sobota, 7 lipca 2018

Ludzie w seminarium

Laudetur Iesus Christus!

Nadeszły wakacje, a wraz z nimi przerwa seminarzystów w nauce bądź bezpośrednie przygotowanie do (de)formacji nowego narybku. Wobec tego tematy na blogu znów będą bardziej seminaryjne - w tym roku zamierzam scharakteryzować osoby i urzędy związane z seminarium duchownym. Dla całkowitych ignorantów przedstawię co dane osoby mają do wypełnienia, a samym omawianym może przypomnę po co są w seminarium i jak często zaniedbują swoje obowiązki lub wręcz sprzeniewierzają się podjętym urzędom.

Z mojego doświadczenia wynika iż to właśnie ludzie stanowią największy problem w seminarium. Z jednej strony alumni którzy pochodzą z często niereligijnych środowisk i mający za sobą doświadczenia rozbitych rodzin, czasem nieudanych związków etc a z drugiej strony przełożeni, którzy wyszli z niewiele lepszych środowisk, obarczeni brzemieniem ludzkich ułomności, zawiedzeni własnym kapłaństwem, często sami źle uformowani. Sytuacja bardzo często przypomina tą z bajki Ignacego Krasickiego gdy ślepy prowadzi kulawego.

Problemy związane z ludźmi w formacji seminaryjnej można podzielić na dwie kategorie. Pierwszą są przyczyny natury osobowościowej. Myliłby się ten, kto by twierdził iż jest to wina tylko rodzin i środowisk z których wywodzą się seminarzyści. Mało kto zwraca uwagę że wychowuje także sama posługa duszpasterska, a zwłaszcza pierwsza parafia. Mamy więc wielu duchownych zakompleksionych, stetryczałych, nieempatycznych i słowo wytrych: niedojrzałych. Niestety zwłaszcza to ostatnie słowo jest zwykle źle zrozumiane i stanowi coś w rodzaju pałki do okładania tych, którzy są niemile widziani przez system deformacyjny. Drugą przyczyną są błędy formacyjne już to na poziomie rodzinnym czy szkolnym, albo seminaryjnym jeśli chodzi o samych (de)formatorów. Chodzi mi głównie o to, że wiele wspólnot seminaryjnych boryka się z brakiem spójności w celach... . Zabrzmi to może zbyt surowo, ale zadam to pytanie parafrazując Ewangelię: "Czy Syn Człowieczy gdy przyjdzie (przychodzi) do seminarium, to czy znajdzie wiarę?" Takiego stopnia praktykowania niewiary jak właśnie w seminarium nigdzie indziej nie widziałem. (De)formatorzy mówią o właściwej intencji, tymczasem oni sami często ją zagubili. Bo można mieć naprawdę gorące i pobożne serce w dniu święceń, a potem przez pokusy życia, różnego rodzaju rozczarowania po prostu popaść w tragiczny koniunkturalizm i stracić wszelką wiarę, wykonując tylko zawód duchownego.

Za murami seminariów dochodzi więc do wielu ludzkich tragedii. "Ludzie ludziom zgotowali ten los..." Dochodzi do wielkich krzywd i zranień. Struktura zamknięcia powoduje że często jedni szczują się na drugich, że szuka się kozła ofiarnego. Nie zawsze jest on znajdowany wśród kleryków. Byłem świadkiem kiedy takim kozłem był...ojciec duchowny. Do tego okrutne zachowania spotykały go także ze strony "współbraci" kapłanów. Nie jest tajemnicą, że w seminarium zdarzają się samobójstwa - dochodzi do nich relatywnie rzadko, raz na kilka lat, jednak mają one miejsce. I oczywiście można wszystko cedować na chorobę psychiczną, ale ta nie powstaje w próżni, a nawet jeśli zrodziła się poza środowiskiem seminaryjnym, to właśnie za murami seminaryjnymi uległa wzmocnieniu prowadząc do aktu samobójstwa.

Największym bólem napawały mnie nawet nie ludzkie przywary, ale zwykła moralna niekompetentność niektórych seminarzystów czy nawet przełożonych. Hasło, że trzeba być najpierw człowiekiem, a potem kapłanem nie może odnosić się do konieczności uświatowienia kandydata do kapłaństwa Tymczasem w nowych seminariach wymiar ludzki spełnia się nie poprzez ludzką prawość, cnotliwość, ortopraksję lecz poprzez "wyjście do ludzi" w takim entourage'u w jakim świat sobie tego życzy. W praktyce ludzkimi są ci klerycy którzy kopią piłkę, prowadzą bujne życie towarzyskie, odstawiają liturgiczny teatr. Nikt nie sprawdza rzetelnie ich kwalifikacji moralnych. To niszczy prawdziwe powołania, a promuje duchowną tandetę... .

Wobec w kolejnych wpisach przedstawię rolę biskupa, rektora, prefekta, prokuratora, ojcach duchownego, dziekana alumnów oraz seniorów, wreszcie także socjusza i braci kursowej. Wpisy będę dokonywał w oparciu o własne doświadczenie oraz Waszą korespondencję i rozmowy na komunikatorach z zachowaniem jednak koniecznej jak zawsze dyskrecji.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz