czwartek, 25 października 2018

Przebierantyzm czyli o tych co ulegli pokusie fioletów

Laudetur Iesus Christus!

Dziś temat może lżejszy, dla niektórych pewnie zabawny, jednak dotyczy on kwestii fundamentalnych moralnie i liturgicznie. Szaty liturgiczne to odzienie które wkładają święci szafarze i niżsi klerycy oraz ministranci w trakcie służby Bożej. Jedną z podstawowych funkcji szat liturgicznych jest wskazywanie na stopień/funkcję odzianego w ten święty ubiór. I właśnie tej kwestii dotyczy ten wpis. Uzurpacja urzędów w Kościele jak również nadużycia władzy to problem do osobnego opracowania, jednak znaczącym przejawem tych ostatnich jest wdziewanie szat wskazujących na wyższą godność niż tą którą się posiada. Ojcowie duchowni w seminarium mówili o trzech podstawowych pokusach kapłańskich: kobiety, monety, fiolety. Zwykle następują one stopniowo, jednak bywa, że już młodzież katolicka ulega fioletom w pierwszej kolejność.

Problem przebierantyzmu nie jest związany z modernizmem jako takim. Jest to chyba najbardziej egalitarna pokusa ludzi Kościoła. Trzeba jednak stwierdzić że jej oblicza w tradycjonalizmie i w modernizmie są różne, stąd też muszą być rozpatrywane oddzielnie. 

W modernizmie przebierantyzm  objawia się w dwóch formach. Pierwszą z nich jest tworzenie nowych szat liturgicznych - niejako nawiązujących do starych, jednak będących zupełnym pomieszaniem porządków. Należą tutaj dalmatyki lektorskie, pektorały ministranckie, czy specjalne szkaplerze w kolorze dnia dla asystentów pastoralnych. Pomysłowość jest przeogromna. Krój zwykle jest mało wyszukany, prosty, ale jednak nawiązujący do tradycyjnych szat na tyle, że lektora można pomylić z diakonem, a asystenta pastoralnego z kapłanem, zwłaszcza jeśli nie ma go na nabożeństwie. Tego typu działalność to głównie chciwość projektantów mody liturgicznej związanych między innymi z przeklętym sacroexpo i innymi tego typu wystawami o bardzo świeckiej naturze... Drugą formą jest klasyczna realizacja fioletowej pokusy poprzez przemożną chęć dekorowania swojej rewerendy kolejnymi kolorowymi dodatkami. Rozbudowana hierarchia prałatów, protonotariuszy i innych wydłużających czerwone bądź fioletowe filakterie duchownych jest ukrócana od czasów św. Piusa X. Kolejne reformy wprowadzały obostrzenia, które jednak pyszałkowaci skutecznie obchodzili. Wreszcie Franciszek pozostawił już tylko jeden stopień prałacki. Jak się okazało i ten zabieg skutecznie da się obejść. Tworzy się zatem fikcyjne kapituły kanonickie, które faktycznie nimi nie są, bo kanonicy zrzeszeni przy kolegiacie czy katedrze nie prowadzą ani życia wspólnego ani tym bardziej nie modlą się wspólnie na brewiarzu. Jedynym celem tworzenia owych jest chęć obejścia prawa i docenianie tych najbardziej czcigodnych spośród wszystkich przewielebnych... . Są więc rozmaici kanonicy EC, rokiety i mantoletu, honorowi itd. Każdy z nich odróżnia się jakimś detalem, bądź to kolorem pasa u sutanny, bądź też pomponem na birecie. W czasie Mszy Świętej ubierają mucety, mantolety, rokiety i bywa że swym fatałaszkowym dostojeństwem przewyższają samych biskupów, którzy często w przypływie nadmiernej skromności zadowalają się garniturem, krzyżykiem w klapie, bądź też dyndającym na ornacie pektorałem, który faktycznie powinien spoczywać pod dalmatyką - jednak założenie owej to już przecież zakrawa o lefebryzm... . I tylko czekać aż będą kanonicy mitry i pastorału - bo przecież każdy biskup w swojej diecezji jest papieżem... . Szkoda tylko że owi modernistyczni pomponiarze w życiu codziennym nie chcą nosić nawet prostej czarnej sutanny.

Niestety przebierantyzm dotyka także szeregi utożsamiających się z tradycją katolicką. Tutaj nadużycia wynikają z wnikliwej analizy rubryk, podręczników liturgiki oraz zbiorów partykularnych przywilejów wydawanych w czasach karolińskich (lub im podobnych) przez Stolicę Apostolską dla danego regionu. Oczywiście przynależność do owego przywileju może już być dowolna - dla jednych wymagana jest fizyczna obecność, dla innych urodzenie, jeszcze inni wystarczy że wykażą się gallikańskim pochodzeniem lub faktem iż kiedyś tam byli, aby przywilej skutecznie zaszczepić na ziemi o której istnieniu papież wydając dany dokument nie miał nawet pojęcia.  W ten sposób tworzą się fioletowi sutanniarze, którzy nawet porządnej tonsury nie otrzymali, że o jakichkolwiek święceniach nie wspomnę. Zresztą znajdą się pewnie i tacy którzy postrzyżyny mieli bądź to w czasie rozbudowanej liturgii święceń ministranckich we własnej parafii, bądź uważających wielokrotną wizytę u fryzjera oraz faktyczne utrzymywanie korony na głowie za niezbity dowód przynależności do stanu duchownego. Zresztą niejednokrotnie komże ministranckie nie do odróżnienia są od biskupich rokiet. Znaczniejszym problemem jest moim posługa fałszywych subdiakonów. Nie twierdzę, że w historii liturgii nie było takiej praktyki, jednak pomimo szeregu argumentów odwołujących się w gruncie rzeczy do majestatu liturgii uważam, że zastępowanie funkcji wyższych kleryków przez kler niższy bądź zupełnie świeckich ministrantów jest niewłaściwe. Z jakiegoś powodu Kościół postanowił aby wydzielić subdiakonat i wynieść go ponad niższe święcenia. Symulowanie sprawowania jego urzędu tylko po to by "zrobić" uroczystą liturgię i by było bardziej kolorowo jest nieporozumieniem, zwłaszcza że w wielu środowiskach są kapłani, których wystarczy odpowiednio przyuczyć. do tej służby. Absolutnym absurdem jest sytuacja kiedy w chórze siedzą kapłani, a do Mszy służy fałszywy subdiakon. I ja rozumiem że noże kiedyś gdzie ktoś na to zezwolił, jednak wystarczy zdrowa dedukcja by dojść do wniosku iż takie postępowanie jest z sprzeczne z naturą liturgii. Kolejną patologią są namnożone Msze pontyfikalne. Aby zadość uczynić pomponiarskim zapędom wielu sprowadza się jakichś opatów czy pseudo-infułatów  aby pontyfikowali.  Jest oczywiste że opat pontyfikuje tylko na terenie własnego opactwa, a protonatariusze już dawno utracili prawo sprawowania Mszy pontyfikalnej i używania pontyfikaliów w ogóle. Nawet jeśli w 1962 r to prawo posiadali, to czyż ci którzy otrzymali przywilej po 1962 r nie otrzymali go już bez prawa pontyfikowania? Albo, albo... nie możemy wlewać nowego wina do starych bukłaków. Te wszystkie pontyfikalne Msze Święte z udziałem pseudo-subdiakonów, świeckich ceremoniarzy biskupich i często prałatów nie mających prawa pontyfikować są po prostu celebrowaniem własnej pychy! 

Temat który poruszyłem z pewnością ściągnie na mnie falę nienawiści z obu stron barykady. Jednak widzę to jako wyklęty kleryk którego powołaniem jest wskazywanie błędów. Zauważam, że Panu Bogu taki stan rzeczy się nie podoba, bo to sprowadza służbę Bożą do ludzkich zachcianek i niespełnionych ambicji. Nawet moderniści uczą, że pontyfikowana Msza Święta jest wyrazem jedności Kościoła lokalnego zgromadzonego wobec swojego ordynariusza i że ukazuje wielość stopni kapłaństwa służebnego. Jest to więc ukazanie splendoru Kościoła. A ja się pytam czy w dzisiejszym Kościele, który jest poturbowany przez liczne herezje, niezadeklarowane choć istniejące schizmy, apostazję wielu w tym także hierarchię, czy w takim Kościele Msza Święta pontyfikalna cokolwiek ukazuje? Czy te fioletowe emblematy pośród zeświecczonych kapłanów cokolwiek oznaczają. Wreszcie czy fałszywa promocja laikatu dokonująca się w obu tradycjach liturgicznych przekłada się choćby na moralną kondycję tych świeckich? Niestety na wszystkie pytania odpowiedź jest przecząca, i to nawet nie dlatego, że taki jest stan faktyczny, ale także z  teologicznych powodów, bowiem z nasienia pychy nigdy nie wyrośnie prawdziwa katolicka pobożność. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz