środa, 26 grudnia 2018

Bydlęta klękają, a człowiek?

Laudetur Iesus Christus!

Tego posta planowałem już dość dawno. Przeżywając święta Narodzenia Pańskiego przyszła na mnie refleksja związana z polską kolędą "Dzisiaj w Betlejem". Oto mamy stajenkę/grotę i sytuację gdzie Najświętsza Maryja Panna pod opieką św. Józefa chroni się w spartańskich warunkach aby urodzić dziecko - Syna Bożego. Być może to tylko tradycja, a być może rzeczywiście tak było. Gdy narodził się Chrystus Pan Zbawiciel uklęknęły przed Nim nawet bezrozumne zwierzęta instynktownie czując, że mają do czynienia ze swoim Stworzycielem. 

Nawet jeśli scena przedstawiona w kolędzie jest tylko mitem, to prawdą są już sytuację w której różni ludzie spotykając się z Panem Bogiem dokonują proskinezy, czyli upadają powodowani zetknięciem z majestatem Najwyższego. Takich sytuacji w Piśmie Świętym opisanych jest kilka. Tak padł na przykład Mojżesz podczas spotkania z Panem Bogiem w krzewie gorejącym, prorok Eliasz, czy w Nowym Testamencie żołnierze którym Pan Jezus objawił swoje imię. 

Liturgia łacińska zna trzy podstawowe postawy liturgiczne: siedzenie, stanie i klęczenie. To właśnie z klęczeniem dzisiaj jest największy problem. Różnej maści moderniści próbują udowadniać, że klęczenie wzięło swój początek ze średniowiecza. Wystarczy pomyśleć, że oddanie pokłonu przez dotknięcie czołem ziemi, tak chętnie praktykowane przez bardzo starożytne liturgie wschodnie, prostracja czyli postawa dotknięcie całym ciałem ziemi w geście uniżenia, nawet pokłony które biją ociemniali w błędach islamizmu muzułmanie - to wszystko wymaga przyjęcia choćby przez chwilę postawy klęczącej. I nie przeczę, że być może klękanie pojawiło się dopiero w średniowieczu, a fragmenty w Piśmie Świętym tłumaczone jako klękanie, czy przyklękanie są źle przełożone, bo powinien być pokłon. Skoro to wszystko nawet byłoby prawdą, to dlaczego  modernistyczni teolodzy, technicy liturgizmu posoborowego w miejsce klękania nie zaproponowali pokłonu z dotknięciem czołem ziemi lub prostracji? Jedyne co wprowadzili to zwykłą tak zwaną kiwkę czyli delikatny skłon ramion i głowy. Czyż ten gest używany przecież tak samo do pozdrowienia bliźniego na ulicy nie jest zbyt mały dla okazania szacunku Najwyższemu?

Klękanie jest wyrazem uniżenia przed Panem Bogiem. Ktoś może powiedzieć, że to tylko zbędna zewnętrzna oznaka. Wiemy jednak, że gdy ciało zmuszamy do wysiłku to ułatwia to duszy przybranie właściwej postawy. Człowiek jest jednością ciała i ducha. Wyraża to dobitnie wiele praktyk religijnych. Praktycznie cała liturgia otacza się wieńcem różnych materialnych symboli lub czynności, które mają ułatwić kontakt człowieka z Panem Bogiem. To samo dzieje się w przypadku innych praktyk, na przykład postu. Eliminując te zewnętrzne oznaki bez uzasadnionego powodu stajemy się ludźmi niepraktykującymi.

Zatem klękanie jest wyrazem wiary i jednocześnie na tą wiarę wpływa zgodnie z zasadą lex orandi lex credendi. Powinniśmy o ile nie ma przeszkód zdrowotnych przyklękać zawsze przed Najświętszym Sakramentem oraz przy wejściu i wyjściu ze świątyni jeśli jest tabernakulum z Panem Jezusem. Przyklękamy na prawe kolano. Na lewe kolano klęka się podczas składania homagium. Oczywiście jak ktoś jest lewonożny i nie umie inaczej to nie jest grzech - lepiej klękać tak jak się umie. Przyklęknięcie to dotknięcie kolanem ziemi, nie przyklęka się na dwa kolana, jak to niektórzy nazbyt pobożnie chcą czynić, ale taka praktyka powodowana pobożnością też zła nie jest. Klęczy się zawsze gdy jest wystawiony Najświętszy Sakrament. Dobrą praktyką jest klęczenie podczas modlitwy prywatnej. Należy uczulać dzieci, aby przy okazji klęczenia nie siedziały. Niestety zwłaszcza stare ławki kościelne wyprofilowane są tak, że wymuszają pozycję klęczącego siedzenia. Oparcie się o ławkę nie jest oczywiście wielkim uchybieniem, ale jeśli mamy możliwość klęczeć prosto to starajmy się choć przez jakiś czas taką postawę przyjąć. Pamiętajmy że nienabożnie przyklękając tudzież klęcząc powielamy obrazę jaką musiał znosić Pan Jezus ze strony rzymskiego żołdactwa... .

Osobną rzeczą jest przyjmowanie Ciała Pańskiego w postawie klęczącej. Nowe przepisy chociaż tego nie nakazują, to jednak wyraźnie uczą iż jest to podstawowa forma. Kto chce postępować wg Tradycji Kościoła niech tą postawę zastosuje tu jako nakaz, z którego zwalnia tylko choroba, niedołężność lub kalectwo. Przykra jest praktyka tworzenia kolejek komunijnych - bo też trudno to nazwać procesją.  Nie dość że jest to niepraktyczne i wydłuża obrzęd Komunii Świętej wiernych to działa w poprzek zasadzie lex orandi lex credendi. Niedopuszczalna jest sytuacja w której kapłan wymusza powstanie z kolan! Należy wtedy tym bardziej domagać się swoich praw, a w rzeczywistości prawa i obowiązku całego Kościoła do oddania właściwej czci Panu Bogu - wyrażenia wiary w substancjalną obecność Pana Jezusa w chlebie eucharystycznym. W razie potrzeby należy się skarżyć. Z założenia nie ma tu żadnej pychy. 

Niewątpliwie bardzo niepokojące są sytuacje w których ruguje się postawę klęczącą. Niestety wynika to zwykle ze złej teologii i antropologii. Nieprawidłowo aplikowana nauka o wcieleniu, traktowanie Pana Boga w charakterze partnera, brata, przyjaciela jest wielkim błędem. Oczywiście należy pamiętać że Pan Bóg człowiekiem się stał jednak nie po to by się z człowiekiem pojednać, czyli by upaść do jego poziomu ale po to by człowieka przywrócić na właściwe miejsce. Niestety w całej refleksji na tajemnicą wcielenia zapomina się o tym, że człowiek po to przywrócenie do stanu pierwotnego musi wyciągnąć rękę, musi chcieć przyjąć ofiarowaną przez Pana Boga pomoc. Nie stanie się to jeśli nie pochyli się nad Dzieciątkiem Jezus, jeśli upadnie pod własnym krzyżem, jeśli nie dotknie całym swoim jestestwem krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Z okazji świąt Bożego narodzenia życzę wszystkim czytelnikom mądrości przynajmniej tak wielkiej jak instynkt zwierząt z betlejemskiej stajenki. Nie bójmy się wytartych na kolanach spodni, pobrudzenia itp rzeczy. Nie bójmy się oskarżeń o faryzeizm, krzywego spojrzenia proboszcza. Oddajmy publicznie Panu Bogu chwałę odważnie i śmiało klękając. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 19 grudnia 2018

Barwy w liturgii - co raz bardziej nieczytelny znak

Laudetur Iesus Christus!

Kilka dni temu wielu z nas miało okazję uczestniczyć w liturgii sprawowanej w szatach koloru różowego. Być może w wielu parafiach takiej barwy szat nie ma. Warto podjąć refleksję dlaczego tak się dzieje, jakie są nadużycia związane z barwami w liturgii oraz przypomnieć sobie po co Kościół Święty odziewa liturgię w różne kolory.

Przede wszystkim sama liturgia, czyli publiczna służba Boża zgodnie z naturą człowieka przyjmuje charakter znaku. Spodobało się Panu Bogu zejść na ziemię w osobie Boga-człowieka - Jezusa Chrystusa, tak aby jak najbardziej móc się do upadłej ludzkości zbliżyć. Wiemy dobrze, że Chrystus Pan przygotowując Kościół Święty ustanowił skuteczne znaki łaski zwane sakramentami, a te sprawowane są przez liturgię Kościoła w sposób określony w Objawieniu Bożym, to jest w Piśmie Świętym i Tradycji.  Zatem liturgia ma pochodzenie Boskie - po pierwsze dlatego, że jej podstawowy zrąb czyli znaki sakramentalne a także wiele sakramentaliów zostało ustanowionych przez samego Chrystusa Pana, po wtóre dlatego że w Kościele działa Duch Święty który prowadzi świętych pasterzy i daje im konieczne natchnienie aby urządzali służbę Bożą w taki sposób żeby podobała się Panu Bogu. 

Skoro liturgia ma postać znaku widzialnego to oddziałuje na wiele zmysłów, z których u człowieka najlepiej wykształcony jest zmysł wzroku. Z tego to powodu liczne treści przekazane są w liturgii w sposób niewerbalny. Jednym ze sposobów docierania do wiernych jest własnie barwa w liturgii. Jest to element liturgiczny który z pewnością bardziej służy człowiekowi niż chwale Bożej, jednak nadużycia w zakresie barw liturgicznych mogą wydatnie przyczynić się do tego że liturgia będzie mniej czytelna lub nawet że wiara katolicka zostanie ośmieszona. 

Należy pamiętać że w łonie katolicyzmu jest wiele obrządków, które dysponują własną tradycją liturgiczną, często bardzo odmienną od łacińskiej. Należy owe obrządki, często o bardzo czcigodnej historii uszanować. Jako wyklęty kleryk czuję się spadkobiercą rytów łacińskich i ową rzymską liturgię w aspekcie kolorów pragnę scharakteryzować. Wpis nie odnosi się do zwyczajów zakonnych oraz rytów wywodzących się od rzymskiego.

W liturgii rzymskiej występują te i tylko te kolory liturgiczne:
a) biały (oznaczający radość, czystość duszy, jest także kolorem maryjnym, w sytuacji braku szat koloru dnia zastępuje inne kolory)
b) czerwony (oznacza Ducha Świętego oraz męczeństwo)
c) zielony  (oznacza czas zwykły i wynikającą z Ewangelii nadzieję zbawienia)
d) fioletowy (oznacza pokutę oraz oczekiwanie)
e) różowy (oznacza radość pośród pokuty)
f) czarny (oznacza żałobę)

Niestety w różnych opracowania funkcjonują wersje alternatywne. Często spuszcza się zupełną zasłonę milczenia na szaty koloru czarnego za to wymienia się kolory złoty, srebrny oraz niebieski. Należy pamiętać, że barwa czarna nie została wyeliminowana z liturgii po wprowadzeniu NOM-u, a jedynie uznana za fakultatywną i możliwą do zastąpienia przez fiolet. Oczywiście jak wyżej pokazałem obie barwy mają zupełnie różną konotację, bo i co ma wspólnego pokuta oraz oczekiwanie z żałobą? Otóż dokładnie to samo co wymowa inny kolorów. Wiadomo bowiem że każdy z nas musi umrzeć, a pokuta i ciągła gotowość (życie w stanie łaski uświęcającej) to podstawowe środki umożliwiające osiągnięcie zbawienia. Czemuż by więc barwy zielonej nie zastępować fioletem? Nie wiem - logika postępaków jest niezgłębiona... . Wreszcie kolor złoty czy srebrny. Przyjęło się w NOM-ie produkować szaty "świąteczne" - tak jakby zalecenie Kościoła w zakresie barw nie było jasne. Bogatsze zdobienie szaty używanej podczas większych świąt nie jest niczym złym, ale powrót do problemów baroku, kiedy czasem fioletowy ornat trudno było odróżnić od białego z powodu ilości złoconych nitek na pewno nie jest dobrym rozwiązaniem. Zwłaszcza liturgia rzymska, żołnierska powinna charakteryzować się pewną surowością i prostotą. Tymczasem wymyślność kreatorów mody liturgicznej nie tylko nie przysparza splendoru nowoczesnej liturgii, ale także sprowadza ją na depresję prostactwa i zwykłej tandety. 

Sporym problemem zwłaszcza dziś jest tworzenie zupełnie nowych rozwiązań. Wprowadza się niebieskie ornaty jawnie wypowiadając posłuszeństwo przepisom liturgicznym. Podobno jest jakiś indult, jednak nikt nie potrafi go pokazać... . Najszlachetniejszym kolorem maryjnym jest biel wyrażająca prawdę o niepokalanym poczęciu Najświętszej Maryi Panny. Oczywiście nie ma nic złego w dodaniu niebieskiego pasa, czy elementu. Ale jest znacząca różnica w kolorze dodatków, a podstawową substancją kolorystyczną. Do tego dochodzi zwykłe wygodnictwo wielebnych celebransów tudzież szukanie oszczędności, bo nie wiem jak właściwie zdiagnozować praktykę szycia dwukolorowych stuł... . Tak zdaję sobie sprawę, że sięga to uż VOM-u i że ułatwia celebrację choćby chrztu w czcigodniejszej formie rytu rzymskiego, jednak czytelność takiej szaty stoi pod wielkim znakiem zapytania. Jest zwłaszcza dziś istotny problem z jednoznacznością kolorystyczną szat. Szczególnie dotyczy to barwy białej, czerwonej, różowej i fioletowej. Być może przeszkodą we właściwym rozeznaniu kwestii jest mój daltonizm, ale skargi otrzymywałem także od innych wiernych. Chyba szczególnie zagrożona jest biel. W jaki sposób czystość duszy mają wyrażać alby oraz komże w kolorze beżowym, kremowym, ecru etc? Dawniej wielką uwagę przykładano do tego aby biel była rzeczywiście biała. Nawet Piśmie Świętym są do tego liczne odniesienia. Problem bieli odnosi się także do ornatów, dalmatyk, tunik, stuł, czy manipularzy. Owe barwy złote, czy często wprost żółte przestają być znakiem a stają się bliżej nieokreślonym kolorem najczęściej widywanym przez wiernych. Szczególnie widoczne jest to przy koncelebrach gdzie albo każdy koncelebrans ma szatę o innym odcieniu lub nawet kolorze, albo przyjmuje się tragiczne rozwiązanie czyli białe płachtoornaty a na nie wywieszone stuły z kolorze dnia. Taka praktyka jest jawnym nadużyciem liturgicznym. Wreszcie czerwień, róż i fiolet - w XXI w kiedy każdy kolor ma swoje oznaczenie, może wypadałoby w końcu jednoznacznie umówić się co rozumiemy przez każdy z kolorów? Może Stolica Apostolska powinna wydać jakieś regulacje w tej sprawie i określić zakresy barwy różowej dajmy na to? Może warto uczynić to także dla innych kolorów liturgicznych. 

Niestety zauważa się zatrważające skąpienie w sprawach służby Bożej. Na pytanie dlaczego w parafii nie ma ornatu i stuły różowej odpowiedź jest prosta - po co kupować szatę do użytku dwa dni w roku? A ja się pytam po co kupować pięć kompletów świątecznych ornatów? Dlaczego nie wystarczą tylko dwa... Resztę środków można przeznaczyć na ornat i stułę koloru różowego oraz na ornat, stułę i pluwiał koloru czarnego. Budująca jest dla mnie postawa mojego środowiska tradycji, gdzie wierni zadbali o to by były komplety wszystkich szat, do tego stosowne antependia, zasłony na tabernakulum, czy welony kielichowe i obszycia w kolorze dnia, także w kolorze różowym. Nie twierdzę, że każdą parafię od razu stać na zakup całego kompletu, ale jeśli wierni składają dar w postaci szat liturgicznych, można poprosić lub zasygnalizować że brakuje takiego kompletu. Z pewnością zaofiarowują chętnie to czego akurat brakuje. 

Na koniec najbardziej krzyczące nadużycia dotyczą tworzenia szat liturgicznych, które zamiast swoją barwą nieść znak o przeżywanym okresie lub obchodzie liturgicznym przekazują treści ideologii świeckiej, często wprost przeciwnej wierze katolickiej. Nikogo chyba nie zdziwi jeśli wspomnę tutaj o westymentach kibolskich, nacjonalistych czy o ohydzie spustoszenia jaką są owe psuedotęczowe szaty liturgiczne. Bierze zgroza i nerki się trzęsą w lędźwiach gdy widzi się coś takiego! Te pseudo szaty w kolorze sodomskim, barw narodowych czy klubowych, masońskich, albo jakichkolwiek innych - pomysłowość jest przeogromna, te szaty muszą zostać zniszczone poprzez spalenie. Ciężko grzeszy kapłan który pozwala się w takie coś oblec. Wierni mają pełne prawo odmówić udziału w takiej liturgii i wyrażać swój sprzeciw głośno domagając się zdjęcia przez celebransa i posługujących tego typu szat (nie)liturgicznych, nawet jeśli trzeba przerwać akcję liturgiczną. 

Pamiętajcie drodzy kapłani i biskupi kolory szat liturgicznych powinny cechować się prostotą założoną przez przepisy kościelne. Nie wolno Wam zakładać niczego co nie mieści się w rubrykach liturgicznych. Ujawniacie tym samym swoje lekceważenie służby Bożej, dajecie jasny sygnał, że sprawujecie ją dla swojej chwały i że nie służycie Panu Bogu. Nawet gdyby trzeba było połowę szat liturgicznych w Waszej zakrystii wymienić to zróbcie to nie szczędząc na tym środków. Lepiej żyć w biedniej wyposażonej plebanii i jeździć gorszym samochodem niż narażać się Panu Bogu przez ofiarowanie Mu do kultu Bożego rzeczy tandetnych. Zostaniecie kiedyś z tego surowo rozliczeni. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zaraz podniesie się rwetes o tym że wyklęty kleryk jest faryzeuszem... . Żaden z wielkich świętych Kościoła kanonizowanych wg przepisów sprzed reformy znoszącej klasyczny proces kanonizacyjny, żaden z tych świętych nie dopuściłby do takich nadużyć jak są dziś! 

Drodzy wierni miejcie odwagę upominać się o czytelność liturgii. Uzależniajcie swoje ofiary od jakości sprawowanej przez Waszych pasterzy liturgii. Dopóki macie wpływ głosujcie portfelem i nogami. Mała rzecz jaką są barwy liturgiczne bywa wierzchołkiem lodowej góry nadużyć liturgicznych. Nie należy tu poprzestawać ale mądrze przywracać godność Bożej służby, wszak to w niej prosimy Pana Boga o błogosławieństwo tak wieczne, jak i doczesne. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk


czwartek, 6 grudnia 2018

Banalizacja świętych

Laudetur Iesus Christus!

Kiedy, jak nie we wspomnienie św. Mikołaja, wyznawcy i biskupa upomnieć się o szacunek należny świętym. Wydawać by się mogło, że wizerunki świętych, obchody liturgiczne, dedykowane im świątynie oraz ołtarze, wreszcie samo obchodzenie się z relikwiami jest wystarczającym dowodem na to, że święci są w poszanowaniu Kościoła. Niestety w warstwie nauczania o świętych Pańskich dochodzi bardzo często do pewnych trywialnych uogólnień prowadzących niekiedy wprost do ich ośmieszania.

Powszechnym problemem jest powtarzanie legendarnych i nierzeczywistych historii na temat danego świętego. Nie cuda są tu problemem, ale dziecinne opowiadania, które z faktami nie mają nic wspólnego. Przykładowo zanim zaczniemy opowiadać o św. Franciszku i jego kazaniach do zwierząt zastanówmy się nad celowością tych przemówień. Przecież zwierzęta nie posiadają duszy rozumnej ani wolnej woli, nie mogą popełnić grzechu, nie potrafią też zrozumieć Bożej nauki. Po co zatem kierować do nich nauczanie? 

Mitologizacja świętego zwykle sprowadza się do przypisania mu określonej roli. Na przykład św. Antoniego z Padwy wzywamy gdy zgubimy jakąś rzecz, św. Barbarę obierają za patronkę górnicy, a św. Krzysztofa kierowcy. Nie ma w tym nic złego dopóki owa specjalizacja nie staje się czymś tak absurdalnym że w ogóle zanika świadomość głównego charyzmatu świętego. Czasami odnosimy wrażenie, że święci stanowią niejako panteon bożków pogańskich! W tym przypadku kłania się św. Nepomucen - dlaczego jego wizerunki stawia się tylko na mostach, a nie na przykład także naprzeciw konfesjonałów? Typowy błąd pars pro toto...

Najbardziej bolącym zjawiskiem jest komercjalizacja świętych. I żeby nie było - nie mam nic przeciwko rogalom Świętomarcińskim, czy chlebie świętej Hildegardy. Jednak to co robi się z patronem dnia dzisiejszego przechodzi ludzkie pojęcie i woła o pomstę do nieba. Nie dość że robi się zeń coś w rodzaju clowna to jeszcze agresywnie reklamuje się ową atrapą markę, która jakby nie spojrzeć wiele ma za uszami. Inną ilustracją może być postać św. Walentego... . Chyba nie trzeba podkreślać jak bardzo zniszczono obraz tego świętego. Dość powiedzieć że służy on jako reklamówka dla wielu treści o charakterze erotycznym, jeśli wręcz nie pornograficznym. Mikołajki i walentynki, jak również dzień świętego Patryka stały się dziś świętami stricte świeckimi. 

Wreszcie problemem staje się próba takiego ujęcia świętej osoby, w której cnoty i heroizm zostają zredukowane. Przybliżenie świętego jako przykładu do naśladowania dla wiernych nie może oznaczać, że z jego życia wybierze się tylko ciekawostki, to co radosne i przyjemne. Świętość i dążenie do niej to w gruncie rzeczy ciężka praca. Ukazywanie powszechnego wezwania do świętości nie oznacza uczynienie ze świętego kogoś na nasze podobieństwo, ale wezwanie wiernych do tego by naśladowali cnoty które wiodą do zbawienia. Pedagogika obniżania wymagań doprowadza w końcu do tego, że ludzie błędnie mniemają iż już są zbawieni. Nie po to Kościół ogłasza świętych, żeby rezygnować z ich przykładu życia. 

Tymczasem zarzuca się tradycjonalistom, że czczą świętych o których niewiele wiadomo, lub podania mają charakter legendy. Nigdy Kościół nie podkreślał owych fantastycznych opowieści, a jedynie powód dla którego ktoś został świętym. W dawnych czasach najwięcej było męczenników i już sam fakt oddania życia za wiarę prawdziwą był dowodem świętości. Podobnie było z wyznawcami, którzy niejednokrotnie byli męczeni, ale z jakichś powodów przeżyli tortury.  Często byli wygnańcami. Dziś pojęcie wyznawcy trochę się spłaszczyło, niektórzy wprost uznają za wyznawców wszystkich świętych nieumęczonych. Dla innych świętych zawsze podawano tytuł np.: dziewica, biskup, kapłan, zakonnica itd.

Nie ulega wątpliwości że Kościół spotyka się dzisiaj z problemem niewłaściwego przepowiadania o świętych. Traci się przy tym wiele. Okazując właściwą atencję wobec świętych zyskujemy wspaniałych orędowników. Właściwie eksponując ich naśladownictwo Ewangelii dajemy naszym wiernym asumpt do właściwego postępowania. Nie bez powodu właśnie po rewolucji modernistycznej dokonanej w czasie Vaticanum II dokonała się banalizacja kultu świętych. Przez ich wstawiennictwo módlmy się o mądrych pasterzy, kaznodziejów i katechetów, którzy przywrócą całą głębię ukrytą w życiu każdego ze świętych. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk