czwartek, 30 listopada 2017

Faktyczna detronizacja Pana Jezusa Chrystusa i Najświętszej Maryi Panny

Laudetur Iesus Christus!

Minął ponad rok od głośnego medialnie aktu uznania Jezusa Chrystusa za Pana i zbawiciela w krakowskich Łagiewnikach. Akt ten miał uspokoić rzesze "nawiedzonych" członków ruchów intronizacyjnych. Wydarzenie, które dokonało się ponad rok temu zdaniem wielu teologów, w tym moim bardziej obraziło Pana Boga niż go pochwaliło.

Wróćmy jednak do początków. Po okresie rewolucji heretyckiej, która podzieliła świat chrześcijański na ten katolicki i wiarołomny nic nie było już tak jak wcześniej. Jednak czytelność podziału doprowadziła do względnej normalizacji, czego rezultatem był sobór trydencki. Problem, który trwa do dziś nastał właściwie wraz z oświeceniem. Czas, w którym rozum postawiono przed wiarą i który w konsekwencji Pana Boga sprowadził do zapchajdziury wyjaśniającej nieodkryte niuanse "nauki" doprowadził nie tylko do Wielkiej Rewolucji Antyfrancuskiej, ale także do przewartościowania systemu społeczno-politycznego. Oto pokłosiem powstania republiki i demokracji była Wiosna Ludów będąca faktycznie rozszerzeniem Wielkiej Rewolucji Antyfrancuskiej na cały Stary Świat. System ten doprowadził do powstania liberalizmu i socjalizmu oraz systemu kolonialnego. Sprawy wiary i moralności w wieku XIX to istne saeculum obscurum. Efektem błędów oświecenia i rewolucji z nim związanych był chaos polityczny XIX w który doprowadził do pierwszego konfliktu na skalę światową. Niestety kolejne narody odwracały się od wiary co doprowadziło do rewolucji bolszewickiej, której skutki tym razem pod niebieskim sztandarem odczuwamy po dziś dzień... .

Kolejni papieże począwszy od Piusa VI w różnych dokumentach potępiali laicyzm, liberalizm, indyferentyzm, a później od św. Piusa X także modernizm, który faktycznie swoje korzenie zapuszcza w XVIII w. Dopiero po I wojnie światowej przychodzi faktyczna diagnoza obecnego stanu rzeczy. Pius XI w encyklice Quas Primas stwierdza: "Jeżeli więc teraz nakazaliśmy, aby cały katolicki świat czcił Chrystusa jako Króla, to przez to chcemy zaradzić potrzebom dzisiejszych czasów i podać szczególne lekarstwo na zarazę, jaka nawiedziła społeczeństwo ludzkie. A tą zarazą jest tzw. laicyzm, czyli zeświecczenie, jego błędy i niecne dążenia: a zbrodnia ta, jak Wam wiadomo, Czcigodni Bracia, nie naraz dojrzała, lecz od dawna już kryła się wśród państw. Zaczęto bowiem od zaprzeczenia panowania Chrystusa nad wszystkimi narodami; odmówiono Kościołowi władzy nauczania ludzi, ustanawiania praw, rządzenia narodami, którą to władzę otrzymał Kościół od samego Chrystusa, by ludzi prowadzić do szczęśliwości wiekuistej. Zaczęto tedy powoli zrównywać religię Chrystusową z innymi fałszywymi i stawiać ją niegodziwie wprost w tym samym rzędzie; a następnie poddano ją władzy świeckiej i wydano ją prawie na samowolę panujących i rządów. (...) Nie brakło też państw, które uważały, że mogą obejść się bez Boga i że ich religia, to bezbożność i lekceważenie Boga." Dziś możemy stwierdzić iż państwami tymi są republiki - nie tylko te mianowane z tak zwanych konstytucji, ale także te które porzuciły trwałe systemy monarsze, a przede wszystkim ustrój katolicki.

Ten krótki rys historiozoficzny jest konieczny by ukazać czytelnikom kontekst. Świat przez 200 lat konsekwentnie porzuca wiarę i gdy wydaje się że głębiej pogrążony być już nie może powstaje wielki prorok - papież Pius XI który ogłasza Urbi et Orbi że Chrystus Pan jest królem każdej rzeczywistości doczesnej i wiecznej. Ogłasza on uroczystość Chrystusa Króla i poleca każdemu człowiekowi i społeczności ludzkiej dobrowolne poddanie się Bożemu panowaniu jako lekarstwo na choroby które toczą świat. Niestety orędzie to zostało odrzucone. Kolejne państwa katolickie zmieniają ustrój, dochodzi do wybuchu II wojny światowej, rozszerzenia się imperium zła w świecie w postaci nazizmu i komunizmu. I gdy wydaje się że po takiej katastrofie ludzkość powinna w końcu uznać swoje miejsce w porządku świata, swoją podległość wobec Chrystusa Króla zostaje zwołany sobór, na którym Chrystusa Króla hierarchia kościelna detronizuje. Dokonuje się to poprzez rezygnację z głoszenia katolickiej nauki społecznej o komunizmie, ale także liberalne tezy dokumentów: Gaudium et spes, Nostra aetate czy Dignitatem humanae. Zwłaszcza lansowana wolność religijna, która faktycznie jest praktycznym indyferentyzmem religijnym, nawet jeśli nie została tak zapisana, to tak jest praktykowana. I wreszcie po rzeczonym soborze wystrzelono Chrystusa Króla w kosmos ogłaszając go bliżej nieokreślonym Królem Wszechświata. 

Ostatnie dziesięciolecia pokazały praktyczną detronizację Chrystusa Króla z przestrzeni Kościoła. Przebudowa świątyń, tak aby centralne miejsce zajmował człowiek, a nie Pan Bóg, rezygnacja z państw katolickich, uznawanie wszystkich religii jako narzędzi Ducha Świętego to tylko niektóre przejawy zgnilizny. Finał tego wszystkiego obserwowaliśmy w trakcie przygotowań do sławetnej intronizacji, którą ostatecznie KEP skutecznie storpedował. Dyskusje pseudoteologiczne jakie wtedy toczono napawały mnie wstrętem i obrażały moje uczucia religijne. I warto wymienić głównego niszczyciela idei poddania się panowaniu Chrystusa Króla w Polsce - bp Andrzeja Czaję. Śmiem twierdzić, że akt którego dokonał był detronizacją nie tylko Chrystusa Króla, ale także Najświętszej Dziewicy. Bo skoro jak stwierdził ów biskup - Chrystus Król nie może być królem Polski, bo panuje nad całym uniwersum i taki akt zawężałby Jego panowanie, to również intronizacja Maryi na Królową Polski byłaby błędem teologicznym. 

Po 200 latach porzucania wiary przez różne społeczności świeckie i obrony tejże wiary przez Kościół przychodzi okres, w którym to Kościół, a przynajmniej Jego część przez czyny i słowa hierarchii tej wiary się wypiera. Szczególnie w czasach zamętu musimy wiarę katolicką zachować i bronić jej. Nie zaniedbujmy więc sprawy intronizacji Chrystusa na Króla Polski. Domagajmy się jej od władz świeckich i duchownych w dalszym ciągu, a sami liturgicznie i praktycznie intronizujmy Chrystusa w naszych sercach i rodzinach. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen!

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

wtorek, 21 listopada 2017

Fasadowe prawo kościelne

Laudetur Iesus Christus!

Posoborowy kryzys Kościoła dotknął także wymiaru dyscyplinarnego. Jego najbardziej widocznym efektem jest nowy Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. Deregulacja prawna Kościoła moim zdaniem przebiegała w dwóch etapach. Pierwszym z nich było dostosowanie istniejących norm do rzeczywistości posoborowia. Wbrew pozorom wdrażanie złośliwych reform zakończyło się dopiero promulgowaniem nowego kodeksu, w którym przepisano najbardziej wątpliwe teologicznie fragmenty nauczania Vaticanum II. Drugi etap trwa do dzisiaj i polega na doprowadzeniu do totalnej anomii życia kościelnego. Głównym wykonawcą rewolucji antyprawnej w Kościele jest sam Franciszek i jego poplecznicy.

Dla każdego wierzącego prawnika sens istnienia prawa jest jasny. W sytuacji po grzechu pierworodnym natura ludzka skażona jest złem i jako taka potrzebuje pewnych zewnętrznych regulacji zwanych prawem po to aby wspomóc naturalną władzę wolitywną, jaką jest sumienie w podejmowaniu słusznych wyborów. Prawo dzielimy na Boże i ludzkie, naturalne i pozytywne. Prawo Boże naturalne streszcza się w złotej normie: "czyń dobro, a zła unikaj", zaś prawo Boże pozytywne to wszystkie przykazania jakie przekazuje nam Objawienie, co w dużym uproszczeniu sprowadza się do dekalogu. Z kolei prawo ludzkie naturalne sprowadza się do zasady: "nie czyń drugiemu co tobie nie miłe i czyń innym tak jak chcesz by tobie czyniono", z kolei prawo ludzkie pozytywne to wszelkie kodeksy, konstytucje, regulaminy itp rzeczy stanowione zwykle przez określony organ władzy prawodawczej zwanej u idealisty oświeceniowego Monteskiusza władzą ustawodawczą.

Po co ludzie tworzą prawo? Otóż tam gdzie prawo naturalne nie wystarcza potrzeba stworzenia jednolitego systemu normatywnego, który ureguluje problematyczne strefy życia. Trzeba jasno stwierdzić, że prawo naturalne jest zawsze przed pozytywnym. Tej zasady przestrzegał także Pan Bóg, jednak w sytuacji kiedy ludzie zbłądzili nie zdał ich jedynie na wewnętrzne poruszenia sumienia, ale nadał kodeks postępowania, czyli prawo pozytywne. Prawo kościelne jest specyficznym rodzajem prawa, gdyż jako prawo pozytywne łączy w sobie elementy prawa Bożego i ludzkiego - tak przynajmniej winno być w założeniu. Również państwa, które niegdyś określały się jako katolickie powinny przyjąć taki model, aby określenie "katolicki" nie było zwykłym pustosłowiem.

Kościół apostolski kierował się w swym postępowaniu jedynie duchem Ewangelii i było to w większości przypadków skuteczne. Jednakże już spór pomiędzy św. Piotrem i św. Pawłem dotyczący przestrzegania przepisów starozakonnych oraz ewangelizacji gojów doprowadził do konieczności regulacji na Soborze Jerozolimskim. Tak zaczęła się historia tworzenia pozytywnego prawa kościelnego. Śledząc kolejne sobory dostrzegamy jak kolejne problemy implikowały tworzenie się kolejnych regulacji spisywanych zwykle w tak zwanych kanonach. Już pierwsze sobory poza warstwą dogmatyczną, zawierały także zbiór przepisów. Stan taki trwał aż do soboru trydenckiego, kiedy ostatni raz sobór uchwalał prawo dla całego Kościoła. Sobór watykański I żadnych przepisów zatwierdzić nie zdążył, natomiast sobór watykański II miał "inny charakter" wobec czego na nim także nie uchwalono żadnego prawa. Niejako logicznym uzupełnieniem Vaticanum II stał się więc Kodeks Prawa Kanonicznego (KPK) z 1983 r.

Czytając różne przepisy prawa pozytywnego wchodzimy w specyficzny język prawniczy. Zdania z których złożone są normy tworzone są w trybie orzekającym, do tego w większości przypadków istnieje klauzula nie-wykonywalności danej normy, czyli tak zwana sankcja. I tak na przykład norma z Konstytucji RP która chroni życie ludzkie obarczona jest sankcją zawartą  w kodeksie karnym: "Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności." Wyobraźmy sobie sytuację, w której nie istnieje sankcja. Czym w tym przypadku jest norma o ochronie życia ludzkiego? Przestaje być normą prawną, a staje się jedynie normą moralną. Ponieważ jednak morderstwa się zdarzają konieczne jest prawo, które ureguluje kwestię morderstw.

Do 1983 r w podobny sposób funkcjonowało prawo kościelne. Kodeks z 1917 r zawierał ściśle sprecyzowane normy prawne i wyliczał kary za ich nieprzestrzeganie. Nowy kodeks w dużej mierze jest zbiorem pobożnych życzeń, a sformułowania: "należy", "zaleca się", "powinno się" itp zdecydowanie dominują nad: "jest", "są", "będą" itd. Czytelnicy rozumieją chyba dobrze co mam na myśli... . Warto zresztą zajrzeć do udostępnionych w sieci kaonów tego "prawa". Na przykład:

Kan. 1184 - § 1. Jeśli przed śmiercią nie dali żadnych oznak pokuty, pogrzebu
kościelnego powinni być pozbawieni:
 1 notoryczni apostaci, heretycy i schizmatycy;
 2 osoby, które wybrały spalenie swojego ciała z motywów przeciwnych wierze
chrześcijańskiej;
 3 inni jawni grzesznicy, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego
zgorszenia wiernych.
 § 2. Gdy powstaje jakaś wątpliwość, należy się zwrócić do miejscowego
ordynariusza, do którego decyzji należy się dostosować. 
Powinni być pozbawieni, co wcale nie oznacza, że muszą być, a w praktyce i tak chowa się wszystkich jak leci... . 

Albo pobożne życzenie w stylu:
Kan. 254 - § 1. Wykładowcy winni się stale troszczyć w nauczaniu przedmiotów o
wewnętrzną jedność i harmonię całej nauki wiary, by alumni doświadczali, że zdobywają
jedną wiedzę. Aby łatwiej to osiągnąć, powinien ktoś w seminarium kierować całym
porządkiem studiów. 
I nic się nie dzieje gdy się nie troszczą oraz gdy nie ma prefekta studiów, albo ten nie wywiązuje się właściwie ze swoich obowiązków. 

Dużo powszechniej zdarza się sytuacja kiedy norma jest określona ale brakuje sankcji, np.:
Kan. 1167 - § 1. Tylko Stolica Apostolska może ustanawiać nowe sakramentalia,
autentycznie tłumaczyć już istniejące, znosić niektóre z nich albo zmieniać. 
Aż prosi się by wprowadzić sankcję na biskupów i prezbiterów, którzy zmieniają liturgię sakramentaliów w sposób sprzeczny z księgami, zaniechają odprawiania niektórych, albo tworzą własne. Z tą rzeczywistością mamy często do czynienia. A norma powyższa jest tak skonstruowana, że w zasadzie trudno jest napisać skargę, nie wiadomo też kto miałby być jej adresatem, kto sędzią w sprawie itd. Oczywiście sprawni interpretatorzy prawa kanonicznego zaraz wykoncypują, że sakramentalia podpadają pod liturgię, a więc do kongregacji kultu Bożego i dyscypliny sakramentów, jednak praktyka pokazuje, że poszczególne urzędy Kurii Rzymskiej chętnie śmierdzące sprawy lubią odsyłać i dykasteria liturgiczna może próbować zbyć problem w kongregacji do spraw duchowieństwa, biskupów, czy nawet nauki i wiary... . Ostatecznie prawo kościelne chociaż dotyka większości spraw życia Kościoła to jednak jest na tyle nieokreślone, że niezmiernie trudne w aplikowaniu. Stąd też jeden z wykładowców prawa kanonicznego stwierdził: "Nowy kodeks to prawo piękne do studiowania, lecz bardzo niepraktyczne do stosowania". I ja się pod słowami tego profesora podpisuję.

W ostateczności prawo kościelne czasem definiuje sankcję, zwykle podając górną granicę kary, jednak prawie nigdy nie określa dolnej. Patologia tego typu wkradła się także do kodeksów cywilnych. Powoduje ona, że mamy do czynienia z szeregiem martwych przepisów za złamanie których nie obowiązuje żadna sankcja lub jest ona symboliczna na przykład pozbawienie wolności w zawieszeniu. Przykładem takiej normy może być poniższy kanon 1366:  "Rodzice lub ich zastępujący, którzy oddają dzieci do chrztu lub na wychowanie w religii niekatolickiej, powinni być ukarani cenzurą lub inną sprawiedliwą karą." Dla kodeksu z 1917 r jedyną karą byłaby tutaj ekskomunika. Trzeba byłoby oczywiście dodać: "dobrowolnie oddają". Dlaczego ekskomunika? Ponieważ jest to praktyczna apostazja - są takie uczynki które stanowią wyznanie niewiary, oddanie własnych dzieci heretykom na wychowanie religijne to przykład takiego aktu. A co oznacza sprawiedliwa kara? Może to być równie dobrze upomnienie... . Ranga problemu i sposób w jaki sprawę rozsądza nowy kodeks budzi daleko idące wątpliwości.

W praktyce kary stosowane są rzadko. Chociaż kodeks przewiduje środki karne, to jednak zwykle nie są one stosowane. Duchownego karze się zwykle upomnieniem, przeniesieniem lub suspensą. Czasami wystarczyłoby zastosować na przykład zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych w postaci nakazu zdeponowania prawa jazdy u biskupa, aby np problem wyjazdów do kochanki/kochanka wykluczyć. Ewentualnie przeniesienie na drugi koniec diecezji, ale przenoszenie do innej zwykle jest tylko spychaniem problemu pod dywan i sygnałem dal karanego: "rób co chcesz ale tak by nie było o tobie słychać". Również duchownego, który źle używa dóbr niekoniecznie należy przenosić na karną placówkę, ale obłożyć zakazem posiadania lub poważnym ograniczeniem w tym zakresie. Przenoszenie na karne placówki jest bardzo nieewangeliczne, a ci którzy stosują takie środki zapominają, że nawet w takim Ars znajdują się ludzie, którzy mają prawo do duchownego, który nie idzie tam za karę... . Kary zwłaszcza te kościelne powinny być nakładane zgodnie z troską o zbawienie duszy, przede wszystkim dokonującego występku, a nie tylko dobrego imienia parafii, diecezji czy prowincji kościelnej. Często zresztą dobre imię Kościoła utożsamiane jest błędnie z tak zwanym świętym spokojem. Biskup personalnie odpowiada za zbawienie swoich kapłanów, podobnie jak papież za zbawienie swoich biskupów. W aplikowaniu prawa nie powinni oni nigdy o tym zapomnieć.

Czytając "święte kanony" można odnieść wrażenie, że nowy kodeks stanowi prawo fasadowe. Normy prawne znajdują się jedynie w normach ogólnych, prawie karnym i małżeńskim. Cała reszta to jak stwierdził jeden z moich wykładowców "pobożne bajkopisarstwo, na którym się nie znam i którym nie warto się zajmować". Ów wykładowca był jednym z lepszych jakiego miałem okazję słuchać podczas tak zwanych studiów teologicznych. Niestety część wykładów z prawa miałem z innym księdzem, który bardziej niż samych norm uczył jak skutecznie je omijać i tutaj docieramy do drugiego etapu deregulacji prawnej Kościoła. Faktyczna anomia dotyka bowiem całej rzeczywistości Kościoła. Wszelkie dyskusje na temat przepisów ucinane są zwykle argumentami ad personem i ad hominem - oskarżeniem o faryzeizm, lub w najlepszym wypadku próbą wykazania nieznajomości "ducha prawa". Takie argumentowanie to faktyczne niszczenie wszelkiej praworządności. Używa się przy tym przewrotnie fragmentów z Pisma Świętego, cytując Słowo Boże w sposób iście szatański. Dla wprawnego obserwatora jasne jest, że KPK z 1983 r to tylko etap w postępującej rewolucji neoheretyckiej. Współczesnych modernistów uwiera już nawet ich własne dzieło. Domagają się oni całkowitej wolności. Rezultatem takich działań jest fakt, że poszczególne Kościoły partykularne różnią się od siebie nieraz tak znacznie iż zaczyna budzić to powszechne zgorszenie wiernych. Choćby słynna sprawa dyspensy w Warszawie i kpiarskie artykuły dotyczące postanowień postnych. Biskupi w Warszawie podzieleni są jak widać nie tylko Wisłą, ale także spojrzeniem na dyscyplinę pokutną w Kościele. 

Wierność prawu kościelnemu jest probierzem prawdziwego posłuszeństwa. Chrystus Pan naucza: "Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie." Łk 16,10. Ta wierność jest poważnie wystawiana na próbę już w trakcie deformacji w nowych seminariach. Kapłani często skarżą mi się, że są przez swoich przełożonych zmuszani do działania w sposób sprzeczny z przepisami, które ci przełożeni nie wydali i często nie mają prawa do dyspensowania od nich. Należy pamiętać, że Pan Jezus nie wymaga posłuszeństwa totalitarnego, a władzę zwłaszcza w Kościele należy traktować jako służbę. Defraudacja własnych uprawnień, dokonywana zwykle przez pospolitą uzurpację to jedno z najczęstszych przestępstw jakiego dopuszcza się duchowieństwo w Kościele poczynając od proboszcza, a kończąc na kardynałach. Z tymi zjawiskami mamy prawo i obowiązek walczyć. Przede wszystkim nie kroczmy drogą kompromisów - nie nalegajmy na łagodzenie prawa - dyspensy i indulty są czymś wyjątkowym i tak je traktujmy. Uwrażliwiajmy innych wiernych na ów problem. Przełożeni defraudują władzę głównie wskutek nacisku właśnie szeregowych wiernych. Paradygmat świętego spokoju wyznawany w większości kurii tak diecezjalnych jak i zakonnych prowadzi do łamania sumień niejednego kapłana.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 9 listopada 2017

Czy nowe świątynie są poświęcane?

Laudetur Iesus Christus!

Dzisiaj przeżywamy święto poświęcenia bazyliki lateraneńskiej. Z tego powodu proponuję zastanowić się nad obrzędem jednego z kluczowych dla naszego życia chrześcijańskiego sakramentaliów. Zadaję więc pytanie, czy miejsca do których uczęszczamy są rzeczywiście poświęcone, czy są prawdziwymi świątyniami?

Gdy przygotowywałem się do uczestnictwa w obrzędzie poświęcenia pewnej świątyni, użyłem wyrażenia: "konsekracja świątyni". Mój zmysł wiary mówił mi, że rzeczy i osoby poświęcone Panu Bogu w sposób szczególny się konsekruje. Dlatego mówi się o sakrze biskupiej, życiu konsekrowanym, czy właśnie konsekracji ołtarza, świątyni lub olejów. Kapłan wobec którego się w ten sposób wypowiedziałem wyraźnie dał mi do zrozumienia, że się mylę. I faktycznie dzisiaj dokumenty kościelne sformułowania "konsekracja" używają już tylko w odniesieniu do obrzędu ślubów dziewicy. Wobec sakramentu święceń używa się już wyłącznie w oficjalnych dokumentach słowa ordynacja lub święcenie i to nawet jeśli mowa jest o sakrze biskupiej. W odniesieniu do olejów odpowiednio błogosławieństwo lub poświęcenie. Natomiast świątynie, czy ołtarze się już nawet nie poświęca, ale dedykuje, chociaż w tłumaczeniach można znaleźć "obrzędy poświęcenia świątyni i ołtarza".

Obrzęd konsekracji miejsca przeznaczonego do kultu Bożego ma swoje bogate podstawy biblijne. Już w księdze Rodzaju znajdziemy następujący opis: "A gdy Jakub zbudził się ze snu, pomyślał: «Prawdziwie Pan jest na tym miejscu, a ja nie wiedziałem». I zdjęty trwogą rzekł: «O, jakże miejsce to przejmuje grozą! Prawdziwie jest to dom Boga i brama nieba!» Wstawszy więc rano, wziął ów kamień, który podłożył sobie pod głowę, postawił go jako stelę i rozlał na jego wierzchu oliwę. I dał temu miejscu nazwę Betel. Natomiast pierwotna nazwa tego miejsca była Luz. Po czym złożył taki ślub: «Jeżeli Pan Bóg będzie ze mną, strzegąc mnie w drodze, w którą wyruszyłem, jeżeli da mi chleb do jedzenia i ubranie do okrycia się i jeżeli wrócę szczęśliwie do domu ojca mojego, Pan będzie moim Bogiem. Ten zaś kamień, który postawiłem jako stelę, będzie domem Boga. Z wszystkiego, co mi dasz, będę Ci składał w ofierze dziesięcinę»." (Rdz 28,16-22) Także liczne opisy znajdują się w kolejnych księgach mojżeszowych oraz historycznych.

Należy zadać pytanie, czemu służy akt poświęcenia? Poświęcenie jest to nic innego jak przekazanie osoby lub dobra doczesnego na wyłączną służbę Panu Bogu. Akt ten różni się istotnie od błogosławieństwa, które jest prośbą skierowaną do Pana Boga o zesłanie za pośrednictwem określonej rzeczy lub działania konkretnej osoby swojej łaski. Jest oczywistym, że akt poświęcenia będzie w sobie zawierał błogosławieństwo, dlatego w obrzędach święceń przy litanii do wszystkich świętych zachowuje się formułę: "Abyś tych wybranych (do święceń) pobłogosławić, poświęcić i konsekrować raczył". Jednak samo błogosławieństwo nie jest poświęceniem! Swoja drogą znamienne jest, że tak chętnie poświęca się szkoły, przedsiębiorstwa, pojazdy itp świeckie rzeczy, a w odniesieniu do rzeczy ewidentnie służących do kultu Bożego z tak rażąco przykrą konsekwencją stosuje się jedynie formuły błogosławieństwa... . Jak dla mnie jest to przejaw celowej desakralizacji sakramentaliów.

Sakramentalia na podobieństwo sakramentów posiadają strukturę znaku, a więc do ich ważności konieczna jest odpowiednia materia i forma. Materią w przypadku konsekracji świątyni jest odpowiednio wzniesiona i wyposażona świątynia. Na temat organizacji przestrzeni liturgicznej będzie w przyszłości oddzielny wpis. Zakładamy, że ołtarz jest ołtarzem, a nie stołem, że są przygotowane odpowiednie relikwie. Do istoty należy także forma, którą jest modlitwa poświęcenia. Niestety nowa modlitwa poświęcenia nie zawiera formuły wskazującej na akt którego ma dokonać. Kluczowe słowa brzmią: "Dlatego pokornie prosimy Cię, Panie, ześlij pełnię błogosławieństwa na ten kościół i ołtarz, aby zawsze były miejscem świętym i stołem przygotowanym do składania Chrystusowej Ofiary." Formuła zawiera dwa błędy. Pierwszym jest porównanie ołtarza do stołu i pomieszanie porządku składania ofiary z pojęciem posiłku. "Przystępować do stołu Pańskiego" to wyrażenie odpowiednie jeśli są balaski nakryte obrusem. Dziś kiedy nie ma balasek, wierni co prawda przyjmują Komunię Świętą, ale nie przystępują do owego Pańskiego stołu. Drugi błąd, o wiele poważniejszy to użycie prośby o błogosławieństwo, zamiast prośby o uświęcenie. Chociaż modlitwa wyraża przeznaczenie owego miejsca dla Pana Boga na wieczne czasy, to jednak brak prośby: "uświęć", "poświęć", "konsekruj" napawa pewnymi wątpliwościami. Nie mi oceniać, czy wspomniany defekt niweluje sam akt. Wskazuję tylko iż budzi on poważne wątpliwości. Znamienitszych teologów proszę o opinię - tylko bez argumentów w stylu: Stolica Apostolska zaaprobowała więc jest dobrze...

Wątpliwości z poprzedniego akapitu potwierdzają poniższe paragrafy prenotandy do obrzędów poświęcenia świątyni i ołtarza:
"21. Najważniejszym i jedynie koniecznym obrzędem przy poświęceniu ołtarza jest sprawowanie Eucharystii. Zgodnie jednak z powszechną tradycją zarówno Wschodniego jak Zachodniego Kościoła, odmawia się również specjalną modlitwę poświęcenia, która wyraża wolę poświęcenia ołtarza Panu na stałe i prośbę o Jego błogosławieństwo.
22. Obrzędy namaszczenia, okadzenia, nakrycia i oświetlenia ołtarza są widocznymi znakami ukazującymi niewidzialne dzieła, których Pan dokonuje za pośrednictwem Kościoła sprawującego Boże misteria, a zwłaszcza Eucharystię.
23. Na przygotowanym ołtarzu biskup sprawuje Eucharystię, która jest główną i najstarszą częścią całego obrzędu. Sprawowanie Eucharystii jak najściślej wiąże się z obrzędem poświęcenia ołtarza:
- przez sprawowanie eucharystycznej Ofiary osiąga się i jasno ukazuje najważniejszy cel, dla którego ołtarz zbudowano;
- Eucharystia, która uświęca serca przyjmujących ją, w pewien sposób uświęca też ołtarz, jak to niejednokrotnie twierdzili starożytni Ojcowie Kościoła: "Godny podziwu jest ten ołtarz, bo chociaż z natury swej jest kamieniem, staje się święty, gdy tylko przyjmie Ciało Chrystusa";
- ścisły związek poświęcenia ołtarza ze sprawowaniem Eucharystii ukazuje się także przez to, że Msza na poświęcenie ołtarza posiada własną prefację głęboko wnikającą w znaczenie obrzędu."

Sama prenotanda pomniejsza więc wagę modlitwy poświęcenia, na rzecz sprawowania bliżej nieokreślonego obrzędu Eucharystii. Trzeba wiedzieć, że Msza Święta i Eucharystia to nie są synonimy, jakby chcieli moderniści. To temat na inny wpis, w skrócie mogę napisać, że Eucharystia oznacza sakrament, a Msza Święta to cały obrzęd związany z tym sakramentem. Tezy zawarte w tym wprowadzeniu idą w poprzek wielowiekowemu rozumieniu nie tylko obrzędów konsekracji świątyni, ale także innych sakramentów, na przykład chrztu. Ks. Edward Górski w opracowaniu pt.: "Konsekracja i poświęcenie dzwonów" Sandomierz 1957 r zauważa: "Konsekracja kościoła i ołtarza ma pewne podobieństwo z ceremoniałem chrztu św. Jest też pewien symbolizm. Świątynia materialna jest obrazem świątyni duchowej, duszy ludzkiej, w której przez łaskę mieszka Bóg w Trójcy Jedyny. Podobnie jak dusza przez chrzest oczyszcza się i staje się godną świątynią Boga, tak również przez ceremonie konsekracyjne budynek staje się świątynią pańską." Przez wieki rozumiano więc obrzędy konsekracji jako przygotowanie do sprawowanie Najświętszej Ofiary. Obrzędy koncentrowały się wokół dwóch istotnych kwestii. Pierwszą była walka ze złymi duchami i wypędzenie ich mocą Bożą - temu miały służyć rozbudowane egzorcyzmy, drugą zaś było napełnienie miejsca łaską Bożą i symboliczne przekazanie miejsca pod opiekę Pana Boga, co ostatecznie dokonywało się w modlitwie konsekracyjnej. Podobieństwo do chrztu było uderzające - tam również najpierw egzorcyzmowano katechumena, by potem przez obmycie przekazać go Bogu i dalej namaszczeniem wypełnić Bożą łaską. Moderniści zniszczyli oba obrzędy. Co prawda chrzest w swojej istocie został zachowany, jednak pozbawiono go istotnych obrzędów przygotowujących. Dużo gorsza rzecz stała się z poświęceniem świątyni, które w istocie nie wiadomo czy w ogóle zachodzi. Gdyby sprawowanie Mszy Świętej było czynnością konsekrującą ołtarz, to każda Msza polowa poświęcałaby stół czy kamień na którym była dokonywana. Dobrze jednak wiemy, że tak nie jest. Teza prenotandy jest fałszywa, wobec tego wątpliwa staje się także intencja szafarza, który sam akt poświęcenia/błogosławieństwa w konsekwencji może uznać za drugorzędny i nieistotny.

W naszej ocenie nowy obrzęd poświęcenia kościoła jest tyle wart co benedykcja opata. Co prawda zachowane zostały obrzędy tak zwane wyjaśniające. Notabene takie nazewnictwo jest poważnym redukcjonizmem, bo namaszczenie prawidłowo poświęconym olejem, nie wyjaśnia niczego, za to zsyła konkretne łaski. Jednak w istocie obrzęd ten jest bardziej błogosławieństwem. Nie przeznacza więc budynku i ołtarza na wyłączną służbę Bożą. Wraz z nową teologią świątyni i ołtarza przyszła moda na desakralizację świątyń co ma miejsce na zachodzie i jest grzechem wołającym o pomstę do nieba. Taka profanacja wobec tak ważnej rzeczy porównywalna jest z porzuceniem urzędu przez duchownego. Dzieje się to niestety za aprobatą najwyższej władzy kościelnej Opracowywane są nawet obrzędy desakralizacji - ohyda spustoszenia woła o pomstę do nieba!

Zniszczenia dokonane w obrzędach poświęcenia świątyni i ołtarza dobrze obrazują ruinę wiary jaka dokonuje się we współczesnym Kościele. Św. Paweł przestrzega: "Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście." (Rz 1 Kor 3,16-17) Doceniajmy więc stare świątynie i szanujmy je. W ich mieszka bowiem Bóg. Kto wie, czy liczne profanacje i nieuszanowanie świętości nie doprowadziły do sytuacji którą mamy dziś? Może Pan Bóg przez dopust Boży w postaci takiego spustoszenia wiary i moralności chce nas nawrócić? Módlmy się przeto aby Pan Bóg wyciągnął swoją potężną prawicę i przywrócił ład w Kościele i w świecie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk


czwartek, 2 listopada 2017

Piekło istnieje, nie jest i nigdy nie będzie puste!

Laudetur Iesus Christus!

Dzisiaj obchodzimy w Kościele wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych czyli potocznie pisząc dzień zaduszny. Kościół przywdziewa się w szaty fioletowe, jednak wielu kapłanów głosi fałszywe tezy dotyczące ostatecznego losu człowieka. Eschatologia, czyli nauka o rzeczach ostatecznych jest tą dyscypliną teologii dogmatycznej, która z racji naszej przyszłości jest nam najbliższa. Niestety właśnie w tej dziedzinie szerzą się poważne błędy zagrażające zbawieniu wiernych.

Niejaki o. Hryniewicz podnosi postulat, że można mieć nadzieję iż piekło będzie puste. Wielu twierdzi, że taka nadzieja nie jest wiarołomna, ale niestety przeczy temu Pismo Święte i Tradycja. Chrystus Pan naucza:
"Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha!" 
(Mt 13, 40-43)
"Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie." (Mk 9, 42-49)

"Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle." (M7 10,28)

"Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie."
Wówczas zapytają i ci: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?" Wtedy odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego»." (Mt 25, 42-44)

Z kolei święta Tradycja głosi:
Symbol Quicumque: "Którzy źle czynili, pójdą w ogień wieczny"
Konstytucja Apostolska Benedictus Deus Benedykta XII:  "Ponadto orzekamy, że według powszechnego rozporządzenia Bożego dusze umierających w uczynkowym grzechu śmiertelnym zaraz po swej śmierci zstępują do piekła, gdzie doznają kar piekielnych."

Również uznane objawienia prywatne m.in św. Katarzyny Sieneńskiej, św. Teresy od Jezusa czy naszej polskiej siostry św. Faustyny Kowalskiej opisują prawdę o realności i wieczności piekła. Zacytuję właśnie tą ostatnią, ponieważ dobrze systematyzuje problem męczarni piekielnych:

"Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez Anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam:
pierwszą męką, którą stanowi piekło, jest utrata Boga;
drugie – ustawiczny wyrzut sumienia;
trzecie – nigdy się już ten los nie zmieni;
czwarta męka – jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym;
piąta męka – jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje;
szósta męka jest ustawiczne towarzystwo szatana;
siódma męka – jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa.
Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to nie jest koniec mąk, są męki dla dusz poszczególne, które są męki zmysłów, każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie, jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą, piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie jak tam jest. Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło." Dzienniczek 741

Wiemy już, że piekło jest wieczne, ponieważ sam Pan Jezus o tym powiedział. Że piekło nie jest puste wiemy stąd, że na pewno znajdują się tam różne duchy złe - aniołowie którzy zbuntowali się przeciwko Bogu i nie mogą się już poprawić. Zatem wszelka nadzieja, że piekło będzie puste sama w sobie jest herezją i na potępienie zasługuje. To że są tam różne dusze ludzkie wiemy z wielu prywatnych objawień aprobowanych przez Kościół. Dziwi więc fakt, że osoby które głoszą jawne błędy o nadziei dotyczącej pustego piekła są w środowiskach kościelnych pochwalane i nagradzane, a osoby które mówiące prawdę o piekle są cenzurowane. To co robią katoliccy duchowni mówiąc o piekle nie jest żadnym straszeniem, a jedynie rzetelną informacją. Kto tego głoszenia zaniedbuje będzie winien śmierci wiecznej wielu wiernych i na siebie samego ściągnie potępienie. Chrystus Pan przestrzega: "Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza." (Mt 18, 6) Szczególne zobowiązanie ciąży tu nad tymi którzy z urzędu obowiązani są głosić wiarę, a więc na duchowieństwie. Przemilczanie pewnych prawd jest także powodem grzechu. Wiara musi być głoszona integralnie i całościowo.

Księża starej daty pamiętają zapewne z apologetyki, że pamięć o rzeczach ostatecznych jest najlepszą motywacją do nawrócenia. Wiedzieli o tym głoszący rekolekcje parafialne i misje ludowe Dziś z piekła i grzechu się kpi. Ci którzy tak czynią zasilą pierwsze kręgi piekielne. Wystarczy zresztą uczynić zakład podobny do zakładu Pascala. Otóż jeśli Słowo Boże nas nie przekonuje to uczyńmy prosty bilans. Co tracimy jeśli piekła nie ma? Żyjąc dobrze zyskujemy chwałę ludzi i dobrą pamięć, tracimy za to trochę dóbr, których na drugą stronę i tak nie zabierzemy. Jeśli piekło zaś istnieje to dóbr jakie możemy bezprawnie zyskać przez złe postępowanie i tak nie zabierzemy a utracimy coś nieskończenie wielkiego, mianowicie przebywaniem z Panem Bogiem i na wieki będziemy cierpieć różne straszne kary. Nawet więc agnostyk, ale rozumny dojść może łatwo do wniosku, że lepiej postępować tak jakby piekło istniało, bo to co możemy stracić idąc tam niewspółmiernie przewyższa tą marność jaką zyskamy żyjąc w grzechach. Rozmyślajmy więc nad rzeczami ostatecznymi, odważnie głośmy prawdę o istnieniu piekła tak swoim życiem, jak i słowem.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk