Jak co roku wkraczamy w czas kiedy intensywniej niż kiedykolwiek wspominamy zmarłych którzy odeszli ze znakiem wiary lub wprost przeciwnie i zwykle wcale nie śpią w pokoju... . Dlaczego? Otóż dlatego, że prosto do nieba trafia nieliczna rzesza tych którzy nie tylko przejęli się własnym zbawieniem, ale także podjęli trud naprawy zła jakie popełnili w ciągu własnego życia... . Tylko kto dziś ma odwagę jeszcze powiedzieć, że wąska i trudna droga wiedzie do nieba i niewiele ją wybiera. Większość ludzi dziś niestety idzie drogą potępienia.
Właśnie wróciłem z parady Wszystkich Świętych, o ile jestem zwolennikiem takich paraliturgicznych nabożeństw/inscenizacji zamiast szatańskiego Halloween, to jednak nie potrafię zrozumieć kazania które zostało podczas tego wydarzenia powiedziane. Łagodnym, nastrojowym głosem kaznodzieja rozpoczął swoje wywody, najpierw podając przykład z zupełnie świeckiego filmu, a potem przeszedł do opowiadania ckliwej historii ze swojej posługi. Napotkał był kiedyś młodą kobietę, która umierała na guza mózgu mając 28 lat. Opisywał w jakiej świętości schodziła z tego świata i jak uzgadniała kolejne szczegóły swego pogrzebu, zmieniając oczywiście liturgię słowa, kolor szat etc. Niestety kolejny przykład kaznodziejski pozostał bez puenty. I tak uczestnicy zgromadzenia posłuchali wzruszającej historii ale nie zostali w ogóle pouczeni na czym tak de facto polegała dobra śmierć tej kobiety. Nie pojawił się temat otrzymania rozgrzeszenia, przyjęcia swego cierpienia jako ekspiacji za swoje grzechy... . Ów kapłan wysunął nawet tezę, że kobieta umarła jako święta.
Ile razy mamy do czynienia z podobnymi bublami kaznodziejskimi? Dziś na prawie każdym pogrzebie mówione jest nie tyle kazanie czy homilia, ale laudacja ku czci zmarłego, swoista beatyfikacja za życia. Łamie się ducha liturgii używając coraz powszechniej białych szat na pogrzebie zamiast czarnych lub ewentualnie fioletowych. Szczególnie powszechne jest to przy pogrzebach dzieci. Powszechne mniemanie że o zmarłych należy mówić tylko dobrze sprawiło że przepowiadanie funeralne w Kościele zostało wykastrowane. Nie można teraz powiedzieć na pogrzebie pijaka, że człowiek mógłby pożyć gdyby nie nałóg, nie można nawet wezwać do serdecznej modlitwy za zmarłego jawnogrzesznika. Trzeba za to powiedzieć kilka miłych słów tak by nie urazić rodziny, ani przyjaciół oraz znajomych.
Tymczasem zasada przepowiadania Słowa Bożego w Kościele pozostaje niezmienna. Św. Paweł uczy: "Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz. Przyjdzie bowiem chwila, kiedy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań - ponieważ ich uszy świerzbią - będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom." (2 Tm 1-4) I ja zaklinam was drodzy kapłani, diakoni, minorzyści, katecheci - nastawajcie w porę i nie w porę. Nawet przedszkolakowi można powiedzieć o śmierci i o piekle w taki sposób by miał do tego odpowiedni stosunek, by nie miał nieuzasadnionych lęków, lecz też aby nie myślał że wszyscy idąc do nieba, wreszcie by temat śmierci oraz konsekwencji swoich wyborów przyjął jako coś oczywistego. Zaklinam was na sąd szczegółowy i ostateczny - nie pomijajcie ważkich tematów eschatologicznych i nie banalizujcie ich. Przepowiadanie eschatologiczne ma bowiem żywych opamiętać a zmarłym przynieść wytchnienie poprzez większe zaangażowanie Kościoła walczącego w pomoc duszom czyśćcowym. Miejcie odwagę! Od tego zależy nie tylko zbawienie dusz wam Wam powierzonych, ale osobliwie z racji powołania także Wasze zbawienie. W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz