czwartek, 19 kwietnia 2018

Nowomowa seminaryjna i kościelna

Laudetur Iesus Christus!

Dziś temat zadawałoby się lekki i przyjemny. Każdy duchowny czy seminarzysta z pewnością na temat nowomowy seminaryjnej się uśmiechnie. W końcu każde seminarium ma swój kod, który znany jest wtajemniczonym. Poza słowami takimi jak sacelan, refektarz, portator, oficjum - które większości laików nic nie mówią, ale są wspólne dla większości seminariów czy to diecezjalnych, czy to zakonnych. Jest jednak grupa takich wyrażeń które są zastrzeżone dla ściśle określonej wspólnoty. Nie zapomnę nigdy hizopu, czyli kompotu z dyni na occie, albo łazarza, albowiem już 4 dni (lub więcej) leży i cuchnie... . Łazarz był w wersji miłosiernej (mięsnej) i niemiłosiernej (rybnej)... . Choć te wspomnienia wzbudzają mój mimowolny uśmiech trzeba jednak stwierdzić, że w gruncie rzeczy działają one na niekorzyść wspólnoty i jej członków, ponieważ prowadzą do wyobcowania. Do tego wiele z nich często pobudza sarkazm i złośliwość, które to cechy są wadami głównymi duchowieństwa. Jak powiadają wystygł mistyk został cynik... .  I choć trudno życie przeżywać śmiertelnie poważnie, to jednak jest różnica pomiędzy poczuciem humoru i dystansem do rzeczywistości, a rubasznymi żartami, które gorszą wielu. 

Nowomowa powoduje także zniekształcenia w sposobie wypowiadania się duchownych oraz alumnów. Pewne utarte sformułowania tracą swoją ostrość i wyrazistość, a stają się okrągłymi zdaniami, które nie niosą już ze sobą praktycznie żadnej treści. Zawsze denerwowało mnie na przykład porównywanie wspólnoty seminaryjnej do rodziny. Jaka to rodzina z której się odchodzi, z której można wylecieć, którą wreszcie wraz ze święceniami prezbiteratu się opuszcza? Do tego słowa których niegdyś używano dla określenia pewnych kwestii wychodzą z użycia, a często ich stosowanie oznacza wielką obrazę. Piszę na przykład o sformułowaniach typu: herezja, schizma, kacerz, innowierca, dysydent, wiarołomca, nierząd, profanacja czy świętokradztwo. Zastępuje się je eufemizmami. Określenia tego typu wchodzą nawet do tłumaczenia Pisma Świętego czy tekstów liturgicznych. Dlaczego w przypowieści o pannach nie używa się określeń mądre i głupie zamiast stosowanego roztropne i nieroztropne? Ktoś mi zarzuci że to przecież to samo. Ale czyż sam Chrystus Pan mówiąc o kwasie faryzeuszy i porównując ich do grobów pobielanych nie używał języka mało parlamentarnego. Nie chodzi o to żeby być wulgarnym - nie do tego zmierzam. Kwestia dotyczy sprawy dosadności wyrażanych treści. 

Rewolucja soboru watykańskiego II jest najlepszym przykładem szkodliwości owej nowomowy. Moderniści twierdzili wtedy, że należy wyjść do ludzi z łatwiejszym językiem i zrobić sobór pastoralny. Dokumenty tego soboru miały zawierać pewne wskazania natury pastoralnej a nie dogmatycznej. Cała pułapka polegała jednak na tym, że moderniści słowa nie dotrzymali i zaraz po zakończeniu soboru, a nawet w jego trakcie zaczęli dogmatyzować dwuznaczne określenia w nim zawarte. W ten sposób wypaczyli konsensus i doprowadzili do takiej interpretacji dokumentów na jaką większość sygnatariuszy nigdy by się nie zgodziła. Konsekwentne używanie pewnych określeń zaczęło wychowywać kolejne pokolenie. Dziś już nawet katechizm posługuje się eufemizmami, bo jak to inaczej nazwać jeśli czyn który jest obrzydliwością w oczach Bożych określa się wewnętrznie nieuporządkowanym? Konia z rzędem temu kto wykaże iż określenia te do siebie choć w 50 % przystają... . 

Efektem tych zabiegów lingwistycznych jest podważanie autorytetu nauczania Kościoła. Wierni czują, że głoszący Słowo Boże używając takich a nie innych określeń sami nie są do końca zdecydowani co chcą powiedzieć, że są politycznie poprawni, że boją się by kogoś nie urazić. Wobec tego nie czują powagi podawanej nauki, nie są jej posłuszni i wpadają w relatywizm. Skutkiem nowomowy jest złowrogi pluralizm światopoglądowy. Ostatecznie nowomowa kościelna przejawiająca się zwłaszcza w eufemizmach to wyraz braku szacunku wobec prawd wiary i moralności. Głoszący Słowo Boże czy to z racji koniunktury i konformizmu, czy też obawy przed przełożonymi nie przepowiadają w sposób jednoznaczny. Pozostawianie słuchaczom owego wolnego wyboru w interpretacji doprowadza koniec końców do indyferentyzmu. To zjawisko nie zachodzi w ciągu chwili. To efekt długotrwałej deformacji lingwistycznej. 

Wobec tych problemów nie pozostawajmy obojętni. Miejmy odwagę upomnieć naszego kaznodzieję, katechetę, czy dokonać wyboru lepszego spowiednika. Bezpłciowy styl nie jest tylko kwestią tego czy przepowiadania dobrze się słucha czy też źle. Często jest to kwestia czy prawda podawana przez takie głoszenie pozostaje nienaruszona! Sprawa zatem wydaje się błaha, a jednak jest wielkiej wagi. Niech dobry Bóg hojnie udzieli daru męstwa wszystkim odpowiedzialnym za posługę słowa. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

1 komentarz:

  1. "Niech mowa wasza będzie: "Tak, tak - nie, nie" co nadto jest, od Złego jest". Taki język był w każdym dokumencie Kościoła Katolickiego - JEDNOZNACZNY. Antykościół, zw. Kościołem Posoborowym (Nowego Adwentu wg JP2) używa języka mglistego, dwuznacznego, tj. DIABELSKIEGO. Ergo NIE jest Kościołem Katolickim.

    OdpowiedzUsuń