wtorek, 21 listopada 2017

Fasadowe prawo kościelne

Laudetur Iesus Christus!

Posoborowy kryzys Kościoła dotknął także wymiaru dyscyplinarnego. Jego najbardziej widocznym efektem jest nowy Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 r. Deregulacja prawna Kościoła moim zdaniem przebiegała w dwóch etapach. Pierwszym z nich było dostosowanie istniejących norm do rzeczywistości posoborowia. Wbrew pozorom wdrażanie złośliwych reform zakończyło się dopiero promulgowaniem nowego kodeksu, w którym przepisano najbardziej wątpliwe teologicznie fragmenty nauczania Vaticanum II. Drugi etap trwa do dzisiaj i polega na doprowadzeniu do totalnej anomii życia kościelnego. Głównym wykonawcą rewolucji antyprawnej w Kościele jest sam Franciszek i jego poplecznicy.

Dla każdego wierzącego prawnika sens istnienia prawa jest jasny. W sytuacji po grzechu pierworodnym natura ludzka skażona jest złem i jako taka potrzebuje pewnych zewnętrznych regulacji zwanych prawem po to aby wspomóc naturalną władzę wolitywną, jaką jest sumienie w podejmowaniu słusznych wyborów. Prawo dzielimy na Boże i ludzkie, naturalne i pozytywne. Prawo Boże naturalne streszcza się w złotej normie: "czyń dobro, a zła unikaj", zaś prawo Boże pozytywne to wszystkie przykazania jakie przekazuje nam Objawienie, co w dużym uproszczeniu sprowadza się do dekalogu. Z kolei prawo ludzkie naturalne sprowadza się do zasady: "nie czyń drugiemu co tobie nie miłe i czyń innym tak jak chcesz by tobie czyniono", z kolei prawo ludzkie pozytywne to wszelkie kodeksy, konstytucje, regulaminy itp rzeczy stanowione zwykle przez określony organ władzy prawodawczej zwanej u idealisty oświeceniowego Monteskiusza władzą ustawodawczą.

Po co ludzie tworzą prawo? Otóż tam gdzie prawo naturalne nie wystarcza potrzeba stworzenia jednolitego systemu normatywnego, który ureguluje problematyczne strefy życia. Trzeba jasno stwierdzić, że prawo naturalne jest zawsze przed pozytywnym. Tej zasady przestrzegał także Pan Bóg, jednak w sytuacji kiedy ludzie zbłądzili nie zdał ich jedynie na wewnętrzne poruszenia sumienia, ale nadał kodeks postępowania, czyli prawo pozytywne. Prawo kościelne jest specyficznym rodzajem prawa, gdyż jako prawo pozytywne łączy w sobie elementy prawa Bożego i ludzkiego - tak przynajmniej winno być w założeniu. Również państwa, które niegdyś określały się jako katolickie powinny przyjąć taki model, aby określenie "katolicki" nie było zwykłym pustosłowiem.

Kościół apostolski kierował się w swym postępowaniu jedynie duchem Ewangelii i było to w większości przypadków skuteczne. Jednakże już spór pomiędzy św. Piotrem i św. Pawłem dotyczący przestrzegania przepisów starozakonnych oraz ewangelizacji gojów doprowadził do konieczności regulacji na Soborze Jerozolimskim. Tak zaczęła się historia tworzenia pozytywnego prawa kościelnego. Śledząc kolejne sobory dostrzegamy jak kolejne problemy implikowały tworzenie się kolejnych regulacji spisywanych zwykle w tak zwanych kanonach. Już pierwsze sobory poza warstwą dogmatyczną, zawierały także zbiór przepisów. Stan taki trwał aż do soboru trydenckiego, kiedy ostatni raz sobór uchwalał prawo dla całego Kościoła. Sobór watykański I żadnych przepisów zatwierdzić nie zdążył, natomiast sobór watykański II miał "inny charakter" wobec czego na nim także nie uchwalono żadnego prawa. Niejako logicznym uzupełnieniem Vaticanum II stał się więc Kodeks Prawa Kanonicznego (KPK) z 1983 r.

Czytając różne przepisy prawa pozytywnego wchodzimy w specyficzny język prawniczy. Zdania z których złożone są normy tworzone są w trybie orzekającym, do tego w większości przypadków istnieje klauzula nie-wykonywalności danej normy, czyli tak zwana sankcja. I tak na przykład norma z Konstytucji RP która chroni życie ludzkie obarczona jest sankcją zawartą  w kodeksie karnym: "Kto zabija człowieka, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności." Wyobraźmy sobie sytuację, w której nie istnieje sankcja. Czym w tym przypadku jest norma o ochronie życia ludzkiego? Przestaje być normą prawną, a staje się jedynie normą moralną. Ponieważ jednak morderstwa się zdarzają konieczne jest prawo, które ureguluje kwestię morderstw.

Do 1983 r w podobny sposób funkcjonowało prawo kościelne. Kodeks z 1917 r zawierał ściśle sprecyzowane normy prawne i wyliczał kary za ich nieprzestrzeganie. Nowy kodeks w dużej mierze jest zbiorem pobożnych życzeń, a sformułowania: "należy", "zaleca się", "powinno się" itp zdecydowanie dominują nad: "jest", "są", "będą" itd. Czytelnicy rozumieją chyba dobrze co mam na myśli... . Warto zresztą zajrzeć do udostępnionych w sieci kaonów tego "prawa". Na przykład:

Kan. 1184 - § 1. Jeśli przed śmiercią nie dali żadnych oznak pokuty, pogrzebu
kościelnego powinni być pozbawieni:
 1 notoryczni apostaci, heretycy i schizmatycy;
 2 osoby, które wybrały spalenie swojego ciała z motywów przeciwnych wierze
chrześcijańskiej;
 3 inni jawni grzesznicy, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego
zgorszenia wiernych.
 § 2. Gdy powstaje jakaś wątpliwość, należy się zwrócić do miejscowego
ordynariusza, do którego decyzji należy się dostosować. 
Powinni być pozbawieni, co wcale nie oznacza, że muszą być, a w praktyce i tak chowa się wszystkich jak leci... . 

Albo pobożne życzenie w stylu:
Kan. 254 - § 1. Wykładowcy winni się stale troszczyć w nauczaniu przedmiotów o
wewnętrzną jedność i harmonię całej nauki wiary, by alumni doświadczali, że zdobywają
jedną wiedzę. Aby łatwiej to osiągnąć, powinien ktoś w seminarium kierować całym
porządkiem studiów. 
I nic się nie dzieje gdy się nie troszczą oraz gdy nie ma prefekta studiów, albo ten nie wywiązuje się właściwie ze swoich obowiązków. 

Dużo powszechniej zdarza się sytuacja kiedy norma jest określona ale brakuje sankcji, np.:
Kan. 1167 - § 1. Tylko Stolica Apostolska może ustanawiać nowe sakramentalia,
autentycznie tłumaczyć już istniejące, znosić niektóre z nich albo zmieniać. 
Aż prosi się by wprowadzić sankcję na biskupów i prezbiterów, którzy zmieniają liturgię sakramentaliów w sposób sprzeczny z księgami, zaniechają odprawiania niektórych, albo tworzą własne. Z tą rzeczywistością mamy często do czynienia. A norma powyższa jest tak skonstruowana, że w zasadzie trudno jest napisać skargę, nie wiadomo też kto miałby być jej adresatem, kto sędzią w sprawie itd. Oczywiście sprawni interpretatorzy prawa kanonicznego zaraz wykoncypują, że sakramentalia podpadają pod liturgię, a więc do kongregacji kultu Bożego i dyscypliny sakramentów, jednak praktyka pokazuje, że poszczególne urzędy Kurii Rzymskiej chętnie śmierdzące sprawy lubią odsyłać i dykasteria liturgiczna może próbować zbyć problem w kongregacji do spraw duchowieństwa, biskupów, czy nawet nauki i wiary... . Ostatecznie prawo kościelne chociaż dotyka większości spraw życia Kościoła to jednak jest na tyle nieokreślone, że niezmiernie trudne w aplikowaniu. Stąd też jeden z wykładowców prawa kanonicznego stwierdził: "Nowy kodeks to prawo piękne do studiowania, lecz bardzo niepraktyczne do stosowania". I ja się pod słowami tego profesora podpisuję.

W ostateczności prawo kościelne czasem definiuje sankcję, zwykle podając górną granicę kary, jednak prawie nigdy nie określa dolnej. Patologia tego typu wkradła się także do kodeksów cywilnych. Powoduje ona, że mamy do czynienia z szeregiem martwych przepisów za złamanie których nie obowiązuje żadna sankcja lub jest ona symboliczna na przykład pozbawienie wolności w zawieszeniu. Przykładem takiej normy może być poniższy kanon 1366:  "Rodzice lub ich zastępujący, którzy oddają dzieci do chrztu lub na wychowanie w religii niekatolickiej, powinni być ukarani cenzurą lub inną sprawiedliwą karą." Dla kodeksu z 1917 r jedyną karą byłaby tutaj ekskomunika. Trzeba byłoby oczywiście dodać: "dobrowolnie oddają". Dlaczego ekskomunika? Ponieważ jest to praktyczna apostazja - są takie uczynki które stanowią wyznanie niewiary, oddanie własnych dzieci heretykom na wychowanie religijne to przykład takiego aktu. A co oznacza sprawiedliwa kara? Może to być równie dobrze upomnienie... . Ranga problemu i sposób w jaki sprawę rozsądza nowy kodeks budzi daleko idące wątpliwości.

W praktyce kary stosowane są rzadko. Chociaż kodeks przewiduje środki karne, to jednak zwykle nie są one stosowane. Duchownego karze się zwykle upomnieniem, przeniesieniem lub suspensą. Czasami wystarczyłoby zastosować na przykład zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych w postaci nakazu zdeponowania prawa jazdy u biskupa, aby np problem wyjazdów do kochanki/kochanka wykluczyć. Ewentualnie przeniesienie na drugi koniec diecezji, ale przenoszenie do innej zwykle jest tylko spychaniem problemu pod dywan i sygnałem dal karanego: "rób co chcesz ale tak by nie było o tobie słychać". Również duchownego, który źle używa dóbr niekoniecznie należy przenosić na karną placówkę, ale obłożyć zakazem posiadania lub poważnym ograniczeniem w tym zakresie. Przenoszenie na karne placówki jest bardzo nieewangeliczne, a ci którzy stosują takie środki zapominają, że nawet w takim Ars znajdują się ludzie, którzy mają prawo do duchownego, który nie idzie tam za karę... . Kary zwłaszcza te kościelne powinny być nakładane zgodnie z troską o zbawienie duszy, przede wszystkim dokonującego występku, a nie tylko dobrego imienia parafii, diecezji czy prowincji kościelnej. Często zresztą dobre imię Kościoła utożsamiane jest błędnie z tak zwanym świętym spokojem. Biskup personalnie odpowiada za zbawienie swoich kapłanów, podobnie jak papież za zbawienie swoich biskupów. W aplikowaniu prawa nie powinni oni nigdy o tym zapomnieć.

Czytając "święte kanony" można odnieść wrażenie, że nowy kodeks stanowi prawo fasadowe. Normy prawne znajdują się jedynie w normach ogólnych, prawie karnym i małżeńskim. Cała reszta to jak stwierdził jeden z moich wykładowców "pobożne bajkopisarstwo, na którym się nie znam i którym nie warto się zajmować". Ów wykładowca był jednym z lepszych jakiego miałem okazję słuchać podczas tak zwanych studiów teologicznych. Niestety część wykładów z prawa miałem z innym księdzem, który bardziej niż samych norm uczył jak skutecznie je omijać i tutaj docieramy do drugiego etapu deregulacji prawnej Kościoła. Faktyczna anomia dotyka bowiem całej rzeczywistości Kościoła. Wszelkie dyskusje na temat przepisów ucinane są zwykle argumentami ad personem i ad hominem - oskarżeniem o faryzeizm, lub w najlepszym wypadku próbą wykazania nieznajomości "ducha prawa". Takie argumentowanie to faktyczne niszczenie wszelkiej praworządności. Używa się przy tym przewrotnie fragmentów z Pisma Świętego, cytując Słowo Boże w sposób iście szatański. Dla wprawnego obserwatora jasne jest, że KPK z 1983 r to tylko etap w postępującej rewolucji neoheretyckiej. Współczesnych modernistów uwiera już nawet ich własne dzieło. Domagają się oni całkowitej wolności. Rezultatem takich działań jest fakt, że poszczególne Kościoły partykularne różnią się od siebie nieraz tak znacznie iż zaczyna budzić to powszechne zgorszenie wiernych. Choćby słynna sprawa dyspensy w Warszawie i kpiarskie artykuły dotyczące postanowień postnych. Biskupi w Warszawie podzieleni są jak widać nie tylko Wisłą, ale także spojrzeniem na dyscyplinę pokutną w Kościele. 

Wierność prawu kościelnemu jest probierzem prawdziwego posłuszeństwa. Chrystus Pan naucza: "Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie." Łk 16,10. Ta wierność jest poważnie wystawiana na próbę już w trakcie deformacji w nowych seminariach. Kapłani często skarżą mi się, że są przez swoich przełożonych zmuszani do działania w sposób sprzeczny z przepisami, które ci przełożeni nie wydali i często nie mają prawa do dyspensowania od nich. Należy pamiętać, że Pan Jezus nie wymaga posłuszeństwa totalitarnego, a władzę zwłaszcza w Kościele należy traktować jako służbę. Defraudacja własnych uprawnień, dokonywana zwykle przez pospolitą uzurpację to jedno z najczęstszych przestępstw jakiego dopuszcza się duchowieństwo w Kościele poczynając od proboszcza, a kończąc na kardynałach. Z tymi zjawiskami mamy prawo i obowiązek walczyć. Przede wszystkim nie kroczmy drogą kompromisów - nie nalegajmy na łagodzenie prawa - dyspensy i indulty są czymś wyjątkowym i tak je traktujmy. Uwrażliwiajmy innych wiernych na ów problem. Przełożeni defraudują władzę głównie wskutek nacisku właśnie szeregowych wiernych. Paradygmat świętego spokoju wyznawany w większości kurii tak diecezjalnych jak i zakonnych prowadzi do łamania sumień niejednego kapłana.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

3 komentarze:

  1. "Wyobraźmy sobie sytuację, w której nie istnieje sankcja. Czym w tym przypadku jest norma o ochronie życia ludzkiego? Przestaje być normą prawną, a staje się jedynie normą moralną" - tak dla precyzji to nadal jest normą prawną ale nie sankcjonowaną. Inaczej zwana lex imperfecta - prawo niedoskonałe. Pomimo braku sankcji za jej przekroczenie, to wciąż obowiązuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie problem w tym, że orzecznictwo nie zawsze idzie zgodnie z doktryną prawniczą, zwłaszcza w środowisku kościelnym. Przede wszystkim w większości przypadków sprawy nie rozstrzygają prawnicy, ale ci którym jest powierzona władza wykonawcza, czyli ordynariusze, czy przełożeni. Co do lex imperfecta - owszem norma jest, ale w praktyce trudno ją egzekwować, lub jak pokazuje życie nie egzekwuje się jej wcale. Wpis miał za zadanie pokazać czytelnikom problemy nowego prawa kościelnego i jego praktyczną nieskuteczność, co widać na prawie każdym kroku.

      Usuń
  2. polecam również zapoznanie się z interpretacją terminów występujących w aktach prawnych. Często intuicyjne rozumienie pewnych zwrotów jest odmienne od tego jak doktryna prawnicza i orzecznictwo je traktuje.

    OdpowiedzUsuń