często poszczególne święcenia przyszły kapłan tylko przeleciał, a nie sprawował władzy duchowej wynikającej z tychże stopni.
Wreszcie trzeba powiedzieć, że święcenia każdego stopnia wyciskają na duszy charakter - jest to nauczanie powszechne i dobitnie udowodnione w Sumie Teologicznej św. Tomasza z Akwinu. Czy jest to dogmat, czy zdanie teologicznie pewne jest kwestią zbadania, ponieważ literalnie z kanonów soborów to nie wynika, ilekroć bowiem mowa o święceniach nie wiadomo czy chodzi tylko o stopnie kapłańskie czy także o święcenia niekapłańskie. Podstawowym argumentem jest, że osoba występująca z seminarium po przyjęciu święceń niższych i wracająca po jakimś czasie nie powtarza przyjętych święceń niższych. 
Wszystkich kleryków i kapłanów usilnie zachęcam do podjęcia studium nad święceniami jakie przyjęli. Każdy kapłan rozważając stopnie przez które przeszedł wzbogaca się duchowo, bowiem będąc prezbiterem nie przestaje być diakonem, akolitą czy lektorem, albo ostiariuszem. Boża pedagogika doprowadza człowieka do doskonałości stopniowo - podobnie rzecz ma się ze świętą służbą. Życzę więc każdemu klerykowi wytrwałości w przyjętych urzędach i odebrania w niebie nagrody wiecznej. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty Kleryk

niedziela, 5 marca 2017

Adresaci bloga - czyli co i do kogo...

Laudetur Iesus Christus!

Na specjalne życzenie moich przyjaciół chcę dziś określić do kogo właściwie adresuję moje wpisy na blogu, a przy okazji przedstawić program na tegoroczny wielki post.

Rozmyślając nad formułą mojego blogowania rozważałem różne opcje. Stwierdziłem, że pisząc o problemach ogólnokościelnych wypełnię pewną lukę w istniejących już blogach katolickich. Sądzę też, że nikt w tej formie nie zarzuci mi mszczenia się na osobach, które przyczyniły się do niszczenia mojego powołania kapłańskiego. Jak to pisałem w pierwszych wpisach - chcę w trudnych warunkach mimo wszystko wypełnić mój urząd kościelny i póki co szansę na to widzę tylko w blogowaniu.

Wyklęty kleryk z powodu swojego charakteru jest głosem prorockim kierowanym głównie do decydentów kościelnych, a więc do tych, którzy sprawują różne urzędy - począwszy od kierowniczych związanych z służbą apostolską i kapłańską po pomocnicze związane z diakonatem i niższymi święceniami oraz posługami. Podstawowym adresatem mojego bloga jest więc hierarchia wszystkich stopni - nie tylko biskupi, prezbiterzy i diakoni, ale także minorzyści czyli ci którzy przyjęli niższe święcenia/posługi. W drugim rzędzie moje blogowanie kieruję do osób życia konsekrowanego - tak duchownych jak świeckich, oni bowiem są, albo powinni być solą Kościoła. Dalej moje pisanie kieruję do tych którzy rozpoznają swoje powołanie, a więc młodych osób chcących wstąpić do seminarium duchownego i alumnów nie posiadających stanu kleryckiego (czyli tym którym nie udzielono jeszcze żadnych urzędów kościelnych). W dalszej perspektywie planuję wpisy, które będą przestrzegać seminarzystów, przed współczesną deformacją modernistyczną, jaka jest obecna niestety także w naszych polskich seminariach. Zaproszenie do czytania kieruję także do katolickich środowisk akademickich. Wiele wpisów dotyczy kwestii teologicznych, także na lekturze skorzystać mogą studenci teologii, ale także wykładowcy, bowiem to oni w głównej mierze są odpowiedzialni za formację intelektualną, ale zwykle także i duchową swoich słuchaczy. To oni wprowadzają do swoich wykładów elementy niepewne, często wprost heretyckie, bez jasnego ocenienia prezentowanych poglądów. W końcu do czytania zapraszam wszystkich wiernych świadomych swego posłannictwa w świecie, czujących problemy Kościoła, ale nieumiejących tych problemów nazwać i właściwie osądzić.

Na czytaniu bloga nie skorzystają tylko ludzie niepewni własnej wiary - szukający Boga. Tacy ludzi nie znajdą w tym miejscu umocnienia. Zwracam się więc do was, którzy zastanawiacie się czy nie wstąpić do Kościoła, a albo zamierzacie z niego wystąpić. Pomimo całego zła, jakie spotkało mnie ze strony ludzi Kościoła - owych faryzeuszy decydujących o losach życiowego powołania muszę stwierdzić, że w Kościele trwam i zamierzam w tej wytrwałości umrzeć. Nie widzę innej drogi - gdym widział, uczciwie bym to napisał. Pisanie o problemach trawiących Kościół nie deprecjonuje tego co Kościół mi daje, a przede wszystkim możliwości zbawienia. Jako członek tego Kościoła, widząc jak dziedzictwo dane przez Jezusa Chrystusa jest defraudowane przez popleczników szatana muszę zareagować i ten blog jest tego wyrazem .

A jakie mam plany na wielki post? Zamierzam przedstawić po kolei kolejne urzędy kościelne związane ze święceniami tak niższymi, jak i wyższymi. Po kilkuletniej deformacji seminaryjnej zauważyłem, że poważnym brakiem współczesnych seminariów jest brak właściwej formacji do podejmowania kolejnych zadań w Kościele. Większość minorzystów nie jest świadoma tego co wynika z przyjętych posług, jakie mają uprawnienia i jaki jest ich charyzmat urzędowy. Niestety podobnie rzecz ma się z diakonatem. Kolejne wpisy będą także refleksją na temat urzędów, które udzielane są już tylko w tradycyjnych seminariach, a których moim zdaniem zupełnie bezpodstawnie nie udziela się już dzisiaj. Sądzę że taki cykl może spowodować wzrost świadomości posłannictwa współczesnych kleryków poczynając od ostiariuszy, a na biskupach kończąc.

Dzisiejsza niedziela jest dniem, w którym nowe seminaria udzielają posługi lektoratu, czasem także posługi akolitatu. Za tydzień w sobotę suchych dni w seminariach tradycyjnych udzielane będą święcenia - głównie te niższe. Wszystkim kandydatom do tych święceń życzę wierności przyjętym zobowiązaniom. Żyjcie charyzmatem urzędowym jaki otrzymacie i wytrwajcie w wierze i swoim posłannictwie do końca, a Pan da wam wieczną nagrodę w niebie.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 1 marca 2017

Zniesiony post

Laudetur Iesus Christus!

Dziś wielu z nas przyjęło znak posypania popiołem. W środę popielcową obowiązuje post ścisły, a w pozostałem dni "wielkiego" postu fioletowy kolor szat... Tak można by scharakteryzować współczesną praktykę wielkopostną. W porównaniu z przepisami postnymi sprzed 1966 r dziś okres wielkopostny ma charakter symboliczny. Dawniej post ilościowy (trzy posiłki w tym jeden do syta i dwa pomniejszone przynajmniej o 1/3) obowiązywał przez wszystkie dni wielkiego postu z wyjątkiem niedziel, a post ścisły przez wszystkie piątki i soboty wielkiego postu. Do tego dochodził post jakościowy przez wszystkie piątki roku poza uroczystościami i post ścisły cztery raz do roku po trzy dni podczas tak zwanych suchych dni (dziś nazywanych dniami kwartalnymi) oraz w wigilię Zesłania Ducha Świętego i Bożego Narodzenia. Do tego Kościół w okresach pokutnych wzywał także do zaniechania udziału w zabawach (ostało się to i dziś podczas wielkiego postu) oraz abstynencji alkoholowej i innych wyrzeczeń. Szczególnie pielęgnowano posty i umartwienia w zakonach, gdzie konstytucje i reguły nakładały dodatkowe i zwykle bardzo surowe posty na zakonników.

A dziś? Dziś pyta się mnie jeden z ministrantów, czy wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych i post ilościowy dwa dni w roku to nie jest anachronizm. I muszę powiedzieć, że jest! Tak, jest anachronizmem coś co ostało się tylko jako symbol. Faktycznie bowiem wielki post zaczyna i kończy środa popielcowa - od wydzielenia okresu Triduum Paschalnego wielki piątek nie należy już do wielkiego postu. Katolicy spod znaku liberalizmu żyją więc w tym okresie jak w każdym innym. Co bardziej pobożni pójdą na drogę krzyżową czy gorzkie żale, albo odprawią jakieś mniej lub bardziej poważne rekolekcje.

I po co nam ten wielki post? W czasach gdy wszystko jest radosne i już nawet adwent ogłoszono czasem radosnego oczekiwania, ja czekam z obawą kiedy wielki post stanie się czasem radosnego oczekiwania na zmartwychwstanie Pana. Sens wielkiego postu jest dziś większy niż kiedykolwiek. Fanom Jana Pawła II polecam jego słynne zdanie kierowane do młodych, ale aktualne dziś w odniesieniu do wszystkich wiernych: "Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali". Jeden z moich wykładowców - profesor patrologii podsumowując wykład monograficzny o pokucie i nawróceniu w Kościele pierwszych wieków skonstatował: "Dziś Kościół zniósł post i pokutę". Śledząc historię Kościoła nie mam wątpliwości co do instytucjonalnego zniesienia praktyk pokutnych. Jednak duch postny w Kościele trwa i choćby tylko jedno zgromadzenie zakonne, albo grupa świeckich wiernych trwała w ascezie, to duch pokuty w Kościele nie zniknie. Przeto i was wzywam do owego "więcej". Trzeba mieć odwagę przeciwstawić się współczesnemu stylowi życia i promować pokutę także publicznie. Nie chodzi tutaj o jakiś faryzeizm, ale o apostolat nawrócenia. Wierni przywiązani do Tradycji wiary katolickiej, powinni być solą ziemi także i w tym względzie.

Podejmijmy wielki post w wymiarze większym niż od nas tego wymaga współczesny Kościół. Ofiarujmy nasze wysiłki ascetyczne w intencji Kościoła, naszych duszpasterzy. Podejmujmy prawdziwy post, czyli nie wyrzeczenia zła, ale należnego dobra. Do walki z grzechem wzywani jesteśmy każdego dnia i jest to fundament nasze pracy. W wielkim poście poprzez rezygnację z dobrych, a nie złych rzeczy uszlachetniamy własne serca, aby z większą siłą walczyć o zbawienie własne i braci. Chrystus Pan naucza: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje!" (Mt 9,23)

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk