Przyjęło się zarzucać Kościołowi, że wtrąca się zbytnio do życia politycznego. Objawy papocezaryzmu widać wyraźnie zwłaszcza gdy czyta się lewackie gazety czy słucha neoliberalnych audycji radiowych lub programów telewizyjnych. Tymczasem prawda jest zgoła inna. Poważnym zagrożeniem, o którym chcę dzisiaj napisać jest cezaropapizm czyli wtrącanie się władzy świeckiej w zarząd Kościoła.
Najpierw rozważmy kwestie zarzucanego nam papocezaryzmu. Wojujący ateiści i różnej maści moderniści przytaczają często słynne polecenie mistrza: "Oddajcie więc cezarowi to co należy do cezara, a Bogu to co należy do Boga" (Mt 22,21; Mk 12,17; Łk 20,25). I za ks. prałatem Romanem Kneblewskim zapytuję: "Co nie należy do Boga?". Wszak Apostoł naucza: "Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga." (Rz 13,1) i chciałoby się dopowiedzieć, że skoro zostały ustanowione przez Boga, to Jemu samemu też podlegają! W katolickim porządku rzeczy władzę nad światem sprawuje Pan Bóg. Oczywiście dzieje się tak nie ze względu na sam katolicyzm, ale pomimo niego. Jednak katolicyzm prawowierny uznaje owo panowanie Pana Boga i aktywnie się mu podporządkowuje. Zatem władza w świecie ma swoją hierarchię. Nade wszystko suwerenem świata jest Pan Bóg. Postanowił on jednak istnienie władzy duchownej i świeckiej. Dla wierzącego katolika jasne jest, że władza duchowna jest dalece ważniejsza od świeckiej, a to z tego powodu że pierwsza odnosi się do życia wiecznego, a druga do doczesnego. Wobec tego wierny katolik przez wieki wiedział, że bardziej ma być posłuszny władzy duchownej, bo to jest lepsze dla jego zbawienia, a legitymizacja poczynań władzy świeckiej zależna jest ściśle od zgodności z Bożym prawem.
Niestety dziś powszechnie głosi się rozdział Kościoła od państwa, co jest herezją samą w sobie. Nawet ułomna eklezjologia soborowa odnosi Kościół do społeczności wiernych, a nie tylko samej instytucji. Nie można życia społecznego oddzielić od wiary, prawa ludzkiego od ludzkiej moralności... . Głoszona teza że Kościół powinien być rozdzielony od państwa jest podróbką skądinąd słusznej z punktu widzenia katolickiej nauki społecznej tezy o konieczności rozdziału władzy duchownej i świeckiej. Tak więc pierwszym i bardzo znaczącym choć dyskretnym przejawem cezaropapizmu jest właśnie wmawianie przez media, wypowiedzi polityków, deformację akademicką i szkolną że Kościół i państwo muszą być rozdzielne, że istnieje państwo neutralne światopoglądowo. Wystarczy pomyśleć, a widać to szczególnie w tak niedoskonałym systemie politycznym jakim jest demokracja, że nie można oddzielać jednego od drugiego nie powodując tym samym jakiejś dziwnej schizofrenii przejawiającej się tym że inaczej rządzimy docześnie niźli chcemy żyć wiecznie.
Przez wieki cezaropapizm był łatwo uchwytny. Interwencje cesarzy rzymskich czy niemieckich w przebieg soborów i synodów, niewola awiniońska, reformy józefińskie nakazujące określone zwyczaje liturgiczne, czy wreszcie interwencjonizm władz świeckich w obsadzaniu stanowisk kościelnych to tylko niektóre przejawy tego groźnego zjawiska. Dziś cezaropapizm przybiera formy zakamuflowane. Istota rzeczy pozostaje niezmienna. Wiara stanowi dla władzy świeckiej poważny problem w realizowaniu swych własnych zamierzeń. I zasadniczo władza świecka albo z wiarą próbuje walczyć, co zwykle kończy się fiaskiem, albo ujarzmia ją do własnych celów, co śmiem twierdzić jest jeszcze gorsze od pierwszego. Kiedy bowiem wiara jest składana na ołtarzu świata staje się jak to mówi Ewangelia solą nadającą się jedynie na "wyrzucenie i podeptanie przez ludzi" (Mt 5, 13 b).
Bardzo gorszy ludzi coś co nazywam cezaropapizmem fiskalnym. Wierni w swym zgorszeniu mają rację. Kto bowiem płaci ten stawia warunki. Poważnym rakiem współczesnego Kościoła jest szukanie środków finansowych drogami innymi niż te które przewidział Chrystus Pan. O tym będzie jeszcze mowa, ale sponsoring taki czy inny, granty, dotowanie studiów kościelnych z budżetu państwa, dotacje unijne powodują zapaść Kościoła w wielu jego strategicznych miejscach. Przykład bardzo prosty: w wiejskiej parafii nowobogacki konkubent sponsoruje malowanie świątyni. W zamian otrzymuje pierwsze miejsce w nawie oraz pewność, że proboszcz będzie omijał temat sexto et nono na długi, długi czas. Pomijając samego tego biedaka, który sam na siebie kręci bicz pozostaje sprawa parafian pozbawionych katolickiej nauki w tej jakże ważnej materii. Trzeba jasno powiedzieć, że Kościół musi utrzymywać się jedynie z ofiar, za które to ofiary nie przysługują żadne przywileje. Unia Europejska owszem dołoży się sowicie do remontu zabytkowego kościółka, ale kosztem tego że organy nie będą grały, bo to może spłoszyć nietoperze (dla których dach został zrewitalizowany) oraz że nie będzie się używać kadzidła, bo włączy się alarm przeciwpożarowy. Najlepiej w ogóle nie sprawować w takim kościółku służby Bożej... . Gdy pisałem o studiach kleryckich wspominałem, że ratio studiorum zostało złożone na ołtarzu ekonomicznych związków z państwem. Zatem dotowanie studiów kościelnych z budżetu państwa umożliwiło interwencję państwa w ich program - typowy przypadek cezaropapizmu. Dalej będąc w tym temacie, katecheza której jakość niezmiernie pogorszyła się wraz z przekroczeniem progu szkoły a co za tym idzie opłacaniem nauczycieli religii przez państwo. Oczywiście episkopat ma wpływ na program, ale nie jest to wpływ jedyny i państwo mocno ingeruje w dobór treści na katechezie - w końcu kto płaci ten wymaga... . Praktycznie każdy sektor duszpasterstwa dotowanego przez państwo jest ułomny. Spójrzmy choćby na kapelanów szpitalnych, którzy jako etatowi pracownicy szpitala nie odważą się wystąpić przeciw często zbrodniczej działalności swojej placówki. Dojmującym i bolesnym przykładem skrajnego cezaropapizmu fiskalnego są Niemcy. Tamtejszy Kościół nie tylko ze względów doktrynalnych przestał być już dawno katolicki, ale także dlatego, że jego funkcjonariusze stali się także urzędnikami państwowymi poprzez wprowadzenie podatku kościelnego. Efekty są chyba widoczne i trzeba ich opisywać... . Niech dobry Pan Bóg broni nas przed wprowadzeniem tego rozwiązania w Polsce.
Zwykle gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jednak znaczącą przyczyną występowania cezaropapizmu jest po prostu brak wiary w to, że Kościół wspiera się na Panu Bogu, a nie na doczesnych układach. Tak więc ci którzy rządzą Kościołem sami często wpadają w ramiona cezara. Za taką "ochronę" i "wsparcie" płaci się często olbrzymią cenę. Duchowieństwo samo siebie utrzymuje w impotencji homiletycznej. Nie wypada bowiem krytykować politykę rządu, który zabezpiecza katechezę w szkołach, budowę świątyni Opatrzności Bożej czy przychylność mediów narodowych. Polit poprawność ujawniła się już na soborze watykańskim II kiedy w imię dobrych stosunków ze Związkiem Radzieckim zaniechano potępienia komunizmu, a później Jan Paweł II nie zdecydował się dokonać koniecznego aktu przebłagania za grzechy Rosji. W zamian za to Związek Radziecki zapewnił wysłanie na sobór swoich prawosławnych obserwatorów, czytaj agentów GRU. Odwołanie kary ekskomuniki latae sententiae za przynależność do masonerii również była przejawem poprawnego politycznie cezaropapizmu. W gruncie rzeczy chodzi bowiem o to żeby dogadać się z kluczowymi graczami na arenie międzynarodowej. Gdy widać było papieża, który udaje się do siedziby ONZ by tam przemawiać, albo wygłaszać humanistyczne dezyderaty z mównic parlamentów nikt nie podnosił rwetesu. Przez całe wieki to rządzący udawali się na audiencje do papieża, dziś role się odwracają. Ktoś powie, że Jan Paweł II głosił tam Chrystusa, ale wystarczy porównać jego przemówienia do tradycyjnej nauki społecznej wyrażonej choćby w Quas primas czy Rerum novarum, żeby zrozumieć jak bardzo to nauczanie skażone było poprawnością polityczną. Czy dzisiejszy Rzym jest jeszcze na tyle silny by obłożyć ekskomuniką jakiegoś polityka lub nawet cały kraj interdyktem? Urządza im się za to pogrzeby z celebrą pontyfikalną i powszechnie dopuszcza do Komunii Świętej Zadeklarowani działacze LGBT, pro aborcyjni, antykatoliccy zostają przyjmowani z honorami na audiencjach u obecnego biskupa Rzymu.
Nie brakuje także przykładów rażącego cezaropapizmu. Przyczyną jest źle skonstruowany system prawny Kościoła. Danie pierwszeństwa konkordatom pozwala na uchwalanie bilateralnych umów Stolicy Apostolskiej z danym państwem z naruszaniem fundamentalnej suwerenności Kościoła. Przypatrzmy się artykułowi 7 konkordatu między Stolicą Apostolską a Rzeczpospolitą Polską:
"Artykuł 7
1. Urzędy kościelne obsadza kompetentna władza kościelna zgodnie z przepisami prawa kanonicznego.
2. Mianowanie i odwoływanie biskupów należy wyłącznie do Stolicy Apostolskiej.
3. Stolica Apostolska będzie mianować biskupami w Polsce duchownych, którzy są obywatelami polskimi.
4. W odpowiednim czasie poprzedzającym ogłoszenie nominacji biskupa diecezjalnego Stolica Apostolska poda jego nazwisko do poufnej wiadomości Rządu Rzeczypospolitej Polskiej. Dołożone zostaną starania, aby to powiadomienie nastąpiło możliwie wcześnie."
Wszystko wydaje się właściwe. Ale za przeproszeniem dlaczego Stolica Apostolska ma mianować biskupami w Polsce wyłącznie obywateli Polskich? Niewygodnemu kandydatowi można nie dać obywatelstwa, albo je wycofać jeśli ma podwójne.... . Dlaczego przed nominacją biskupa diecezjalnego nazwisko kandydata ma zostać podane do poufnej wiadomości Rządowi Rzeczypospolitej? Czy Stolica Apostolska ma wzgląd poufnie i odpowiedniego wcześniej w kandydatury polityczne, w programy partii? Istotnie Kościół potraktowany jest wyraźnie wasalnie. Jaskrawym i wołającym o pomstę do nieba przypadkiem interwencjonizmu państwa w obsadzanie urzędów kościelnych jest przypadek abp Wielgusa. Za panowania właśnie Prawa i Sprawiedliwości doszło do niesamowitego skandalu. Właśnie fakt informowania wcześniej Rządu RP przez Stolicę Apostolską doprowadził do tego, że wystosowano nieprawdziwą i haniebną nagonkę medialną, która doprowadziła do obsadzenia uzurpatora i antypasterza kardynała Nycza.
Takich bomb zegarowych ukrytych w tym i innych konkordatach jest naprawdę wiele. Analiza tychże przekracza ramy obecnego wpisu. Sygnalizuję problem, który występuje już na poziomie prawnym, a cóż dopiero przechodząc do praktyki.
Wydaje się we wszechobecnym ataku medialnym na Kościół, że dojmującym problemem jest mieszanie się Kościoła do polityki. Śmiem twierdzić że jest raczej odwrotnie to znaczy polityka świecka miesza się w sprawy Kościoła, a Kościół tam gdzie powinien nie przemawia wyraźnym ewangelicznym głosem. Temat wyraźnie przekracza ramy wpisu - książki by można pisać. Inteligentni czytelnicy sami sobie problem pogłębią. Musimy jasno stwierdzić, że najważniejsze są także na tej ziemi sprawy wieczne. Wobec tego władza doczesna co do zasad moralnych powinna być władzy kościelnej ściśle podporządkowana. Zniszczenie instytucji państw katolickich doprowadziło do neocezaropapizmu na skalę jakiej historia Kościoła nie zna. Niech dobry Pan Bóg raczy przywrócić światu stary, dobry i katolicki porządek. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Kościół posoborowy zachowuje się dokładnie jak prostytutka, szukając zabezpieczenia oddaje się komu popadnie, byle miec to "poczucie". Tak jak przewidział św. Jan Apostoł w Apokalipsie. Kościół Katolicki jest Oblubienica Chrystusa i jest mu wierna. Proszę nie mylić tych dwu instytucyj. Struktury i budynki zostały podstępnie przejęte aby stworzyć antyKościół o którym pisała m. in. Anna Katarzyna Emmerich (w KK wstrzymano proces beatyfikacyjny, ale uznano jej wizje).
OdpowiedzUsuńPapież Pius IX (znowu nie bł. bo również tu KK nie był pewny) ustanowił Syllabus Błędów, to co było potępione w KK jest na piedestale w Posoborowiu.