poniedziałek, 10 września 2018

O samorządzie kleryckim

Laudetur Iesus Christus!

Pewien mądry kapłan u progu mojej (de)formacji seminaryjnej powiedział mi: "Nie daj się nigdy zrobić seniorem, ani dziekanem alumnów". W słowach tych jest sporo prawdy. Dziś więc nieco ku przestrodze dla braci którzy w październiku dopiero zaczynają lub tych w latach posuniętych co nie mają na tyle rozumu, aby samodzielnie dojść do pewnych wniosków.

Może zabrzmi to banalnie, ale celem formacji seminaryjnej jest ważne i godziwe przyjęcie święceń prezbiteratu - tyle i aż tyle. Seminarium jest tylko drogą, którą trzeba przejść. Wszystkie siły należy bezwzględnie skupić nie na tym, aby się tam dobrze ustawić, być popularnym czy cokolwiek innego, ale właśnie trzeba tak pracować by w przyszłości zostać świętym kapłanem, a więc zbawić duszę własną i dopomóc w tym swoim braciom i siostrom. Otóż stawiam tezę iż angażowanie się we wszelkie formy samorządu kleryckiego nie tylko w tym nie pomagają, ale wręcz szkodzą. 

Już sam pomysł tworzenia jakiegoś samorządu kleryckiego jest dziwnym monteskiuszowskim wytworem, a raczej nowotworem, który w Kościele nigdy miejsca nie miał i powinien zostać jak najszybciej zlikwidowany. Co bowiem powoduje takie ciało pośredniczące? Po pierwsze wprowadza w naturalny sposób nierówność między klerykami danego rocznika, a po drugie zwiększa dystans pomiędzy przełożonym a poszczególnym seminarzystą. Owszem powinien być jakiś skarbnik, można go też nazwać starostą - ale na pewno nie dziekanem. Raz że jest to jednak tytuł zarezerwowany dla archiprezbitera, a nie minorzysty (lub wręcz zwykłego alumna) a dwa że suponuje istnienie jakiejś władzy związanej z tym oficjum. Tymczasem relacja przełożeństwa w układzie formacji na tym samym poziomie jest po prostu szkodliwa i to tak dla samego funkcyjnego jak i jego "podwładnych". Na szczęście w moim seminarium funkcja seniora czy dziekana była raczej honorowa, ale dobiegają mnie słuchy iż nie we wszystkich seminariach tak jest. Do tego funkcje reprezentacyjne tego pseudo urzędu często wykolejają na zawsze przyszłego kapłana. W końcu to właśnie senior czy też dziekan są zwykle głównymi celebransami lub w wypadku wielkiej fety koncelebransami (wespół z rektorem) liturgii uścisków... . Tak! - chodzi mi właśnie o te wszystkie prezenty i kwiatki dawane często zupełnie bez okazji, tylko dla samej zasady, za posługę która seminarzystom należy się jak psu kość... . Chodzi mi o kazania, dni skupienia, rekolekcje, odwiedziny biskupa czy udzielanie święceń lub posług. Nikt nie myśli aby księdzu po każdym kazaniu, odprawionej Mszy Świętej, czy spowiedzi klaskać lub dawać kwiaty, tymczasem w seminarium robi się to nagminnie. Przez to kandydaci do kapłaństwa uczą się antropocentryzmu liturgicznego... .

Nawet jeśli funkcja starosty rocznikowego lub też dziekana alumnatu jest przez sam system potraktowana właściwie, to jednak nakłada na pełniącego tą funkcję dodatkowe obowiązki które skutkują mniejszą ilością czasu na ćwiczenia duchowne, studium i rekreację - czyli trzy podstawowe elementy na których powinno się wspierać życie kleryckie. Pierwsze po to by był Bożym kapłanem, drugie by był mądrym, a trzecie by był zdrowym. Tymczasem bardzo często senior tudzież dziekan nie tylko pełnią swoją funkcję ale zajmują się mnóstwem kółek, wychodzeniem co chwila z seminarium, często ze szczerych acz jednak humanistycznych pobudek i w ten sposób taki kleryk rozmienia się na drobne. O iluż takich słyszałem jak porzucali kapłaństwo, nieraz w atmosferze skandalu nawet nie osiągnąwszy "wieku gwarancyjnego" - u nas przyjmowano 5 lat po zakończeniu (de)formacji (jeśli ktoś odszedł po tym czasie nie dopatrywano się szczególnych przyczyn w deformacji seminaryjnej). Nie należy też ulegać ułudzie asystencji Ducha Świętego - wybory samorządu kleryckiego to nie konklawe, choć bywa że przebiega w podobnej atmosferze... . A nawet na konklawe protokół nie przewiduje by wahającego się kandydata przekonywać. Tym bardziej nie powinni więc tego czynić przełożeni czy seminaryjna brać. 

Pomyślcie zresztą na ile niepotrzebnych zupełnie konfliktów w tej funkcji się wystawiacie. Przychylność kleryckiej gawiedzi szybko zgaśnie wobec obietnic, czy też oczekiwań których nie spełnicie, a i przełożeni nie po to ustanawiają samorząd, by się z nim użerać, lecz po to by sprawniej zarządzać seminarium - patrząc zresztą często zupełnie utylitarnie... . Zostawmy zatem tę pseudo władzę, ów oświeceniowy zarząd modernistom i głupcom, sami zaś zajmijmy się tym co istotne i ważkie dla sprawy o którą walczymy - salus animarum!

Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz