niedziela, 29 stycznia 2017

Teologia oddolna, czyli teologia fałszywa

Laudetur Iesus Christus!

Przez wieki teologia uznawana była za naukę o Bogu. Z tego też powodu dawniej metodolodzy ani myśleli włączać teologię w dziedzinę humanistyki. Nauki humanistyczne są bowiem tymi, które mówią o człowieku jako o istocie społecznej oraz o jego wytworach, czyli o kulturze. Jako nauka teologia miała zatem za przedmiot Boga, a co za tym idzie różniła się metodologicznie od innych dyscyplin naukowych. Źródłem wiedzy teologicznej jest także Bóg, ponieważ jest on transcendentny, czyli przekraczający poznawalną w naturalny sposób rzeczywistość. Wobec tego zakres wiedzy teologicznej uzależniony jest od tego ile chce jej nam łaskawie Bóg udzielić. To udzielanie przez Boga wiedzy o sobie nazywamy objawieniem. Jak już napisałem przy okazji rozważania roli Pisma Świętego i Tradycji, objawienie pochodzi z natury stworzonej, Pisma Świętego i Tradycji. Ostatecznie więc każda wiedza o Bogu pochodzi od Niego samego, a człowiek nie jest w stanie Bogu wyrwać czegoś, czego On sam nie chciałby ujawnić. Z tego też powodu jedyną prawdziwą teologię uprawiali ludzie święci, ponieważ robili to w postawie pokory stworzeń, których dociekania mogły być zaspokojone tylko przez Bożą łaskę. Każdy doktor Kościoła podkreślał rolę praktyki wiary w poznaniu teologicznym. Z tego doświadczenia zdobywania wiedzy o Bogu wyrósł paradygmat tego co dziś nazywa się teologią odgórną, a co kiedyś było nazbyt oczywiste by to w jakiś szczególny sposób określać. Teologia odgórna zakłada więc, że poznanie teologiczne jest czytane w objawieniu danym przez Boga. Rolą człowieka jest pokorne schylanie się po tą wiedzę. Tak rozumiana teologia nie jest nauką jak wszystkie inne. Skuteczność poszczególnych badaczy zależy od ich własnej świętości oraz woli Bożej wyrażanej przez natchnienia jakie On zsyła, po to aby ujawnić kolejną prawdę o sobie. Celem teologii odgórnej jest zdobywanie informacji o Bogu dla skuteczniejszego zbawiania dusz (salus animarum).

Od kilkudziesięciu lat - zwłaszcza zaś po doświadczeniach wojen zwanych światowymi lansuje się metodologię odwróconą. Źródłem wiedzy o Bogu ma być człowiek w jego przeżyciach i doświadczeniu. Ta "bliższa człowiekowi" teologia, została nazwana teologią oddolną. Część teologów przewrotnie uznała naturę ludzką Chrystusa za dostateczną podstawę dla swoich pseudo badań. Wobec braku osobistej pokory i cnoty świętości, a może rzekomej stagnacji teologii "uwięzionej w okowach scholastyki" wielu teologów uznało że aby coś nowego odkryć w teologii trzeba zacząć od człowieka a nie od Boga. Przyczyn takiego przewrotu metodologicznego można wskazać kilka:
- szybki rozwój nauk empirycznych
- katastrofalne doświadczenia egzystencjalne XX w związane z następstwami ideologii utopijnych
- znudzenie tradycyjną metodą scholastyczną
- pycha spowodowana niepohamowanym postępem technologicznym
- zagubienie Boga w konsumpcyjnym stylu życia
Być może przyczyn jest więcej... . Chętnie zapoznam się z propozycjami czytelników. 

Teologia oddolna zakłada, że jedyną szansą na rozwój teologii jest przyjęcie metod nauk świeckich. W istocie paradygmat teologii oddolnej jest desakralizacją teologii jako nauki. Jedyna dziedzina wiedzy, którą otrzymujemy wprost od Boga zostaje potraktowana jak każda inna nauka. Wobec tego następuje poważny zgrzyt metodologiczny: jak człowiek, który ze swej natury jest w życiu doczesnym immanentny wobec świata może patrząc w siebie odkryć wiedzę o Bogu który jest transcendentny? To prawda, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, ale wiemy też, że człowiek ten obraz i podobieństwo zniekształcił - na tym w końcu zasadza się sens czynu zbawczego Chrystusa i objawienia jako takiego, które w sytuacji po-grzechowej w ogóle daje nam sposobność jakiegokolwiek obcowania z Bogiem, z którym w Raju widzieliśmy się twarzą w twarz.

W rezultacie zamiast wglądu w prawdy Boże teolog oddolny otrzymuje zafałszowany obraz Boży, obraz Boga stworzony na podobieństwo pohańbionego grzechem człowieka. Wyciągnięte z takiego rozumowania wnioski nie mogą być i nie są prawdziwe, co też poznajemy po owocach, które ujawniają się w skutkach przepowiadania opartego na tej "wiedzy". Postępująca sekularyzacja i nieskuteczność reform przeprowadzanych w Kościele na podstawie fałszywych przesłanek  to najbardziej dobitne dowody na szkodliwość teologii oddolnej.

Jak zatem przeciwstawiać się tej zarazie? Środków jest wiele - niektóre z nich będą tematami dalszych wpisów. Przede wszystkim warto ograniczyć się do korzystania z dzieł teologów kanonizowanych. Mamy wtedy pewność, że wiedza przez nich przekazywana jest prawdziwa. Po wtóre jeśli zdecydujemy się na czytanie dzieł nieautoryzowanych ogłoszoną przez Kościół świętością autora to zadajmy sobie pytanie: czy piszący prawdy wywodzi z objawienia czy też z doświadczenia takiego czy innego człowieka lub nauki nieteologicznej? Dotyczy to chociażby tak fundamentalnej kwestii jak egzegeza biblijna, która jeśli wsparta jest analizą ksiąg niekanonicznych  to już ujawnia swoje tendencje oddolne i skazana jest na wysnucie błędnych wniosków. Istotnym jest też zrozumienie, że sama antropologia teologiczna nie jest jeszcze sama w sobie teologią oddolną. Faktycznie istnieje taka dyscyplina. Jednak w prawdziwej antropologii teologicznej zasadniczym pytaniem jest co Bóg mówi o człowieku w swoim objawieniu i tym też różni się antropologia teologiczna od antropologii filozoficznej na przykład. Wreszcie pamiętajmy, że teologia o człowieku mówi niejako przy okazji - celem teologii nie jest poznanie człowieka, ale Boga, a przez to poznanie zbliżenie się do Niego i efektywne korzystanie z łaski dawanej nam przez Niego. Teologia zatem, która jako cel stawia sobie poznanie człowieka i mówi głównie człowieku jest na pewno skażona paradygmatem oddolnym. W rozróżnieniu fałszywej teologii oddolnej od właściwej teologii odgórnej niestety nie pomoże nam oficjalna aprobata Kościoła wyrażona zwrotami "nihil obstat", czy "imprimatur", ponieważ teologia oddolna została współcześnie zaaprobowana przez fałszywych pasterzy. Sam tego doświadczyłem na wykładach z pewnym biskupem, który w toku dyskusji zarzucił mi, że postawa którą reprezentuję przekreśla dalsze odkrycia w teologii. A kto powiedział, że w czasach obecnych Bóg uważa za stosowne ujawniać więcej prawd o sobie?

Powyższe rozważania mam nadzieję uświadomiły Wam, grozę przewrotu metodologicznego jaki dokonał się w teologii przez ostatnie dziesięciolecia. W istocie teologia oddolna jest fikcją - metodologiczną bujdą wciskaną na większości uczelni mających w ofercie tak zwaną teologię. Jedyną słuszną metodą poznania Boga jest pokorne proszenie Go i wytężona praca intelektualna. Nie jesteśmy w stanie Bogu wyrwać żadnej prawdy o Nim, ale On sam objawi nam dalszą wiedzę o sobie jak chce i kiedy chce. Jest zatem jedna teologia, dziś zwana teologią odgórną. Wszystkich czytelników usilnie proszę by nie dali się zwieść bałamuceniom współczesnych autorytetów teologicznych. Dawno odeszli oni od drogi prawdy. Apostoł wzywa: "Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi." (Kol 3,2). Teologia oddolna jest niczym kotwica wiążąca myśl ludzką na dnie własnych pragnień i namiętności. Życzę wszystkim zgłębiania prawdziwej wiedzy, którą z łaski swojej przedstawił nam Bóg "dla zbawienia gotowego objawić się w czasie ostatecznym" (1 P 1,5).

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 26 stycznia 2017

Muzułmanie - czy są dziećmi Abrahama?

Laudetur Iesus Christus!

Dziś w Kościele katolickim w Polsce obchodzony jest 17-ty dzień Islamu. Absurd polega na tym, że dzień ten nie jest dniem pokutnym i dniem modlitw o nawrócenie muzułmanów na wiarę prawdziwą - katolicką, tylko jest to dzień w którym katolicy spotykają się z muzułmanami, dialogują z nimi i promują kulturę islamską. Podstawą dla tak zażyłego dialogu międzyreligijnego (drugiego po dialogu z żydami) jest przekonanie, że jesteśmy my i muzułmanie dziećmi Abrahama. Warto więc rozważyć tą tezę.

W kulturze semickiej pochodzenie i wykazywanie rodowodów ma kluczowe znaczenie dla oznaczenia czyjejś tożsamości. Tradycja muzułmańska pokazuje Abrahama (Ibrahima) jako piątego z kolei proroka islamskiego. Z Abrahama zgodnie z przekazem biblijnym wyszedł Izmael i Izrael. Według tradycji Izmael miał zapoczątkować lud arabski. Chociaż Izmael był pierworodnym synem Abrahama, to jednak w rzeczywistości był bękartem. Z 16 rozdziału Księgi Rodzaju (który polecam przeczytać w całości) dowiadujemy się, że Bóg nie uznał w Izmaelu spadkobiercy dziedzictwa Abrahama. Tylko ze względu na sromotę biednej Hagar Bóg obiecał uczynić z Izmaela wielki naród, jednak od razu dodając następujące przekleństwo: "A będzie to człowiek dziki jak onager: będzie on walczył przeciwko wszystkim i wszyscy - przeciwko niemu; będzie on utrapieniem swych pobratymców." (Rdz 16,12). I faktycznie spełniły się te słowa. Oto spadkobiercy bękarta - Izmaela są utrapieniem dla całego świata i szerzą się jak szarańcza po świecie niszcząc Boży zasiew i będąc faktyczną karą za grzechy ludzi Kościoła. Warto też zastanowić się na ideologią islamu pod kątem pochodzenia od Izmaela. W przeciwieństwie od judaizmu, który opiera zasady przynależności na pochodzeniu, islam przyjął zasadę wyznania wiary i stał się prawdziwie międzynarodowy. Łamiąc więc istotną regułę semicką zdobył się na prozelityzm jakiego w skali świata jeszcze nie było... . Dzięki ponadnarodowemu charakterowi tej ideologii udało się muzułmanom przekroczyć liczebność wszystkich chrześcijan na świecie stając się ipso facto pierwszą religią światową. Wobec tych faktów trzeba zaprzeczyć etnicznemu pochodzeniu muzułmanów od rodu izmaelitów, a zatem i od Abrahama.

Pochodzenie można rozważyć także pod kątem teologicznym wykazując wspólnotę poglądów. Abraham w Piśmie Świętym jawi się jako obrońca ludzkości. Wstawia się przed Bogiem za ludźmi - licytuje się o każde ludzkie istnienie. Przy tym objawia miłosierdzie Boga, który jest w stanie odstąpić od karania Sodomy i Gomory, jeśli znajdzie się tam chociaż garstka prawych ludzi. "Bóg" objawiony przez kolejnych proroków islamskich jest bogiem mściwym i szukającym odwetu. W istocie Allach jest szatanem, każdy bowiem bóg, który nie jest Bogiem jedynym i prawdziwym jest jakimś odbiciem szatana. W kategoriach teologicznych islam jest religią szatana. Synowie Abrahama powinni pełnić czyny Abrahama. Rozważmy kluczową tej kwestii mowę Jezusa: "Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Tego Abraham nie czynił. Wy pełnicie czyny ojca waszego». Rzekli do Niego: «Myśmy się nie urodzili z nierządu, jednego mamy Ojca - Boga». Rzekł do nich Jezus: «Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem od siebie, lecz On Mnie posłał. Dlaczego nie rozumiecie mowy mojej? Bo nie możecie słuchać mojej nauki. Wy macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. A ponieważ Ja mówię prawdę, dlatego Mi nie wierzycie. Kto z was udowodni Mi grzech? Jeżeli prawdę mówię, dlaczego Mi nie wierzycie? Kto jest z Boga, słów Bożych słucha. Wy dlatego nie słuchacie, że z Boga nie jesteście»." (J 8,40-47) Co prawda te słowa były skierowane do zaślepionych Żydów, którzy w tym momencie odrzucali Boże wybraństwo, jednak pasują one i do tych, którzy zabijają Chrystusa i dziś, a konkretnie Jego mistyczne Ciało, czyli Kościół. Muzułmanie konsekwentnie odrzucili większość proroków Starego Przymierza, wzgardzili Mesjaszem i wykoślawili Boże objawienie zawarte w Biblii. 

Dziś kolejny dzień islamu. Wzdragam się na myśl o przewrotnym haśle tego dnia: „Chrześcijanie i muzułmanie: adresaci i narzędzia Bożego miłosierdzia”. Adresatami Bożego miłosierdzia są jedynie ci którzy chcą je przyjąć, a Boże miłosierdzie zostało nam dane w czynie zbawczym Jezusa Chrystusa i to jest nasza jedyna nadzieja! Wreszcie jakim narzędziem Bożego miłosierdzia jest islam? Chyba, że jest to w istocie Boże karanie za odstępstwo rzesz chrześcijan od prawdy jedynej - prawdy katolickiej... . Jeśli tak jest to pozostaje tylko wzywać do pokuty i nawrócenia, kto wie może Bóg się zmiłuje i odwróci srogie karanie. Prawdą jest za to, że w dalszej perspektywie dialog katolicko-islamski polegać będzie na tym, że oni będą najeżdżać nas, a my będziemy najeżdżani przez nich, oni wymordują nas, a my będziemy wymordowani przez nich. Co prawda nie jesteśmy bez winy, bo sami braliśmy udział we wkładaniu kija w gniazdo szerszeni, to jest w destabilizację sytuacji na Bliskim Wschodzie, o co nikt nas nie prosił i gdzie faktycznie byliśmy najeźdźcami, ale można to jeszcze odwrócić. Widzę to w kilku krokach:

1. Zdelegalizowanie islamu, jako ideologii sprzecznej z tradycją i prawem cywilizowanego świata.
2. Wydalenie muzułmanów do ich ojczyzn pod groźbą kary śmierci.
3. Palenie egzemplarzy koranu i burzenie meczetów - wszak w ich krajach Biblia też jest palona, a świątynie burzone.
4. Wycofanie wojsk okupacyjnych z krajów Bliskiego Wschodu.
5. Separacja gospodarcza terenów arabskich.
6. Wzmocnienie granic i wybudowanie murów obronnych na granicach.
7. Osądzenie lewackich rządców, którzy sprowadzili nam islamską zarazę i wydalenie ich bądź ukaranie śmiercią.
8. Usunięcie fałszywych pasterzy i osądzenie ich podobnie jak rządców.
9. Przywrócenie prawowiernego kultu i katolickiego nauczania.
10. Wprowadzenie do prawodawstwa świeckiego praw ewangelicznych.

Nie łudźmy się! Wspierajmy inicjatywy antyislamskie, których wiele jest w Internecie. Tacy z nich potomkowie Abrahama, jak z masonów katolicy... . Islam to największe zagrożenie obecnych czasów zaraz po modernizmie. Jeśli chcemy uchronić naszą dziatwę przez tą plagą musimy chronić się już dziś. Nie ustawajmy w sprawowaniu katolickiego kultu i w nauczaniu prawd wiary. Do tego przyłóżmy post i jałmużnę, która gładzi wiele grzechów. Wreszcie zastosujmy oręż modlitwy. Pamiętajmy że katolicka Msza i różaniec uchroniły Europę przed zalewem islamskim w XVII w kiedy pod Wiedniem zwyciężyliśmy pod sztandarem Maryi. Módlmy się zatem:
"Królem bądź tych wszystkich, którzy jeszcze błąkają się w ciemnościach pogaństwa lub islamizmu, i racz ich przywieść do światła i królestwa Bożego. Wejrzyj wreszcie okiem miłosierdzia Swego na synów tego narodu, który był niegdyś narodem szczególnie umiłowanym. Niechaj spłynie i na nich, jako zdrój odkupienia i życia, ta Krew, którą oni niegdyś wzywali na siebie. Zachowaj Kościół Swój, o Panie, i użycz mu bezpiecznej wolności. Użycz wszystkim narodom spokoju i ładu. Spraw, aby ze wszystkiej ziemi od końca do końca, jeden brzmiał głos: Chwała bądź Bożemu Sercu, przez które nam stało się zbawienie; Jemu cześć i chwała na wieki. Amen."

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk



środa, 25 stycznia 2017

"Chodźcie powróćmy do Pana!" Oz 6,1

Laudetur Iesus Christus!

Dziś święto Nawrócenia św. Pawła i zarazem koniec tygodnia modlitw o jedność chrześcijan. Krótki przegląd najważniejszych pojęć oraz odłamów chrześcijaństwa unaocznił Wam mam nadzieję podstawy problematyki ekumenicznej.

Współczesna myśl ekumeniczna lansuje pogląd, że także Kościół Jezusa Chrystusa - Kościół jeden, święty, katolicki (powszechny) i apostolski ma się z czego nawracać. Oglądając szeroką panoramę problemów jakie trawią Kościół sądzę, że pogląd ten jest prawdziwy... . Kościół musi w końcu się nawrócić - oczyścić się z błędów jakie Go trawią, oddzielić wewnątrz siebie kąkol od pszenicy prawdy. Jednym z ziaren fałszu zasianych na żyznej glebie Kościoła jest właśnie ekumenizm. Ruch ten wyrosły na niwie heretyckiej przesiąkł do Winnicy Pańskiej i zatruwa cały świat. To ekumenizm nie pozwala właściwie wykonywać Kościołowi misji, jaką zlecił Chrystus wstępując do nieba: "Idźcie więc i nauczajcie WSZYSTKIE NARODY, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego." (Mt 28,19). Dziś trzeba sobie zadać pytanie gdzie jest prawdziwy Kościół i co On właściwie głosi? Odpowiedź na to pytanie jest bolesnym procesem. W toku swojej (de)formacji seminaryjnej doszedłem do wniosku, że jestem karmiony paszą prawdy i kłamstwa jednocześnie, że wiele tez, które postawiono przede mną to jedna wielka ściema... . Jeśli prozelityzm jest dzisiaj postawą wyklinaną przez główny nurt Kościoła, to trzeba sobie zadać pytanie: czego oni (fałszywi pasterze) chcą w zamian? Indyferentyzmu? Wszak mówi Pismo: "Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić (dosłownie zwymiotować) z mych ust" (Ap 3,15-16). Obecny czas rozpoznaję jako wielki kryzys Kościoła. Problem jest podobny do tego jaki miał Izrael - oto Oblubienica Pańska odstępując od przymierza zawartego z Bogiem miesza się z innymi narodami i popada w pogańskie kulty. Otwartość ekumeniczna do której wzywają fałszywi pasterze prowadzi do takiego wymieszania światopoglądu oraz kultu. Kościół został przez Chrystusa postanowiony jako sól świata, a oto jest ona wydana na podeptanie! To Kościół ma zmieniać świat, a nie świat ma zmieniać Kościół! Zawróćmy więc z tej drogi donikąd. Nawróćmy nasze serca, a kto wie, może się Pan zlituje i pośle pasterzy wg serca, a nie wyda swej Winnicy na podeptanie przez dziki.

Prorok Ozeasz wzywa:
"Chodźcie, powróćmy do Pana!
On nas zranił i On też uleczy,
On to nas pobił, On ranę zawiąże.
Po dwu dniach przywróci nam życie,
a dnia trzeciego nas dźwignie
i żyć będziemy w Jego obecności.
Dołóżmy starań, aby poznać Pana;
Jego przyjście jest pewne jak świt poranka,
jak wczesny deszcz przychodzi On do nas,
i jak deszcz późny, co nasyca ziemię". (Oz 6,1-3)

Kończy się tydzień modlitw o jedność chrześcijan - tydzień, w którym wiele świątyń katolickich zamieniano na synagogi i zbory. Jak co roku mieszano doktrynę katolicką z doktryną heretycką dopuszczając heretyków do nauczania owiec Pana Jezusa. W niewielu miejscach modlono się o to by ci którzy odeszli od jedności zechcieli do niej wrócić. Pojutrze (jutro dzień islamu) wrócimy do szarej rzeczywistości. Fałszywi pasterze przestaną mówić o ekumenizmie, nie będzie wspólnych spotkań aż do obchodów "wielkiego jubileuszu reformacji"- kiedy mistyczne Ciało Chrystusa będzie znów biczowane rękami tych, którzy mają Je chronić. My jednak pamiętajmy o konieczności sprowadzenia zbłąkanych owiec, działajmy czynem i modlitwą. Nie bójmy się prozelityzmu, wszak prozelitą był sam św. Paweł (biskup) i niejaki "Mikołaj - prozelita z Antiochii" wyświęcony na jednego z pierwszych 7 diakonów Kościoła. 

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

wtorek, 24 stycznia 2017

Integryzm - szansa, czy zagrożenie?

Laudetur Iesus Christus!

Po przeglądzie największych odłamów chrześcijaństwa, przychodzi czas na scharakteryzowanie i usystematyzowanie grup wiernych zwanych integrystycznymi. Słowo integryzm pochodzi od łacińskiego integer, co znaczy cały, zachowany w pełni, nietknięty. Wydaje się, że współczesny nurt ekumeniczny szuka kontaktów ze wszystkimi, poza integrystami. Dlaczego tak jest? Jakie są oblicza integryzmu?

Integryzm jako nurt katolicki powstał na przełomie XIX i XX w jako reakcja na nurty modernistyczne. Wszyscy integryści za swoich patronów uważają więc papieży bł Piusa IX i św. Piusa X. Zachowanie doktryny katolickiej wobec zagrożeń tego świata uważają za swoją naczelną zasadę. Często postawę swoją uzasadniają najważniejszym paradygmatem Kościoła - regułą zbawienia dusz (salus animarum). Niestety i w tych środowiskach pojawiły się odejścia od Kościoła. Właściwie jedynie skrajne grupy integrystyczne można nazwać wspólnotami czysto schizmatyckimi. 

Zasadniczo integryzm katolicki zaczął się radykalizować w wyniku obrad Soboru Watykańskiego II, a szczególnie wobec owoców jakie wydały reformy posoborowe. Tutaj zaznaczył się podział integrystów katolickich na sedeplenistycznych i sedewakantystycznych. Pierwsi uznają, że Stolica Apostolska jest pełna (sede - siedzenie, pleno - pełne), natomiast drudzy uznają, że Stolica Apostolska jest pusta (sede - siedzenie, vacante - puste). Sedewakantyzm ma bardzo różne oblicza, ale zwykle dzieli się go na trzy grupy:
a) doktrynalny (papież, który popadł w herezję utracił urząd - wtedy ostatnim papieżem byłby Pius XII)
b) spiskowy (wybrany na papieża Paweł VI został uwięziony, a na Stolicy Piotrowej został posadzony uzurpator, wtedy ostatnim papieżem byłby Jan XXIII)
c) sakramentologiczny (zwolennicy tego nurtu podważają ważność święceń biskupich w nowym rycie, wtedy ostatnim papieżem byłby Jan Paweł II)
Osobiste doświadczenia w rozmowach z sedewakantystami są bardzo trudne. Pierwsza i ostatnia teoria tworzą bardzo zawarty system światopoglądowy, który trudno jest podważyć, aczkolwiek nie jest to niemożliwe. 

Z sedewakantyzmu wyrósł pogląd pośredni zwany sedeprywacjonizmem. Teorię tą bp Guerard des Lauries, początkowo dominikanin, później biskup sedewakantystyczny. Pogląd sedprywacjonizmu zakłada, że papież i biskupi popadli w herezję nie tracą urzędu, ale niektóre prerogatywy z niego wynikające. Na przykład papież może kreować nowych kardynałów, ale nie wydaje ważnie żadnych aktów prawnych ani nie naucza. Dzięki temu zachowana zostaje możliwość wyboru nowego papieża, ale jednocześnie wszystkie encykliki, bulle, konstytucje apostolskie i dogmatyczne, albo ustawy i kodeksy prawa kanonicznego stają się automatycznie nieważne z mocy prawa. Taki pogląd choć jest bardzo atrakcyjny można bardzo łatwo podważyć, bo na jakiej podstawie i kto ma decydować o tym co papież-heretyk mógłby ważnie robić, a co nie?

Wreszcie pozostaje konklawizm. Mało kto wie, że współcześnie mamy około kilkunastu antypapieży. Nie są to ruchy o wielkim znaczeniu, szczególnie że chyba żaden z nich posiada sukcesji apostolskiej i skupiają wokół siebie niewielkie rzesze wiernych, jednak warto wiedzieć, że taki prąd istnieje. 

Oczywiście z katolickiego punktu widzenia zarówno sedewakantyzm, sedeprywacjonizm jak również konklawizm to ruchy schizmatyckie. W większości ugrupowania te nie sprzeciwiają się żadnym dogmatom, tak więc jest wśród nich wielu samych tylko schizmatyków bez znamienia herezji. Przykre jest, że Kościół nie próbuje nawet prowadzić z nimi dialogu.

Co ciekawe ruchy sedeplenistyczne także są przez Kościół wyklęte. Najbardziej znanym jest chyba Bractwo św. Piusa X zwane potocznie lefebrystami, od abp Lefebvre, który w 1988 r konsekrował bez zgody Rzymu 4 biskupów. Abstrahując do wyjaśniani czy doszło do schizmy czy nie, temat uciął Brenedykt XVI ściągając formalnie ekskomunikę z konsekrowanych biskupów. Pozostał jednak stan nieuregulowany kanonicznie. Za papieża Franciszka Stolica Apostolska wydała zarządzenie o ważności udzielania rozgrzeszenia przez kapłanów Bractwa św. Piusa X i o zniesieniu dyspensy a divnis dla przyjmujących w Bractwie święcenia. Wobec tego warto się zastanowić, czy w ogóle istnieją jakieś przeszkody do praktykowania wiary w Bractwie św. Piusa X? Pozostają także inne wspólnoty sedeplenistyczne, które choć formalnie uznawane są przez Rzym, to jednak często są prześladowane we własnych diecezjach. Do ruchów tych zaliczają się instytuty życia konsekrowanego podległe Komisji Ecclesia Dei, jak również grupy wiernych należące do mniej lub bardziej oficjalnych środowisk tradycji łacińskiej. W tym rozumieniu również autor tego bloga jest integrystą. 

Warto więc zadać hierarchom pytanie o to czy rzeczywiście ich wysiłki ekumeniczne są szczerze? Czy nie próbują tworzyć podziałów tam gdzie ich nie ma. Zarysowany podział integryzmu katolickiego wskazuje, że są w jego łonie schizmatycy oddzielający się od Kościoła, ale są także wierni przywiązani do Tradycji, którzy stanowią sól Kościoła i prawdziwą Jego odnowę. Wobec tego integryzm jawi się zarówno jako zagrożenie, jak i szansa. Prawdziwy katolicki ruch zawsze jednak będzie w pewnym sensie integrystyczny, to znaczy zmierzający do pełni i odkrywający całe bogactwo Tradycji Kościoła.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

poniedziałek, 23 stycznia 2017

Starokatolicyzm - nie wszystko katolickie, co tak nazywają...

Laudetur Iesus Christus!

Ostatnim większym odłamem chrześcijaństwa jest starokatolicyzm. W świadomości przeciętnego katolika wyznanie starokatolickie jawi się jako zagadka, tymczasem w Polsce mamy 6 wspólnot starokatolickich, których nazwy mogą być mylące. Bo co sobie może pomyśleć wierzący słysząc nazwę: Katolicki Kościół Narodowy w Polsce? Większość z tych wyznań chociaż jest niewielka, to jednak w praktyce liturgicznej i duszpasterskiej nie różni się zbytnio od Kościoła liturgii rzymskiej współczesnej. Tym bardziej warto poznać charakterystykę starokatolicką by niechcący nie wpaść w błąd.

Starokatolicyzm jako ruch powstawał na bazie umacniania się partykularnych tradycji poszczególnych narodów i diecezji. Najsilniejszym ośrodkiem okazała się diecezja Utrechtu, która już w średniowieczu przez uzyskiwanie różnych przywilejów stała się zbytnio niezależna w stosunku do Rzymu. Po suspendowaniu administratora archidiecezji utrechckiej abp Petrusa Codde wskutek zawieruchy jansenistycznej. Zawieszony, a później także ekskomunikowany w 1704 r biskup zyskał poparcie holenderskiego społeczeństwa. Jednak do schizmy doszło dopiero w 1723 r, kiedy to Arcybiskupia Kapituła Utrechtu wybrała swojego arcypasterze nie oczekując na zgodę Rzymu. Lokalna schizma rozrosła się dopiero w momencie zwołania obrad Soboru Watykańskiego I, na którym w 1870 r konstytucją dogmatyczną Pastor aeternus ogłoszono dogmat o nieomylności papieża. Nastroje podczas ogłaszania tej prawdy wiary były mieszane. Część biskupów wprost deklarował nieposłuszeństwo względem wobec tego dogmatu. Biskupi z różnych krajów europejskich znaleźli pomoc i wsparcie właśnie w diecezji utrechckiej.  Formalnym początkiem starokatolicyzmu było zawiązanie 24 września 1889 r tak zwanej Unii Utrechckiej. Tekst Deklaracji Utrechckiej podpisało kilku biskupów z Holandii, Niemiec, Szwajcarii i Austrii. Treść deklaracji składa się z 8 punktów, w których sygnatariusze decyduję się zachować naukę pierwszych 7 soborów, odrzucił soborów watykańskiego I i częściowo trydenckiego oraz ogłoszenia dogmatu o niepokalanym poczęciu Najświętszej Maryi Panny, podtrzymać naukę i praktykowanie celebracji Najświętszej Ofiary, a także zachować "wiarę niepodzielonego Kościoła". Deklaracja zawiera też pewne nadzieje ekumeniczne zjednoczenia podzielonego chrześcijaństwa. Do Unii Utrechckiej dołączały też polskie wyznania starokatolickie od 1907 r. 

Na pierwszy rzut oka może się starokatolicyzm wydawać się mało szkodliwy, przynajmniej w porównaniu do protestantyzmu. Zachowanie sukcesji apostolskiej i praktykowanie sakramentów przy jednoczesnym zachowaniu rytu rzymskiego sprawia, że można by uznać starokatolicyzm za bliższy Kościołowi niż prawosławie. Jest to jednak pogląd mylny. Dalsze dzieje wyznań starokatolickich pokazują, że za oderwanie się od katolickiego pnia starokatolicy zapłacili utratą większości łask jakimi dysponuje Kościołów. Dziś większość wspólnot starokatolickich ordynuje kobiety na stopnie sakramentalnej hierarchii. Tu i ówdzie pojawiają się nawet biskupki, co sprawia, że starokatolicy stopniowo tracą sukcesją apostolską. W wielu wspólnotach pojawia się aprobata dla homoseksualizmu oraz zaniechanie lub ograniczenie praktyki usznej spowiedzi. Czytając strony internetowe nawet polskich wyznań starokatolickich można się dowiedzieć, że niektóre wyznania starokatolickie w ogóle negują istnienie dogmatów, a ich nauczanie opiera się na bliżej nieokreślonych zasadach. Trudno nie zauważyć, że starokatolicyzm bardzo silnie skręca w herezje protestanckie. Z tego też powodu część wyznań starokatolickich od pewnego czasu występuje z Unii Utrechckiej. Pojawiają się też naciski na bardziej ortodoksyjnych starokatolickich biskupów, aby w ramach swoich wspólnot dopuszczali ordynację kobiet. Specyfiką starokatolicyzmu jest silny partykularyzm i przywiązanie do narodu. Z tego też powodu wspólnoty starokatolickie zwykle są niezbyt liczne oraz związane często i samą nazwą z określonym państwem lub narodem. Należy też zauważyć, że w skrajnej postaci starokatolicyzm może doprowadzić do powstania sekty. Barwnym przykładem jest "Kościół Katolicki Mariawitów w RP", w którym duchowieństwo stanowią same kobiety, a Mateczka (Maria Franciszka Kozłowska) uznawana jest za wcielenie Ducha Świętego. Z tego powodu wyznanie to trudno już nawet nazwać chrześcijańskim.

Starokatolicy nazwę katolickości mają tylko w nazwie. W pierwszym punkcie Deklaracji Utrechckiej zawarte swą piękne słowa św. Wincentego z Lerynu: "Trzymamy się tego, co wszędzie, co zawsze, co przez wszystkich było wyznawane, to jest bowiem prawdziwie i rzeczywiście katolickie." Rzeczywistość pokazała, że starokatolickie wyznania odeszły mocno od tego co katolickie. Przykład smutnej historii starokatolików, którzy skończyli jako pospolici heretycy pozbawiający się już nawet podstawowych łask, a czasem nawet miana chrześcijan uczy, że nawet zanegowanie jednej prawdy katolickiej wiary może doprowadzić do całkowitego odstępstwa od Boga w Trójcy Świętej jedynego. Utwierdzajmy się przeto słowami św. Wincentego z Lerynu i trzymajmy się tego co prawdziwe, a więc katolickie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

niedziela, 22 stycznia 2017

Protestantyzm - najgorsze oblicze chrześcijaństwa

Laudetur Iesus Christus!

Przy przeglądzie głównych odłamów chrześcijaństwa nie sposób pominąć protestantyzmu. Chyba nie ma drugiej tak dużej i zróżnicowanej grupy chrześcijan z jednocześnie tak bardzo niekonsekwentną doktryną. Kiedy tradycyjny i wykształcony katolik myśli o protestantach jego serce odczuwa automatycznie lęk, ponieważ tak zwana reformacja była najmroczniejszą kartą w historii Kościoła i jedną z najczarniejszych w historii w ogóle. Na temat tak zwanej reformacji poświęcę jeszcze pewnie niejeden wpis. Dziś tylko zasygnalizuję problem i jednocześnie oświadczam, że tak zwaną reformację będę określał mianem rewolucji mnichów lub rewolucją heretycką.

Protestantyzm wbrew obiegowym opiniom nie zaczął się w 1517 r. Oczywiście data wystąpienia Lutra ma charakter przełomowy, jednak pierwsi protestanci zaczęli działać już w średniowieczu. Niejaki Piotr Waldo rozpoczął oficjalną krytykę Kościoła zakładając wspólnoty waldensów, jednak za prekursora idei protestanckich można uznać Jana Wiklifa - duchownego katolickiego, który poprzez skrajny biblicyzm, odrzucenie zwierzchnictwa kościelnego i nauki o transsubstancjacji wyraźnie odciął się od wiary katolickiej, chociaż nigdy nie został formalnie ekskomunikowany. Przez wspólnoty tradycji protestanckiej jest uważany za protoplastę protestanckiej rewolucji. Kolejnym powszechnie znanym "reformatorem" był Jan Hus - protestancki męczennik, a w rzeczywistości wichrzyciel. Jego upór i rewolucyjny talent spowodowały, że środkowa część Europy, w tym teren należące dziś do Polski zostały uwikłane w tak zwane wojny husyckie. Ta część rewolucji heretyckiej bywa nazywana w podręcznikach historii prereformacją. Niewiele grup powstałych w tamtym okresie przetrwała do dziś - większość została wchłonięta przez powstałe później główne nurty protestanckie.

Sam protestantyzm zrodził nie tyle z samych heretyckich zapędów części duchowieństwa katolickiego ile z okazji polityczno-społecznej w I poł. XVI w. Wtedy to powstał ruch protestantów, który można nazwać protestancką ortodoksją lub nurtem ewangelicko-reformowanym. Ten prąd protestancki jest w Polsce najbardziej rozpowszechniony i najbardziej rozpoznawalny. Zasadza się on na biblicyzmie, który polega na niekanonicznym czytaniu Biblii. Z czytania Pisma Świętego pozbawionego kontekstu Tradycji powstały poglądy sprzeczne z katolicką nauką, chociaż niektórzy badacze twierdzą, że to błędne poglądy były wcześniejsze od niehermeneutycznego czytania ksiąg natchnionych. Doszło nawet do tego, że część Pisma Świętego została przez rewolucjonistów zanegowana, stąd biblie protestanckie nie są i nie mogą być czytane przez katolików! Błędy tej części protestantów są jednak i gorsze. Przede wszystkim negują oni rolę człowieka w zbawieniu. Podczas gdy katolicy wierzą, że zbawia Bóg na podstawie wiary i uczynków będących świadectwem wyboru Boga przez człowieka, to protestanci ewangelicko-reformowani w zależności od wyznania uważają że człowiek nie ma wolnej woli, a Pan Bóg nie zbawia wszystkich ludzi, tylko tych których chce. Protestantyzm zwany ortodoksyjnym zmienia też istotę urzędu apostolskiego, który jest powierzony wszystkim wierzącym, pomimo wyraźnych przesłanek przeciwnych a zwartych w księgach uznawanych przez protestantów. Z sakramentów wspólnoty ewangelicko-reformowane zachowały tylko chrzest i wieczerzę (Eucharystię) przy czym tylko chrzest sprawują ważnie. Wreszcie negują większość dogmatów Kościoła. Jedynymi pewnymi podstawami do dialogu katolicko-ewangelickiego jest chrzest i wiara w Trójcę Świętą. Niestety nawet w kwestii natury Boga protestanci mijają się z katolickim rozumieniem. Oczywiście tych różnic można by jeszcze dużo wymieniać...

Kolejnym nurtem protestancki jest anglikanizm. Chociaż przez wykładowców ekumenizmu lubi być wyłączany z systematyki wspólnot protestanckich, to jednak w rzeczywistości zachowuje główne zasady protestanckie. Anglikanizm nie jest w Polsce znany - ten fenomen heretycki to głównie domena krajów anglosaskich. Dość powiedzieć, że zwierzchnikiem tego "kościoła" jest królowa Wielkiej Brytanii. Ma to oczywiście swoją zaszłość związaną z historią Henryka VIII, który w buncie przeciwko swojemu małżeństwu postanowił założyć własny "kościół" który dyspensuje go od zawartego małżeństwa. Co prawda tak zwany "high church" zachował wiele podobieństw do Kościoła, to jednak w żadnym znaczeniu nim nie jest. Przede wszystkim poza chrztem nie sprawuje się tam ważnych sakramentów. Sukcesja apostolska została przerwana o czym dobitnie świadczy encyklika Apostolicae curae papieża Leona XIII oraz praktyka tworzenia przez Benedykta XVI ordynariatów dla nawróconych anglikanów, gdzie duchowni anglikańscy byli obowiązani przyjmować święcenia kapłańskie. Anglikanizm ze względu na liturgię i zachowaną tradycję jest najbliższym katolicyzmowi wyznaniem, ale jednak wyznaniem protestanckim, a zatem i heretyckim.

Pozostaje jeszcze protestantyzm pentekostalny, zwany także ruchem zielonoświątkowym. Jest to ruch stosunkowo młody bo powstały w XIX w. a jednak bardzo rozpowszechniony na świecie i w Polsce. Protestanci pentekostalni odrzucają wszelki formalny ustrój kościelny. Obrzędowość sprowadzają tylko do chrztu, natomiast pozostałe modlitwy przebiegają spontanicznie. Głoszą skrajny indywidualizm religijny - każdy sam ma interpretować Biblię, co często prowadzi do nieporozumień, a nawet fanatyzmu. Często ugrupowania penetekostalne rzeczywiście żyją w sposób ewangeliczny, jednak brakuje im zasadniczych środków łaski, jakimi są sakramenty. W ten sposób chociaż usiłują odkrywać charyzmaty Ducha Świętego, to jednak zamykają się na te podstawowe, związane na przykład z urzędem kościelnym. Chociaż pentekostalizm jest dla współczesnych ludzi bardzo atrakcyjny (o czym świadczą licznie rozwinięty grupy odnowy charyzmatycznej w Kościele) to jednak trzeba pamiętać, że istnieje wielkie niebezpieczeństwo przekształcenia się tych grup w sekty, co bardzo często ma miejsce.

Ten krótki przegląd nurtów protestanckich pokazuje jak wiele tracą chrześcijanie protestanccy. Przede wszystkim w żadnej Wspólnocie protestanckiej nie ma sakramentów - środków zbawienia, które pozostawił Chrystus. Po wtóre nauczanie poszczególnych zborów różni się od siebie, co jest podobne do judaizmu talmudycznego, gdzie w różnych synagogach pojawiają się różne, często przeciwstawne interpretacje. Z tego powodu protestantyzm jest najbardziej zżydzoną formą chrześcijaństwa. Historia pokazuje, że żadna grupa heretycka nie przelała tyle krwi katolickiej co właśnie protestanci. Rewolucja heretycka spowodowała upadek ładu na świecie i przyczyniła się do rozkwitu kolejnych niebezpiecznych idei, które rozpoczęły choćby rewolucję oświeceniową, czy Wielką Rewolucję Francuską. To właśnie poglądy filozofów protestanckich przygotowały podstawę dla relatywizacji prawdy, totalitaryzmów XX wieku oraz obecnie doprowadzanej do końca rewolucji demo-liberalnej. Protestantyzm zawsze był wielkim wrogiem Kościoła i Chrystusa. Na dialogu z protestantem katolik skorzysta tylko wtedy kiedy nawróci protestanta. Wszelkie próby dogadywania się i wspólnego rozważania nad wiarą nie uczynią protestanta katolikiem, natomiast szybko zrobią z katolika protestanta... . Módlmy się więc dużo za protestantów i nie dajmy się uwieść ich heretyckim naukom.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

sobota, 21 stycznia 2017

Chrześcijanie prawosławni - czy są tylko schizmatykami?

Laudetur Iesus Christus!

Jednym  z głównych odłamów chrześcijaństwa jest prawosławie. Słowo prawosławie oznacza dosłownie ortodoksję, czy wyznawanie wiary (oddawanie czci Bogu) w sposób właściwy. Przyjęło się oznaczać prawosławnych epitetem: schizmatyk, a więc człowiek odłączony od wspólnoty. Tymczasem rzeczywistość prawosławia jest w dużo bardziej złożona i to do tego stopnia, że stosowne jest zadanie pytania czy określenie ich ortodoksyjnymi jest uzasadnione!

We współczesnej kościelnej nowomowie określa się wspólnoty prawosławne mianem Kościołów prawosławnych. Taką nomenklaturę przyjmuje też Sobór Watykański II i deklaracja Dominus Iesus. Pamiętając o tym, że Chrystus Pan założył jeden Kościół należy rozważyć zasadność tego zwrotu: "Kościoły prawosławne". Niewątpliwie chrześcijanie prawosławni zachowali sukcesję apostolską, czyli urząd duszpasterski przekazany przez Chrystusa apostołom. Jest to bardzo ważna wspólna cecha łącząca prawosławie z Kościołem. Dalej nie ulega wątpliwości, że prawosławni celebrują wszystkie 7 sakramentów oraz wyznają wiarę wszystkich soborów pierwszego tysiąclecia. Wydaje się więc że zachowują cechy konstytucyjne Kościoła zdefiniowane w potrójny węzeł: wiary, sakramentów i zwierzchnictwa kościelnego.

Problemy pojawiają się gdy spojrzymy na prawosławie bardziej szczegółowo. Chociaż zachowana jest sukcesja apostolska, a więc urząd apostolski, to jednak brakuje prawosławnym uznania prymatu Piotrowego, a przynajmniej w takim jego rozumieniu jak to nauczał Jezus Chrystus nadając Piotrowi władze kluczy. Widać więc poważny defekt w uznawaniu prawowitego zwierzchnictwa kościelnego. Przez brak posłuszeństwa Stolicy Apostolskiej biskupi prawosławni pozbawiają się władzy rządzenia. Nie jest to błaha rzecz jakby się mogło wydawać, bo chociaż kapłani prawosławni są ważnie wyświęceni, to jednak przez zerwanie więzi z jurysdykcją Rzymu przekreślają możliwość uzyskania zwyczajnej władzy odpuszczania grzechów. Sakrament pokuty jest bowiem władzą rządzenia i do ważności jego udzielania w sytuacji zwyczajnej konieczny jest szafarz wyposażony w odpowiednią władzę. Chociaż w praktyce duchowej prawosławia pojawia się 7 sakramentów to jednak trudno jest uznać ważność wszystkich. Poza pokutą poważną wątpliwością co do ważności obarczone jest małżeństwo. Katolicka nauka mówi o nierozerwalności małżeństwa i o tym, że szafarzem sakramentu są dla siebie wzajemnie małżonkowie. Chociaż doktryna prawosławia pochwala nierozerwalność małżeństwa, to jednak w praktyce dopuszcza rozwody i powtórne związki małżeński. Szafarzem małżeństwa prawosławnego nie są małżonkowie ale osoba błogosławiąca związek (kapłan) - to powoduje szereg niejasności kanonicznych w odniesieniu do ważności małżeństwa i rozumienia go jako aktu woli małżonków. Wreszcie nauczanie dogmatyczne jak się okazuje nie jest takie samo w Kościele, jak w prawosławiu. Zadeklarowana w 1054 r Wielka Schizma Wschodnia rozdzieliła oba wyznania. Jak wiadomo z historii Kościoła także w II tysiącleciu chrześcijaństwa miało miejsce wiele soborów, których ważność i orzeczenia prawosławie podważa. Wobec tego, chociaż w praktyce w większości nauczanie prawosławia i Kościoła są tożsame, to jednak prawosławie formalnie nie uznaje np dogmatu o substancjalnej obecności Chrystusa w każdej cząstce Świętych postaci, albo dogmatu o niepokalanym poczęciu Maryi Panny. Tych prawd które prawosławie nie uznaje jest niestety dużo więcej.

Po tej krótkiej charakterystyce widać, że istnieją różnice doktrynalne w nauczaniu Kościoła i prawosławia. Z tego powodu prawosławie jest ugrupowaniem nie tylko schizmatyckim, ale także heretyckim. Chociaż wspólnoty prawosławne zachowują wiele elementów, które wiernie przechowuje także Kościół to jednak z powodu tych różnic mogą być nazywane "Kościołami prawosławnymi" jedynie w daleko idącej analogii, a nie jakkolwiek rozumianej przynależności do Kościoła. Wreszcie brak spoiwa, którym jest katedra św. Piotra powoduje, że prawosławie jest jedynie konglomeratem wspólnot partykularnych co wyklucza rozumienie go jako Kościoła w sensie ścisłym. 

Nie ulega wątpliwości, że ze wszystkich "wielkich" odłamów chrześcijaństwa prawosławiu do Kościoła jest najbliżej. Niestety różnice jakie pokazałem zmuszają do zakwalifikowania prawosławia jako odłamu zarówno schizmatyckiego, jak i heretyckiego. Obecność wielu prawdziwych elementów, w tym głównie ważnego kapłaństwa i Mszy Świętej pozwala w analogii mówić o prawosławiu jako o Kościołach partykularnych. Osobiście darzę prawosławnych wielkim szacunkiem i to nie tylko ze względu na osobiste doświadczenia związane z tym odłamem i właściwie uratowanie mi życia, ale przede wszystkim na bliskość serca Kościoła, którym jest święta Eucharystia. Uważam, że Kościół swoje starania zgromadzenia wszystkich owiec w Pańskiej Zagrodzie powinien zacząć od modlitwy i nawracania chrześcijan prawosławnych. Nie ustawajmy więc w modlitwie o jedność. Świadomi wielkiej łaski wybrania dziękujmy za dar prawdziwego Kościoła Chrystusowego, który jest Kościołem katolickim.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

piątek, 20 stycznia 2017

Religia prawdziwa vs religie fałszywe

Laudetur Iesus Christus!

   Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w tygodniu modlitw o jedność chrześcijan z przeciętnej katolickiej ambony usłyszelibyśmy jakie to szczęście, że trwamy w katolicyzmie, a nie w wiarołomstwie, jak innowiercy i heretycy. Kazania tamtego okresu obfitowały w wywody apologetyczne, które utwierdzały wiernych w przekonaniu, że są dziedzicami niezwykłej łaski - trwania w przymierzu z Bogiem zawartym w Jezusie Chrystusie. Gdybyśmy się znaleźli pod tamtymi ambonami, usłyszelibyśmy, że są także ludzie błądzący i wędrujący ku wiecznej za gładzie. Tych z miłością trzeba przekonywać i modlić się by zawrócili z błędnej drogi.
    Dziś słyszymy, że do zbawienia prowadzi wiele dróg, a jedność jest gdzieś pomiędzy nami, a odłączonymi... . Jeśli tak się sprawy mają, to należy rozważyć co nam daje katolicyzm i czym się różni od innych wiar? Zadajmy sobie więc pytanie, czemu mamy być katolikami, a nie na przykład protestantami, starokatolikami, prawosławnymi..? Wszyscy oni wierzą bowiem w Chrystusa i przyjmują chrzest.
     Kategoria religii prawdziwej i wiar fałszywych ma fundamentalne znaczenie dla naszej relacji z Bogiem. Chrystus założył bowiem jeden Kościół i przekazał jedną wiarę. Odnalezienie jej to wielki skarb... . Czym zasadniczo różni się religia prawdziwa od fałszywej? Religia prawdziwa pochodzi od Boga, religie fałszywe pochodzą ostatecznie od samego szatana. Wiemy, że Kościół założył Chrystus - Syn Boży, a protestantyzm Luter, Kalwin, Zwingli, Henryk VIII, Hus i ilu ich tam jeszcze nie było... . Za religiami fałszywymi łatwo zobaczymy konkretnych ludzi zamierzających ugrać swe własne interesy, natomiast za religią prawdziwą stoi miłość Boża. Religie fałszywe chociaż zawierają elementy prawdy, to jednak prowadzą do fałszu. Podobnie jak w ogrodzie rajskim szatan powiedział człowiekowi najpierw prawdę, a potem skłamał, tak i religia fałszywa mami człowieka jakąś prawdą, by potem zachęconego karmić jadem kłamstwa. Religia prawdziwa od początku stawia jasne wymagania i całą prawdę. Religią prawdziwą jest katolicyzm, a wcześniej był nią mozaizm - czyli religia mojżeszowa wyznawana w prawdzie do przyjścia Chrystusa.
    W następnych dniach omówię pokrótce główne błędy głównych odłamów chrześcijańskich aby jasno przedstawić jakich łask depozytariuszami są katolicy i co tracą poprzez pomieszanie doktrynalne spowodowane ekumenicznymi kontaktami z heretykami. Tymczasem jeśli ktoś z was jest katolikiem, niech dziękuje Bogu za światło prawdy jakim został obdarzony i niech modli się za tych, "których albo błędne mniemania uwiodły, albo niezgoda rozdziela, tak aby rychło nastała jedna owczarnia i jeden Pasterz".

Za katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

czwartek, 19 stycznia 2017

Ekumenizm - ocenzurowane pojęcia

Laudetur Iesus Christus!

   Istotnym elementem deformacji ekumenicznej współczesnego Kościoła stało się wyrugowanie pojęć podstawowych dla eklezjologii, czyli nauki o Kościele. Dziś nie wolno już używać takich pojęć jak: heretyk, kacerz, herezjarcha, błędnowierca, innowierca, schizmatyk. Do kościelnej nowomowy dostały się za to pojęcia: brat odłączony, pojednana różnorodność, ekumenia, wspólnota kościelna, czy wprost Kościół NN... .
    Język pełni bardzo ważną funkcję komunikacyjną i z tego powodu bywa pierwszy narzędziem propagandy ideologicznej, w tym przypadku ekumenicznej. Zmiana znaczenia dotychczasowo rozumianych pojęć i wprowadzenie innych bliżej nieokreślonych ułatwia zmienianie mentalności jednostek, które chce się zmanipulować. Dlatego tak ważna jest pamięć o pierwotnym znaczeniu słów i używaniu właściwych pojęć w odniesieniu do właściwych desygnatów - wszystko po to by nasz język precyzyjnie opisywał rzeczywistość, którą mamy na myśli. Nie mottem przewodnim tego naszego trudu będzie wezwanie Chrystusa: "Niech wasza mowa będzie tak, tak; nie, nie. A co nadto jest od złego pochodzi." (Mt 5,37).
Kościół - jest jeden święty powszechny i apostolski. Jak pisałem w poprzednim wpisie, tradycyjny katolik nie ma problemu z Jego rozpoznaniem, bowiem tam gdzie jest wyznawana wiara apostolska, celebrowane są prawdziwe sakramenty i uznawane jest prawowite zwierzchnictwo Kościół jest z całą pewnością. Moderniści wprowadzili więc szereg różnych pojęć i podziałów, jakiejś pełnej i nie pełnej przynależności do Kościoła. A tymczasem Chrystus Pan mówi: "Kto nie jest ze Mną ten jest przeciwko mnie; a kto nie zbiera ze Mną, rozprasza." (Łk 11,23). Nie istnieje więc wiele Kościołów, ale jeden. Powstał też w okresie Soboru Watykańskiego II nowotwór pojęciowy: "wspólnota kościelna" - jest to nic innego jak grupa heretyków pozbawiona sukcesji apostolskiej. Nikomu nie wolno Kościołem nazywać wspólnoty, która nie należy do Chrystusa i nie jest poddana konstytucji jakiej On nadał swej Owczarni!
Herezja - to uporczywe i publiczne trwanie w błędzie co do jednego lub większej ilości dogmatów katolickich. Osobę będącą w takiej postawie nazwiemy heretykiem lub kacerzem. Twórcę błędu nazywa się zaś herezjarchą. Jeśli błąd nie jest uporczywy lub publiczny to osobę błądzącą można określić mianem błędnowiercy. Dziś stosuje się często określenie brat odłączony, albo brat inaczej myślący. Te eufemizmy psują umysły pobożnych wiernych. 
Schizma - czyli podział, w katolickim rozumienie nieuznawanie prawowitej władzy kościelnej lub jedności z osobami będącymi w jedności z Kościołem.. W praktyce każda herezja skutkuje schizmą, ale nie każda schizma powstaje z herezji. Za schizmatyków często uważani są prawosławni i starokatolicy, w rzeczywistości, o czym kiedyś napiszę są oni także heretykami. O schizmie bez znamienia herezji można myśleć w odniesieniu do niektórych grup określanych mianem integrystów.
Innowierca - tym określeniem oznacza się osobę wyznającą niechrześcijańską religię. Dziś słowo to jest zastąpione różne określenia np.: starszy brat w wierze, brat wiary, szukający Boga. W rzeczywistości większość używanych określeń sprowadza przekleństwo niewiedzy na błądzących poza światłem katolicyzmu. Wszak jest dogmatem naszej wiary, że nikt poza Kościołem będący zbawić się nie może. 
Apostata - człowiek całkowicie odpadły od wiary, ktoś kto dokonał apostazji. Ludzi więc, którzy publicznie zaparli się wiary nie powinniśmy nazywać ateistami, a tym bardziej agnostykami. Słowa te mają inne znaczenie i nie wyrażają faktu zaparcia się wiary.
    Już więc ten krótki przegląd terminów zapomnianych i nowomowy używanej w języku ekumenicznym pokazuje jak ważny jest język i stosowanie precyzyjnych pojęć. O roli języka w kształtowaniu wiary będę jeszcze pisał. Tym krótkim wpisem chciałem wyjaśnić znaczenie fundamentalnych pojęć jakich używam. Życzę pogłębiania świadomości językowej i wzrostu w wierze.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 18 stycznia 2017

Fałszywy ekumenizm - historia

Laudetur Iesus Christus!

    Dziś rozpoczyna się w Kościele tydzień modlitw o jedność chrześcijan. Mało kto wie, że inicjatywa tego przedsięwzięcia modlitewnego sięga jeszcze XIX w. W encyklice Satis Cognitum papież Leon XIII ogłosił nowennę poświęconą intencji powrotu do jedności katolickiej wszystkich odszczepieńców. Polecam ową encyklikę jako lekturę duchową na tegoroczny tydzień modlitw o jedność chrześcijan. W obecnym terminie ta akcja modlitewna jest obchodzona z woli św. Piusa X. Niestety po Soborze Zbójeckim toczonym równolegle z Soborem Watykańskim II doszło do zupełnego wypaczenia idei tego tygodnia. 
     Dla tradycyjnie myślącego katolika jest jasne i oczywiste, że Chrystus Pan założył jeden Kościół, że oparł go na Piotrze i apostołach, ustanowił święte znaki - sakramenty i postanowił wyznawanie jednej wiary. W ten sposób zwierzchnictwo hierarchiczne, te same sakramenty i ta sama wiara są jasnymi wyznacznikami ram Kościoła, o czym wystarczająco przekonywał w swych pismach św. Robert kardynał Bellarmin. Każdy kto czytał listy św. Pawła i encyklikę Mystici Corporis Christi Piusa XII wie, że Kościół jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, a to ciało jest jedno, ponieważ Chrystus jest jeden i niepomieszany wewnętrznie - przeto i Kościół musi być jeden, albo nie jest już Ciałem Chrystusa. 
      Prawdziwa nauka o Kościele zasadza się więc na nicejsko-konstantynopolskim wyznaniu wiary: "et unam sanctam catholicam et apostolicam Ecclesiam" ("i w jeden święty, powszechny i apostolski Kościół) wypowiadanym niestety zwykle bezrefleksyjnie przez rzesze wiernych w każdą niedzielę i uroczystość.
      Kościół przez wieki tak siebie rozumiał i przez niemal 2 tysiące lat tak nauczał... . Dziś rzesze wiernych rozpuszczone po pustyniach modernizmu przez fałszywych pasterzy pasione są słomą ekumenizmu. Ekumenizm to ruch w obrębie chrześcijaństwa zmierzający do przywrócenia jedności. Niestety nie jest to ruch katolicki, ale zjednoczenie najgorszej maści heretyków, których zadaniem jest zniszczenie prawdziwej wiary przez wprowadzenie indyferentyzmu religijnego. Wystarczy prześledzić historię tego ruchu:
XIX w - przygotowanie ruchu ekumenicznego przez tworzenie kongregacji (aliansów) wspólnot heretyckich
1910 r - w Edynburgu odbywa się pierwsza Światowa Konferencja Misyjna (głównym postanowieniem jest zamknięcie drogi do prowadzenia misji wśród innych wyznań chrześcijańskich)
1919 r - Święte Oficjum wydaje monit zabraniający udziału w przedsięwzięciach ekumenicznych
1921 r - powstaje Międzynarodowa Rada Misji
1927 r - w Lozannie powstaje Komisja Wiara i Ustrój zmierzająca do "zacierania różnic doktrynalnych"
1928 r - papież Pius IX wydaj encyklikę Mortalium animos potępiającą udział katolików w ruchu ekumenicznym
1938 r - powstanie Komitetu Tymczasowego Światowej Rady Kościołów
1948 r - powstanie Światowej Rady Kościołów w Amsterdamie, na zjazd rad założycielskich przyjechało 147 ugrupowań heretyckich i schizmatyckich, głównie z kręgu protestanckiego
1948 r - monit Cum compertum Świętego Oficjum zakazuje katolikom udziału w Światowej Radzie Kościołów
1961 r - na III zgromadzeniu ogólnym Światowej Rady Kościołów w New Delhi przyłączają się prawie wszystkie Kościoły prawosławne, katoliccy obserwatorzy uczestniczą w obradach
1962 -1965 r - w ramach rewanżu dochodzi do obecności obserwatorów niekatolickich na Soborze Watykańskim II, oni wraz z garstką modernistów przeprowadzają Sobór Zbójecki i aż po dzień dzisiejszy niszczą wiarę świętą i katolicką
1965 r - powołanie Wspólnej Grupy Roboczej przygotowującej zalążki później uchwalanych dokumentów dwustronnych zmieniających odwieczne nauczanie Kościoła (dzisiaj w nauczaniu akademickim zyskują one większą rangę niż nauczania soborów i synodów)
1968-1982 r - teologowie katoliccy stają się pełnoprawnymi członkami Komisji Wiara i Ustrój przy Światowej Radzie Kościołów - ipso facto Kościół materialnie choć nieformalnie staje się członkiem Światowej Rady Kościołów, powstają dokumenty o których powyżej...
1983 r - wydanie czołobitnego listu z okazji 500-lecia narodzin Marcina Lutra
1986 r - Światowy Dzień Pokoju w Asyżu - zrównanie religii katolickiej z fałszywymi religiami
1995 r - Jan Paweł II wydaje encyklikę Ut unum sint "porządkującą" dokonania rewolucji ekumenicznej
2000 r - Kongregacja Nauki Wiary wydaje Deklarację Dominus Iesus, która podaje ortodoksyjną wykładnie dokumentów Soboru Watykańskiego II
2015 r - na wykładach z ekumenizmu i eklezjologii chcą mnie przekonać, że deklaracja ta jest prywatną opinią Josepha Ratzingera, a jej wykładania nie może być uznane za oficjalne nauczanie Kościoła. Dowiaduję się, że przytaczać można jedynie encyklikę "Ut unum sint" oraz dokumenty mieszanej Komisji Wiara i Ustrój. Sobór Watykański II zdaniem moich wykładowców nie jest już rzeczywistą wykładnią zagadnienia ekumenizmu, bo świat poszedł na przód...

      Myślę, że dokumenty te poddam kiedyś wnikliwej analizie teologicznej i przedstawię je na tym blogu. W tegorocznym tygodniu modlitw o jedność chrześcijan skupię się jednak na podstawowych zagadnieniach. Ekumenizm to rak na zdrowym ciele Kościoła. O jedność Kościoła modlić się to jest wielka herezja i brak wiary w Chrystusa, z łaski którego Kościół jest utrzymywany w istnieniu. Jaką więc modlitwę winniśmy zanosić? "Módlmy się i za heretyków i schizmatyków, aby Bóg i Pan nasz wywiódł ich z wszelkich błędów i do świętej Matki Kościoła katolickiego i apostolskiego przywieść raczył. Wszechmogący, wieczny Boże, który zbawiasz wszystkich, a nie chcesz aby ktokolwiek zginął, wejrzyj łaskawie na dusze szatańskimi sidłami uwiedzione i spraw, aby wyrzekłszy się wszelkiej złości heretyckiej, ze zgubnej drogi do jedności prawdy Twej wróciły." Z modlitwy powszechnej w wielki piątek.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk




wtorek, 17 stycznia 2017

XX Dzień Judaizmu - czy żydzi są naszymi starszymi braćmi w wierze?

Laudetur Iesus Christus!

     Dziś pierwszy dzień tzw oktawy ekumenicznej. Tydzień modlitw o jedność chrześcijan poszerzony o dzień judaizmu i dzień islamu to dobry czas by poruszyć kwestie ekumenizmu i dialogu międzyreligijnego. Dzisiaj z okazji dnia judaizmu chcę zająć się problemem relacji Kościoła i narodu określającego się jako żydowski.
       Przede wszystkim żeby mówić o judaizmie trzeba wiedzieć czym ta religia jest i jaki ma kontekst. Wielu filosemitów twierdzi, że przecież Jezus był Żydem, więc katolicyzm wyrósł z tego Narodu. Z pewnością jest to racja, jednak trzeba zadać to pytanie: ile jest Żyda w dzisiejszym żydzie? Celowo piszę słowo "Żyd" raz małą raz wielką literą. Wielką literą gdy chodzi o Naród rozumiany jako biblijny Izrael. Jest on rzeczywiście protoplastą dzisiejszego Kościoła. Czym więc się różni judaizm od wiary, którą wyznawała np Maryja - pobożna Żydówka? Przede wszystkim tym, że wtedy była to religia prawdziwa. Dzisiaj religię Maryi i Jezusa określamy mianem mozaizmu. Mozaizm czyli w innej nomenklaturze judaizm świątynny. Był więc prawdziwy kult: Świątynia, kapłani i ofiary. Dzisiejszy judaizm zwany także judaizmem talmudycznym pozbawiony jest Świątyni, a synagoga w przełożeniu na nasze katolickie realia to po prostu punkt katechetyczny, natomiast rabin nie jest żadnym kapłanem tylko katechetą. Nie ma więc kultu i nie ma prawdziwej religii. Chrystus przyniósł wypełnienie prawa, zapowiedział zburzenie Świątyni i odbudowanie jej. W istocie odbudował on Świątynię, to jest Kościół katolicki, a dawna Świątynia także w znaku widzialnym została zburzona w 70 r po Chrystusie. Widać więc, że Chrystus Pan i Jego najświętsza Matka byli Żydami z wyznania w innym sensie niż jest to dziś.
    Kolejna kwestia to rozszerzenie Narodu Wybranego. Chrystus zbawiając ludzkość został odrzucony przez Naród Wybrany. Narodem Wybranym stał się Kościół. Owszem część Żydów wstąpiła w szeregi Kościoła np.: św. Paweł, ale większość odrzuciła Kościół, a więc i swoje wybraństwo stają się żydami przez małe "ż".  Mówimy więc o narodzie niegdyś wybranym. I na tym polu zasadza się zerwanie z ciągłością, bo owo wybraństwo było tym co wyróżniało Żydów spośród innych narodów. Skoro nie ma ciągłości i nie ma kultu to trzeba mówić o innej rzeczywistości niż ta, której uczestnikiem był Pan nasz Jezus Chrystus i Najświętsza Dziewica. 
       Wreszcie istnieją bardzo poważne przesłanki, że dzisiejsi spadkobiercy pokoleń izraelskich w rzeczywistości nie mają takiego pochodzenia jakie deklarują. Sprawa ta jest zawiła i po ustanowieniu Kościoła teologicznie mało istotna, natomiast z punktu widzenia choćby kwestii okupowania przez państwo Izrael terenów palestyńskich bardzo istotna. Więcej na ten temat może się czytelnik dowiedzieć z wykładu ks. prof. Waldemara Chrostowskiego
    Określenie "starsi bracia w wierze" nie pochodzi jak wielu sądzi z nauczania Soboru Watykańskiego II. Deklaracja Nostra aetate odnosi się co prawda do kwestii relacji katolicko-żydowskich, ale nigdzie nie nazywa ich starszymi braćmi w wierze. Do tej deklaracji na pewno jeszcze wrócę, ponieważ wymaga ona skomentowania. Skąd więc jest to wyrażenie: "starsi bracia w wierze"? Pochodzi ono od naszego rodaka Jana Pawła II. Pierwszy raz zostało użyte podczas wizyty w rzymskiej synagodze 13 kwietnia 1986 r. Sformułowanie to w świetle tego co napisałem po wyżej jest obarczone poważnym błędem teologicznym. Jak to udowodniłem nie mamy do czynienia z tą samą religią, nie ma też wyraźnej ciągłości. Istnienie judaizmu jest faktem, natomiast nie jest to wiara, w które został wychowany Jezus Chrystus. Na szczęście obchody dnia judaizmu w praktyce zwykle ograniczają się do wspólnych spotkań na neutralnym gruncie - nie dochodzi do żadnych wspólnych nabożeństw, przynajmniej nie słyszałem żeby takie rzeczy działy się w Polsce. Napawa jednak pewną grozą fakt, że relacje katolicko-żydowskie są uznawane jako dialog ekumeniczny, a nie międzyreligijny. Judaizm i katolicyzm nie mają bowiem wspólnego pnia - judaizm odłączył się od wiary prawdziwej w momencie powstawania Kościoła. Sam na wykładach z ekumenizmu, dialogu religijnego i misjologii byłem przekonywany, że judaizm jest częścią drogi objawionej. Takie myślenie jest błędne, jak również negowanie konieczności nawracania żydów na wiarę prawdziwą, katolicką. 

"Módlmy się i za żydów wiarołomnych: niech Bóg i Pan nasz zdejmie zasłonę z ich serc, aby i oni poznali Jezusa Chrystusa Pana naszego. Wszechmogący, wieczny Boże, który nawet wiarołomnych żydów nie odrzucasz od swego miłosierdzia, wysłuchaj próśb naszych, jakie zanosimy za ten naród zaślepiony, aby uznając światło prawdy, którym jest Jezus Chrystus, wyrwał się z swoich ciemności." Z modlitwy powszechnej na wielki piątek.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

niedziela, 15 stycznia 2017

"A cóż to jest prawda?" J 18,38

Laudetur Iesus Christus!

     Jedną z najbardziej palących kwestii będących problemem współczesnego Kościoła, a także świata jest zagadnienie prawdy. W trakcie przesłuchania Jezusa przez Piłata pada tytułowe pytanie: "A cóż to jest prawda?". Jezus Chrystus podczas wcześniejszego swego nauczania objawia: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem" (J 14,6). Ostatecznie prawdą jest Bóg, ale czy każdy z nas wie w obecnym powszechnym zamieszaniu jaka jest definicja prawdy i że została ona udostępniona już poganom?
    Bóg wszechrzeczy objawił nam się także w naturze, tak więc każdemu człowiekowi daje możliwość dojścia do Prawdy, czyli do Siebie światłem rozumu. Ta zdefiniowana na soborze watykańskim prawda wiary ukazuje się nam już przez studium historii filozofii. Sam bowiem Arystoteles, który żył przecież w błędach pogaństwa, to poprzez zgodne z prawem natury życie został dopuszczony do wiedzy, która przez Kościół została ochrzczona i stała się podwaliną wszelkiej myśli ludzkiej. W swojej "Metafizyce" Arystoteles prawdę ujął w taki sposób: "Powiedzieć, że istnieje, o czymś, czego nie ma, jest fałszem. Powiedzieć o tym, co jest, że jest, a o tym, czego nie ma, że go nie ma, jest prawdą." Znaczy to ni mniej ni więcej tyle, że zdanie wypowiedziane, a nie pokrywające się z rzeczywistością jest fałszem, natomiast zdanie wypowiedziane a pokrywające się z faktami jest prawdą. Oznacza to że nie może coś jednocześnie być i nie być. Kościół Chrystusowy nie może być jednocześnie katolicki i protestancki, ten sam stół nie może mieć jednocześnie cztery nogi i nie mieć ich wcale. Dla większości ludzi takie rozumowanie jest oczywiste, jednak nie dla wszystkich... .
    Sam Chrystus nazwał szatana kłamcą i ojcem kłamstwa por. J 8,44. Ludzie podążający drogą fałszu należą więc do plemienia żmijowego i szatańskiego. A jak często dziś prawdę się depcze? I to nawet nie w formie otwartego buntu, ale propagowania idei iście szatańskich. Na uniwersytetach mieniących się katolickimi podają kilka, czasem kilkanaście definicji prawdy! Często słychać nawet wśród grona profesorskiego heglowskie zdanie: "Jeśli teoria nie zgadza się z faktami tym gorzej dla faktów". Prawdę na ubiczowanie i ukrzyżowanie wydał właśnie Sanhedryn, a więc owi uczeni w Piśmie. I dziś współcześni faryzeusze ubierają prawdę w płaszcz szkarłatny! Mnożąc różne definicje i ucząc relatywizmu  swoich uczniów zasiewają szatański kąkol w żyzną glebę i sprawiają, że młode pokolenie wchodzi w świat mniej odporne na fałsz! Jeśli więc studenci, uczniowie czy jacykolwiek ludzie słyszą, iż prawd jest wiele to niech mają odwagę podnieść głowę i powiedzieć "Non possumus". Prawda jest jedna i jest nią jak głosi św. Tomasz z Akwinu zgodność tego co się myśli z tym co jest w rzeczywistości, prawdą jest wszystko to co istnieje oraz co ukazuje prawdę i do niej prowadzi. W czasach powszechnego zamętu obrona prawdy staje się obowiązkiem moralnym!
     Zróbmy sobie więc rachunek sumienia. Co zrobiłem dla rozszerzania prawdy. Czy dbam o swój rozwój intelektualny? Czy weryfikuję swoje myśli, słowa i uczynki z rzeczywistością. Czy bronię prawdy? Czy umiem coś dla prawdy poświęcić? Prawda to nie tylko ewangeliczny wymóg w kategoriach wiecznych, ale także doczesnych. Pomyślmy tylko ile problemów dałoby się uniknąć gdyby ludzie o prawdę zabiegali, bronili jej i rozszerzali ją. Ilu ludzi zwiedzionych fałszywymi naukami idzie na wieczne potępienie? Przed nami tydzień modlitw o jedność chrześcijan. W wielu świątyniach będą się odbywały praktyki sprzeczne z prawdą i utwierdzające innowierców, heretyków i schizmatyków w ich błędach oraz rozsiewające te błędy na wiernych odwiecznej Prawdzie utwierdzonej w Kościele katolickim. Czy znajdziesz odwagę aby przeciwstawić się temu? Chrystus wzywa: "I poznacie prawdę a prawda was wyzwoli". (J 8,32)

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk


niedziela, 8 stycznia 2017

Milcząca schizma - Kościół zachodnio-katolicki

Laudetur Iesus Christus!

     Obserwując dzisiejszą kondycję Kościoła Chrystusa Pana - tego jednego, jedynego, powszechnego (katolickiego) i apostolskiego wielu wiernych zauważa coś na kształt raka toczącego się wewnątrz naszej Winnicy Pańskiej. Rakiem tym jest zjawisko, które nazywam Kościołem zachodnio-katolickim. Nazwa może być trochę myląca, bo chociaż ogół zjawisk o których pisze faktycznie ma związek z Zachodem - rozumianym geograficznie głównie z Ameryką Północną i Europą Zachodnią - to jednak ujawnia się w różnych przestrzeniach geograficznych. Kościół zachodnio-katolicki to ci wszyscy, którzy mentalnie odpadli od wiary katolickiej i apostolskiej, a jednak mimo to trwają w instytucjonalnie rozumianym Kościele katolickim. Przynależą oni ciałem, lecz nie duchem. Można powiedzieć, że zalążki Kościoła zachodnio-katolickiego pojawiły się już w XIX w wraz z tzw modernizmem - herezją, o której chciałbym napisać oddzielnie, a która za główną swoją szkodliwość ma to, że działa niczym trucizna wewnątrz organizmu (moderniści nie dążą do stworzenia własnego wyznania, ale zmieniają katolicyzm od środka).
         Kościół zachodnio-katolicki wyraża więc ducha myślenia który jest obcy chrystianizmowi. Zamierza on jako faktyczny antykościół burzyć przez zasiew fałszywego ziarna żniwo Pańskie, które wzrasta jako Kościół prawdziwy. Pasterzami Kościoła zachodnio-katolickiego są wilki przebrane w owczą skórę. Kiedy Kościół Chrystusa patrzy na wschód ku nadziei zmartwychwstania, to Kościół zachodnio-katolicki, Kościół szatana patrzy na zachód zatapiając się w cywilizacji śmierci. Kościół zachodnio-katolicki odnaleźć jest bardzo łatwo, chociaż jego granice nie są ostre. Poznać Kościół zachodnio-katolicki można po kilku podstawowych objawach:
a) zrywa on wszelką więź z Tradycją, interpretując Słowo Boże w szatański sposób, czyli przewrotnie (to znaczy odwraca znaczenie Pisma Świętego)
b) dąży do relatywizacji pojęcia prawdy - przytakuje wszystkiemu co prawdą nie jest, a piętnuje każdego, kto prawdę usiłuje zachować
c) jest Kościołem człowieka, a nie Boga - głosi antropocentryzm, nawet jeśli nie wprost to pośrednio
d) Służbę Bożą traktuje jako zło konieczne niszcząc wszelkie piękno i transcendencję (łatwo można to poznać w liturgii, w której to człowiek jest ważniejszy od Boga)
e) atakuje proroków Bożych, którzy jeszcze w hierarchii przetrwali i obala ich autorytet w oczach wiernych
f) głosi, że pluralizm światopoglądowy jest dobry
g) dąży do pozornej decentralizacji władzy Kościoła - w rzeczywistości ukrywa że stoi za nim szatan
h) zmierza do obalenia resztek porządku społecznego w świecie paktując z systemami republikańskimi i wspierając demokrację, przy deklarowanej apolityczności
i) głosi laksyzm i zmierza do liberalizacji prawa
         Sądzę, że objawów można byłoby podać dużo więcej. Czytelników proszę o dodawanie w komentarzach własnych propozycji, lub przesyłanie mi ich na maila. Już taka pobieżna refleksja pozwala dostrzec, że Kościół zachodnio-katolicki wdarł się także do Polski i niszczy Kościół prawdziwie założony przez Chrystusa Pana. Obowiązkiem prawowiernych biskupów, kapłanów, duchownych i świeckich jest rozpoznawanie tego Kościoła szatana i powzięcie kroków zaradczych. Trzeba w końcu spojrzeć w prawdzie na Kościół i dostrzec pełzającą schizmę. Schizmę, która im dłużej nie jest deklarowana tym bardziej szkodzi zdrowej tkance Kościoła. Trzeba więc demaskować fałszywych pasterzy, uniemożliwiać im zasiewanie kąkolu, a zbałamuconych wiernych przywrócić do owczarni Pańskiej. 
       Celem tego bloga jest poprzez pokazywanie błędów i problemów trawiących współczesny Kościół pomóc rozpoznawać objawy rozprzestrzeniania się Kościoła zachodnio-katolickiego. Módlmy się zatem, aby Stolica Apostolska oceniła właściwie zagrożenia i odcięła się od trawiącego Kościół raka, przez deklarowanie istniejącej schizmy. Działajmy także przez demaskowanie fałszywych pasterzy i popierajmy głoszenie czystej oraz nieskażonej wiary. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

piątek, 6 stycznia 2017

Bardziej Pismo Święte, czy bardziej Tradycja?

Laudetur Iesus Christus!

     Z okazji uroczystości Objawienia Pańskiego postanowiłem rozważyć problem hierarchii źródeł naszej wiary. Mało który katolik zadaje sobie pytanie skąd pochodzi nasza wiara... . Niestety w praktyce źle udzielona odpowiedź w tej kwestii prowadzi niechybnie do błędów. 
     O. Jacek Bałemba SDB (salezjanin) często w swych kazaniach i katechezach podkreśla: "Pismo Święte i Tradycja". O ile dla przeciętnego katolika kwestia istotności Pisma Świętego nie budzi wątpliwości o tyle Tradycja pozostaje zwykle albo kwestią w ogóle nie poznaną, albo co gorsza źle rozumianą. Zagadnienia o których piszę są tematem całego traktatu o Objawieniu - którym zajmuje się teologia fundamentalna. Ja jednak chcę poruszyć problem podstawowy to jest relację Pisma Świętego do Tradycji. 
     Objawienie to nic innego jak sposób w jaki daje nam się poznać Bóg. Zasadniczo Boga poznajemy trzema drogami: przez świat widzialny (objawienie kosmiczne), Pismo Święte i Tradycję. Świat widzialny jest najprostszym sposobem przez który poznajemy Boga. Już Księga Mądrości zauważa: 
"Głupi [już] z natury są wszyscy ludzie,
którzy nie poznali Boga:
z dóbr widzialnych nie zdołali poznać Tego, który jest,
patrząc na dzieła nie poznali Twórcy" (Mdr 13,1)
     Pismo Święte jest trudniejszym do zdefiniowana źródłem objawienia się Boga. Ktoś powie, że kodeks z księgami świętymi ma każdy wierzący katolik. Ale Biblia biblii nierówna... . Wystarczy pójść do domu różnej maści heretyków i znajdziemy tam egzemplarze biblijne pozbawione niektórych fragmentów, a nawet całych ksiąg. Pojawia się zatem pytanie, skąd mamy Pismo Święte? Odpowiedzią na to pytanie jest: "Tradycja". W sensie dosłownym Tradycja to przekaz, od łacińskiego czasownika trado, tradere - przekazywać. I jeśli się dobrze zastanowimy to odkryjemy, że Pismo Święte zawiera w sobie treści przekazane, a więc objawione za pośrednictwem Tradycji. Po pierwsze dlatego, że zanim zostały spisane nauki Chrystusa musiały one zostać przekazane, a po drugie dlatego, że z wielu wersji tych spisanych mów Kościół musiał pod natchnieniem Ducha Świętego wybrać te, które w istocie są Słowem Bożym, a uczynił to przez synody i sobory, będące częścią szerzej rozumianej Tradycji. Tą samą drogę przeszedł każdy werset Pisma Świętego, nie tylko Ewangelie. I tu odkrywamy, że Tradycja w istocie ma prymat nad  Pismem Świętym, ponieważ Tradycja spisane Pismo Święte uprzedza. I nie chodzi tylko o to, że treści objawione w Piśmie Świętym zostały wcześniej przekazane w formie Tradycji, ale dlatego że samo Pismo Święte zawdzięcza swój kształt istnieniu owej Tradycji. 
     Bezrozumni są więc moderniści i protestanci głoszący zasadę sola scriptura - bo albo sola, albo scriptura... . Dobitnie zasadę sola scriptura obala ks. prałat Roman Kneblewski w krótkim filmiku,który serdecznie polecam obejrzeć. Również błędem jest polecanie wiernym czytanie Pisma Świętego poza kontekstem Tradycji. Tradycja bowiem służy także kanonicznemu wykładowi biblijnemu - w ten sposób czytający nie popadną w błędy. Słowem Bożym w swej przewrotności posługiwał się nawet szatan - wystarczy wspomnieć choćby kuszenie w Edenie, albo kuszenie Jezusa. Znajomość Pisma Świętego jest więc pożądana, ale nie wystarczająca. I trzeba jasno przeciwstawiać się pojawiającym się semiprotestanckim zaleceniom duszpasterzy aby wierni czytali tak po prostu Pismo Święte. Szacunek do Bożego objawienia wyraża się w całościowym jego przyjęciu. Katolik będzie więc czytał prawdy Boże wszędzie tam gdzie zostały objawione, a więc w pięknie stworzonego świata, w Piśmie Świętym i w Tradycji. Obowiązek zgłębiania wiary dotyczy więc także poznawanie skarbca Tradycji, na który składają się: księgi Pisma Świętego, orzeczenia prawowiernych soborów i synodów, dokumenty Urzędu Nauczycielskiego Kościoła (bulle, encykliki, listy i konstytucje apostolskie..., pisma Ojców Kościoła, świętych oraz uznane przez Kościół objawienia prywatne.
     Wreszcie nawet Sobór Watykański II w Konstytucji Dogmatycznej o Objawieniu Bożym zauważa w punkcie 9: "Święta Tradycja zatem i Pismo Święte ściśle łączą się z sobą i przenikają. Obydwa bowiem wypływają z tego samego Bożego źródła, zespalają się jakby w jedno i zmierzają do jednego celu. Albowiem Pismo Święte jest słowem Boga utrwalonym na piśmie pod natchnieniem Ducha Świętego; święta zaś Tradycja to słowo Boga powierzone apostołom przez Chrystusa Pana i Ducha Świętego". Pomimo rzekomego posłuszeństwa Vaticanum II, duszpasterze często wciąż polecają wiernym czytanie Pisma Świętej z pominięciem Tradycji lub o zgrozo sami tak postępując poddając się zwykle diabolicznym interpretacjom. Jak już wcześniej zauważyłem, szatan też potrafi się posługiwać Pismem Świętym.
    W konsekwencji odpowiedź na tytułowe pytanie jest prosta: "bardziej Tradycja", ponieważ w niej zawiera się integralnie i Pismo Święte, i zgodne z wolą Bożą jego rozumienie. Kto pomija świętą Tradycję, ten grzeszy ciężko przeciw Duchowi Świętemu, który stale działa w Kościele jedynym i jednym, świętym i apostolskim. Wszystkim z okazji dzisiejszego obchodu życzę pochylenia się i czerpania ze wszystkich źródeł jednego objawienia Bożego.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk 


niedziela, 1 stycznia 2017

Błąd pacyfizmu

Laudetur Iesus Christus!

     1 styczeń w Kościele katolickim to nie tylko święto obrzezania Pana naszego Jezusa Chrystusa, czy jak kto woli uroczystość świętej Bożej Rodzicielki Maryi, ale także z ustanowienia Pawła VI Światowy Dzień Pokoju. W hymnie Gloria śpiewamy: "A na ziemi pokój, ludziom dobrej woli". Co jednak rozumiemy przez słowo pokój i jak konfrontujemy rzeczywistość Kościoła z prawdziwym pokojem? Czy oznacza to brak wojen i utrwalanie jakiegokolwiek porządku na świecie? Bynajmniej!
      Pismo Święte i Tradycja pokazują nam, że to co ckliwie bywa głoszone z wielu ambon w "Nowy Rok" - ten świecki nowy rok nijak się ma z wolą Bożą... . Śledząc dzieje Narodu niegdyś wybranego odnosimy wrażenie, że jest to historia ciągłych wojen, rzezi i przelewu krwi. Co bardziej przebiegli teologowie biblijni próbują nas przekonać, że taka jest pedagogika Boża i dorastanie do prawdy o miłosiernym Bogu. Na temat heretycko rozumianego miłosierdzia będę jeszcze pisał. Ci sami teologowie przeciwstawiają przeciwko sobie często Stary i Nowy Testament oraz "Boga Starego i Nowego Testamentu". Sam zresztą w toku mojej (de)formacji seminaryjnej spotkałem się z zarzutem, że mam wizję Boga Starego Testamentu. Zawsze odpowiadałem, że jestem z tego powodu dumny jeśli ktoś to tak ocenia. To była oczywiście inwektywa kierowana w moją stronę - miała ona na celu ukazanie mojej rzekomej zaściankowości. Odpierając ten błąd rozważyć trzeba dogmat o istocie Boga, która jest niezmienna. Bóg zatem jest ten sam w Starym i w Nowym Testamencie. Jeśli te słowa nie przekonują, to zajrzyjmy do Nowego Testamentu i spójrzmy na oblicze owego "innego Boga" objawionego w Jezusie Chrystusie. Cóż mówi Chrystus? "Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową, i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża , a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je." (Mt 10,34-39).  Widzicie więc wyraźnie, że nie o pokój w rozumieniu ludzkim Bogu chodzi... . Bóg uczy nas że najważniejszy jest pokój z Nim! Wszystko inne jest temu podporządkowane. Przypomnijmy sobie naukę o odrzucaniu pokus grzechowych porównanych do członków naszego ciała... . Czyż te porównania tchną pokojem w ludzkim rozumieniu? Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć, że pokój na ziemi będzie wtedy, kiedy cały świat pokłoni się Bogu najwyższemu i podda się Jego prawom. Mamy święty obowiązek walczyć o prawa Boże. Nikt nie może stawiać nas w sytuacji, w której jesteśmy zmuszani do popełnianiu grzechów.
     Dalej święty Kościół katolicki już od XV w określa siebie mianem Kościoła walczącego. Dzisiaj w nauczaniu zostało to określenie wyparte przez "Kościół pielgrzymujący". Jest to określenie prawdziwe, bo zmierzamy do naszej prawdziwej Niebieskiej Ojczyzny, ale określenie to jest niekompletne. Bowiem Kościół walczący to określenie, które wzywa i wychowuje do podjęcia konkretnego wysiłku i walki, której efektem jest zbawienie duszy. Nie dajmy się uwieść próżnym naukom jakoby pokój między narodami był ważniejszy od Bożego ładu społecznego i moralnego. Wszyscy ci którzy zostali bierzmowani są rycerzami wiary świętej i katolickiej - umocnieni krzyżmem zbawienia są wezwani do tego by tej wiary mężnie bronić i ją wyznać. Miejmy odwagę otwarcie o tym mówić, zwłaszcza wobec pasterzy, którzy często gubią tą ważną prawdę naszej wiary.
Wobec zalewu ciemności islamizmu, ideologii nie dających się pogodzić z katolicyzmem, a więc libertynizmem, liberalizmem, genderem, multikulturalizmem, agnostycyzmem oraz wieloma innymi błędami naszej epoki mamy prawo i święty obowiązek bronić się i jeśli będzie taka potrzeba poświęcić pokój między narodami, tak jak został on poświęcony przy zajmowaniu Ziemi Kanaan czy podczas obrony wiary katolickiej na Ziemi Świętej w trakcie krucjat lub później przy zalewie Turków Otomańskich. Stójmy więc twardo na fundamencie wiary. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk