Wpis o prefektach w seminarium nie jest łatwy i to niezależnie od tego czy pisze je wyświęcony kapłan, kleryk, czy wyklęty kleryk. Okazuje się bowiem że to właśnie prefekci są najbardziej znienawidzoną grupą moderatorów seminaryjnych - wiem to z autopsji jak również z korespondencji. Uwaga - czasami zdarza się seminarium bez prefekta, wtedy jego funkcję przejmuje wicerektor, zresztą i w seminariach z większą liczbą moderatorów wicerektor pełni przynajmniej po części tytułową funkcję. Zadaniem prefektów jest czuwanie nad dyscypliną seminaryjną. Należy przez to rozumieć karność alumnów w wykonywaniu swoich obowiązków duchowych, intelektualnych jak również stricte moralnych.
Niestety z mojej korespondencji, a po części i doświadczenia wynika, że wielu prefektów traktuje swój urząd jednostronnie, tzn dbają oni tylko i wyłącznie o zewnętrzną stronę przestrzegania regulaminu, przez co stają się zwykłymi dozorcami. Nie tędy droga...! Prefekt, który przecież nie musi dbać o doczesne sprawy seminarium, ani reprezentować go na zewnątrz, może poświęcić się w całości pracy wychowawczej. Weryfikacja drodzy prefekci oczywiście należy do waszych zadań, ale ani nie jest zadaniem głównym (bo od tego jest rektor) ani najważniejszym. Zapominacie bardzo często, że seminarium to miejsce wzrastania, miejsce w którym człowieka trzeba wychować, a nie tylko sprawdzić czy po zewnętrznej stronie kielicha pasuje do kapłaństwa.
Nie jest dobrym wychowawcą ten, kto tylko egzekwuje. Prefekt powinien mieć czas na rozmowy z klerykami (i nie chodzi o takie urzędowe, tylko zwykłe) oraz spędzanie z nimi czasu, dobrze gdy wykłada jakieś przedmioty, chociaż nie jest to konieczne. Ograniczanie wykonywania tego urzędu do przejścia przez pokoje kleryckie w czasie studium, czytania duchownego czy silentium jest głębokim nieporozumieniem. Również cedowanie wyjaśniania regulaminu klerykom na ojców duchownych. Prefekci problemem formacji winni się zająć kompleksowo, będąc także duchowym wzorem dla swoich wychowanków, a to oznacza ponoszenie także trudów regulaminowego życia takich jak chociażby zachowanie ciszy. Nie wypada w czasie silentium przyjmować prefektowi kolegów - zwłaszcza gdy owi zachowują się głośno... .
Problemem wielu seminariów jest brak personalistycznego podejścia wychowawczego. Wielu kleryków zwyczajnie nudzi się w seminarium. Wiadomo, że musi być czas na naukę, ale jeśli kleryk w czasie studium się nie uczy to niekoniecznie dlatego że nie jest zdyscyplinowany. Być może warto zbadać jego sytuację. Może opanowanie materiału zajmuje mu mniej czasu, może warto nawet w trakcie formacji wysłać go na dodatkowe wykłady lub nawet studia - albo po prostu zorganizować koło naukowe czy zainspirować interesującą lekturę żeby wychowanek nie popadł w lenistwo, a Kościół miał z tego pożytek. Rozeznawaniem takich sytuacji powinni się zająć właśnie prefekci. Oni powinni przedkładać rektorowi propozycję radzenia sobie z takimi problemami. Ale oczywiście łatwiej jest robić codzienny lub cotygodniowy niezapowiedziany nalot i sprawdzać czy klerycy siedzą przy biurkach i czy mają zamknięte laptopy.
Rzeczą bardzo poważną jest naruszanie prywatności. Jest to bardzo nagminne i zdarzało się także w moim seminarium. Sprawę traktuję w kategorii ciężkiego grzechu. Niedopuszczalne jest przeglądanie korespondencji alumna, wertowanie jego osobistych notatek, rewizja (chyba że dla najpoważniejszej przyczyny i zawsze w obecności zainteresowanego), podsłuchiwanie itp rzeczy, które można zostawić dla systemu słusznie minionego. W XXI wieku, kiedy każdy kleryk ma konto na fb, działa w sieci, wypowiada się naprawdę nie jest trudno wybadać jakie ma intencje idąc do kapłaństwa i czy posiada stosowne kwalifikacje duchowe i moralne. Dzisiaj kiedy seminaria świecą pustkami można i trzeba postawić na weryfikację opartą na przebywaniu i ludzkim poznawaniu alumnów. Jeszcze poważniejszym deliktem jest tworzenie siatki wywiadowców - sam byłem przez jednego z prefektów podczas urzędowej (sic!) rozmowy nakłaniany do takiej współpracy. Skutecznie niszczy to wspólnotę seminaryjną i (de)formuje przyszłego prezbiterium, wspiera kolesiostwo i cwaniactwo. Być może dla was wygodniej jest w ten sposób sprawować powierzony wam urząd, ale ten sposób gorszy seminarzystów.
Prefekt jest praktycznie jedynym moderatorem zdolnym obiektywnie ocenić kompetencje moralne przyszłych kandydatów od strony zewnętrznej. Ten aspekt posługi prefekta jest zupełnie pomijany. Pozostawia się z boku zagadnienia moralne w formacji. Praktycznie tylko za występek kwalifikowany kleryk może wylecieć. Ponad połowa przypadków wydaleń to bliżej nieokreślone kwestie osobowościowe. Przechodzą więc kandydaci złośliwi, obłudni, kłamiący, pyszni, skąpi, leniwi... . Jeśli jakiś alumn pada ofiarą nagonki ze strony kolegów - często okrutnej i niesprawiedliwej to prefekt przedstawia radzie seminaryjnej że taki kandydat ma zbyt słabą osobowość. A seminarium ani w małej części nie odzwierciedla życia w duszpasterstwie poza murami. Przecież żaden kapłan we współczesnych warunkach nie dzieli ze współbraćmi całego życia - posiada chociażby oddzielny pokój i łazienkę. Zaszczuć dobrego człowieka łatwo, wyrzucić też. A potem dziwimy się że wśród duchowieństwa tyle buców i chamów... .
Niestety większość alumnów odczuwa lęk przed moderatorami zewnętrznymi. W takim układzie nie można mówić o formacji, a raczej o zabawie w kotka i myszkę. Nie może być tak, że alumn widząc prefekta analizuje z jego wyrazu twarzy czy może w czymś nie podpadł. Oczywiście bywa i przeciwieństwo prefekta-cerbera.... . Prefekt-kumpel też nie jest dobrym modelem wychowawczym. Ostatecznie prefekt musi posiadać autorytet. Jeśli jest tylko dobrym kompanem do gry piłkę, wycieczek rocznikowych, czy podwieczorków - to można mówić o utracie tego autorytetu, także w jego formalnym aspekcie, czymś w rodzaju abdykacji z urzędu.
Z pewnością urząd prefekta nie jest łatwy... . Przyjmujący go niech dobrze zbadają sprawę w sumieniu zanim się zgodzą, szczególnie, że godzić się nie muszą. Jeśli kandydat na prefekta ma złe doświadczenia z własnej formacji niech lepiej z pokorą odmówi biskupowi niż podejmie się zadania którego nie jest w stanie właściwie wypełnić. Złych wzorców i modeli formacyjnych nie można przenosić z pokolenia na pokolenie. Biskupi i rektorzy niech pilnie zważają kogo wybierają do roli prefekta. Kapłan piastujący ten urząd powinien być doświadczony, zrównoważony, dojrzały i posiadać wybitne kwalifikacje moralne. Raczej należy wybierać najlepszych i zdecydowanie nie traktować tego urzędu jako dobrego zapisu w CV dla przyszłego biskupa... .
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz