Przede wszystkim należy przemyśleć sensowność rozwiązania jakim jest socjusz. Dla niewtajemniczonych wyjaśniam iż w żargonie kościelnym jest współlokator. W moim seminarium funkcjonowało jeszcze pojęcie segmentariusza, bowiem mieszkaliśmy w pokojach typu studio to znaczy dwie dwójki ze wspólną łazienką, toaletą, składzikiem i przedpokojem. Konieczność mieszkania aż do święceń w pokojach z socjuszami argumentowano postulatami (de)formacji ludzkiej. Jak jednak wiadomo tradycyjne seminaria na świecie nie praktykują już tego modelu wychowawczego, również większość zakonów swoim postulantom, nowicjuszom czy juniorystom oferuje cele jednoosobowe. Starsi księża opowiadali nam, że sami formowali się w wielkich pokojach o często dziwacznych nazwach typu: syberia, trupiarnia, tramwaj itp. Po latach doceniają ten typ skoszarowania. W sytuacji braku możliwości zapewnienia pojedynczych pokoi (co wbrew pozorom nie jest tak trudno zrobić - wystarczy podzielić już istniejące na małe przedzielone choćby gipsowymi ścianami) taki typ rozkwaterowania seminarzystów eliminował wiele patologicznych zachowań. Silne jednostki nie były w stanie totalizować słabszych, ponieważ w starciu z rzeszą kilku, czy kilkunastu kleryków nie mogły sobie pozwolić na dominację i musiały się podporządkować. Nie było również problemu karania czy nagradzania poprzez przyporządkowanie kogoś do konkretnego socjusza. Wiadomo było że w jednym semestrze będzie się mieszkać z jedną połową rocznika, a w drugim semestrze z drugą i tak na zmianę aż do święceń... .
Tymczasem w wielu seminariach - w tym także w moim stosuje się dopasowywanie socjuszy jako metodę wychowawczą. Nie jest to zabieg dobry. Owszem można przez jakiś czas połączyć ze sobą dwie lub kilka trudnych osób, jednak zawsze taka decyzja musi być dobrze przemyślana i także transparentna dla samych seminarzystów. Do tego wymaga wsparcia ze strony przełożonych, aby osiągnięty efekt wychowawczy nie był sprzeczny z zamierzonym. W ogóle ukrywanie przez przełożonych celów pewnych ćwiczeń czy decyzji jest swego rodzaju manipulacją i powinno być ukrócane. Kleryk nie jest małym dzieckiem i powinien świadomie brać udział w swojej formacji. Skoro przełożeni żądają od swoich podopiecznych szczerości, to również sami powinni się do niej stosować.
Wprowadzenie modelu dwuosobowych pokojów tak w formacji zakonnej jak i kleryckiej jest bardzo niebezpieczne. Już lepiej powinno się stosować cele czy pokoje wieloosobowe. Jest to ni mniej ni więcej jak wystawianie alumnów na różnego rodzaju pokusy. Pierwszą z nich jest notoryczne nieprzestrzeganie ćwiczeń duchownych, zwłaszcza silentium sacrum. Zagrożone rozmowami są również rekolekcje, dni skupienia, czytanie duchowne czy studium. Wiadomo, że gdzie jest kolegium, czyli przynajmniej trzy osoby tam trudniej utrzymać jest tajemnicę. W tym przypadku chodzi o zmowę milczenia w złej sprawie, a mianowicie w nieprzestrzeganiu regulaminu. Gdy kleryków jest kilku, to łatwiej jest się któremuś poskarżyć na niestosowne zachowanie kolegów. Nie jest to donosicielstwo tylko dbałość o własną i ich formację. Nie chodzi o to by podawać nazwiska, ale o to by przełożony przez odpowiednie kontrole zagwarantował takiemu klerykowi zachowanie koniecznego dlań spokoju. Istnieje jeszcze drugie daleko bardziej poważne zagrożenie, a mianowicie rozwinięcie się niezdrowych relacji. Więcej na ten temat pisałem we wpisie o homoseksualizmie w seminarium. Codzienne oglądanie roznegliżowanego ciała socjusza, możliwość prowadzenia nocnych rozmów i przebywanie na małej przestrzeni przy braku dostępu do płci przeciwnej może wykształcić zachowania zastępcze i mimo woli samych seminarzystów sprowadzić ich na złe drogi.
Niestety wielu z Was jest już w takim modelu i być może okoliczności Waszej (de)formacji są takie że nie bardzo możecie zmienić seminarium. Wobec tego należy przedsięwziąć kilka ważnych postanowień, aby życie z socjuszem nie przeszkadzało w formacji:
1. Na początku pomodlić się i w szczerej rozmowie próbować ustalić warunki kohabitacji.
2. Bezwzględnie przestrzegać nakazanej przez regulamin ciszy - w razie potrzeby narzucić sobie dodatkowy okres ciszy.
3. Jeśli to możliwe ustawić meble w pokoju tak aby każdy miał swój kąt i by siedzieć do siebie tyłem.
4. Usystematyzować kwestie związane z toaletą poranną i wieczorną, czyli zaprowadzić porządek korzystania z urządzeń sanitarnych zachowywać się intymnie, skromnie, unikać nagości.
5. Wprowadzić dyżury dotyczące sprzątania, wywiesić je w widocznym miejscu. Dla szczególnie opornych wprowadzić regulamin sprzątania czy co konkretnie i jak ma zostać wykonane.
6. Unikać kończenia dnia nierozwiązanym sporem - rozmów jednak nie prowadzić w czasie silentium sacrum. W razie potrzeby korzystać z mediacji seniora rocznikowego bądź ojca duchownego.
7. Bezwzględnie stosować ewangeliczne zasady correctio fraterna, chyba że chodzi o występek kwalifikowany.
8. Do przełożonych zewnętrznych odnosić się w ostateczności, po zebraniu odpowiednich dowodów i świadków.
9. Gości i to nawet innych kleryków i nawet w czasie rekreacji podejmować tylko po uzgodnieniu z socjuszem. Ustalić grafik takich odwiedzin i zapewnić sobie także poza rekolekcjami i dniami skupienia jakieś wolne dni od odwiedzin np.: środy i piątki.
10. Muzyki, wykładów słuchać tylko na słuchawkach.
11. Nie umawiać się z własnym socjuszem na rekreację - zachować umiar we wspólnym przebywaniu.
12. Unikać obmawiania i plotkowania na temat własnego socjusza i to nawet wtedy kiedy jest uciążliwy.
Pod pojęciem socjusza w wielu seminariach rozumie się także narzucony przez regulamin obowiązek wychodzenia w towarzystwie przynajmniej jednego współbrata. Otóż może w okresie komunizmu niniejszy środek był stosowny, ale dziś jest już zdecydowanie anachroniczny. Niektórzy widzą w tym funkcję swego rodzaju przyzwoitki. Jeśli ma to odnieść jakiś skutek, to tylko taki, że odwlecze tragedię na czas po święceniach. Lepiej niech się taki kleryk zakocha w trakcie formacji i odejdzie niż potem już jako ksiądz próbuje oszukiwać. Pozostawienie pewnej roztropnej swobody seminarzystom w rozporządzaniu ich czasem wolnym stanowi ważny faktor weryfikacyjny. W końcu nie chodzi o to by doszła wielka liczba byle jakich kapłanów dopuszczonych w paradygmacie: "wielu jest powołanych, wszyscy są wybrani" ale chodzi o to by doszli ci co rzeczywiście mają powołanie, aby oni sami mogli się zbawić i dopomogli w tym innym.
Socjusz to często trudna próba. W niektórych seminariach stosowana bez umiaru i z zamiarem konsekwentnego niszczenia określonej osoby. Szczere rozmowy pomiędzy seminarzystami jak również z ojcami duchownymi; próba dania szansy każdemu, umawianie się ze wszystkimi z rocznika na wspólną rekreację, a nie tylko trzymanie się wąskiej grupy lub co gorsza jednego kleryka to środki które na pewno będą sprzyjać Waszej formacji. Na kolejny być może trudny rok (de)formacji niech Wam dobry Pan Bóg błogosławi.
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz