Nadeszła wreszcie pora na kluczowy wpis dla tego bloga i ośmielam się stwierdzić, że także dla kondycji współczesnego Kościoła. Mowa oczywiście o modernizmie, który odmieniany jest przez wszystkie przypadki tak przez wyklętego kleryka, jak i inne blogi integralnie katolickie, jednak dotąd nie został przeze mnie jasno określony. Nie zamierzam tutaj wprowadzać jakiegoś specjalnie nowego ujęcia. Jeden z moich wykładowców naśmiewając się ze św. Piusa X stwierdził, że on sam jest twórcą tego całego modernizmu. W pewnym zakresie nie sposób się z tym profesorem nie zgodzić. Faktycznie modernizm jako termin teologiczny został utworzony przez św. Piusa X, jednak samych problemów nie wymyślił on sam, a jedynie wespół z papieżami XIX w je zdiagnozował i zebrał w traktat, który zowie się encyklika Pascendi dominici gregis - czyli encyklika o zasadach modernistów. Jest to jeden z kluczowych tekstów dla współczesnego katolika chcącego wyznawać wiarę katolicką w sposób integralny. Niestety jak sądzę błędy opisane w encyklice zostały zauważone za późno, a wdrożone działania jak widać okazały się nieskuteczne. Niniejszy wpis poprzez streszczenie encykliki przybliży czytelnikom istotę modernizmu, jednak w sumieniu zobowiązuję każdego z was do przeczytania tej encykliki w ramach własnej formacji intelektualnej.
Jako przyczyny modernizmu papież Pius widzi ciekawość świata i uleganie duchowi nowinkarstwa oraz pycha, która powoduje oślepienie duszy i w ten sposób wprowadza w różne błędy. Pycha jest na tyle ważną przyczyną modernizmu, że papież poleca usuwanie z seminariów alumnów przejawiających tą wadę. Inną przyczyną modernizmu jest ignorancja intelektualna, zwłaszcza mieszanie metod i wprowadzanie metodologii filozofii nowożytnej do badań teologicznych. Szczególnym przejawem owej ignorancji jest porzucenie metody scholastycznej, a w wybieraniu źródeł opuszczanie tego co uczyło Pismo Święte, Ojcowie i doktorzy Kościoła oraz Magisterium Kościelne. Od strony kanonicznej moderniści poprzez formalne i materialne uszczuplanie Urzędu Nauczycielskiego Kościoła wpływają na rozszerzanie się błędów. Jakże cenne są te papieskie uwagi. Każda z przyczyn podana powyżej występuje i dzisiaj - ponad wiek od opublikowania encykliki.
Sam modernizm nie jest pojedynczą herezją, ale jak stwierdza św. Pius X jest sumą wszystkich herezji. Wielkie to słowo, ale łatwo je udowodnić śledząc wywód encykliki, który pokazuje pleromę błędów modernizmu. Modernizm bardziej niż pojedynczą herezją jest systemem, tym bardziej złośliwym, że symptomy jego występowania nie zawsze występują wszystkie na raz. Dlatego też papież przestawia modernizm ukazując postawę modernisty: filozofa, wierzącego, teologa, historyka, krytyka, apologety i reformatora. Pokrótce postaram się wyciągnąć z tych kolejnych rozdziałów encykliki esencję, składając jednak na czytelnika moralny obowiązek przeczytania tejże encykliki.
A zatem pierwszym wymienianym rodzajem modernisty jest filozof. Filozof modernista za podstawę swojej tożsamości intelektualnej ma agnostycyzm. Dokładnie oznacza to, że rzeczy dawno przez łaskę Bożą w Objawieniu publicznym podane poddaje zwątpieniu uciekając się do naturalistycznego intelektualizmu. W praktyce agnostycyzm odziera wiarę modernisty ze wszystkiego co jest nadprzyrodzone - taka wiara przestaje być wiarą katolicką. Jest niczym spróchniałe drewno. Skoro moderniści porzucają nadprzyrodzoną wiarę łatwo przechodzą do błędu immanentyzmu życiowego, innymi słowy zaczynają wiarę i jej praktykowanie postrzegać nie jako dar Pana Boga, łaskę, ale jako wewnętrzna potrzeba człowieka. A skąd te teorie znamy, jak nie z religiologii wykładanej z początku na bezbożnych marksistowskich katedrach, a dzisiaj głoszonej nieraz i z katedr o zgrozo biskupich! Skoro wiara nie pochodzi od Pana Boga, ale od człowieka, więc wszelkie doświadczenie religijne opiera się na samowiedzy i ta samowiedza jest ważnym kluczem hermeneutycznym do zrozumienia modernizmu. Bowiem samowiedza nie wymaga udowadniania czegokolwiek. Cytując Hegla: "Jeśli to co mówię nie zgadza się z faktami, to tym gorzej dla faktów". I z tej postawy wychodzi pycha i pogarda dla prawdy. Kiedy więc religia opiera się na samowiedzy, również zmieniona jest recepcja Objawienia. Nawet jeśli modernista uznaje jakieś objawienie, to jest to samobjawienie, ponieważ interpretuje je zgodnie z samowiedzą. Taki stan nazywa papież samouświadomieniem. Konsekwencją takiego samobjawienia jest zniekształcony obraz wydarzeń historiozbawczych. Dla modernisty nie będzie problemem próba wyjaśnienia zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa jako po prostu przebudzenie po letargu. To wszystko ma katastrofalne skutki dla wiary powoduje rozmyślanie bardziej nad własnym nędznym stanem umysłu niźli rzeczywistym przedmiotem wiary katolickiej. Dla modernisty filozofa największym bólem jest jednak dogmat. Przyjęcie dogmatu wiązałoby się z zaprzeczeniem fundamentalnych zasad teoriopoznawczych modernisty. W związku z tym czynią ci heretycy dogmat pojęciem pustym. Poprzez ciągłe zmienianie jego interpretacji dochodzi się w końcu do zmieniania formuł dogmatycznych. Wyciąganie z historii rożnych formuł, które dogmatami nie są, a które przez podobieństwo przypominają tezy stricte dogmatyczne moderniści roją sobie prawo do zmieniania dogmatów także formalnie! Sam byłem tego świadkiem. Reasumując - postawa modernisty filozofa wyzuwa wiarę z nadprzyrodzoności i prowadzi do solipsyzmu fideistycznego.
Tak zwany modernista wierzący to kolejna odsłona modernistycznego dramatu z encykliki Pascendi. Wierzący modernista od filozofa modernisty różni się tym, że pierwszy uznaje obiektywny pierwiastek nadprzyrodzony w wierze i w teologii, drugi natomiast wszystko wywodzi wszystko z różnych samo stanów... . Wydawałoby się, ze pogląd modernisty wierzącego jest katolicki, tymczasem pułapka tkwi w tym, że modernista wierzący owszem przyjmuje istnienie obiektywnej prawdy objawionej przez Pana Boga, jednak pewność co do niej wywodzi z własnego doświadczenia. Wobec tego jeśli doświadczenie wierzącego modernisty sprowadza nań pozytywne uczucie odnośnie do innej religii to uznaje ją za prawdziwą. Taki błąd ma swoją osobną nazwę i jest to indyferentyzm religijny. Jak słusznie zauważa św. Papież moderniści wierzący są w stanie przyjąć, że religia katolicka posiada więcej prawdy niż inne. Taki pogląd niestety został do ogólno katolickiej świadomości przepchnięty podczas Vaticanum II. Specyficznie moderniści wierzący postrzegają Tradycję - uznają ją bowiem w takim zakresie w jakim jest ona nośnikiem doświadczenia religijnego. Innymi słowy wybierają sobie zeń to co uważają za prawdziwe na podstawie osobistych doświadczeń. W relacji nauki i wiary prym wiedzie nauka wg modernistów wierzących. Choć deklaratywnie podkreślają oni rozdział nauki wiary, jakoby wiara była nieracjonalna, bo w rzeczywistej ich praktyce tak się niestety dzieje. Wprowadza się zatem paradoksalne dualizmy np Chrystus wiary i Chrystus historii. Oczywiście w konsekwencji Chrystus wiary uznawany jest za mit, natomiast Chrystus historii za prawdę. Prawdą nie jest jednak ani jedno ani drugie. Chociaż św. Pius X tego tak nie określił, pozwolę sobie podsumować, że modernistę wierzącego przyrównać można do kogoś ogarniętego całkowitym relatywizmem teoriopoznawczym. Dla wierzącego modernisty nie ma problemu w sprzecznościach. Ulega on najpierw paradoksom, a następnie nieuzbrojony we właściwe mechanizmy obronne wpada w absurdy. Doświadczenie wierzącego katolika nie zawsze bowiem jest natchnione Duchem Świętym... .
Modernista teolog walczy z problemem relacji wiary i nauki. Rezultatem jego dociekań jest podporządkowanie wiary nauce. Skoro bowiem filozof modernista stwierdził, że wiara pochodzi z człowieka, to w konsekwencji teolog konstatuje, że Pan Bóg jest w człowieku i zasadniczo tylko w nim. Jest to immanentyzm teologiczny - niesamowita redukcja istoty Bożej i zawoalowany panteizm! Wszelkie wyobrażenia wiary u teologa modernisty sprowadzone są do symboli, stąd mamy tak zwany symbolizm teologiczny. Skutkiem tego jest konsekwentne negowanie dogmatów sakramentologicznych. Sakramenty zdaniem teologa modernisty są symbolem łaski, której wcale nie oznaczają. Zostają sprowadzone do czynności symbolicznych - swego rodzaju teatru. Niektórzy posuwają się do tego, że to nie sam Chrystus Pan, ale samoświadomość chrześcijańska zrodziła sakramenty. Czyli sakramenty nie mają udzielać łaski, ale są po to by podtrzymywać wiarę. Wobec tego należy uznać, że sakramenty niczego nowego w nasze życie nie wnoszą. Niestety takie tezy są coraz bardziej propagowane, pod pozornie zbożnymi katechizmowymi hasełkami w stylu: "bierzmowanie - sakrament dojrzałości chrześcijańskiej". Umiejętnie w nauczaniu miga się od podawania skutków sakramentów, wszystko po to by łatwiej je można było zniszczyć. Teolog modernista ma w głębokim poważaniu również Pismo Święte, traktując je bardziej jako zbiór mądrościowych dykteryjek właściwych świętym księgom także i innych religii. Bowiem to co się z Pisma Świętego wyniesie zależy nie od obiektywnego osądu Tradycji, lecz od subiektywnego, indywidualistycznego doświadczenia z tekstem, który zgodnie z agnostycyzmem ma autora przede wszystkim ludzkiego. Jak się okaże moderniści tak jak uważają traktat o natchnieniu, tak też traktują w swoich heretyckich egzegezach sam święty tekst. Tak samo jak sakramenty teolodzy modernistyczni traktują Kościół. Nie jest on ich zdaniem jedynym na świecie zrzeszeniem zbawczym. Są też inne, w których można partycypować i z którymi można utrzymywać przyjacielskie stosunki. W końcu doświadczenie religijne każdego człowieka jest boskie, wszak Bóg mieszka w człowieku. I niestety tak samo jak wiara jest podporządkowana nauce, tak Kościół państwu w sprawach doczesnych. Efektem jest permanentny zwłaszcza dzisiaj cezaropapizm. Autorytet kościelny zdaniem teologów modernistycznych ma szukać porozumienia z władzą cywilną. Zapomina się przy tym, że każda władza pochodzi od Chrystusa Pana i Jemu samemu jest przyporządkowana. A kto jeśli nie Kościół ma być wyrazicielem owej władzy Chrystusa Pana na ziemi? Teolog modernista traktując wiarę jako rzeczywistość żywą myli rozwój tej wiary rozumiany jako jej rozkrzewianie z ciągłym dostosowywaniem nauczania, liturgii i ortopraksji do warunków współczesności.
Innym rodzajem modernistów są historycy. Przeceniają oni metodę swojej nauki ponad autorytet Objawienia Bożego. Wiedzą oni lepiej co Chrystus Pan powiedział i co zrobił. Co bowiem nie pasuje do wytworzonego przez nich obrazu świata w historii to trzeba odrzucić z opowiadaniu o Panu naszym Jezusie Chrystusie. To samo jednak czynią i ze Starym Testamentem. Jezus Chrystus objawiony w Piśmie Świętym zostaje naturalistycznie sprowadzony do zwykłego człowieka. Przez te wywody historyków modernistów Pismo Święte staje się zbiorem pobożnych mitów. Tak samo podchodzą oni zresztą do historii Kościoła, hagiografii etc. Wszystkie opowiadania o walce św. Jerzego ze Smokami zostaną odrzucone jako niezgodne z prawdą historyczną. Dla historyka modernisty, popartego nauczaniem filozofa i teologa modernisty nie ma miejsca na nadprzyrodzoność. Właśnie działalność historyków modernistycznych zauważalna jest tak bardzo w okresie wielkanocnym - kiedy co roku wynajdują kolejne rzekome dowody, na to że opowiadanie o zmartwychwstaniu Pana Jezusa jest mitem.
Wreszcie modernista krytyk. Stanowi on niejako połączenie historyka i filozofa. Podobnie jak teolog przyjmuje iż istnieje Chrystus wiary i historii, jednak wyraźnie Chrystusa historii uznaje za prawdziwego, a Chrystusa wiary za pobożne wyobrażenie. Krytyk jak sama nazwa wskazuje posiada krytyczne podejście do historii. Chociaż św. Pius X tego od razu wprost tego nie nazywa ujawnia się tu coś co nazywamy metodą historyczno-krytyczną. Zgodnie z ta metodą modernista krytyk patrzy na dzieje zbawienia oraz na Pismo Święte. Z danych przez historyka faktów wybiera te które dają się historiozoficznie dopasować do układanki i tworzą spójny w jego mniemaniu obraz dziejów. Oczywiście przesłanki do takiej operacji tworzą się w umyśle samego modernisty krytyka i mam wrażenie że tylko jemu samemu są znane... . W metodzie opisu rzeczywistości przez modernistę krytyka dominuje ewolucjonizm - jest to w zasadzie jedyna zasada do której można odnieść jego wywody. Z faktów historycznych wybiera on zatem zwykle te które dają się pogodzić z postępackim urojeniem. Krytyk ideologizuje zatem rzeczywistość, a tym samym zakłamuje ją. Słuszne pytanie zadaje święty Papież - kto zaś jest autorem owej historii: historyk, czy sam krytyk? Okazuje się że filozof, bo odpowiedzi na pytania zależą od założeń podanych przez filozofa Bardzo istotnym elementem destruktywnego działania krytyka jest zastosowanie krytyki tekstu Pisma Świętego. Przy tej niebywałej profanacji ujawnia się, że modernista - kimkolwiek by nie był - traktuje Pismo Święte zupełnie przedmiotowo. Encyklika Pascendi jest właśnie tą wypowiedzią Magisterium Kościoła, która potępia metodę historyczno-krytyczną jako badawczą wobec Pisma Świętego. Odtrutką dla tego poważnego w skutkach błędu, jest przyjęcie Wulgaty jako katolickiego Pisma Świętego.
Istotnym zadaniem apologety modernistycznego jest wykazywanie że może istnieć sprzeczność. Wiarę katolicką owi apologeci tłumaczą tak, że aż roi się od niej od aporii, paradoksów, czy absurdów. Wszystko jednak potrafią usprawiedliwić, jeśli to nie kłóci się z ich pojęciem prawdy symbolicznej. Oczywiście tak rozumiana prawda nijak się ma z logicznym pojęciem prawdy opartym na zdroworozsądkowej definicji, że prawda jest to zgodność myśli z rzeczywistością. Apologeci wprowadzają immanentyzm religijny bardzo sprytnym wywodem. Otóż uznają, że Chrystus Pan w duszy każdego człowieka ziarno z którego kiełkuje wiara. Tym ziarnem oczywiście nie jest łaska (nawet jeśli tak to nazwą), ale rodzaj samowiedzy i samouświadomienia. Ponieważ doświadczenie religijne jest subiektywne w ten sposób usprawiedliwiają różnice poglądów poszczególnych wiernych i pochwalają je oczywiście do momentu w którym ktoś z wiernych nie zachowuje poglądu integralnie katolickiego. Apologeci modernistyczni prowadzą w świecie anty ewangelizację. Pseudo racjonalnymi dowodami wykazują możliwość istnienia w wierze relatywizmu teoriopoznawczego.
Ostatnim rodzajem modernistów zdaniem św. Piusa X są reformatorzy. Zgodnie z nazwą ich motorem działania jest zmiana. Niestety zmian nie postulują w sposób organiczny, ale rewolucyjny, zresztą prawie zawsze z pogwałceniem odwiecznych zasad reformowania Kościoła. Nie brak więc reformatorów wśród tych, którzy nie posiadają władzy w Kościele, a jednak mają wpływ na tych, którzy tą władzę posiadają. Udając pokorę potrafią przyjąć stanowiska decyzyjne i z tego powodu są ostatecznym rodzajem szkodnictwa modernistycznego. Co bowiem poprzednie typy modernistów uroiły sobie w głowach, to reformator wciela w życie. Główne postulaty reformatorów nie uległy na przestrzeni wieku zmianom: chcą uproszczenia liturgii - tak by pozbawić jej elementów najpobożniejszych, chcą porzucenia w studiach kościelnych scholastyki - tak aby zniszczyć zaplecze intelektualne, chcą by wszyscy wierni rządzili Kościołem - tak aby zniszczyć porządek zaprowadzony przez Chrystusa Pana. Takich zresztą pomysłów mają wiele. Czytelnicy sami dośpiewają sobie resztę litanii.
Encyklika zawiera jeszcze środki zaradcze. Jako że odsyłam do lektury, nie będę ich opisywał, szczególnie, że jak czas pokazał niestety okazały się nieskuteczne. Już to z powodu zbyt późnego opublikowania samej encykliki już to z nazbyt optymistycznego założenia św. Piusa X że ma on więcej prawowiernych niźli modernistycznych współpracowników. Dzisiaj modernizm domaga się odrębnych opracowań. Można założyć że mamy do czynienia z neomodernizmem. Encyklika Pascendi pozostaje aktualna, jednak nie odzwierciedla wszystkich problemów z modernizmem związanych.
Obchodzone przez nas święta to także okazja do złożenia życzeń. Tym trudnym tematem kieruję swoje życzenia ku Kościołowi, którego jak mniemam wszyscy czytelnicy bloga są lub chcą być. Niech więc za łaską Bożą Kościół ten zostanie oczyszczony z błędów i wrogów, niech zajaśnieje nowym blaskiem starej Tradycji. Niech zmartwychwstanie razem Chrystusem Panem. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Nawet cytując potępianego przez siebie filozofa wart sprawdzić, czy słowa, które mu przypisujemy zgadzają się z faktycznie przez niego wypowiedzianymi. W tym wypadku są to jednak słowa węgierskiego marxisty żydowskiego pochodzenia György Lukácsa, które ten z kolei przypisuje J. G. Fichtemu, jednak jako że miała to być odpowiedzieć filozofa na krytykę ze strony studenta, faktyczność przypisywanych słów jest raczej wątpliwa.
OdpowiedzUsuń