Kościół od początku historii seminariów duchownych za główny ich cel miał formację duchową przyszłych duchownych. Również współczesne dokumenty o formacji kapłańskiej ten jej element stawiają jako najważniejszy. Dzieje się tak niestety tylko deklaratywnie. Jak to napisałem wcześniej opisując formację intelektualną głównym celem współczesnego seminarium jest przeprowadzenie alumna przez studia teologiczne i zdobycie przezeń wykształcenia formalnego. Elementy duchowości są zepchnięte w praktyce na boczny tor. Świadczy o tym chociażby praktyka niedzielnego studium lub wykładów odbywanych w dniach uznanych przez Kościół za nakazane. Sam pamiętam jak w dzień Objawienia Pańskiego odbywały się wykłady. Praktyka ta trwała dopóki państwo nie uznało tego święta za wolne od pracy. Poza haniebnym odsunięciem duchowości na drugi plan formację duchową w nowych seminariach dręczą rozmaite patologie, którym trzeba się przyjrzeć.
Formacja duchowa w nowym seminarium jest praktyczną aplikacją serwowanej formacji intelektualnej. Jest to logiczna konsekwencja - ojcowie duchowni wykształceni na teologii modernistycznej prowadzą do zniekształceń w procesie duchowego urabiania swych podopiecznych. Zatem homilie, kazania i konferencje ojców duchownych zawierają te same błędy, które klerycy słyszą na wykładach. Można w tych naukach znaleźć treści zarówno prawdziwe jak i fałszywe. Pokarm duchowy - czyli lektura na czytanie duchowe też nie jest pozbawiona dzisiaj błędów. Przede wszystkim proponowane seminarzystom książki są autorstwa współczesnych mistrzów duchowości. Królują o. Zdzisław Kijas, o. Jacek Salij czy o. Leon Knabit. Dzieła tychże zawierają mnóstwo błędów, a duchowość na nich zbudowana jest bardzo powierzchowna. Kleryk, który chce sięgnąć po autorów klasycznych jak np.: św. Jana od krzyża, św. Franciszka Salezego, św. Ludwika de Monfort itd zwykle zniechęcany przez swojego kierownika duchowego, w najlepszym razie nie otrzyma fachowej pomocy by przez tych często trudnych autorów przebrnąć. Skoro ojcowie duchowni często nie zaznali tych skarbów katolickiej duchowości nie można się dziwić, że nie będą zachęcać swojej młodzieży do należytego ich studiowania. Tradycyjny kleryk skazany jest więc na samotne poszukiwania. Dobrze jeśli ma kapłana spoza seminarium, który go właściwie poprowadzi. Sięganie po "Noc ciemną" jako pierwszą lekturę duchową zwykle prowadzi do zniechęcenia w rzetelnym studium duchowości katolickiej. W żadnym aspekcie formacji seminaryjnej nie jest tak istotne stopniowe wzrastanie jak właśnie w sprawach duchowych.
Przystosowanie formacji kapłańskiej do współczesności odbyło się kosztem wielu cennych praktyk ascetycznych. W moim seminarium nieobecne były już post oraz cotygodniowy dzień pokutny. Nawet okresy pokutne czyli adwent i wielki post odprawiane były z zaniechaniem jakichkolwiek praktyk wspólnotowego umartwienia. O tym, że był okres pokutny wiedzieliśmy jedynie po kolorze szat liturgicznych. Seminarzyści chcący podjąć autentyczny trud wyrzeczeń byli często szykanowani przez swoich kolegów. Sam w obawie przed etykietą dziwaka musiałem zrezygnować z tradycyjnego dla mnie sposobu przeżywania wielkiego postu - utraciłem w ten sposób coś niezwykle cennego. W nowym seminarium jakikolwiek dobrowolny post ciała jest w praktyce niemożliwy. Totalitarna wspólnotowość unifikuje każdy aspekt życia.
Spowiedź chociaż zalecana co dwa tygodnie, sprawowana była jednak nie we wszystkie dni tygodnia. Stąd pewnie bierze się praktyka niektórych księży, braku spowiedzi w święta kościelne, lub co gorsza nawet w niedziele - w końcu niedziela jest dniem radości, a nie pokuty... . Tymczasem mistrzowie wiary mówią o tym by spowiadać się zaraz po grzechowym upadku, a więc możliwość spowiedzi musi być codziennie. Na szczęście klerycy mieli możliwość swobodnego wyboru spowiedników także spoza seminarium. Niestety są takie seminaria gdzie tego wyboru nie ma lub jest poważnie ograniczony. Skutkować to może świętokradzkimi spowiedziami. Poziom spowiedników seminaryjnych jest bardzo różny, jednak większość z nich nie jest niestety gotowa stosować środki pokutne właściwe dla miejsca w którym się znajdują. W praktyce spowiedzi kleryków nie różnią się zbytnio od zwykłych. Nie należy się dziwić, że praktyka sakramentu pokuty w parafiach jest tak uboga, a prowadzenie duchowe mało efektywne. Czyn pokutny w postaci modlitwy w przypadku wielu grzechów jest niewystarczający, ale o tym napiszę już innym razem.
Poważną bolączką jest antyformacja ekumeniczna. Mam nawet w domu dokument pt.: "Ekumeniczny wymiar formacji pastoralnej". Zasady nauczania ekumenizmu pomijają zupełnie takie dokumenty jak "Mortalium animos" czy "Mystici Corporis Christi". Właściwie przedstawiony w nowym dokumencie plan formacji ekumenicznej można stwierdzić jednym słowem: manipulacja. Niestety dokument jest skrupulatnie wcielany w życie. Alumni obowiązani są uczestniczyć w Mszach i nabożeństwach interwyznaniowych. W ich trakcie obraża się Boga nie oddając Mu należnej czci. Sam pamiętam jak nasz rektor zrezygnował z przyklęknięcia pod dojściu do ołtarza, gdy było nabożeństwo z wiarołomnymi luteranami. Dopuszcza się do głoszenia kazań klerykom przez duchowieństwo heretyckie, a alumni nie mogą się temu sprzeciwiać. Pamiętam co było gdy nie przyjąłem wspólnego błogosławieństwa biskupa i superintendenta - oczywiście szykany spotkały mnie ze strony tak zwanych współbraci fanatycznie wyznających indyferentyzm. A ja tego błogosławieństwa przyjąć nie mogłem - uznałbym, że pan w todze jest ważnym szafarzem, wyznałbym nieprawdę swym postępowaniem. Nawet odmawianie różańca w ciszy i po klęcznikiem było napiętnowane. W ogóle cały ekumenizm w praktyce pozbawiony jest możliwości modlenia się o to aby nastała jedna owczarnia i jeden Pasterz. Bywały nabożeństwa odprawiane wręcz w duchu pokutnym, jakby to Kościół miał przepraszać za swoją chlubną historię. Taki ekumenizm stanowi antyformację, uczy kleryka, że jego wiara nie jest jedyna i prawdziwa. W rezultacie chwieje to tożsamością przyszłego kapłana. Jest to duchowa trucizna, a efekty widać w dzisiejszych odejściach kapłańskich.
Istotnym aspektem formacji duchowej jest jakość liturgii. Zgodnie z zasadą "lex orandi lex credendi" na jakość naszej wiary ma wpływ jakość kultu jaki oddajemy Bogu. Niestety i w tym zakresie zauważalne są poważne braki. Nowe seminaria to istne wylęgarnie eksperymentów liturgicznych. Tradycyjne nabożeństwa tolerowane są tam tylko w takim zakresie w jakim ich znajomość jest konieczna dla zabezpieczenia potrzeb ludu - nie są one jednak w centrum troski liturgicznej formatorów. Nacisk kładzie się raczej na to by kleryk wykazywał spontaniczność w modlitwie i sam kreował nabożeństwa. Takie podejście jest niebezpieczne. Oczywiście zdolność spontanicznej modlitwy jest przydatna, jednak kapłan powinien w swoim duszpasterstwie iść za tym co słuszne i co sprawdzone przez wielowiekową tradycję Kościoła. Wszelkie innowacje w zakresie duchowości wprowadzać należy bardzo ostrożnie podejmując wcześniej odpowiednie rozeznanie. Podejście obecne w wielu współczesnych seminariach uczy seminarzystów że liturgia jest kwestią zmienną i pożądana jest kreatywność. Nie muszę chyba czytelnikom wykazywać jak bardzo błędna jest to koncepcja - wystarczy popatrzeć na to co dzieje się w nowych świątyniach i jak wygląda Novus Ordo Missae. Najważniejszym nabożeństwem powinna być codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu - niestety w wielu seminariach, także w moim zaniechana. Jest to trudne nabożeństwo, ale przynoszące największy plon, pod warunkiem że odprawia się je w znacznej mierze w ciszy. Bardzo ważny jest przykład jaki dają formatorzy przy celebracjach liturgicznych. Istotnym elementem życia liturgicznego seminarium musi być wspólnotowa liturgia godzin - przynajmniej jutrznia i nieszpory. Trzeba dzisiaj szczególnie kiedy brewiarz został wydatnie skrócony dbać o jakość tej modlitwy, a więc uczyć, że brewiarz się nie czyta, ale odprawia. W seminarium i tylko tam przyszli kapłani mają okazję nauczyć się wierności wobec brewiarza i sposobu pięknego jego odprawiania.
Trzeba w końcu przypatrzeć się nieco grupom modlitewnym w nowych seminariach. W każdym seminarium działa ich przynajmniej kilka. Niech jednak ich ilość nie zwodzi, często jest to wybór między dżumą, a cholerą. Cóż bowiem z tego, że kleryk wybrać sobie może z 6 grup jedną skoro do wyboru ma: Focolare, Odnowę w Duchu Świętym, Communione e Liberazione, neokatechumenat, oazę, Taize... Jeśli trafi się jakaś grupa "nie charyzmatyczna" to posiada ona bliżej nieokreśloną duchowość na przykład "grupa Maryjna". Do rzadkości należą apostolstwa dobrej śmierci, trzeźwości, Legion Maryi, Bractwo Najświętszego Sakramentu, czy Rycerstwo Niepokalanej. Istnienie więcej niż jednej z takich grup świadczy zwykle o wysokim poziomie duchowym seminarium. Orientacja charyzmatyczna w wielu nowych seminariach jest tak dominująca, że wręcz narzuca się ona wszystkim seminarzystom. Stoi to chyba w jawnej sprzeczności z doktryną modernistów o wolności religijnej? Jednak w sprawach zasad liberalnych wolności nie ma. Tradycyjny kleryk musi więc wchodzić w grupy nieformalne, a to jest wielkie niebezpieczeństwo. Tworzenie bowiem grup tradycjonalistów nawet jeśli są w podziemiu szybko zostanie przez przełożonych wykryte, a członkowie poddani różnorakiej inwigilacji. Wiem to ponieważ sam należałem do takiej grupy.
Duchowość nowych seminariów w praktyce okazuje się często pustynią. Coraz częściej przechodzą trendy z dzikiego Zachodu. Należy jednak z naciskiem podkreślić iż nie jest jeszcze tak źle, żeby gorzej być nie mogło. W każdym polskim seminarium codziennie odprawiana jest Msza Święta, co w Kościele zachodnio-katolickim nie jest już takie oczywiste - mówił o tym w swoim świadectwie Ks. Tomasz Jochemczyk. Oczywiście tak jak w przypadku pozostałych wymiarów formacji tak i w przypadku formacji duchowej kondycja poszczególnych seminariów jest różna. Ponieważ kandydaci do seminarium zamierzają zostać osobami duchownymi, powinni szczególnie pod tym kątem rozważać do jakiego seminarium wstąpić. Na szczęście polskie seminaria zachowują najważniejsze zasady formacji duchowej, jednak sytuacja i w tym względzie stopniowo acz stale się pogarsza. Tradycyjny kleryk ostatecznie i w kwestii duchowej skazany jest na podwójne życie i szukanie środków formacyjnych pomagających rozwinąć mu prawdziwie katolicką duchowość kapłańską. Czynić to może właściwie jedynie przez stosowne lektury, bowiem na bezpieczne uczestnictwo w liturgii tradycyjnej jak również w stowarzyszeniach pielęgnujących Tradycję liczyć nie może. Oczywiście należy wybierać grupy jak najbardziej zbliżone do tradycyjnych, w żadnym jednak razie klerycy nie powinni podpisywać list proskrypcyjnych oficjalnych grup tradycji - służą one bowiem tylko wychwyceniu i przeformatowaniu lub wydaleniu prawdziwych tradycjonalistów. Wszystkim alumnom w ich rozwoju duchowym na ten trudny okres pustyni życzę wszystkiego dobrego. Odkrywajcie oazy katolickiej wiary, nie koniecznie jadąc do Krościenka nad Dunajcem... .
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz