wtorek, 31 lipca 2018

Rektor seminarium

Laudetur Iesus Christus!

Dziś wpis o osobie, która po Panu Jezusie Chrystusie i po biskupie jest najważniejsza w seminarium. Rektor swoją władzę w seminarium sprawuje w imieniu ordynariusza i w zgodzie z przepisami Kościoła. Przede wszystkim sam biskup powinien uważać kogo mianuje na te urząd. Po wtóre biskup powinien często kontaktować się z rektorem swojego seminarium i na bieżąco omawiać istotne sprawy związane z seminarzystami.

Rektor seminarium zwykle jest pierwszą osobą, z która powołany ma kontakt w seminarium. Rozmowa wstępna nie jest tylko formalnością, ale powinna być także spotkaniem o charakterze duszpasterskim, wszak rektor podejmując decyzję o przyjęciu kandydata do seminarium przejmuje też za niego duszpasterską odpowiedzialność. Jest moim zdaniem poważnym zaniedbaniem, jeśli rektor pozwala takie rozmowy odbywać prefektom. Niestety sam pukając do wielu seminariów tego doświadczyłem. Jeśli czas nie nagli to lepiej rozmowę wstępną przełożyć niż odbywać ją z kimś innym niż rektor, chyba że jest to sam biskup.

Rektor powinien mieć czas... . Brzmi to może banalnie, ale mojemu rektorowi można było zarzucić to, że w seminarium był bardziej gościem niż domownikiem. Pełnił jednocześnie trzy funkcje i to jeszcze w różnych miastach. Winą za to obarczyć trzeba przede wszystkim biskupa. Ale sam rektor też nie jest bez winy. W Kościele istnieje zasada, że można odmówić awansu. Nie ma tutaj przymusu posłuszeństwa. Jeśli ktoś nie jest zdolny do przyjęcia urzędu, lub okoliczności go przerastają to powinien zdecydowanie odmówić. Tak samo ów rektor powinien się nie zgodzić na pełnienie tych trzech funkcji jednocześnie. Nie przyjęcie urzędu w Kościele nie jest oznaką lęku i ucieczki ale zwykle właśnie odwagi. Oczywiście rektor może być jednocześnie także wykładowcą, jest to nawet w pewnym sensie wskazane. Jednak patologią jest gdy przebywa tylko 3-4 dni w seminarium.... .

Rektor jest szefem całego seminarium - to on powinien wysuwać kandydatury na prefektów, wicerektora czy prokuratora. Oczywiście biskup ma pełną swobodę w mianowaniu moderatorów seminaryjnych, ale sytuacja w której rektor i wicerektor nie są w podstawowych kwestiach jednomyślni jest patologiczna - a i taką rzecz widział wyklęty kleryk w czasie swojej (de)formacji seminaryjnej.

Rektor powinien osobiście wysłuchiwać kleryków przed wszystkimi ważnymi wydarzeniami w ich formacji, a więc przeprowadzać skrutynia - on i biskup, a nie prefekci... . Niestety wielu rektorów nie rozmawia ze swymi podopiecznymi. Nasz rektor przyznał się kiedyś, że z powodu nawału obowiązków słabo nas zna... . A jednak musi podejmować decyzje i to często bardzo ważkie.

Ostatecznie bowiem to rektor prezentuje biskupowi kandydatów do święceń. I nie jest to tylko wyreżyserowana formułka podczas obrzędu święceń, ale stosy dokumentów jakie musi wypełnić. Niestety wielu rektorów zasłania się jakimiś radami seminaryjnymi i innymi ciałami kolegialnymi. Sam się dowiedziałem, że zostałem usunięty podczas takie rady. Tymczasem rada powinna tylko radzić, a decyzję podejmuje rektor i zawsze powinien ją przedstawić biskupowi. 

Również sposób traktowania kleryków kierowanych na dziekankę czy wydalanych z seminarium zasługuje w wielu przypadkach na naganę. Niestety większość exklerkyów skarży mi się na sposób przeprowadzenia tych czynności. Otóż drodzy rektorzy - miejcie świadomość że i w tej sytuacji winna wam przyświecać troska o zbawienie duszy. Rozmowa na temat usunięcia kleryka z seminarium powinna się odbyć zawsze w rektoracie i powinno się na nią zarezerwować tak dużo czasu jak to tylko możliwe. Wydalany kleryk powinien być poinformowany jak najdokładniej o przyczynach wydalenia, o możliwościach odwołania się od tej decyzji, możliwości lub braku kontynuacji formacji po spełnieniu określonych wymogów. Wreszcie decyzja o wydaleniu powinna być przekazana w formie dekretu - na piśmie z krótkim uzasadnieniem. Wymaga tego prawo do dobrego imienia kleryka, zwłaszcza gdy jest wydalany z powodów innych niż występek kwalifikowany przeciw obyczajności. Sprawa powołań kapłańskich jest sprawą publiczną. Jeśli zainteresowany chce poinformować o przyczynach wydalenia swojego proboszcza, parafię i znajomych ma prawo do tego by dać mu uzasadnienie na piśmie. To nie jest wymóg kanoniczny, ale z pewnością wymóg moralny... . 

Sytuacje trudne rektorzy nie powinni zamiatać pod dywan. Lepsza jest szczera rozmowa z klerykami na temat przyczyn powzięcia pewnych decyzji niż chowanie głowy w piasek. W dużej mierze od takich sytuacji zależy czy rektor uzyska wśród seminarzystów autorytet materialny, czy też nie. A to właśnie ten rodzaj autorytetu jest konieczny do tego aby proces wychowawczy w seminarium przebiegał prawidłowo.

Pewnym problemem jest także styl wychowania jaki przyjmuje rektor. Z jednej strony zbyt surowy i apodyktyczny powoduje że klerycy zamykają się w sobie, z drugiej strony rektor-kolega-ojciec duchowny itd też powoduje poważne braki formacyjne. Stąd tak istotne jest aby rektorem zostawali ci którzy się do tego nadają, a nie kapłani którym trzeba wpisać do CV że był rektorem w seminarium, bo chcemy by został biskupem. W tym temacie zauważa się też niepokojący trend kadencyjności rektorów. 5-letnia kadencja rektora to nawet nie jeden dobrze doprowadzony do ołtarza rocznik. Musi być dobry rektor na lata - najlepiej kilkanaście lat. Jest to taki urząd który z pewnością wymaga doświadczenia, zarówno duszpasterskiego jak i urzędniczego. Nie jest to więc funkcja dla młodych i karierowiczowsko nastawionych księży. Jest mądrością wielu diecezji, że rektorem seminarium można zostać tylko po piastowaniu wcześniej jakiegoś innego urzędu w seminarium.

I na koniec coś co zawsze wszystkich bardzo bulwersuje. Rektor jest tylko człowiekiem - posiada sympatie i antypatie. Nie daj Panie Boże, aby któryś z rektorów miał swoich pupili i tych których z powodów czysto ludzkich gnębi! Taki grzech jest jednym z największych jakie może popełnić sprawując swój urząd. 

Tak więc biskupi niech dobrze przemyślą kogo do tej posługi wybierają, sami rektorzy niech robią dokładny rachunek sumienia - bo po biskupie są najbardziej odpowiedzialni za losy diecezji, a klerycy niech chętnie modlą się za swych rektorów i wspierają ich pracę.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

środa, 25 lipca 2018

Biskup w seminarium

Laudetur Iesus Christus!

Każdy blogger ma wiedzę na temat swych czytelników. Ja również wiem, że czyta mnie kilku biskupów. Większość z nich pewnie zgrzyta zębami ze zgryzoty, ale może są i przychylniej nastawieni, wszak jakiś czas temu rozniosła się fałszywa pogłoska iż sam jestem biskupem. Niniejszy wpis dedykuję moim purpurowym czytelnikom, ale nie tylko. Być może czyta mnie jakiś biskupi spowiednik, lub mniszy odpowiednik biskupa czyli opat lub prowincjał. Dziś będzie o Waszej roli w seminarium. Roli niepośledniej, gdyż każdy dobrze wychowywany seminarzysta widzi w swoim biskupie prawdziwego zastępcę Chrystusa Pana i już na etapie formacji czuje silny związek z biskupem, jako tym który przekaże mu upragnioną łaskę święceń.

Niestety większość seminarium duchownych jest zaniedbana przez swoich ordynariuszy. Troska o seminarium to bowiem nie tylko nadanie statutu oraz mianowanie kadry. Wydaje się że pewnym minimum obecności biskupa w seminarium jest rozpoczynanie i kończenie roku akademickiego, osobiste udzielanie święceń i posług, prowadzenie skrutyniów i obecność na wszystkich sesjach profesorskich w sprawie dopuszczenia seminarzystów na kolejne etapy formacji. Biskup który od tych zadań się uchyla sądzę iż grzeszy ciężko zaniedbując seminarium. 

"Biskupa obowiązkiem jest sądzić, tłumaczyć, konsekrować, święcić (duchownych), ofiarować, chrzcić i bierzmować." jak uczy pouczenie dawnych święceń biskupich. Niestety współcześnie biskup stał się przede wszystkim kurialnym urzędnikiem, z drugiej zaś strony nierzadko diecezjalną maskotką. I w tym co piszę nie ma przesady. Bo jak ocenić biskupa, który jedzie na poświęcenie szkoły, a sufragana posyła aby udzielił akolitatu swoim seminarzystom, albo zleca to zadanie rektorowi? Trzeba drodzy biskupi jasno Wam przypomnieć - jesteś duszpasterzami duszpasterzy. Przyszłość każdej diecezji leży w jej seminarium. Wobec tego pasterska troska o seminarium jest jednym z najważniejszych Waszych obowiązków. Nie konferencje naukowe,  nie przecinanie wstęg, wernisaże, wywiady, nawet nie wyjazdy na posiedzenia konferencji episkopatu... . Chrystus Pan zapyta Was o władanie własną diecezją, a nie o zarząd demokratyczny, którego nie ustanowił. 

Jeszcze w niektórych diecezjach bywało, że jeśli seminarium duchowne mieściło się w mieście biskupim, to biskup diecezjalny mieszkał w seminarium. Do niedawna była diecezja w Polsce, która miała za rektora biskupa pomocniczego - taka praktyka przed soborem nie należała do rzadkości. Oczywiście nie nawołuję do tego, by biskupi przejęli funkcję rektorów. Jednak troska biskupa o seminarium powinna być daleko bardziej posunięta niż w zakresie innych urzędów diecezjalnych. Biskup, który byłby domownikiem seminarium miałby okazję osobiście poznać swoich alumnów  i nie tylko realnie wpływać na ich formację, ale także brać aktywny udział w ich selekcji. 

Dobrą praktyką wielu diecezji jest, że biskup, lub biskupi mają wykłady w seminarium duchownym. Większość biskupów posiada dzisiaj przynajmniej doktorat - nic nie stoi na przeszkodzie, aby przynajmniej cześć przedmiotów wykładali klerykom, a przez to lepiej ich poznali. Niestety biskupi-naukowcy często zamiast przyczyniać się do formacji kleryków wolą konferencje, sympozja i karierę naukową od swoich głównych biskupich zadań. 

Jest w Polsce przynajmniej jedna diecezja, która wymaga od kandydata przeprowadzenia rozmowy wstępnej nie tylko z rektorem, ale także własnym biskupem. Uważam, że to bardzo dobra praktyka. Również przed każdym dopuszczeniem do kolejnych posług czy święceń powinna być taka rozmowa alumna z biskupem. Statuty wszystkich seminariów powinny mieć zapis, że każdy seminarzysta może w ważnej sprawie bezpośrednio zwrócić się do swojego ordynariusza. Biskupi uzasadnione skargi seminarzystów pilnie badać i w razie potrzeby interweniować. Być może gdybym miał innego biskupa diecezjalnego odwoływałbym się od decyzji wydalenia mnie z seminarium, ale ponieważ wiedziałem, że mojego biskupa seminarium mało obchodzi toteż nie zawracałem mu głowy. 

Niestety muszę to napisać... Biskup nie może też gorszyć kleryków. Zgorszenie dokonane przez biskupa woła o pomstę do nieba głośniej niż jakiegokolwiek kapłana! Mieliśmy w diecezji takiego pomocniczego biskupa, który był bardzo dowcipny, niestety humor miał rubaszny i już na początku (de)formacji zasiał kąkol wulgaryzmu. Biskup zgorszyć może także na inne sposoby. Jest oczywistym, że klerycy winni biskupowi cześć posłuszeństwo. Jednak także w korespondencji bracia skarżą mi się na bucowatość co poniektórych purpuratów. Miałem okazję poznać w swoim życiu wielu biskupów, nawet kardynała i to poznać dość dobrze. Wielkość następcy apostoła nie mierzy się po tym z jaką pogardą daje odczuć swoją wyższość podwładnym, ale jak zachowując zdrowy dystans potrafi w praktyce uszanować godność drugiego człowieka. Na szczęście spotkałem na swojej drodze trochę nie zbiskupiałych purpuratów, więc wierzę że nie całe środowisko episkopatu przesiąknęło pychą, nie mniej przestrzegam! Buta i arogancja kapłanów po święceniach wiąże się często z analogicznym doświadczeniem przełożonych w seminarium. Tych wzorców nie wynosi się raczej z domu.

Podsumowując.... Drogi Ojcze diecezji czy prowincji zakonnej. Jeśli chcesz mieć dobre prezbiterium to zadbaj o własne seminarium. Poświęć mu więcej czasu niż kolegom z episkopatu, podróżom do Rzymu (chyba że wzywa autentyczna potrzeba Kościoła) czy też jakimkolwiek innym zajęciom, choćby miały dobry posmak ale nie wynikały z Waszej biskupiej służby. Czas, post i modlitwa ofiarowane za seminarium wydadzą dobre owoce, a mitra która zdobi Wasze skronie rzeczywiście oznaczać będzie wieniec chwały za dobre pasterskie władanie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

sobota, 7 lipca 2018

Ludzie w seminarium

Laudetur Iesus Christus!

Nadeszły wakacje, a wraz z nimi przerwa seminarzystów w nauce bądź bezpośrednie przygotowanie do (de)formacji nowego narybku. Wobec tego tematy na blogu znów będą bardziej seminaryjne - w tym roku zamierzam scharakteryzować osoby i urzędy związane z seminarium duchownym. Dla całkowitych ignorantów przedstawię co dane osoby mają do wypełnienia, a samym omawianym może przypomnę po co są w seminarium i jak często zaniedbują swoje obowiązki lub wręcz sprzeniewierzają się podjętym urzędom.

Z mojego doświadczenia wynika iż to właśnie ludzie stanowią największy problem w seminarium. Z jednej strony alumni którzy pochodzą z często niereligijnych środowisk i mający za sobą doświadczenia rozbitych rodzin, czasem nieudanych związków etc a z drugiej strony przełożeni, którzy wyszli z niewiele lepszych środowisk, obarczeni brzemieniem ludzkich ułomności, zawiedzeni własnym kapłaństwem, często sami źle uformowani. Sytuacja bardzo często przypomina tą z bajki Ignacego Krasickiego gdy ślepy prowadzi kulawego.

Problemy związane z ludźmi w formacji seminaryjnej można podzielić na dwie kategorie. Pierwszą są przyczyny natury osobowościowej. Myliłby się ten, kto by twierdził iż jest to wina tylko rodzin i środowisk z których wywodzą się seminarzyści. Mało kto zwraca uwagę że wychowuje także sama posługa duszpasterska, a zwłaszcza pierwsza parafia. Mamy więc wielu duchownych zakompleksionych, stetryczałych, nieempatycznych i słowo wytrych: niedojrzałych. Niestety zwłaszcza to ostatnie słowo jest zwykle źle zrozumiane i stanowi coś w rodzaju pałki do okładania tych, którzy są niemile widziani przez system deformacyjny. Drugą przyczyną są błędy formacyjne już to na poziomie rodzinnym czy szkolnym, albo seminaryjnym jeśli chodzi o samych (de)formatorów. Chodzi mi głównie o to, że wiele wspólnot seminaryjnych boryka się z brakiem spójności w celach... . Zabrzmi to może zbyt surowo, ale zadam to pytanie parafrazując Ewangelię: "Czy Syn Człowieczy gdy przyjdzie (przychodzi) do seminarium, to czy znajdzie wiarę?" Takiego stopnia praktykowania niewiary jak właśnie w seminarium nigdzie indziej nie widziałem. (De)formatorzy mówią o właściwej intencji, tymczasem oni sami często ją zagubili. Bo można mieć naprawdę gorące i pobożne serce w dniu święceń, a potem przez pokusy życia, różnego rodzaju rozczarowania po prostu popaść w tragiczny koniunkturalizm i stracić wszelką wiarę, wykonując tylko zawód duchownego.

Za murami seminariów dochodzi więc do wielu ludzkich tragedii. "Ludzie ludziom zgotowali ten los..." Dochodzi do wielkich krzywd i zranień. Struktura zamknięcia powoduje że często jedni szczują się na drugich, że szuka się kozła ofiarnego. Nie zawsze jest on znajdowany wśród kleryków. Byłem świadkiem kiedy takim kozłem był...ojciec duchowny. Do tego okrutne zachowania spotykały go także ze strony "współbraci" kapłanów. Nie jest tajemnicą, że w seminarium zdarzają się samobójstwa - dochodzi do nich relatywnie rzadko, raz na kilka lat, jednak mają one miejsce. I oczywiście można wszystko cedować na chorobę psychiczną, ale ta nie powstaje w próżni, a nawet jeśli zrodziła się poza środowiskiem seminaryjnym, to właśnie za murami seminaryjnymi uległa wzmocnieniu prowadząc do aktu samobójstwa.

Największym bólem napawały mnie nawet nie ludzkie przywary, ale zwykła moralna niekompetentność niektórych seminarzystów czy nawet przełożonych. Hasło, że trzeba być najpierw człowiekiem, a potem kapłanem nie może odnosić się do konieczności uświatowienia kandydata do kapłaństwa Tymczasem w nowych seminariach wymiar ludzki spełnia się nie poprzez ludzką prawość, cnotliwość, ortopraksję lecz poprzez "wyjście do ludzi" w takim entourage'u w jakim świat sobie tego życzy. W praktyce ludzkimi są ci klerycy którzy kopią piłkę, prowadzą bujne życie towarzyskie, odstawiają liturgiczny teatr. Nikt nie sprawdza rzetelnie ich kwalifikacji moralnych. To niszczy prawdziwe powołania, a promuje duchowną tandetę... .

Wobec w kolejnych wpisach przedstawię rolę biskupa, rektora, prefekta, prokuratora, ojcach duchownego, dziekana alumnów oraz seniorów, wreszcie także socjusza i braci kursowej. Wpisy będę dokonywał w oparciu o własne doświadczenie oraz Waszą korespondencję i rozmowy na komunikatorach z zachowaniem jednak koniecznej jak zawsze dyskrecji.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk