Każdy kto zagrzał w kościelnych strukturach więcej czasu spotkał się z pojęciem zgorszenia. Pojęcie zgorszenia bywa źle rozumiane i dlatego jest przedmiotem dzisiejszego wpisu. Powszechne powiedzenie, że gorszy się gorszy w zupełności oddaje istotę niezrozumienia tego ciężkiego grzechu.
Najprościej rzecz ujmując: "Zgorszenie jest postawą lub zachowaniem, które prowadzi drugiego człowieka do popełnienia zła." (KKK 2284). Jest to zatem jeden z grzechów cudzych: "do grzechu innych pobudzać". Zgorszenie jest bezpośrednim zamachem na zbawienie drugiej osoby, poprzez szkodę wyrządzoną jej duszy, a konkretnie sumieniu. W powszechnym mniemaniu zgorszenie następuje wtedy kiedy zwodzimy innych do zła. Należy jednak pamiętać iż jest to najwyższy stopień tego grzechu, pomija się dzisiaj inne wymiary zgorszenia.
Pobudzanie do złego następuje już przez sam fakt publicznego popełniania grzechów. O ile każdy grzech, choćby prywatny poprzez świętych obcowanie uszczupla duchowe zasoby Kościoła, o tyle grzech publiczny dodatkowo sieje kąkol w pszeniczny łan Kościoła. Mechanizm zgorszenia jest prosty - fakt, że ktoś popełnia zło i żyje dostatnio, bądź nie spotyka go żadna kara lub niepowodzenie powoduje, że wielu innych ludzi zaczyna stopniowo na zło przyzwalać. Cała jadowitość zgorszenia polega na tym że zwykle dokonuje się ono stopniowo. Tymczasem w powszechnym nauczaniu zgorszenie występuje właściwie tylko jako występek kwalifikowany, tak też jest określany i zwalczany w prawie kanonicznym. Jest to oczywisty błąd. To co obecnie nazywa się zgorszeniem jest już raczej skutkiem, a nie przyczyną zła, ostatecznym wymiarem ministerium nieprawości.
Zgorszenie następuje nie tylko poprzez dawanie złego przykładu swoim życiem, czyli popełnianie publicznych grzechów, ale także poprzez zaniedbania. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy są specjalnie powołani aby wobec ludzi wypełniać swoje życiowe powołanie. Mam tu w pierwszej kolejności na myśli pasterzy i wychowawców ale także inteligencję, a więc wykładowców, nauczycieli, naukowców czy nawet celebrytów. Sam fakt, że osoby te nie reagują na zło które ich otacza powoduje zgorszenie, bowiem prowadzi nieuchronnie do tego, że inni skłaniają się do zła.
Zgorszenie powoduje więc podwójną winę gorszącego. Przede wszystkim popełnia on osobisty grzech bądź zaniedbanie dobra czym obciąża swoją duszę. Dalej winowajca prowadzi do zła zgorszonego. Drodzy czytelnicy! Przejmijmy się grozą tego grzechu i uczyńmy rachunek sumienia. Wiele zła które popełniamy oddziałuje także na otoczenie nie tylko pośrednio poprzez świętych obcowanie, ale także bezpośrednio poprzez zgorszenie. Efektem zgorszenia zwykle nie jest deklaracja zgorszonego. Wtedy nie jest jeszcze źle, bo osoba będąca świadkiem zła ma jego świadomość. Zgorszenie to cichy zabójca łaski uświęcającej. Objawia się ono w duchowej acedii, indyferentyzmie, wycofywaniu się z praktyk religijnych. Byłem wielokrotnie świadkiem zgorszenia w seminarium - to były takie ciche odejścia osób naprawdę powołanych ale zgorszonych przez atmosferę tego miejsca. Szczególnie zwracam się do duchowieństwa. Wielokrotnie wasze złe postępowanie jest przyczyną faktycznych odejść od wiary. Nie mam tutaj na myśli deklaracje ateistów, którzy i bez waszego złego przykładu byliby nimi, ale owce, które chciały i chcą należeć do owczarni Chrystusa, ale zostały wygonione przez fałszywych pasterzy. Chrystus Pan co prawda zapowiada zgorszenia, ale i ostrzega tych którzy są im winni. "Rzekł znowu do swoich uczniów: «Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą. Byłoby lepiej dla niego, gdyby kamień młyński zawieszono mu u szyi i wrzucono go w morze, niż żeby miał być powodem grzechu jednego z tych małych. Uważajcie na siebie!" (Łk 17,1-2)
Z katolickim pozdrowieniem:
Wyklęty kleryk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz