czwartek, 23 marca 2017

Ostiariat, czyli zapomniane święcenie kościelnego

Laudetur Iesus Christus!

Pierwszym niższym święceniem, które udzielane było nowo przyjętemu w czasie tonsury duchowieństwu był ostiariat. Ta zagadkowa nazwa wywodzi się od łacińskiego rzeczownika ostium, ostii - drzwi i oznacza święcenie tego, który był odpowiedzialny za otwieranie i zamykanie świątyni, przygotowanie ksiąg liturgicznych oraz wpuszczanie wiernych do kościoła. Należy pamiętać, że w pierwszych wiekach w liturgii mogli uczestniczyć jedynie wierni oraz katechumeni (przygotowujący się do chrztu). Ściśle pilnowano tego prawa tajemnicy (disciplina arcani) głównie z obawy przed prześladowaniami i ośmieszeniem wiary. Warto też nadmienić, że wykluczano tych którzy przez trzy kolejne niedziele nie pojawiali się bez uzasadnionej przyczyny na niedzielnej Mszy Świętej.

Ostiariat pierwszy raz wspominany jest w III w, ale zapewne istniał dużo wcześniej. Święceń tych powszechnie udzielano aż do nieszczęsnej deformy święceń z 1972 r i chociaż dokument Ministeria Quaedam dopuszcza możliwość udzielania ostiariatu, to jednak nie słyszałem by gdzieś poza tradycyjnymi wspólnotami udzielano tego święcenia (posługi), nie zostały też wydane odnowione obrzędy do wprowadzania na ten urząd. Eliminacja ostiariatu z porządku święceń jest dla mnie zaskakująca - praktycznie w każdej parafii mamy zakrystianina, czy kościelnego, który i tak wykonuję tą służbę. Czy czynności, które sprawuje kościelny nie domagałyby się specjalnego święcenia? Czemu zrezygnowano z ostiariatu? Jeśli przyjrzymy się obecnym ostiariuszom, czyli kościelnym, to zauważymy, że zakres ich służby się rozszerzył, zwykle pełnią oni także niektóre funkcje akolitów (na przykład przygotowując naczynia liturgiczne, czego w pierwszych wiekach ostiariusz nie czynił), a czasem nawet wypełniają w pełni urząd akolity, służąc do Mszy Świętej jako ministranci. Pytam się więc dlaczego odmawiać łaski specjalnego święcenia tym wielu mężczyznom, którzy na przyjętym ostiariacie mogliby zyskać specjalne łaski do wypełniania swojej funkcji, która wtedy stałaby się wtedy ich własnym urzędem? Wystarczy pomyśleć jak wielka odpowiedzialność spoczywa na potencjalnym ostiaruszu. W końcu służba kościelnego nie ogranicza się tylko do punktualnego otwierania i zamykania świątyni, dzwonienia, utrzymywania czystości itd. Często zakrystianin jest pierwszym przedstawicielem Kościoła z jakim styka się wierny chcąc porozmawiać z kapłanem. Od tego kontaktu bardzo wiele zależy - tym bardziej więc ludzie piastujący tak ważną funkcję powinni zostać umocnieni specjalnym charyzmatem urzędowym, przez przyjęcie stosownych do swej służby świeceń.

Czytający mnie kapłani w większości nie przyjęli święceń ostiariatu, jednak przyjmując diakonat, przyjęli także przywileje i obowiązki niższych stopni hierarchii. Będąc kapłanami niech nie zapominają o obowiązkach ostiariuszy, aby byli punktualni i zatroskani o świątynię także w wymiarze materialnym. Wreszcie materia tego święcenia - czyli wręczenie kluczy kościoła i forma, którą są słowa: "Tak czyń, byś przed Bogiem zdać mógł rachunek z tych rzeczy, które tymi kluczami się otwierają" poucza o dalej idącym zobowiązaniu... . W wymiarze duszpasterskim owa niższa władzy kluczy jest bardzo istotna. Często kapłan jest tym, który musi się upominać o godność obrzędów i dopuszczanie do sakramentów, czy do służby Bożej odpowiednich osób. Niech więc każdy prezbiter pamięta to upomnienie jakie otrzymywał ostiariusz, bo z tego nie tylko ostiariusz ale i każdy kapłan będzie sądzony. Czasem dla dobra konkretnej osoby i całego Kościoła należy stanowczo acz z miłością odmówić dostępu do sakramentu czy posługiwania w charakterze na przykład ministranta. Ten wymóg duszpasterskiej miłości jest z pewnością trudny i wymaga odpowiedniego rozeznania, jednak nie może być tak że za kryterium osądzania tych spraw brana jest malejąca liczba ludzi w Kościele, obawa o to, że nieodpowiednia osoba po prostu odejdzie czy wreszcie co najgorsze wzgląd ekonomiczny... . Fałszywe miłosierdzie okazywane w rzeczywistości Kościoła zachodnio-katolickiego jest diabelskim przekleństwem, bo zamiast przekazywać człowiekowi prawdę o stanie jego duszy zatraca ją w kłamstwie i niweczy możliwość zadziałania łaski uczynkowej. Ile dusz przez nieroztropne udzielanie sakramentów osobom niegodnym lub nieprzygotowanym idzie na wieczne potępienie? Ile kapłanów źle wykonujących niższą władzę kluczy sama siebie potępia, przez działanie sprzeczne z podstawową zasadą duszpasterską: najważniejsze jest zbawienie duszy?

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz