Każdy blogger ma wiedzę na temat swych czytelników. Ja również wiem, że czyta mnie kilku biskupów. Większość z nich pewnie zgrzyta zębami ze zgryzoty, ale może są i przychylniej nastawieni, wszak jakiś czas temu rozniosła się fałszywa pogłoska iż sam jestem biskupem. Niniejszy wpis dedykuję moim purpurowym czytelnikom, ale nie tylko. Być może czyta mnie jakiś biskupi spowiednik, lub mniszy odpowiednik biskupa czyli opat lub prowincjał. Dziś będzie o Waszej roli w seminarium. Roli niepośledniej, gdyż każdy dobrze wychowywany seminarzysta widzi w swoim biskupie prawdziwego zastępcę Chrystusa Pana i już na etapie formacji czuje silny związek z biskupem, jako tym który przekaże mu upragnioną łaskę święceń.
Niestety większość seminarium duchownych jest zaniedbana przez swoich ordynariuszy. Troska o seminarium to bowiem nie tylko nadanie statutu oraz mianowanie kadry. Wydaje się że pewnym minimum obecności biskupa w seminarium jest rozpoczynanie i kończenie roku akademickiego, osobiste udzielanie święceń i posług, prowadzenie skrutyniów i obecność na wszystkich sesjach profesorskich w sprawie dopuszczenia seminarzystów na kolejne etapy formacji. Biskup który od tych zadań się uchyla sądzę iż grzeszy ciężko zaniedbując seminarium.
"Biskupa obowiązkiem jest sądzić, tłumaczyć, konsekrować, święcić (duchownych), ofiarować, chrzcić i bierzmować." jak uczy pouczenie dawnych święceń biskupich. Niestety współcześnie biskup stał się przede wszystkim kurialnym urzędnikiem, z drugiej zaś strony nierzadko diecezjalną maskotką. I w tym co piszę nie ma przesady. Bo jak ocenić biskupa, który jedzie na poświęcenie szkoły, a sufragana posyła aby udzielił akolitatu swoim seminarzystom, albo zleca to zadanie rektorowi? Trzeba drodzy biskupi jasno Wam przypomnieć - jesteś duszpasterzami duszpasterzy. Przyszłość każdej diecezji leży w jej seminarium. Wobec tego pasterska troska o seminarium jest jednym z najważniejszych Waszych obowiązków. Nie konferencje naukowe, nie przecinanie wstęg, wernisaże, wywiady, nawet nie wyjazdy na posiedzenia konferencji episkopatu... . Chrystus Pan zapyta Was o władanie własną diecezją, a nie o zarząd demokratyczny, którego nie ustanowił.
Jeszcze w niektórych diecezjach bywało, że jeśli seminarium duchowne mieściło się w mieście biskupim, to biskup diecezjalny mieszkał w seminarium. Do niedawna była diecezja w Polsce, która miała za rektora biskupa pomocniczego - taka praktyka przed soborem nie należała do rzadkości. Oczywiście nie nawołuję do tego, by biskupi przejęli funkcję rektorów. Jednak troska biskupa o seminarium powinna być daleko bardziej posunięta niż w zakresie innych urzędów diecezjalnych. Biskup, który byłby domownikiem seminarium miałby okazję osobiście poznać swoich alumnów i nie tylko realnie wpływać na ich formację, ale także brać aktywny udział w ich selekcji.
Dobrą praktyką wielu diecezji jest, że biskup, lub biskupi mają wykłady w seminarium duchownym. Większość biskupów posiada dzisiaj przynajmniej doktorat - nic nie stoi na przeszkodzie, aby przynajmniej cześć przedmiotów wykładali klerykom, a przez to lepiej ich poznali. Niestety biskupi-naukowcy często zamiast przyczyniać się do formacji kleryków wolą konferencje, sympozja i karierę naukową od swoich głównych biskupich zadań.
Jest w Polsce przynajmniej jedna diecezja, która wymaga od kandydata przeprowadzenia rozmowy wstępnej nie tylko z rektorem, ale także własnym biskupem. Uważam, że to bardzo dobra praktyka. Również przed każdym dopuszczeniem do kolejnych posług czy święceń powinna być taka rozmowa alumna z biskupem. Statuty wszystkich seminariów powinny mieć zapis, że każdy seminarzysta może w ważnej sprawie bezpośrednio zwrócić się do swojego ordynariusza. Biskupi uzasadnione skargi seminarzystów pilnie badać i w razie potrzeby interweniować. Być może gdybym miał innego biskupa diecezjalnego odwoływałbym się od decyzji wydalenia mnie z seminarium, ale ponieważ wiedziałem, że mojego biskupa seminarium mało obchodzi toteż nie zawracałem mu głowy.
Niestety muszę to napisać... Biskup nie może też gorszyć kleryków. Zgorszenie dokonane przez biskupa woła o pomstę do nieba głośniej niż jakiegokolwiek kapłana! Mieliśmy w diecezji takiego pomocniczego biskupa, który był bardzo dowcipny, niestety humor miał rubaszny i już na początku (de)formacji zasiał kąkol wulgaryzmu. Biskup zgorszyć może także na inne sposoby. Jest oczywistym, że klerycy winni biskupowi cześć posłuszeństwo. Jednak także w korespondencji bracia skarżą mi się na bucowatość co poniektórych purpuratów. Miałem okazję poznać w swoim życiu wielu biskupów, nawet kardynała i to poznać dość dobrze. Wielkość następcy apostoła nie mierzy się po tym z jaką pogardą daje odczuć swoją wyższość podwładnym, ale jak zachowując zdrowy dystans potrafi w praktyce uszanować godność drugiego człowieka. Na szczęście spotkałem na swojej drodze trochę nie zbiskupiałych purpuratów, więc wierzę że nie całe środowisko episkopatu przesiąknęło pychą, nie mniej przestrzegam! Buta i arogancja kapłanów po święceniach wiąże się często z analogicznym doświadczeniem przełożonych w seminarium. Tych wzorców nie wynosi się raczej z domu.
Podsumowując.... Drogi Ojcze diecezji czy prowincji zakonnej. Jeśli chcesz mieć dobre prezbiterium to zadbaj o własne seminarium. Poświęć mu więcej czasu niż kolegom z episkopatu, podróżom do Rzymu (chyba że wzywa autentyczna potrzeba Kościoła) czy też jakimkolwiek innym zajęciom, choćby miały dobry posmak ale nie wynikały z Waszej biskupiej służby. Czas, post i modlitwa ofiarowane za seminarium wydadzą dobre owoce, a mitra która zdobi Wasze skronie rzeczywiście oznaczać będzie wieniec chwały za dobre pasterskie władanie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz